.
PRZESZCZĘŚLIWE PODLASIE
Dzisiaj znów obudził mnie deszcz,
Jest tym bardziej prześliczniej,
Że bez błyskawic, grzmotów i piorunów.
Ich bogowie spali i nie rzucali gniewu na ludzi.
Deszcz pada spokojnie i równomiernie,
Jak nie latem sierpniowym,
A późną listopadową jesienią.
W tym czasie cisza, niebo spokojne, choć pochmurne,
Drzewa stoją bez ruchu,
Ziemia wsiąka wodę do woli.
Ludzie podążają do pracy...
Jakie przeszczęśliwe dzisiaj Podlasie.
Ptaki rozpoczynają poranne śpiewanie...
Poeci wstają, aby napisać wiersz:
"Jakie przeszczęśliwe Podlasie..."
Pisałem, dnia 18.08.2010 roku. Podlasie [ godz. 5:30 ]
W MOICH OCZACH JUŻ JESIEŃ
W moich oczach już jesień,
A jeśli nie jesień, to przed jesień;
Skoro drzewa już żółkną,
Gdzieniegdzie brązowieją i czerwienieją!
Pająki przędzą babie lato,
Mi radość taka za to,
Że przeszczęśliwe moje Podlasie;
Przed jesienią, grzybobraniem,
Urokliwą przyrodą, wesołymi ptakami,
Odlatującymi jaskółkami, bocianami
I spełniającym niebem.
Szkoda tylko mi jednego, że nie mogę
Wszędzie pójść z przyczyn wiadomych.
Ale wtedy i zapewne nie byłbym poetą.
MÓJ DZIEŃ
Temperatura około +20°C, pochmurno, wietrznie,
Tylko od czasu do czasu spoza chmur przebłyski słońca.
Przyjemnie jest na ciele, jak w duszy i sercu.
Dzisiaj nie torturują mnie upałów mściciele,
Chłodna pogoda jak w czerwcu.
Panny podlaskie dorodne idą skądś dokądś
W pięknej i niezaprzeczalnej urodzie.
Przez zimno pochmurny poranek zostałem obudzony,
Dzisiaj mój dzień ulubiony na pogodę,
Bo ja taki odludek urodzony.
Taki świat uważam za urodę.
Lepszą chęć mam do życia;
Stresu mniej, nerwów, potliwości,
Więc dzień z korzyścią do zdobycia,
Takiej już ja urodzonej osobliwości.
Dzisiaj mój lubiany dzień
Zaniósł mnie aż do stolicy*.
Metropolia, drzewa składają mi cień
Wszędzie, gdzie jestem na każdej ulicy.
Klawo jest jak cholera.
Chce się żyć i wiersze pisać...
Objaśnienie: stolicy* - autor miał na myśli Białystok stolicę Podlasia.
MELANCHOLIA POETY
Utkwiły moje oczy między dwie sosny
https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipPRaJ93_QcKxD6Ei_9mjRwBI_CYIYfRfRG39sFl
[ do siebie bliźniaczo podobne ],
Bo smutno mi tej wiosny.
Tkwię jakby w trójkąt wzięty
Na tę chwilę samotną, ciężarem życia niepojęte.
I z tego miejsca wydostać się nie mogę,
Jak bezwładne nogi, które nie idą żadną drogą.
NAD WODĄ POD SOSNĄ
[ Ach, co to był za mecz ]
Deszcz zrosił przyrodę - słońce wyszło zza chmur -
Pogodnie zrobiło się z letnią urodą,
Kaczek pływających pojawiło się cały sznur.
Płyną w obu kierunkach, jak mini statki
Na lekko zmarszczonej przez wiatr wodzie,
Ku mnie w przyrodniczej urodzie
Są piękne, dorodne i jak żywe antyki.
Nie wychodźcie na ląd,
Bo choć piękne w urodzonej krasie,
Nietypowe w chodzeniu jesteście.
To tu, gdzie zapłata moja od losu za kalectwo.
A tam w stolicy Podlasia Jaga gra z Kolejorzem -
Co za pechowy przypadek: "Franek, Franek łowca bramek"*
Idzie z atakiem na bramkę Lecha,
A tutaj sędzia kalosz, jak kiepski i zły szewc,
Krawiec gwizdkiem kończy pierwszą połowę!
Och, gdyby jeszcze dołożył z 10 sekund,
Kto wie, Jaga mogłaby być uszczęśliwiona?!
Bo takich sytuacji nasz wspaniały Tomek nie marnuje.
Zdaje mi się, że tutaj tylko wędkarze są szczęśliwi,
Kiedy interesuje ich tylko wędka i ryba.
W tym czasie Jaga z Kolejorzem drugą połowę zaczęła grać,
Przeważając przycisnęła Lecha, ale jak na razie gola nie ma.
Słońce zachodzi za lipą i ugrzęzło w gęstym lasie
Tworząc ostatnie odbicia w wodnych topielach.
Komentator z radia Białystok sympatyk Jagiellonii
Na całe gardło już wykrzykuje z chrypą, Jagiellonia przeważa!
Ale na gola jeszcze nie przyszedł czas.
Na akwenie woda gładka, skoro cisza,
Nad nią olchy w bezwietrznym ruchu,
Na ziemi w liściach pod lipą buszuje polna mysz.
Komentatora słuchanie, szamocząca się nie zakłóca słuchu.
