26 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2021-01-23 10:59:16)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.

GDYBY  NIE  PARAPLEGIKZM


Jesteś moją ślubną żoną
Na dobre i na złe.
Gdyby nie paraplegikzm,
Naszego szczęścia nie udźwignąłbym toną.
A tak to tylko wiersze Tobie ślę... 



ACH,  GDYBY  TAK  ZE  SNEM  SIĘ  STAŁO


Ach, gdyby tak się stało,
Że sen stałby się jawą,
Niczego nie byłoby za mało,
Bo korzystalibyśmy ze wszystkiego pełną ławą:


W polu byłbym miękki wiatrem,
W powietrzu bystrym sokołem.
Tobie stałbym się nie ciężarem, a robotnym wołem
I nie byłbym przekleństwem losu, a miłosnym darem.


Kwiaty przy-niósłbym lilie,
Nawet rybę złowiłbym na wędkę.
Nie zdradziłbym póki żyję,
A po życiu nawet w Niebie tylko
z Tobą umawiałbym się na randkę.


Chleb przy-nosiłbym prosto z piekarni - ciepły,
Rano budziłbym do następnego dnia - wyspaną,
Nie pozwoliłbym widzieć zapłakaną,
I na inne byłbym erotycznie oślepłym. 


Miłowałbym tak, jak Bóg głosi,
A nie tak, jak rzeczywistość przyzwala.
Szedłbym tam, gdzie sprawiedliwość nosi,
Lecz nie tam, gdzie ludzi pełna gala.


Ach, gdyby tak ze snu w jawę,
To czas musiałby się cofnąć.
Wtedy w tej tęsknocie nie potrzebowałbym zasnąć,
Skoro beztroskie życie płynęłoby w miłosną gorącą lawę...

  Ślubnej Basieńce



  PODLASIE  NA  CZASIE


"WROTA PODLASIA",
"WSCHODZĄCY BIAŁYSTOK",
"DUMA PODLASIA",
To nie Asia*.
Przyjedź na Podlasie,
Z kraju masz tylko krok,
Wejdziesz w Przyrody tok -
Pochodzisz po puszczańskim lesie,
Nazbierasz jagód, grzybów,
Zobaczysz żubra, łosia,
Sokołdę, Supraśl, Biebrzę, Narew, Bug. 
Tutaj nie ma górniczych szybów -
Natura żyje sama cywilizacji wbrew.
Tutaj wyleczysz duszę i żyć będziesz bez nerw.
Wrócisz do domu i powiesz:
Raz jeszcze muszę tam być,
Skoro tak tam bosko jest,
Jak stworzył Pan Bóg,
A nie tutaj tak, jak stworzył człowiek.

  Objaśnienie: Asia* - autor miał na myśli Azję.



       Z  "TRONU"  II


Na niebie obłoki rozmyły się,
Jak śnieg z roztopów na wodzie, 
Słońce dodaje blasku tej urodzie,
Lecz nie promienie, co na głowę przebiły się.


Tymczasem powiał wiaterek po górniczym grzbiecie
Aż rześko w duszy się stało.
Ja z tych, co mi nigdy słońca za mało,
Więc tylko zrobić fotkę w tym nieba wykwicie. 


Na niebie obłoki rozmyły się po cały horyzont,
Jak mgła na niebieskim jeziorze -
I płyną nad puszczańskim - borze, 
Jak okiem sięgać stąd.


To dobrze, to nie błąd,
To raźniej w duszy; 
Wzruszyć natchnienie, wyczulić uszy - 
Wsłuchać się w śpiew, ptaszek skąd. 


Jak liście osiny drgają na wietrze,
Jak jesienna spada szyszka z sosny,
Co mówi puszczy powietrze
I jak będzie przyszłej wiosny?


Posłuchać, jak cykają świerszcze,
Popatrzyć, jak skaczą koniki polne.
Pomyśleć, co przyniesie wrzesień jeszcze,
Aby ułożyć wiersz w te chwile wolne.


     *     *     *

Wstając każdego dnia jest lepszy od wczorajszego,
bo nieodgadnięty co przyniesie?


     *     *     *

Co było wczoraj jest historią.
Co stanie się dzisiaj jest życiem.



    NAD  ZALEWEM  IX

https://photos.google.com/photo/AF1QipPEhBi6La-bJY0-hqopY5w_g5PF1pCAPvdhx_L_

Niebo pogodne - bezobłoczne,
Słońce upalne grzeje.   
Pomostem idą panny wonne-urocze,
Ach, jak miło perfumerią wiaterek wieje.


Kaczki tam, gdzie ludzie,
Zapomniały o wrodzonej dzikości.
Łatwiej im dzisiaj czekać ludzkiej litości,
Niż żyć z dala w samodzielnym trudzie.


Za to człowiekowi milej oku
I ucieszniej w duszy,
Skoro akwenowi dodają uroku
Z ruchomo-kolorowych kaczych pieleszy.


Krajobraz wkoło raczy się mienić w złocie
I co listne od tego się nie uratuje. 
Tylko ptak, który siada, odlatuje,
Nie zmienia się w istocie.


I ja, któremu los przystworzył,
Co do człowieka nie przystoi.
Czas życiem jeszcze dołożył,
Lecz jeszcze dzisiaj o jutro się nie boi.



WIERSZOWA  LITANIA  ŻYCIA


Życie to nie jest daremny znój,
Tylko wedle dnia i nocy bój.
W życiu są chwile upadłe i wzniosłe,
Są chwile smutne, radosne...
Ty byłaś / byłeś tego przykładem,
Że jak ciężko żyć z bezwładem.


Mnie także to nieszczęście dotknęło -
Coś się straciło, coś przeminęło!
Byłem, jestem i czuję się czasami
Jak człowiek, który długimi latami -
Walczył o coś więcej, niż o życie,
Bo o tą wieczność - wierszowe przybycie.



NIE  MA  NIC  ZŁEGO  CO  BY  NA  DOBRE  NIE  WYSZŁO


Przez ironię mego losu,
Przez syndrom mego patosu -
Wierszem doszedłem do głosu;
Że nad sobą lepiej płakać słowem,
niżeli łzami. 



   2009.09.09  O  GODZINIE: 09.09


Co zaczął rozum - niech skończy cel,
skoro potop  c i e r p i e ń  zalał moją duszę. 
Zbudowałem "Arkę Noego"* - i płynę
przez zburzoną otchłań do brzegu,
gdzie jest uwolnienie.*
- [ koniec wiersza ]

  Pisałem w dniu tytułowym.

  Objaśnienie: "Arkę Noego"* - autor miał na myśli wiersze swoje.



  NA  "TRONIE"  IV


Jestem i nie jestem,
Siedzę, bo nie idę!
Ja i nie ja zarazem.


Niebieskim spojrzeniem
Okryło niebo moją kruchość,
Lecz nie okazuje żalu nade mną. 


Leśny klimat, polny urok,
Nie robi: "szach - mat".
I nie postawię kroku
Ani dzisiaj, ani za rok!