Wierzę w Jagę, jak w swoje zwycięstwa życia,
Bo ja jestem walczakiem i zawsze walczę,
Jak Jaga od zwycięstwa do zwycięstwa,
Bo powrócił nasz wspaniały łowca bramek Tomek Frankowski!
Zaraz skończy się mecz.
Zaraz skończy się wiersz.
Tymczasem komentator wykrzyknął:
Jest, jest, jest! Spalony, co za pech, co za pech.
A kiedy odłożyłem pióro i na chwilę wiersz,
A tutaj co za radość, komentator znowu wykrzyknął:
Jest, jest, jest! GOOOOOO! Nareszcie do trzech razy sztuka,
"Franek, Franek łowca bramek"* do bramki Lecha puknął gola!
Teraz już nie ma żadnych wątpliwości!
Błyskawiczna kontra Franka z Grosikiem rozmontowała Kolejorza.
Chyba będzie zwycięstwo?!
Jagiellonia będzie królować.
W trakcie meczu dwie bramki ze spalonego nie uznane.
Jaka szkoda, jaka wielka szkoda.
Strzały obok bramki spowodowały jęk kibiców,
Ale białostocka widownia niezawiedzenia,
Bo Jaga z naszym Tomkiem królem pola karnego nie zawodzi.
Jaga to jest Jaga na miarę Mistrza Polski.
Białystok na czasie. Podlasie na czasie.
Oooooo! poprzeczka, komentator wykrzyknął!
Co za pech, co za pech, co za pech.
Ale co się odwlecze to nie uciecze: 88 minuta meczu
"Grosik"* z "Frankiem"* szybkim zabójczym atakiem na 2:0.
Gol! Gol! Gol! Gol! Gol! Gol! Jaga jest Wielka!
I tak na Jadze przy Słonecznej poległ Lech!
Jaga będzie mistrzem?
Ach, co to był za mecz.
Lech wykoleił się w Białymstoku.
Teraz kolei, żeby popłynęła Wisła.
I popłynęła.
Objaśnienia: "Franek, Franek łowca bramek"* - Tomasz Frankowski
najwybitniejszy w historii klubu piłkarz Jagiellonii Białystok.
"Grosik"* - Kamil Grosicki piłkarz Jagiellonii Białystok.
Białystok przy Słonecznej, sierpień 2010 rok.
Autor pisał wiersz słuchając mecz w radio wraz z synem
nad zalewem "Czapielówka" w otulinie Puszczy Knyszyńskiej
w Czarnej Białostockiej.
KRAINA DZIECIŃSTWA DZISIAJ
Deszcz rozmył makijaż lata,
Zacieki ścienne ma każda chata.
Ptaki śpiewają sobie samym,
Aż żal się stał w sercu mym.
Że tutaj, gdzie kraina dzieciństwa,
Czas miniony urządził tyle świństwa.
Bociany już nie krążą podniebnie,
Wszędzie smutno, umarle i grobnie.
Tu, gdzie kraina mego dzieciństwa,
Tutaj nie ma ludzkiego draństwa.
A mimo smutne są moje oczy,
Choć tutaj tak miło krajobraz jest uroczy.
Lat wszystko ma za dużo,
Nawet ty w ogródku matczynym zestarzałaś się różo.
I sama matka, pustką dom jej gra,
Bo czas przemija, choć ciągle trwa...
...JESIEŃ ZA PASEM
https://plus.google.com/photos/103276734392610294633/albums/5485158496007309761/5775738984576150226?banner=pwa&pid=5775738984576150226&oid=103276734392610294633
Żółkną brzozy wśród sosen
Wiekiem dorodne, jak stare damy.
Mają z tyle, co ja wiosen,
W dodatku te same melodie gramy...
A kiedy z impetem liście będą spadać
I kiedy jesień głuchymi wiatrami zacznie grać,
Tylko przyjdzie dom polubić -
I tak przez zimę całą w nim trwać.
Kiedy przyjdzie wiosna - czas pokaże,
Gdy z nagich drzew zejdzie szadź,
Co z wiosną w życiu się okaże,
Jakie melodie skomponuje nam ptasia brać?
BEZWSTYDNY PTASZEK
Przyleciał ptaszek i usiadł na balustrady "wierszowego tronu"* -
rozpostarł skrzydełka - oczyścił piórka, nagością obnażył się przede mną,
po czym zaśpiewał i pofrunął w siną dal.
Objaśnienie: "wierszowego tronu"* - autor miał na myśli podjazd dla osoby na wózek inwalidzki.
KOLORYTY JESIENI
Głóg przemawia do mnie czerwienią,
W środku mały ptaszek śpiewem.
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipM7eOAfM6NWW3duUf4GJ58wegivAVXFnJg14Ozf
Las potężny wiekiem ogłusza mnie zielenią,
Choć stoi w miejscu drzewem.
Jabłoń w odmienności, niż kobieta,
Lepsza jest temu, co pragnie jabłka.
A pijak, którego roznosi seta,
Tylko do niej pragnieniem łka.
Sosny dwie jak dwie krople wody
https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipPRaJ93_QcKxD6Ei_9mjRwBI_CYIYfRfRG39sFl
Stoją koło siebie bez ruchomo.
Pod nimi nikt już nie stoi,
ani do wypicia, ani dla urody,
I już stąd nikogo nie przegania ZOMO*.
Brzozy dwie jak bliźniaczki siostry,
https://photos.google.com/photo/AF1QipMHu2AOjsSCAwCLBDNaPy-SJLTxIGR8X7YAAoZL
Tańczą mi do oczu wiatrem...