SPOJRZENIE  I  WYOBRAŹNIA  Z  "TRONU"


Pełne słońca niebo,
Czego ja nie lubię.
Pachniesz wrześniem glebo,
O! tego, to już nie zgubię,
Tym bardziej nie zatracę,
Skoro myślą do Natury ciągle wracam...:


Żyć bez Przyrody może ten,
Kto haruje od świtu do nocy.
Jemu po harówce w głowie tylko sen,
Lecz nie tym, którzy są nieubodzy. 
Ubogim jest ten, kto ma wszystko,
Bogatym jest ten, kto nie ma nic prócz natchnienia.



POD  OLSZYNĄ  NAD  ZALEWEM


Pod olszyną nad zalewem
W cieniu głowę skryłem siwą, 
[ Skoro słońca nie znoszę ]
A wodny akwen jest moim wylewem
Natchnionych myśli z tęsknotą żywą.


Dzisiaj pomost gości starców samych,
Którzy chcą zapomnieć jakie życie mieli,
A odczytać wśród topieli wodnych,
Co im jeszcze życie zdzieli?


Nie ma panien wonnych,
Tylko wiatr wyrywa suche liście olchy.
Nie słychać koników polnych,
Tylko kot przechodzi lichy.


A przed chwilą było tak pięknie i cicho -
Jak łabędzi śpiew na wodzie.
Wiatry naszły ni stąd ni zowąd, jak złe licho
I nic z niczym nie jest w zgodzie!


Akwen wodny dwa kwadranse temu
Spał bez ruchomo sobie,
a w nim słońce. Dziecko spytało, czemu
Jest tak w bez ruchomej ozdobie?


Teraz ujrzeć to ponownie nie w sposób,
Kiedy wiatr potargał spokój!
Wszystko uszło - nie ma żadnych osób,
Skoro i uszedł stąd dzisiejszy piątkowy pokój.


Wiatr faluje wodą, kołysze kaczki,
Zrywa liście, kręci piaskiem
I zamiata kurzem, jak z nie tej beczki,
Co by miało dzisiaj być odetchnienia lekiem.


Żadna strata, żadnym kłopotem,
Skoro ja jak odmieniec ludzki
Lubię, kiedy duje po głowie wiatrem, a nie spływa potem
I w tym przy mnie jeszcze opiekunka moja ani z troski,
Ani z powołania tylko z przeznaczenia.



      GDYBYM  MÓGŁ


Chciałbym Tobie zasłonić deszcz,
A później odsłonić słońca.
Chciałbym Tobie być, jak wieszcz -
Który ciągle pisze wiersze bez końca...


Chciałbym Tobie iść gdzieś,
Tam gdzie Ty by[ś]ć chciała,
Przez miasto nawet wieś,
Abyś tylko z tego radość miała.


Chciałbym Tobie śpiewać pieśń
Lub miłe słówka szeptać do ucha...
Chciałbym Tobie wyrzucić wszystko,
co gnębiło nas, jak pleśń,
Będąc wyrośniętym na zucha.


Chciałbym Tobie wszystko nieść,
Czego żadna inna jeszcze nie miała.
Chciałbym Tobie przynieść dobrą wieść,
Która jeszcze dziennego światła nie ujrzała.


Chciałbym Tobie być prostotą,
Jak ten polny kwiat, który mało wymaga
By żyć, jak ja, aby być ludzką istotą,
Wystarczy żyć ze mną, Twoja odwaga.


Pragnę w wierszu umieścić Twoją cnotę,
Która stale ma niezłomne przyrzeczenie;
Że nie sztuka mieć ochotę
Opuścić w nieszczęściu miłego, jak złe wspomnienie.
Sztuką żyć z miłym w jego  k a l e c t w i e,
Czego nie mają inne w życiu rozpuście.
     
  Basi



          BRZOZA

https://photos.google.com/photo/AF1QipNBHCbmKWxGJwzyVBwiUZot7zVodyp_1nuB2FYQ

Ja, człowiek chłoporobotniczego pokroju,
Imponuje się, jak brzoza na pół wyżółkła.
Tym bardziej aż jedenaście roków
Wzrokiem maluję ją dostojnie
I wiem, która wiosenka jej puka.
Jesteś nie młoda, nie stara,
Ale przystojna, raz cicha,
Raz szumna, jak moja wiara,
Lecz nigdy nie licha,
Aby od szlachetnych szumów wiatrów,
Było tobie powiewnie na żółtozielonym grzbiecie.
Mnie na wieczne stulecie.



   DALEKO  OD  SZOSY

https://photos.google.com/photo/AF1QipPjcSqkBDaE8fQVAmTSNxtMWXdqaL1fqYLVZL1P

Tam, gdzie "diabeł mówi dobranoc",
Tam daleko jest od szosy.
Tam słońce kładzie się na noc.
[ Za łąki, pola i lasy ]
O świcie chłopi klepią kosy.


Tymczasem echo biegnie po wiosce,
Gołębie zrywając do lotu.
Dym z komina wynurza się w trosce,
Poranek zdmuchnie płomyk z nocnego knota.


Chłopcom paść krowy los karze,
Mnie także to nie ominęło.
Czasami rodzice brali gaże,
Pasąc krowy cudze, aby coś do życia spłynęło.



       TO  JESIEŃ


Brązowieje bluszcz, żółkną brzozy,
Ptaki uszły do puszczy,
Dzień na noc się złożył -
Dzisiaj, jutro będzie tak samo
Lub jeszcze w sercu piękniej,
Kiedy ułożę wiersz, moja Damo,
Taki, że aż się tylko nie przelęknij:

Pośród pól i łąki, pośród lasów   
Rosłem jak mały brzdąc,     
Za pierwszych sekretarzy czasów:
Najpierw widziałem pożar wsi,
Który utrwalił mi się do końca życia.
Później pilnowałem drobiu przed kradzieżą wron.
Na miedzy użądlił mnie pszczeli bąk, piekło jak żar,
Lecz umarł tylko jeden z nas.   
Jeszcze trochę później z koleżkami poszliśmy
Kraść z ogródka warzywa sąsiadki,   
Goniła nas z motyką, uciekliśmy.
Ze strachu, skrywając się usnąłem w owsie,
Kiedy rodzice znaleźli mnie, z przerażenia płakałem,
Jakobym zobaczył trzęsienie ziemi,
Albo wojnę na oczy własne.
Po tym przez jakiś czas lunatykowałem!...
Jeszcze później debil właściciel
W krzakach olchowych dzikich porzeczek,   
Za to, że bez jego zgody weszliśmy
Na jego teren i konsumowaliśmy porzeczki,
Dopadł mnie nad brzegiem rzeki i bił obuchem kosy!
Następnie musiałem paść krowy,
Co gorsze, że w dodatku cudze.
Do tego raz ugryzł mnie pies!
O płakaniu nie było mowy
I o żalu, choćbym z bólu skisł.
Dalej... Dalej to było tak:
Chłopak ze mnie był morowy,
Porządek lubiłem mocno tak,
Jak patron Przyrody*, w każdy dzień zdrowy
Na pastwisku kijem ogradzałem gniazdko skowronka.
Ale w rzece napotkanej rybie nie przepuściłem,
https://photos.google.com/photo/AF1QipPYxmb1Qg_UuL7mfFHvK3yDfUX0zpqVDOtlGpZ6
Bo czasami w domu nie było co jeść.
Raz na kamienie spadłem z czeremchy -
Plecy całe miałem we krwi!
Do domu dopiero wróciłem,
Kiedy na plecach wyschła krew tak,
Że można było ją zdrapać.