Ja poeta chłopski-robotniczy, choć prosty,
Nie wycieram nosa swetrem.
Pokochałem Przyrodę Naturę, jak życie,
Ach, jeszcze i kobietę,
Bo to najpiękniejsze na tym świecie kwiecie,
A już nad piękne, kiedy łykną setę.
Objaśnienie; ZOMO* - Związek Ochotniczej Milicji Obywatelskiej istniejący w PRL-u.
PESYMIZM ODWROTNIE
Na przekór wszystkiemu tylko nie sobie samemu.
SZCZERA ROZMOWA Z ULUBIENICAMI
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipNGsJs12A13m805YwTnHubA5tHSuw7lTNz9rhfe
Będąc w miejscu relaksowego odprężenia,
Gdzie wy, tam moje oczy.
Dobra chwila, miejsce do myślenia,
Co mnie z wami jednoczy.
A to, że wy pływacie,
A ja już dawno temu popłynąłem.
Powiedziałybyście: ty wariacie,
Żyjesz z niewyleczalnym fiołem.
A tak. Żebyście wy wiedziały.
Teraz przywożę tutaj utopić z życia swoje błędy.
Przed wami nad wyraz jestem śmiały,
Bo wy milczycie w plotkach dbając i o moje względy.
TUTAJ
https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipMtcRLwA5sHx_kRj5SlK6qE3tVP1qIWOnKyosDl
Doświadczam kontaktu z Naturą, jak za dzieciństwa;
Słucham powiewu wiatru, śpiewu ptaków, szumu lasu,
Oddychania ziemi, spadanie liści, przemieszczającego cienia,
Parowanie wody, nieba urody, zachodu słońca,
Zapadającej ciemności, snu trwania i jutra doczekania.
Podlasiu i nie tylko
BYŁAŚ PIĘKNA, ALE NIEDOSTĘPNA
Miałaś piękną twarz.
Kiedy chciałem ją pocałować,
Mówiłaś: Ani mi się waż!
Czy wiesz, jak srogo musiałem żałować,
Że byłaś taka niedostępna?
* * *
Miłowałem się w pięknych pannach,
Nie za to, że mogłem je całować,
Lecz za to, że piękno mogłem w nich znajdować,
Piękniejsze piękno, które nie przyśniło się nigdy w snach.
Sen spełniony jest gorszy od jawy niespełnionej.
* * *
Jakież to szczęście w życiu mnie spotkało,
że nie przyszło mi się żyć w innym kraju, niż w ojczystym.
W 30. ROCZNICĘ SOLIDARNOŚCI
Według Mietka:
W walce o wolność - Solidarność ludzi zjednoczyła, a po wywalczeniu społecznej wolności się podzieliła
na różne partyjne ugrupowania. A więc Solidarność to był jednorazowy zryw ruchu społeczno-robotniczego,
który trwał całą dekadę. Ci, którzy na początku byli sobie przyjaciółmi, teraz nienawidzącymi są wrogami.
Wszystkie partie wywodzące się z PZPR - jako postkomuna powinny odejść do lamusa, a wejść na scenę
polityczną powinni młodzi ludzie nie mający nic z byłym ustrojem.
* * *
...Poezja nie polega na tym żeby być Mickiewiczem,
a pisać to, co leży na sercu i w duszy gra...
* * *
...Każda chwila raz tylko trwa, więc trzeba skrupulatnie ją ująć...
WIERSZE Z WRZEŚNIA 2010 ROKU
PIERWSZEGO WRZEŚNIA 2010 ROKU
Padał deszcz całą noc - i pada cały dzień z krótką przerwą przed południem.
Jakie to szczęście los nam sprawia, że dzisiaj z nieba pada deszcz,
a nie nazistowskie bomby.
Wnuczka tym bardziej, niż my, cieszy się życiem, nic nie rozumując,
że były, czy są ludzie wojny.
Jeśli mój wiek, który ma wpływ na pokój, a po nas wiek naszych dzieci,
a po naszych dzieciach wiek naszych wnuków będą rozumieć, że wojna,
to zagłada, że na wojnie nie ma zwycięzców, to wojnę będziemy, będą
tylko znać z opowiadań, książek i filmów.
Myślimy, myślą, będą myśleć, słysząc i wiedząc o takiej przestrodze, będziemy,
będą cenić pokój nade wszystko, bo pokój ludzi, to raj na Ziemi dla ludzi.
A i w Niebie Aniołowie są szczęśliwi i Bóg nic nie ma do roboty, bo nie zwracamy
się o pomstę do Boga.
Niechaj pada deszcz dalej...
A od bomb, Boże broń nas zawsze.
KU PRZESTRODZE I KU TEMU, ABY JUŻ NIGDY NIE POPEŁNIANO TEGO!
WE WRZEŚNIOWE CHŁODNE PORANKI
Już przyszły chłodne wrześniowe poranki,
Które bardziej lubię, niż ciepłe letnie.
To Podlasie i w tym nie ma żadnej niespodzianki,
Że poranny chłód dreszczem skórę przetnie.
Lepsze to, niżby w letnie upały
Robić zimne okłady na czoło i kark.
A i nikt nie jest taki odludek, jak ja spocony cały,
I nie płonie w słońcu, jak na stosie w ogniu płonęła Joanna d'Arc.