[ niedokończony ]

  Objaśnienie: patron Przyrody - Św. Franciszek.



        11  WRZEŚNIA


Duma demokracji i Wolności upadła, jak domek z kart!
Szatan Osama bin Laden jest nieobliczalny
I nie zna ludzkiej godności!
A więc czy jesteśmy bez rad?
Nie! Tylko trzeba podzielić się bogactwem.
Ci, którzy przez wieki brali,
Niechaj teraz chociaż przez wiek dają,
Aby przyszłe pokolenia pozapominały o wyzysku.
Wtedy wraz z nowymi pokoleniami
W zapomnienie odejdzie szatan
I praktycznie przestanie istnieć.

  Pisałem, 11.09.2009 rok.



     JESTEM  DUMNY,  ŻE  JESTEM  POLAKIEM


To był mecz, ale nie piłki nożnej, a mecz piłki siatkowej.
Piłkarze piłki nożnej, bierzcie przykład z siatkarzy za ich grę, bo grali jak z nut.
Jestem dumny, że jestem Polakiem, siatkarze za Waszą grę.
Graliście, jak pęd lokomotywy, jak Orły Polskie Castellaniego
nie do zatrzymania od startu do mety z najwyższym sukcesem.
Złote chłopaki.

A Wy piłkarze piłki nożnej, jest mi za Was wstyd, że jestem Polakiem.
Bierzcie przykład z siatkarzy. Czapki z głów, bo każdy z siatkarzy, nie zuch,
a bohater na parkiecie brylował i królował. Była to piękna widowiskowa gra
nie do zatrzymania nawet dla "Zbornej"*, gdyby trafili na Polaków.   
Gruszka piłkę ciął, jak chciał - Turcja zakwitła Gruszką, jak w 2003 roku
naszymi "Złotkami". Szczęśliwa i piękna Turcja. Siatkarze, złote siatkarze
przeszli, jak burza aż do finału gromiąc Bułgarów w półfinale.

A Wy piłkarze piłki nożnej, gdzie Wy macie jaja? Tak jak siatkarze mają jaja!
Grali jak z nut i to nie był cud, a zespół - rozumiejący kolektyw z duchem walki
i z wiarą w to co robią...

Dziewczyny podwójne "Złotka", za dwa tygodnie stańcie się po raz trzeci "Złotkami",
a stać Was tak, jak było stać super złotych chłopaków Castellaniego.     
Finał, to tylko był formalnością, [ jedynie w 3. secie siatkarze wyszli sobie na piwo w
tureckim Izmirze. ] Francja dwa razy na kolanach. Sukces wspaniały - Mistrzowie Europy.
Puchar wędruje z rąk do rąk... Na piersiach złote medale. A jeszcze cudowniej piękniejszy
jest Mazurek Dąbrowskiego. Fala emocji, wzruszeń, radości, usatysfakcjonowania,
że jest się Polakiem.

Siatkarze z tarczą, piłkarze na tarczy. Od siatkarzy trzeba zaszczepić waleczność
naszym piłkarzom, aby byli w przyszłości w raju, jak dzisiaj siatkarze.

Piłkarze idźcie tą drogą, którą idą siatkarze, a będziemy całym narodem w raju.

Dzisiaj liczba dnia: 7 zwycięstwo! Była świetna gra i radość do każdego polskiego domu szła...
Dobra passa. Bez wątpienia zwycięstwo smakuje, jak złoty medal do ugryzienia.
Ma się na ustach wymalowane - złote medale i radość w szale.

A piłkarze grali bez wiary, wigoru, jak "patałachy", tak jakby na to kładli lachy.

[ P. S. W razie ktoś z piłkarzy poczuje się urażony ,to powtarzam, że jak widziałem tak opisałem. ]
A reprymenda zazwyczaj przynosi obustronny skutek i często sukces,
więc wieszanie na kimś siekier jest czasami nawet konieczne,
wtedy znajdują się charaktery, wiara i duch do walki - i zaczną grać jak z nut,
jak z podręcznika, a to będzie potrzebne w 2012 roku.

Kiedy dzisiaj turecki Izmir jest podbity przez Polaków, niech w 2012 roku
Polska się stanie Europą dla Europejczyków, a Polscy piłkarze Mistrzami Europy,
jak dzisiaj siatkarze. Tak mi i nam dopomóż Bóg, skoro dzisiaj Bóg jest Polakiem.

  Objaśnienie: "Zbornej"* - drużyna Rosji.

  Pisałem, dnia 13-14.09.2009 rok.



  ODA  DO  ZWYCIĘSTWA


Na tym świecie ogromnym,
Pod tym niebem wielkim,
Jestem tylko człowiekiem skromnym
I  c i e r p i e n i e m  wszelkim!

Ale kiedy wrześniem wiaterek powiewa
I kiedy ptaki śpiewają wiosenne, choć chwile jesienne,
Wtedy tak moją duszę rozgrzewa,
Że w niepamięć odchodzą myśli senne;

Że mi jeszcze nie czas umierać,
Kiedy dusza wierszami gra...
Tylko pijak może życiem poniewierać.
Mnie, który życie szanuje, musi grać wierszową orgią...



   WYZNANIE  POETY


Z ludu ja poeta
I choć ze mnie może matoł,
I choć może niskiego formatu -
Prawdziwym ja, jak Mickiewicza sonet.
Jak Słowackiego  c i e r p i e n i e.
Jak skowronka uwięzienie.
Tak prawdziwy ja żem jest,
Jak honoru gest.


     *     *     *

Czas wypełniony, to kobieta i wiersz, to pełny nocy sen
i dobrze spożytkowany dzień.



         MÓJ  DOM  V

https://photos.google.com/photo/AF1QipNcYS9Ify5QSfhsphpOjYNOTXlcQFlPUPrLBNfe

Mój dom, który wierszowy ma tom -
A w nich słowa niektóre, jak z nieba strzelisty grom.

Mój dom, w którym noc przemija w ciszy,
A w dzień spokój dusza słyszy.

Mój dom, który na zewnątrz puszczą jest okryty,
A do wewnątrz ptasich głosów wchodzą zachwyty...

Myśli się rodzi i umierają, kiedy sen
Wierszem się podpiera, aby żyć i istnieć;
Nie jak podrzutek losu i śmierci,
Lecz jak duma zranionego człowieka,
Który na zamknięte wieko nie czeka,
A "Pegaza" skrzydła sobie przystraja,
Lecz nie unosząc się dumą, jak były "hrabia".
A po to, by żyć, skoro życie tylko raz jest dane,
Podnieść się do życia, co już zostało przegrane.
Wystarczy stać się poetą -
Dla siebie samego [ jeśli inni to odrzucą? ]
Z wierszową podnietą -
I grać w duszy uniesionym natchnieniem...
I umrzeć, gdy przyjdzie czas
Z wierszowym życia wspomnieniem.