Deszcz już pada dwie noce
I ma zamiar padać trzeci dzień...
Choć w naszym nakryciu kołdry zmieniły koce,
Lepsze to, niż w upały cień.
Z POGODĄ IDZIE NA LEPSZE
Na niebie już wypogodniało,
Choć na ziemię jeszcze słońce nie zajrzało.
Ale wiatry już przeganiają chmury -
Hen za horyzont i dalej, tam teraz czas bury.
Co prawda lubię takie chłodne w lecie jesienne dni,
Ale oby tylko po deszczu, bo i ziemia już nasycona wodą trzy dni.
Jutro wyjdzie słońce - i ty wierszu, pójdziesz tam, gdzie "diabeł mówi dobranoc".
A kiedy powrócisz - wiersz napiszesz - i umrzesz do jutra przez noc.
BYŁO TO WTEDY, KIEDY
Było to wtedy, kiedy poezja gotowała się we mnie,
Serce tak mocno waliło, [ a nawet poezja istniała we śnie ]
I bardziej z tego było mi miło, bardziej niż to,
co by na jawie się zdarzyło.
Było to wtedy, kiedy noce nie różniły się od dni,
Nieba piekło miałem na ziemi.
W każde noce i w każde dnie
Tak chciałem żyć na ziemi.
Było to wtedy, kiedy oczami połykałem krajobraz,
Choć obcy, ale w tęsknocie do wolności.
Za oknem każdy dobry był, miły obraz,
Aby tylko być z nim w jedności.
Było to wtedy, kiedy serce tak mocno waliło
Za pragnieniem, tęsknotą i w żalu.
Choć dawno to już było,
Wszystko pamiętam w każdym calu.
Z tego ułożył mi się wiersz.
Tym które kochałem, a nie było za wiele,
Tym bardziej kochania były warte.
DZISIAJ
Dzień środkowo jesienny,
Choć jeszcze nie koniec lata.
Chmury po niebie przewalają się,
Jak na ziemi zimą śniegu zaspy leżą.
Wiatr targa drzewami,
Jak życie sumieniem.
I kiedy pecha się ma,
Jest źle pod każdym imieniem.
Czasami lepiej nie patrzeć na świat,
Skoro on jest chwilami jak kat.
A może wiatr go przegoni,
Co wieje od wschodu?
Niech Bóg mnie broni,
Bo jeszcze nie opisałem swego rodu.
Nie w drogę jeszcze mi tam,
Gdzie nie ma kata
I tam, gdzie jest brat.
A tutaj jeszcze mi żyć,
Choć już nie ma brata.
Bo mam oczy, widzą świat,
Mam ślubną, która jest mi jak Matka Teresa.
Życie jak kwiat,
Kiedy nie dbasz on nie, uschnie!
TAK TYLKO POTRAFI DZIECKO I POETA
Kto przygląda się chmurom?
Dziecko i poeta.
Kto wierzy wszystkim bzdurom?
Dziecko i poeta.
Kto płacze nad losem?
Dziecko i poeta.
Kto mówi pod nosem?
Dziecko i poeta.
Kto widzi na słońcu motykę?
Dziecko i poeta.
Kto wszystko umieszcza pod jedną rubrykę?
Dziecko i poeta.
Kto nie liczy czasu?
Dziecko i poeta.
Kto świat dotyka według atlasu?
Dziecko i poeta.
Kto cieszy się ze wszystkiego, co widzi?
Dziecko i poeta.
Kto wokół siebie nic nie wybrzydzi?
Dziecko i poeta. ...
SIÓDMA PIĘĆDZIESIĄT
[ dnia 04.09.2010 ]
Choć krople deszczu jeszcze zwisają na balustradach po trzy dniowych opadach,
tym bardziej na liściach drzew, ale już zza bloku wynurza się słoneczny dzień.
Teraz tak pięknie zrobiło się, a to dlatego, że ja nie leń, to nie spuszczam złotych
i srebrnych postaci w "wierszowym trójkącie" z oczu, które na drzewach są...
Choć zimno w pokoju jest, ale jeszcze nie zaczną grzać.
Po drugie wolę narzekać na zimno i mieć na ciele dreszczyk jesieni,
niż być spoconym w upalne lato, choć dzisiaj jeszcze jest lato,
ale lato jesienne, takie jakie lubię i takie na jakie czekam, zatem mój dzień.
Słońce świeci w okno, srebrzy się i złoci za oknem dzień...
Zatem trzeba już kończyć wiersz i wstać z barłogu nieszczęść i niespełnień,
bo przecież dzisiaj będzie mecz. A więc warto żyć; piękny jesienny pranek,
choć jeszcze nie kalendarzowa jesień. Głóg poczerwieniał owocem,
srebrzy się i błyszczy, jabłoń obnaża się dorodnymi czerwonymi jabłkami,
las srebrzy się w promiennym słońcu. I choć już ptaki nie śpiewają,
a tylko owady lotami w srebrze i złocie przecinają "wierszowy trójkąt"...
Klawo jest jak cholera.
Koniec 8:20
WSTRĘT DO SŁOŃCA
[ Poranny opis dnia letnio-jesiennego
w "trójkącie wierszowym" autora ]
Kiedy usiadłem na łóżku do odziania się do Bożego dnia - i kiedy zacząłem wykonywać ruchy:
wschód, zachód... Ścielić barłóg, nie mogąc się nadziwić kolorowym jak tęcza od słońca kroplom
wody zwisającym pod balustradami. A kiedy upłynęła godzina i słońce coraz to mocniej zaczęło
przygrzewać, którego tak na dobrą sprawę nie było widać przez cały tydzień, już i kropli nie było
na balustradach, tylko srebrzyły się na liściach drzew. Dalej wykonywałem ruchy: wschód, zachód...
A krople złociły się, jak ruchome przy wietrze światełka. Głóg odział się z jesienią w czerwone jagody,
dodawał dzisiejszemu porankowi letnio-jesiennej urody. Jabłoń była nie gorsza, choć w tej chwili
cieniem do połowy pokryły ją dwie bliźniacze sosny. Tymczasem niebo bezchmurne, a tylko gdzieniegdzie
tkwią na niebie rozmyte zagubione na bez wietrze obłoki.
A ja, kiedy od wielu lat nie stawiam kroków, nie pójdę dzisiaj tam,
gdzie mnie oczy poniosą, to tam już jestem myślami.
Kiedy kończyłem wiersz, miałem dość już słońca w dziennym pokoju.
Trzeba zaciągnąć zasłonę, chociażby na okienne drzwi do wyjścia na "wierszowy tron",
bo oczy już mam, jakbym dostał jaskry. Prawda, że jestem na słońce odludkiem nawet dziś,
gdy jeszcze porankowe zimno.
CHŁOPY Z JAJAMI SĄ TYLKO MIĘDZY CHŁOPAMI
Każdy mężczyzna boi się swojej kobiety,
a ten tylko nie boi się kobiety, który jej nie ma.
Lub ten, który jest wariatem,
ale z takim kobieta długo nie po żyje.
ADDAŁBY USIO SWAJE BAHACTWO
I PAŁOWU ŻYCIA, KAP TYLKO WIARNUŁSA CZAS
[ po swojemu ]
Kali prywalił minia kamiań,
Na ziemlu upał ja ciażko ranian,
Jak złomany kałaczok!
Pa tom, chłopcy uzjale minie pad baczok
I adnjaśle na bok pad ścianu,
Niprytomnaho bez addachu!
Pa tom świet kruciłsa w waczach,
I ni bło za strachu kamu skazać: Ach,
Szto heta tabie stałoso?
A mnie heta ni zdałoso,
Szto w żyźni szczaścia ni udałoso -
Kiepsko w żyźni dla minie pawiałoso.
I tera heta wojdziaka leżyczy
Zadumany treba tolko liczyć na wraczy -
Szto jane zamnoju zrobiać,
Czy pastawiać na nohi
I czy pa tom pojdu w darohi?
Czy tolko na wozak padsadziać?
Na nohi ni patawili,
A z hetaho maje usie nerwy krwawili...
Utedy addałby usio swajo bahactwo,
Kap tolko adwiarnuć kalectwo.
Dzisiajka addałby pałowu żyźni,
Kap tolko wiarnułso czas z żyźni.
II
TU GDZIE MOJA KRAINA, TUTAJ JA
Nie muszę już do krainy swojej biec,
Będąc usatysfakcjonowanym, że tu jestem już.
Teraz mogę tylko rzec:
Poeto, słowa w wierszu dla niej złóż...
Mam tutaj regionalnego języka słów
I ludzi, którzy mnie szanują.
Widząc mnie, co dnia mówią: "Bądź zdrów!"
Skoro we mnie człowieka znajdują.
Żyć tutaj w tej rodzinnej krainie,
To tak jak w opiece łona matczynego.
Wszędzie, gdzie będąc - droga jak w dolinie
Od świtu do nocy życia czynnego.
Nigdy na tej drodze pod górkę,
Choć wszędzie teren pagórkowaty.
W lesie można zobaczyć wiewiórkę
I stojący borowik kosmaty.
Takie jest moje Podlasie;
Na niebie płynące ogromniaste obłoki.
Wszędzie dla oczu zieleń na trasie
Wzdłuż i w szerz jak świat długi i szeroki.
Córki po wsiach dorodne jak łanie
I owocne jak wiejskie sady.
Każdy młodzieniec, który przy nich stanie,
Widzi w nich miłosne obrady.
Chłopcy na łące w piłkę grają,
Podłoże murawy nawet przy mnie trawą pachnie,
Choć ja w mustangu na ulicy stojąc, bo nogi nie wstają,
A mimo to jest tak dobrze. Ach nie, tak krainie.
Gdyby czas się cofnął, a rozum pozostał dzisiejszy.
Na ulicy już nigdy bym nie zaklął,
A wszędzie byłbym grzeczniejszy,
Niż byłem grzeczny przedtem.
W OTCHŁANI NATURY
Gdzie nie spojrzysz - lasy wskroś;
Zielenią morza płonących blask.
Na skraju łeb wystawił łoś,
Ludzie spoglądający mu do łask.
Niebo ścieli na ziemię błękit
I niesie z wiatrem słoneczny żar.
Słońce od Boga stworzeniom na ziemi dar,
Może na siebie przyjmować nawet Joe Kidd.
Chmury jak parasol na głowę
Drzewom i ludziom usłużne.
Kto życia przeżył większą połowę,
Każde zbawienie uzna za słuszne.
O! tutaj jest miara rozciągłości nieba,
W ludziach niezłomna wiara
Posłuszna, dobra i jak niebo stara,
Z tego wyrasta dobroci bochen chleba.
Tak trzeba ludziom żyć,
Zanim niebo przeniknie jak cień.