          NÓŻ  W  PLECY   
          [ 17.IX.1939 ]


Kiedy to już 16-cie dni z nieba tak błękitnego, jak polskiego,
Od nazistowskich bomb w rozbryzgach jest polska ziemia.
Tak i podobnie z lądu po uroczo-wrześniowym - obszaru wielkiego -
Szedł hitlerowski wał przez naszą ukochaną Ojczyznę
Uzbrojony w stal śmiertelną po zęby -
Demonstrując i okazując swoją siłę i tężyznę,
Miażdżąc bez litości polskiego państwa nowe zręby,
Co mogło dopiero się podnieść z zaboru
I po wojnie bolszewickiej swój byt.
A tutaj ni stąd ni zowąd w dzień siedemnasty - czerwonego koloru
Od Wschodu zdradziecko wtargnął na nasze ziemie bolszewickiego swądu tryb!

Szok żołnierzom polskim na ziemiach wschodnich Ojczyzny:
Boleść, smutek i rozżalone ciężkie westchnienie.
Z Zachodu od nazisty krwawią polskie rany...
A tutaj wbija w plecy nóż bolszewickiej zarazy imię!
Na Boga! - mówią zaszokowani żołnierze:
Nie ma już Polski - naszej Ojczyzny!
Miażdżą naszą ziemię sowieckie czołgi.
Nie orzą naszych pługów lemiesze,
Do której nie spadnie ziarno jesiennego zboża,
A spłynie nasza krew każdego mężczyzny!...

Rubieże ziem wschodnich najmilszej II Rzeczypospolitej   
Padają ofiarą tyranii mściwej za Cud nad Wisłą.   
Nie ma już Polski wolnej - całej zlitej,
Kiedy dwaj tyrani rozpołowiczają Ją, jak łup zdobyty!     

Płakania tak wiele, jak umierania...
Wołania o pomstę do Boga jeszcze więcej,
Skoro na Zachodzie Polska płonie - nazisty zadanie.
Na Wschodzie wywózka na Сиби́рь*, jak na zatracenie,
To bardziej kraj staje się w sytuacji palącej bez wyjścia.                               
Na Wschodzie - 30. minut czasu w przerażonej krzątaninie i w milczeniu!...
Za co te perfidne, podłe, bestialskie nieludzkie ukaranie?
W czyim to prawie i w jakim szatana imieniu?
Na Zachodzie spalić dom lub kula w łeb.
Na Wschodzie zabrać dom i na Gułag!*
Czemuż to dzisiaj tyranów stał się taki chleb,
Że nawet jeden i drugi nie boi się Bożych uwag?!

  Objaśnienie: Сиби́рь* z języka rosyjskiego na polski - Syberia - Wschodnia     
  część ziem byłego ZSRR, a obecnie po przekształceniu państwa w pierestrojce* -
  zainspirowana przez Gorbaczowa przemiana polityczno-gospodarcza, należy do Rosji.   
  Gułag* - miejsce w Rosji, gdzie zsyłano Polaków do robót niewolniczych na dalekim Wschodzie!
                                         
  Pisałem, dnia 17.IX.2009 roku.



   GROBOWA  CISZA


M i j a j ą  dni, miesiące i lata,
A w moim umyśle -
W duszy i w sercu
Cisza grobowa gra...
Noce chadzają senną jawą,
Dniami grają wiersze...
Cisza krzyczy smętną lawą,
Że na dole śmierć jest pierwsza!



          JESTEŚMY  WŚRÓD  WAS


Nie bójcie się nas, skoro jesteśmy wśród Was.
Dotykajcie nas, a przekonacie się, że jesteśmy!
Że jesteśmy duszą i życiem!...
Że oddychamy i że problemy takie same mamy, jak Wy,
A nawet jeszcze potrzebniejsze, bo z barierami!


     *     *     *

Pisanie wierszy zwłaszcza przez początkujących,
ale chcących pisać, ja bym nazwał tak:

Ci, którzy piszą wiersze, bo chcą pisać,
są jak Ci, którzy chcą mieć prawo jazdy.
Każdy ma różne umiejętności,
a chce zrobić - mieć prawo jazdy.
Podobnie jest i z tymi, którzy piszą wiersze.



         ZMORY  PRZESZŁOŚCI


Były sprzysięgły się przeciw mnie hyrdy zwątpienia -
Zmory przeszłości i chciały zawładnąć moją duszą -
Zmory wokoło siały strach nasienia
I aż czułem, jak za gardło mnie duszą.
Tak było!... Ale wziąłem do ręki pióro -
I z siebie wierszami je wypędziłem.
Teraz jestem uwolniony na całym froncie życia.



  PRZYRODA  I  NIEWIASTA


Żadnych obłoków na niebie,
Siedzę w cieniu dla siebie.
A Tobie wiersz układam,
Sam ze sobą gadam:


Jak pożywny do życia
Po duszy wiaterek powiewa.
Nic nie mam do ukrycia,
Moja natchniona dusza,
Ciebie za przyjaciela miewa.


Tyś dla mnie, jak przyroda jesteś -
Jak jesień w kolorowych barwach.
Lecz Cię cenić trzeba więcej,
Nie odchodzisz, jak odchodzi przyroda barwna.


Brzoza na oczach pożółkła,
Słońce za chwilę zajdzie.
Jak dobrze, że nasza ślubna spółka
Zawsze w nas ciepło znajdzie.

Wszystko, co przede mną odchodzi lub znika;
Samolot niebo przetnie i tylko smugę zostawi,
A i ona po czasie się rozmyje.
Pora roku, która z nami kolorami się bawi,
Z czasem kolory spadną i je śnieg przykryje.


Za to przy Tobie ciepła nie zabraknie,
Kiedy wyrozumiałością jest nasz dom okryty.
Nawet zima, która chłodu łaknie
Nie zmrozi nas, gdy nie przemijają nasze sobą zachwyty:


Ty mi rękę podasz.
Ja ją pocałuję.
Ty mi powiesz, że ze mną i na mękę.
Ja Ci za to powiem: - To szanuję.   


Ty mi pościel dopilnujesz.
Ja sam sobie powiem: żyć jest warto.
Ty mi siebie nie żałujesz.
Ja Ci za to powiem:
- Choćby mnie do muru przyparto,
Nie ma we mnie na życie żalu,
Skoro Ty nie poszłaś do ludzi balu,
A znosisz ze mną naszą smutną dolę.
Więc ja jak przysiągłem przed Ołtarzem,
Tak i do dzisiaj Ciebie wolę!


Wiersze Tobie będę pisał - o nas adekwatnie,
Całe życie póki słów mi nie zabraknie,
Tobie ten czas tylko jednej poświęcę -
Kiedy nic już mi nie trzeba więcej.

  Basi



      JESIENIĄ


Drzewa liście gubią,
Ptaki już się nie czubią,
A tylko wiatr dmie,
Jakby wisielca oznajmiał.
Panny złotowłose już nie niosą
  siebie w dumie,
Chociaż dzień jeszcze nie ściemniał.


Słońce jakoby przeziębione -
Zimne, jakoby lodem obłożone.
Brzozy tańczą z wiatrem -
Liśćmi zapłatą w tej zabawie.
Pociąg biegnie swoim torem -
Pośpieszając ku Warszawie?


Wiatry raz dmą -
Drzewa wtedy szumią,
Innym razem ustają -
I cicho-spokój w krajobrazie.
W lesie ciszy nuty grają,
Słyszę bicie serca w tej
  zamilkłej ekstazie.