Kto tutaj zechce być,
Temu każdy przeżyty miły jest dzień.
Podlasiu i nie tylko
O D L O T
Dość już w życiu dąsów,
Tak tutaj jest szczęśliwie i pięknie.
Żyć trzeba bez żadnych słów,
Zanim serce nie pęknie.
Na nic dąsy, na nic słowa,
Żyć trzeba zacząć od nowa.
Buzię zamknąć na kłódkę
I nie dbać o jutro,
skoro i tak samo przyjdzie.
Sobie i wątpiącym
NOCNY PTASZEK BEZ SKRZYDEŁ
Choć noc spotyka się ze świtem,
Nie śpię - rozmyślam nad swoim życiem:
Gdzie ten czas upłynął?
Który już przeminął.
Gdzie ta noc, dzień?
Gdzie chwile dobre odeszły?
Gdzie czas odszedł przeszły?
Gdzie, no gdzie?
Gdzie, no gdzie?
Gdzie, no gdzie?
Jaki zły czas lat dołożył?
Jaki tajemniczy diabeł życia szczęście rozłożył?
Czemu jawa w sen się odmieniła?
Czemu tylko we śnie każda chwila jest miła?
Czemu, no czemu?
Czemu, no czemu?
Czemu, no czemu?
A w życiu, jak na drodze,
Gdzie się tylko nie pojawię -
Wszystko i wszyscy mnie rozjadą,
Bo nie chodzę!
Czemu, no czemu?
http://www.youtube.com/watch?v=XC5GrF_31zc
NA DOBRE I NA ZŁE
"Nie ma, nie ma wody na pustyni, tylko piach."
Wkoło gołe niebo w cienia dach.
Nie ma, nie ma nikogo na pustyni, tylko my jedyni,
Ty i ja, ja i Ty tylko mamy sobie za brach.
Basi
OCALENIE DLA WIECZNOŚCI
Bóg miał wedle mnie jakiś plan,
kiedy nie umarłem po tym,
jak przywalony byłem kamieniem!
Dał mi żyć - i na OIOM dotarłem -
po tym mogłem o niespełnieniu życia śnić,
aż poezję ze swego losu wywarłem.
I teraz mogę prząść swego życia nić,
jak kamienny głaz, przytomnie,
aż przytoczę kamieni stos*, żeby trwać
nie z dnia na dzień, a potomnie...
Objaśnienie: kamieni stos* - autor miał na myśli wierszy stos,
których za swoje życie napłodzi.
ULUBIENICE POETY
https://plus.google.com/photos/103276734392610294633/albums/5465645123630153713/5776450214604477186?banner=pwa&pid=5776450214604477186&oid=103276734392610294633
Woda spokojna, jak noc,
Drzewa ciche, jak łabędzi śpiew.
Życie donikąd nie pędzi was,
Jak ludzi zawsze za czymś,
gdzieś i w czymś brnąc.
Pływacie swobodnie, jak cień,
Skoro nic i nikt nie pogania was.
W dodatku dostojnie, bez zimna drżeń
I dokąd bez zapytania żadnego.
Piękne będąc, jak wiosna,
Czyste, jak niebo bez chmur.
Każdy kto tutaj przybędzie,
bierze was za wzór,
Jak chwila do odprężenia
w spokoju niepodniosła.
Wodne prądy niosą was
Wolno tak, jak ostoja,
Nie znając żadnych tras,
Więc może wskażecie,
gdzie jest droga moja?
MYŚLOWE POWROTY
Budzą się wspomnienia - wnosząc zmartwienia...
Odżywają zmarłe istnienia, które już dawno powiedziały:
do widzenia.
* * *
Jestem poetą łąk i pól,
polnych ścieżek i krętych dróżek.
Wszędzie, gdzie jestem - jest ze mną ból,
którego stłumi mój bożek*.
Abym wpadł w zachwyt Natury,
bożek powołał mnie do tej roli,
teraz sercem i duszą napajam się do woli...
Objaśnienie: bożek - autor miał na myśli dobrego ducha, który go prowadzi.
KRAINA PODLASKA
https://photos.google.com/album/AF1QipPt-v9ZFkdB3gWF9307AoEmJp8hB4N5RhoIC66X/photo/AF1QipNOWh6ccohoLmsNch8YHWfk0xDWqPvw78kaAAgZ
Kraino pól pagórkowato-garbatych,
Zbóż zielonych, srebrnych i złotych,
Łąk żółtych kosmatych,
Co już nie chodzę po nich.
Dróg wszędzie zygzakiem krętych,
Lasów wielkich, ptaków wszędzie rozmaitych.
Wzorów cudnych niepojętych,
Jakoby z Niebios wziętych.
Ludzi różnych wyznań,
A nie ma między nimi poróżnień.
Serca mają otwarte,
W historii Ojczyźnie są wiele warci.
Gościnni są szczerze jak dzieci -
Tak na Podlasiu jest od stuleci.
Żyć tutaj mi przyszło,
Choć w innej krainie w życiu nie wyszło.
Ale nie mam do nikogo żalu,
Żyjąc dzisiaj od wszystkich zmartwień, trosk w oddali.
Mając tutaj jak Dar Boży,
Co mi każdego dnia słońce na serce się złoży.
Nawet w kalectwie można być szczęśliwym,
Kiedy żyje się w środowisku miłym.
Choć mi w życiu nie wyszło,
Tutaj wszystko w życiu przyszło.
Nie nakładam na siebie obroży,
Skoro wolność otwarta mi się mnoży...
Jestem wolny jak ptak,
Choć wolności nie wskazuje mój "Znak"*.
Wzroku nie topię w wodnej topieli,
Bo nie mam w sobie ukrytych duchowych mścicieli.
A sięgam po horyzont daleki,
Patrząc szeroko nie przymrużając powieki.
Objaśnienie: "Znak"* - autor miał na myśli naklejkę inwalidzką na szybę samochodu.
Podlasiu i nie tylko
BŁĄD TRWA CHWILĘ,
KONSEKWENCJE CAŁE ŻYCIE
Cierpienie mam wypisane na twarzy,
Choć życia nie miałem wiraży.
A tylko jedyny raz upadłem
I już nigdy nie podniosłem się z bezwładu.
Widać to dzisiaj na mojej posturze,
Choć Miłouczynka i cień mnie przytuli.
Bóg pocieszy, przechodzień pieszy,
A obraz i tak czasami nawet ptaka rozśmieszy.
W minionym stuleciu widziałem,
Co to oznacza kalectwo w człowieku, choć sam go nie miałem.
Dzisiaj jedno z cudzej autopsji znając,
Drugie na własnej skórze mając.
Oznacza to, że: BŁĄD TRWA CHWILE, KONSEKWENCJE CAŁE ŻYCIE!
TEN TYLKO ZROZUMIE,
KTO PRZEKONAŁ SIĘ NA WŁASNEJ SKÓRZE
Przez wszystkie dni i noce, a nawet
Często we śnie nie mogąc zgubić,
Co tam zgubić, pozbyć się utrapienia z faktu,
Jaki ciąży na mnie z losu aktu, który jest mi dany.
A nie jak prawie u każdego człowieka jedynie niespodziewany.
Ciężko jest [z]nosić w sobie i na sobie
Ciężar tragedii skaleczonego ciała i zranionej duszy -
W tym marazmie niepokoi, strony obie,
Które choć są spokojne, jak pogoda po burzy.
Ale wewnątrz tam w sercu kipi w nas goryczą -
Lawą jak żar z wulkanu, który wyziewa -
Parząc nas nad każdą naszą zdobyczą,
Czego Ty i ja wcześniej dokonaliśmy.
To co nas spotkało nigdy się nie spodziewaliśmy.
Taka jest różnica między faktem, a świadomością.
ZWIERZENIE POETY
Znacie mnie, jako wizerunek słowa,
ale jako człowieka nie.
Zatem zapewniam Was,
iż takim ja człowiekiem,
jaka w wierszach moja mowa.
BEZ TYTUŁU
Dopadł mnie ból, jak przywołane wspomnienia...
Nie ma w tym żadnych moich udawanych ról,
A tylko chciałbym powiedzieć mu: Do widzenia.
Lecz on jak natręt nie odchodzi - tkwi we mnie jak życie...
Ogranicza mi ruchy - do każdych mięśni bólem ugodzi
I takie na zawsze moje z nim bycie...
* * *
"Kobieta z wozu, koniu lżej".
Czyli jak pracuje, nie musisz jej utrzymywać.
* * *
Kto szuka przyjaciół u zwierząt,
ten zawiódł się na przyjaźni z ludźmi.
* * *
Człowiek, który wraca do dzieciństwa
i nim żyje, zawsze jest młody.
* * *
Koleje losu nie mam,
skoro los zawsze taki sam.
U S A T Y S F A K C J O N O W A N I E
Kiedy odejdę od komputera po kilkugodzinnym czasie
[ bo na wiersze nadeszła moja era ]
i położę się do łóżka - czuję się tak jakobym maraton zaliczył.
Nogi drętwe są i opuchnięte,
pieką jakby skórę zdzierał, w niepojęte.
Kości bolą, jakbym wołem był do orania
i jakbym zbity był w każdym calu, nie do słuchania.
Tak jest ze mną na co dzień...
Ale, kiedy myślę dalej nad wierszami,
które już napisałem - jestem usatysfakcjonowanym...
Wtedy ból nawet nie jest bólem odczuwalnym,
tylko z wierszy dźwięk poezji w uszach jest słyszanym...
Wtedy jestem natchnionym jak duchowa podnieta...
A kiedy zdrzemnę się na kilkanaście minut -
i kiedy obudzę się - dalej słyszę swoich wierszy melodii dźwięk...
I to są życia moich harmonii trendy.
I tak codziennie do tego wracam znów...
KRZYK W CISZY
Chyba za słabo krzyczę,
Skoro nikt mego krzyku nie słyszy!?
Sto, tysiąc, milion głosów wyliczę,
A i tak jestem jak w ciszy.
Czy świat tego nie widzi?
Czy ja tego nie pomnę?
W złych filmach mówią:
"Wszystkiemu są winni Żydzi".
Zapominając, że to Hitler
stworzył zagładę ogromną!
Ja, Żydów może nie kocham,
Ale z pewnością ich doceniam, szanuję i lubię.
Bo to Żydzi w polskiej poezji
nadali wyraz wersetom, strofom.
I za to trzeba im oddać chlubę.
Ludzie, tacy jak ja, czekają,
Którzy na to czekali.
Każdą sprawę z życia zdają,
Bo niektórzy nerwy mają ze stali.
Żyć raz tylko się przyszło,
A krzyczeć niezliczone razy.