    OCZKO  W  GŁOWIE

                                        wnuczce Natalce

Żaden ptak na niebie lotny,
Nawet i ten na gałęzi śpiewny,
Którego ujmuję w czas wielokrotny,
Nie da pociechy tyle w ten dzień wymowny.


Ile dajesz ty nam, mała wnuczko -
Chodząc, biegając po obszernym mieszkaniu...
Ty jesteś w naszej głowie jedyne oczko,
Która już nas rozweselasz w progu przywitaniu.


Jesteś tak wesoła, żwawa i energiczna,
Jak ptaszek, który świtem śpiewa.
Chwila ta jest nam jak najbardziej logiczna,
Że uciecha z tobą rodzi się, a nie dośpiewa.


Z czego, Nataluś, jesteś nam,
Jak ta gwiazdka srebrna z nieba.
Z życia wiele dobrych rzeczy znam,
Lecz ty jesteś więcej warta,
niż każda nam potrzeba.

  Pisałem w sierpniu 2009 roku.



   MALOWANY  KRAJOBRAZ


Zalew puszczą otulony wokół,
Nad którą jastrząb i sokół.
Niebo błękitne, jak oczy panien,
Obłoki białe, jak piana u wanien.
Wystrojona Natura jak w oazie,
Czego nie poczujesz na obrazie.
Liście sypią się zewsząd -
Na razie tylko zżółkłe...
Kaczki formują się w rząd,
Ciągle są urodą wysmukłe.



          WRZEŚNIEM


Zalew wkoło w ludzi pusty,   
Co tylko wśród trzcin koło zalewu
Siedzi wędkarz chudy i tłusty.
I ja na to spozieram przy rosochatym drzewie.   


Brzozy wkoło złocą się w promieniach słońca,
Choć stają się coraz to bardziej gołe!
Iglasty mając zieleń bez końca,
Któremu każde roku pory są zdrowe.


Woda z grobli dudni bez końca -
Każdą porą dnia i nocy...
Chwila, która jak gwiazda płonąca -
Uniosła, zanim uśnie w pół-nocy.


Wiatr zmarszczoną wodę ku mnie goni,
W kolorze twardym, jak stal.
Dzisiaj w dniu trzymając wierszowe pióro w dłoni -
Płacze nade mną nie ja, a mój żal.


Straconych chwil nic już nie wybroni,
Do tego grobla smętności przystwarza,
Skoro życie jak woda, a łez nie od roni,
Bo życie mówi: ludzkie  c i e r p i n i e, to moja gaża.

27 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-10-18 11:37:13)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]


     PO  WYPADKU


Choć mam dom, żonę i dzieci,
Światło życia tutaj mi nie świeci.
Żadnej z życia nie mam pociechy,
Skoro mi miłe nie bloki, lecz rodzinne strzechy.


A kiedy tam powrócimy,
Tak już nie powiemy o tej ziemi, 
Co na świat nas wydała.


A ta ziemia Śląska,
Choć rękę nam podała,
Nie spełni naszych utęsknień,
Kiedy nie ma tutaj naszych pokoleń.


Czemu to tak jest,
Że tam jest fest, skąd pochodzenie,
A tam nas nie ma, czy temu,
Że nie można cieszyć się Ojczyznami dwiema? 


     *     *     *

Piszę sercem, nie rozumem,
skoro rozumu nie mam,
muszę pisać sercem.



          JESIEŃ


Nadeszła wrześniowa jesień -
Barwią się liście jak wrzesień...
Niebo w pełni słońca...
A we mnie nie ma końca -
Wytrzeszczam oczy za jesienią,
Nasycać się ostatnią zielenią,
Bo już tańczy barwnie jesienna gala:
Sypią się liście z drzew,
[ Mnie to nie zadowala, bo teraz smutno mi jest ]
A wiatr je zagania po kątach, jak gniew...
Pola złocą się ścierniskiem,
Babie lato srebrzy się pod brzózkami.
Wron w skupisku od lat nie ujrzawszy,
Dzisiaj na ściernisku je widzę
I mój czas z życia krwawszy 
Staje się, jakoby wehikuł czasu ku dzieciństwie;
Czego miałem do woli i do syta.
A dzisiaj tylko czasami je widuję,
Tym duszy większa zachwyt.



CHCĘ  ŻYĆ  BEZ  WZGLĘDU  NA  TO


Bez względu na to,
Czy nikt mnie nie wspomni,
Czy wiersz mój nie przeczyta,
Chcę żyć, chcę wiersze pisać...
Bez względu na to,
Czy uznają mnie za poetę,
Czy ulicę nazwą moim imieniem,
Czy pomnik-popiersie mi postawią,
Czy nic nie zrobią,
Bo nie będę tego wart?
Chcę żyć i wiersze pisać...
Bez względu na to.


     *     *     *

Cudzą krzywdą nigdy człowiek się nie wzbogaci,
Skoro moralność będzie miał kaleką!



                 NAD  WODĄ  II

https://plus.google.com/photos/103276734392610294633/albums/5403676859357840753?banner=pwa&gpsrc=pwrd1#photos/103276734392610294633/albums/5403676859357840753/5403704329875738194?pid=5403704329875738194&oid=103276734392610294633

             Tak mi tutaj cudownie,
                Tak mi tu dobrze.
              Tak mi tutaj krainie,
         Jak nigdzie nie było dobrze.


           Ziemia pachnie i trawa
           Dookoła wody, trzciny,
        A przy niej kaczek wrzawa.
          I ja tutaj wesoł jedyny.


         Nikt na mnie nie krzyczy,
            Nikt mnie nie woła.
         Las wszędzie dziewiczy,
            Nad nim lot sokoła.


      Kocham to miejsce uwielbienia,
        Jak życie, choć  k a l e k i e.
     Tutaj nigdy nie mówię do widzenia,
   Albowiem wszystko jest bliskie, nie dalekie.


        Słońce wyszło spoza chmur,
     Promieniami muskając czoła sosen. 
            Mamże tutaj leśny mur, 
Z pięćdziesięciu trzech, jedenaście wiosen.


      Ogrodzony jestem wodą, puszczą,
           Chroniony mgłą i ciszą.
         Żyć tutaj tylko wieszczom,
Skoro Natury tętna, myśli wieszczy słyszą.


        Zatem nie trzeba sympatyków,
            Jeśli żywioł to docenia.
  Tutaj tańczę z Naturą nie dla wybryków,
        A wraz z ciszą do uśpienia...

  Pisałem nad zalewem "Czapielówka" w otulinie Puszczy Knyszyńskiej.
  Czarna Białostocka, wrzesień 2009 roku.   



     WIERSZE  Z  PAŹDZIERNIKA  2009  ROKU



CISZĄ - IDZIE  W  ZAPOMNIENIE


To co było nie jest,
Jak ciszą - idzie w zapomnienie.
Żaden huk nawet szelest.
Nie ma, tylko wspomnienie...


Z "nieba" zgasły przywitanki -
Koleżanki, siostrzenice i bratanki
Rozmyli się, jak w niebycie
I dzisiaj jest tak cicho pospolicie;


Dniami słychać ciszę,
Wieczorami tańczą tylko cienie...
Czasami słyszę nawet mysz,
Czasami nawet życia istnienie. 
- [ bicie serca ]


Na dole nie dźwięczy kowadło,
Nie wyją piły, nie klepią młotki,
Nawet spoczywa imadło.
Aż z tego nabrało się więcej do życia ochotki.