A temu co w życiu nie wyszło,
Bóg w Niebie przyjmie jego życia obrazy.
Białystok przy Auchan, 23.09.2010 rok.
CZEGO JA CHCĘ OD SWEGO ŻYCIA?
Mam żonę, która przez cały czas kalectwa mego nie puściła mnie kantem.
Mam dwóch synów, na szczęście nie są alkoholikami,
tym bardziej narkomanami, wyszli na normalnych ludzi.
Mam już wnuczkę pięcioletnią, moje oczko w głowie.
Mam wierszy tom, a patrzę na świat, na ludzi taki
jakby niczego w życiu nie dokonałem;
tak jakby dzisiaj pierwszy raz ujrzałem świat.
Czego ja chcę od życia, skoro już nic nie mam do zdobycia?
A tylko wnuczkę bawić.
Wiersz napisać, żeby sam przed sobą się pochwalić.
Białystok, dnia 23.09.2010 rok.
ZE SNU W RZECZYWISTOŚĆ
Gdyby tak było na jawie,
Jak nie raz się przyśniło.
Kąpałbym się w tym, jak w wodnym stawie
I byłoby jak nigdy przemiło.
Wchodziłbym w Ciebie, jak wzrokiem w błękitne niebo,
"H-erosem" rozniecałbym Ciebie jak gorącym żelazem.
Ty byś jąkała: "Oj! Aj! Jest lepiej o niebo".
Będąc podniecona nad moim obrazem...
* * *
"Proszę podziel się posiłkiem".
Nie bądź osiłkiem!
COŚ ZA COŚ
Kto jest bogaty, nie kupuje na raty.
Raty są ludziom od łopaty -
wygodniej do zapłaty,
ale za cenę z odsetkami.
* * *
Ciekawość tak szybko nie znika, jak szybko się pojawia.
NIEJEDNAKO GWIAZDY ŚWIECĄ WSZYSTKIM
Życie zaczyna się od pierwszego oddechu
i kończy się z ostatnim oddechem.
A za życia, życie jednego odbije się szerokim echem,
a drugiego, jak w niebyciu ugrzęźnie tylko znacznym pechem.
POZYTYWNIE ZAKRĘCONY
Każdy w swoim życiu ma swój czas,
aby mieć marzenia i je realizować.
I choć na tej ziemi żyje się tylko raz,
jest w życiu kiedyś na to czas.
A wybór jest taki jak natchnienia,
serce jest drogowskazem stawiając
pierwszeństwa drogowy znak,
aby w życiu iść przed siebie wybraną drogą
lub wracać z życiem po wspomnienia -
umieszczając je na papier pozostawiając znak po sobie.
ŚMIERĆ SIĘ ODDALA - WIECZNOŚĆ PRZYBLIŻA
Zakosztowałem poezji jak narkotyku, który wciąga do nałogu...
Bez herezji będąc na śmierci styku
nie chciałem tak żyć z pustą duszą w odłogu.
* * *
U kobiety gabaryty, mężczyźnie zachwyty EROTYKĄ.
IV
PO OBUDZENIU SIĘ
Dzień świta, a natura jeszcze śpi,
Nic ludzkiego nie zgrzyta.
Ach, jak pięknie żyję ja i Ty.
Choć Ty śpisz...
Ja już Tobie piszę wiersz...:
WCZESNY POETA, JAK PTAK
Gdy dzień odsłania noc - budzą się moje oczy.
Choć przed samym sobą wstyd odkryć koc
I tak świat staje się uroczy.
Ptaki już żyją dniem powszednim -
Gwarno wszędzie, zwłaszcza na drzewach.
Nawet nie smutno śpiącej "Ewie" -
Bowiem przez sen usta szerokie, jak radość.
Spojrzawszy do okna - piękny las,
Wiatrem cichy tu tam snują się mgły.
Czym starszy wiek - tym lichy mniej,
Bowiem każdym dzień wierszem jest.
Nie śpię ja. Wstajesz Ty. Piszę wiersz ja.
Czytasz Ty. Kto miał lepsze sny,
Ten będzie lepiej radosny.
Żyję ja. Żyjesz Ty. Życie krótko trwa,
Zatem trzeba wierzyć nie tylko w sny,
Ale, że i jutro będzie jeszcze lepszy dzień.
NA DOBRE I NA ZŁE
Nie ma, nie ma wody na pustyni tylko piach.
Gołe niebo, nie ma cienia dach.
Nie ma, nie ma nikogo na pustyni, tylko my jedyni,
Ty i ja, ja i Ty tylko mamy siebie za brach.
CZTERY STRONY ŚWIATA
Na północy zachodzą obłoki na siebie,
Na południu deszczyk siecze...
Moja Pani! Uczucie żywiąc do Ciebie,
Będąc jak u Anioła opiece.
Chodź pójdziemy, gdzie pogodnie,
Tam ustronne miejsce znam.
Zostawmy deszczowe południe zgodnie,
Skoro na północy słonecznie będzie nam.
Nie pamiętajmy, co jest na wschodzie,
Także i nie myślmy, co było na zachodzie.
Bądźmy tutaj w tym pogodnym obwodzie -
W tej złoto-jesiennej w barwach krajobrazu urodzie.
Teraz nie myślmy o żadnych kierunkach,
Tym bardziej w żadne nie patrzmy.
Nakryjmy się puszczą o zdrowych wizerunkach
I jak ptaki ze sobą kochajmy się.
Basi