     *     *     *

Jestem jednym z Was!
Przyszedł na to czas nie pouczać Was,
Lecz opisać jak ciężko żyć nam.
A jeśli nie ciężko to oczywiście trudniej być
W tym innym życiu z goła odmiennym i dosłownie.



  KIEDY  BYŁEM  MAŁYM  CHŁOPCEM


Kiedy byłem małym chłopcem,
Bywałem wśród łąk wiosennych i letnich,
Wśród zbóż zielonych i złotych,
Wśród kwitnącego grochu, łubinu,
Kartofliska, gryki i wśród kop zboża...


Bywałem także wśród młodnika sosen
I wśród starego boru sosnowego,
Wśród brzóz, osin, leszczyn
I wśród zapachu żywicy świerkowej.
A na ziemi odpoczywałem
Na mchu jak gąbka miękkim. 


Zimą tarzałem się w śniegu
I zjeżdżałem z górki sankami,
Gdy podrosłem i nartami.
I tak co rok do powrotu ze wszystkim
Aż wyrosłem z tego.



     JESIENNY  PROCES


Gubią brzozy liście -
Co dnia stają się bardziej nagie.
Proces czasu wszystkiego dotyka rzeczywiście -
Z każdym dniem wszystko bardziej błogie. 


Ach, jak dobrze w tym układzie,
Ciepły dom z życia nic nie traci.
Dzień co dzień wstaje -
Noc każda do snu się kładzie,
Czego nie mogą mieć wariaci? 


Na niebie chmury gonią jedna drugą - 
Lecz stale w tej samej odległości od siebie.
Taniec wierszy uratował mnie przed zgubą.
Och, gdybym nie miał w życiu takiego podejścia do siebie, 
Dzisiaj już pisałbym wiersze Aniołom w Niebie.



WIDOK  I  WYOBRAŹNIA  Z  "TRONU"


Niebo gwiaździste,
Pod nim drzewa iglaste soczyste,
Sięgające stu i więcej lat.
Żyć tak trzeba prędzej,
Skoro czas nie brat,
A życia kat.


Z "tronu" do ukłonu
Za życie do dzisiaj.
Wybaczyć za jutro,
Skoro nie wrócimy żadnym kosztem.   
Pozostaje tylko cieszyć się dniem tym,
Póki wezwanie z Nieba nie przyszło.



      W  PUSZCZY  III

https://photos.google.com/photo/AF1QipP4IrprUXiYZHejeJ3Zb0fES3tn_1EQNVK3rpCz

Dzień nie goni nocy - noc nie goni dnia -
Czas nie ma południa, ani północy,
Zatem żyć tutaj tym, którzy od życia dostali łupnia.


Tętni życie puszczą skrzętnie zharmonizowane -
Ten świat tutaj żyje w symbiozie
Z Przyrodą i Naturą od czasów zarania.
Aż pragnie się podziękować przeznaczeniu,
Że się jest tutaj w tym środowiska oazie.
                                                     
                                                                                 
Dziedzictwo żywe: lasy, łąki, pola,
Rzeki - zasoby żywej Przyrody.
A poety natchniona jest rola
Ująć na papier choć skrawek tej urody:


Architekci, urbaniści tutaj nie są znani,
Tutaj tę rolę dzierżą zwierzęta i ptaki -
One świtem przez ludzi są witani,
Przy wschodzie słońca - dając dnia za piękne znaki.


Dnie promieniują kolorytem - pieczołowicie dokładnie -
Prawdziwą Perłą Podlasia na horyzoncie.
A moim zachwytem jest ująć to starannie
Piękno Natury okiem na całym froncie:


Las kompleksowo piękny - cały -
Piękno symbiozy Natury i Przyrody.
A w nim, ja człowiek mały,
Szczęśliwy, choć bez żadnej urody.


Czas mnie tutaj nie goni,
W przeciwieństwie do ludzi w betonowym skupisku.
Tutaj pióro w ręku w czasie mnie broni,
Nawet się cofa do dzieciństwa w ptasie siedliska.


Nie ma chaosu i nieładu,
Wszystko ma cel i zasadę.
Nawet żadnych zmian nie widzę śladu,
Zatem w tym świecie nawet ja dam sobie radę.


Wszędzie zielony dach
Jak sięgnąć po horyzont okiem.
Żaden tu mnie nie otacza strach,
Tylko cieszę się puszczy urokiem...


Jest tutaj ład, porządek
I nikt nikogo nie intryguje.
Wszędzie Natury harmonia - wspólnota, rozsądek
I to wszystko, co dla poetyckiej podniety znajduję:   


Wolność, wszędzie wolność aż tak,
Jakobym stał się ulotny w duszy.
Lecz nie jest to odchodzenia z tej Ziemi znak,
A życie natchnionego poety, który co chwila się wzruszy...


Za wszystkim i przez wszystko,
Co tutaj w wierszu było -
Jest tak prawdziwe, najprawdziwsze wszystko,
Które się dzieje na jawie, a nie się przyśniło.


     *     *     *

Idą panny jeszcze gdzieś tam w oddali niewidoczne,
Lecz już słychać onych słów wesołych dźwięki -
Melodie po puszczy niosące się echem grają...
A kiedy wyszły z puszczy na polanę,
Onych włosy błyszczą się w słońcu, jak len złoty.


Groblą poszły panny z radością życia,   
Szumne, jak woda, która spadająca z tamy dudni.
Z wody szumnej tylko pozostaje piana,
Z panien życia wspomnienia.



SKARŻĘ  SIĘ,  ŻE  JUŻ  NIE  MA  KOMU...

https://photos.google.com/photo/AF1QipO9AMc81gDgAMahPD2VJFac781ukPCsOCvwwonD

Przybywszy oto tutaj w to miejsce,
Gdzie była dzieciństwa moja kołyska.
I patrząc teraz tak z bliska,
Skarżę się na czas tego miejsca.


Skarżę się tutaj na to miejsce,
Że tylko wróble ćwierkają,
A głosy dzieciaków po za węgłach już nie grają.
Za to tylko smutki gromadzi to miejsce...


Skarżę się tutaj na to,
Że głuchy świat zapanował.
Lecz nie na to, że duch mój odnotował
Żalić się, że nie mam tego, co miałaś moja chato.


Skarżę się, że już nie ma komu
Siedzieć na ławce przy płotowej.
Grać w karty pod cieniem "chwojki"* sosnowej,
Tym bardziej zimą w domu.


Skarżę się na to, że
Nikt królików nie hoduje,
Tym bardziej gołębi już nigdzie nie znajduję,
Skarżę się na to "toże"*.


I przede wszystkim skarżę się na to,
Że nie skarżę się na siebie,
Co przyczyniłem się kalectwem sobie,
Nie słuchając, co mówili mama i tato.


Skarżę się i na to,
Że los taki mnie spotkał -
I że mi w życiu nieżycie utkał,
Skarżę się na to...

I na to, że sam sobie wszystkiego winien.

  Objaśnienia: "chwojki - chwojka"* - w języku etnicznym autora
  na polski po prostu sosna.
  "toże"* - także.



    NAD  WODĄ  II

https://photos.google.com/photo/AF1QipPK-cLt9hgfXsH5l1VpKmw-ZIpvRSRaJqU6Itba

Jest tutaj tak spokojnie,
Jest tutaj tak upojnie,
Żalu nie ma na życie,
W tym Natury Przyrody wykwicie -
Oddech jest tak zdrowy i czysty,
Wiaterka świeży powiew tak rzeczywisty,
Że nie chce się stąd nigdy odchodzić,
A zwłaszcza chce się bliżej ku wszystkiemu podejść.



  PRZY  WODNYM  AKWENIE   

https://photos.google.com/photo/AF1QipNXIYYVUfoYYG2-C17ZEs5GyCQnY6KvHu1LczGM

Kiedy tutaj akwen wodny
Opatulony zapachem jesiennym.
To przyszedł na to czas zgodny
Pomyśleć o życiu sumiennym.


Że tutaj ja obecny
Z otarcia na granicy życia,
A początku śmierci, zacny
Do tego akwenu tutaj przybycia.


Czuję się tutaj, jak ryba w wodzie
I czysty - bez ciężaru kamienia na grzbiecie, sercu i duszy,
Jak te moje ulubienice w jesiennej urodzie,
Co nam tylko brać ciszę, zanim wiatr ją poruszy.



WYSTARCZY  ISTNIEĆ,  ABY...


Nie pragnę nigdzie być,
A tak bardzo pragnę żyć.
Wystarczy mi istnieć,
Aby żyć - pisać wiersze...
Trzeba być, żeby żyć?
Wystarczy mi pisać wiersze...



W  MIEJSCU  WYBRANYM

https://photos.google.com/photo/AF1QipP4IrprUXiYZHejeJ3Zb0fES3tn_1EQNVK3rpCz

Mimo zła pogoda,
Nawet psa nie wygonisz.
Mimo szara dnia uroda,
Romantyzmie mój -
od melancholii mnie wybawisz.     


Tutaj jest tak cicho i pusto,
Mimo to, ptactwa jest mnóstwo.
Mimo to, wiatrem las szumi,
Jednak jak ciszą niepokój we mnie stłumi.


Szepczę do siebie tragicznym głosem,
Tak cicho pod nosem,
Lecz słyszę: Mój przyjacielu,
Do celu, idź do celu!


Czuję, że był to głos Anioła,
A nie sen, który się wyśnił.
On wyciągnął mnie z "pasożytniczego jemioła",   
Dając mi wierszowe myślenie...


Przez co teraz władam natchnieniem,
Aby za mną nie stała historia wydarzeń.
Więc skryłem się tutaj, żyjąc bez zdarzeń,
Będąc nie utopionym człowieka sumieniem.

  Objaśnienie: "pasożytniczego jemioła"* - bezczynnego twórczo.



     NAD  WODĄ  III

https://photos.google.com/photo/AF1QipPM0iHpnrf1z0EolC-tYZ7lDRSTYw7mo8dcm7ke

Tutaj utonęła moja przeszłość,
Która nocami grała smutek...
Tutaj wypiłem lek na smutku odtrutek
I stał się ze mnie gość,
Który jak niezłomny wojownik
Ciężar okutej zbroi zdjąłem z siebie,
Żyjąc na ziemi w odkrytym niebie,
Będąc beztroskim, jak polny konik -
Szemrzącym wiersze Naturze,
Będąc w duszy rozkutym,
Śpiewając słowa w leśnym chórze
Na jawie z marzeń wysnutym...



ZŁOTE  UMIERANIE  JESIENI


Na dworze jesień w kolorze
Przy świetle dziennym
Barwi się jesień, barwi
Jak wrzesień sypie się jesień...


     *     *     *

Gdybym mógł okupić tak niemoc,
Jak można okupić winy.
Nie płakałbym za swoje czyny,
A innym niósłbym pomoc.



MOJE  MIASTO  BIAŁYSTOK


Leży na siedmiu wzgórzach, jak Rzym.
I ja bywam w mieście tym:
Emocjonalnie związany z nim,
Jak Podlasiak, który kocha swoją ziemię.
Jak Ślązak, który kocha swój "heimat".
Miasto moje dorodnie piękne wokoło -
Tak piękne i czyste, że nawet nad nim
Niestrudzony ciągle krąży sokół.
A wokół mego miasta,
Ani żadnego chwasta,
Tylko od stuleci puszcza wybujała,   
A w niej żywy zwierząt król,
Co ludziom za to chwała,
Którą przyjezdni okiem oklaskują do dzisiaj -
I będą oklaskiwać po czasy
Dokąd nam nie zbraknie rozsądku.



PAPIEŻOWI  JANOWI  PAWŁOWI  II


Z kraju i ze świata
Ludzkość ze sobą się brata
Dla jednego człowieka,
Który miał serca Im tyle,
Co wody płynąca rzeka.


     *     *     *

Jeśli ktoś zgani mój wiersz, [ a ma do tego prawo ] to tak jak z tym biegiem,
choć jest fizyczny: jeden dobiega szybciej, a drugi wolniej. Tak i z wierszem:
jeden napisze wiersz dobry, drugi napisze wiersz słaby. Ważne, aby jeden
i drugi robił to co pragnie. A historia i tak nie zawsze uczciwie to oceni skoro
ludzie są omylni i postronni.



RELACJA  ROZMOWNA  MIĘDZY  WNUCZKĄ,  A  DZIADKIEM


Wnuczka:
- Dźiadźiek, a ćiemu ty siedzisz na wózku?

Dziadek:
- Bo mnie nóżki bolą.

Wnuczka:
- A ćiemu tobie nóżki bolą?

Dziadek:
- Bo mam nóżki chore.

Wnuczka:
- A ćiemu masz nóżki chole?

Dziadek:
- Bo miałem złamany kręgosłup.
Choć, dziadek pokaże tobie - [ na tobie. ]
O, tutaj, dziadek mam złamany kręgosłup.
I dlatego dziadkowi nóżki bolą.
Dlatego dziadek siedzi na wózku
I dlatego nie może chodzić.

Wnuczka:
- A mnie nóźki nie bolą.

[ I podskakuje w miejscu przy dziadku. ]

Dziadek:
- To dobrze, że tobie nóżki nie bolą.
Ty jesteś zdrowa dlatego tobie nóżki nie bolą.

Wnuczka:
- Nio! Mnie nóźki nie bolą.
A tobie dźiadźiek, bolą.

- Dźiadźiek, to ja ciebie uzdlowie.
To dźiadźiek będzie chodził.

Dziadek:
- To dobrze, że ty chcesz dziadka uzdrowić.
To dziadek będzie chodził.

[ Po tym wnuczka wraca do stołu
i aktywnie-emocjonalnie zaczyna układać klocki,
mówiąc do siebie samej i do dziadka ]:
   
Uzdlawiam dźiadźka, aby dźiadźkowi nóźki nie bolały
i źieby dźiadźiek zaćiął chodzić...



TRZY  WYMIARY  ESENCJI  W POEZJI  MOJEJ


Esencja w poezji mojej
Żywi się trzema wymiarami:

A to  c i e r p i e n i e  z łona życia
Na łono przyrody się wywleka...

A to miłość nie gaśnie,
Choć  c i e r p i e n i e  i wiek we mnie...

A to łonem przyrody mojej rodzinnej kolebki
Nie nasyci się nigdy moja dusza z Podlasia,   
Gdzie harmonia gra w mojej duszy ptasia,   
Jak instrument, który sto posiadł dźwięków...



JEDNEMU  WÓZ,  DRUGIEMU  PRZEWÓZ


W wieku życia kwiecie
Nie byłem zapisany w gwiazdach,
Jak Boże dziecię,
Które los by pokochał,
A Bóg dotykiem mojej głowy pobłogosławił.   


Na odwrót los mnie popchnął tam gdzie,
Czego Bóg nie pokochał -
Tam "ki diabeł" w ukryciu niedolę moją wysławił.


     *     *     *

Młodości, daj mi nogi,
A skrzydła to już mam w natchnieniu.
Nie pytaj mnie, że nóg zachciałem,
Skoro i tak widzisz, jak mi po imieniu!



  TU,  GDZIE  NAJCZĘŚCIEJ

https://photos.google.com/photo/AF1QipNyu3ZGfmbK68pLm7zNvX5MbwTqkTeagX_oQEAZ

"Flet" zakręcił "beemką" -
[ Wzdłuż i w poprzek zorał drogę ]
I odjechał w siną dal.
Skoro dla mnie pisane życie: męką,
Wszystkiego jak życia żal.


Tymczasem słońce utkwiło między sosny
I przebić się za nic nie może.
Bezruch potężniejszy, niż spokojne sto sny
I piękny, jak tysiąc letnich snów na dworze.


Anioły ruchomymi topielcami wyróżniające,
Tymczasem ulubienice płynięciem naruszają ich spokój.
Barwy jesienne, jak wisielce pod wodą kłaniające
Wypłyną, kiedy dzień obłoży się w nocny pokój.

Jesienna bryza oziębia oddech,
A dusza, choć czysta staje się jeszcze czyściejsza.
I nawet z myśli urodzony grzech
Tej czystości w Naturze nie pomniejsza.

A zatem jestem lotny, jak ptak
Oblatując co w oku po brzegi.
I nie ciąży nawet emblematu górniczy znak,
Co go już obmyły wiosenno-spływające śniegi.


     *     *     *

"Nie zgłasza pretensji do losu ten, kto nie ma tragedii życiowych."

Nie płacze nad losem ten, kto nie ma losu.



      POECIE


Na dole i niedole
Unieść głowę ku górze -
Zobaczyć loty sokole
I niebo w pochmurzne.     


A jeśli zachmurza nie lubi,
Tak jak ja nie lubię słońca.
Wtedy trzeba poczekać
aż chmury niebo zgubi
...I patrzeć do utraty słońca
do samego końca.

28 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-10-18 11:03:04)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.

      P A M I Ę T A N I E


Ludzie wracają do miejsc urodzin,
Jak ptaki do gniazd, czy to z Ameryki,
Czy z polskich miast, ale wracają, 
Kiedy już smutkiem sporo życia pogubią.
Wtedy tutaj w miejscu urodzenia
Z natchnieniem chce się zasnąć na wieki.


     *     *     *

Ocalałem nie po to, by żyć, a po to, by wierszowym być...



        ŻYCIE  TO  JAK  PRZEKROCZYĆ  PRÓG


Dzisiaj jesteś dzieckiem: biegasz, bawisz się - taczasz się w śniegu.
Jutro żenisz się, pracujesz, wychowujesz dzieci i...
nie obejrzysz się, jak to życie przeminęło,
tak szybko jak wszedł i wyszedł z domu. 
- [ przekroczył próg ]



   UPADEK  MORALNOŚCI


Kiedy pieniądz i kariera jest bogiem,
Dusze ludzkie wyżera -
Wtedy serc nie ma w ludzkiej urodzie,
A prócz pieniędzy i kariery
Wszystko spada do zera.



      I  DOBRZE,  I  ŹLE


Wódka wyeliminowuje stres,
tylko jutro masz kaca i stres wraca.
Nie stosuję zasady, że dzisiaj się napiję,
a jutro zdechnę.


     *     *     *

Jeśli pochwalić mnie nie będę watr, 
to i nie krzywdźcie mnie w żaden żart. 
Tak pisałem jak umiałem.   

A jeśli nie nauczyłem się nic  z  c i e r p i e ń  na przyszłość, 
to sam sobie dopisuję do tego gorzką pigułkę*.
- [ puentę ]



          POETA  JAK  CNOTA


Prostota jest piękna, bo prawdziwa.
Prostota jest jak cnota - niewinna i czysta jak łza.
Żadna w niej gra, a co w sercu drga i co z myśli wychodzi.
Co oczy widzą i co dusza odczuwa -
W tym natchnienie podpowiada, co na papier położyć.



            CHWILAMI


Kiedy przychodzi wierszowe natchnienie -
Szczęśliwy jestem jak dziecko, które nie zna trosk.
Jak ptak, który do drugiego życzliwy.
Jak Anioł Boski, któremu wszędzie jest Niebo.



  W  ZACISZNYM  MIEJSCU

https://photos.google.com/photo/AF1QipOAvl7LQMoM2XnIFgUF87V6K9rEnw0OXLW6caho

Dusza się raduje,
Że tutaj natchnienie znajduję:
Coś wymyślę - coś wykuję,
Coś otrzymam, skoro potrzebuję.
Nic tu mi nie brakuje -
Wszystko mam co potrzeba.



    GÓRNICZY  EMBLEMAT 


Nikt moich górniczych ran nie uleczy,
Nawet moja kochana Barbara.
Te rany na duszy
I blizny na grzbiecie,
I w przełyku zostaną do śmierci!



  DOWCIP  Z  "PLAZMĄ"


Pyta kobieta mężczyznę:
- Czy pan na "Plazmę?"

Odpowiada mężczyzna:
- Co to jakaś choroba?



O  NIEBO  LEPIEJ


Tutaj na Podlasiu,
Skąd dziecięca kołyska,
Gdzie było dorastanie -
I wyrastanie do dojrzałości,
O niebo jest lepiej.


Nie wysycham z tęsknoty,
Nie tęsknię tutaj być - żyć,
Bo przecież już tutaj jestem,
Więc już nie wysycham z tęsknoty.
Moim Podlasiem nigdy się nie nacieszę,
Kiedy jest to rzeczą ciągłego natchnienia...
A jak ciężko będzie umierać,
Zwłaszcza wiosną lub w lecie,
A jeszcze trudniej w złotą jesień,
Chyba, że śmierć mnie dopadnie zimą.



                    DZISIAJ

https://photos.google.com/photo/AF1QipNMeDgsRGbS4rzGTeL95ZZnM8ZXzWd4NoDHjdqH

Ponuro, szare chmury, deszcz, a ja jak "wieszcz":
Opisuję pogodę, jak życie w te moje wierszowe odkrycie -
Sam siebie lansuję wierszowym w tym spokojnym rytmie puszczy,
Gdzie słychać wierszowy sonet, gdzie żywioł cywilizacji nie wrzeszczy.
Tutaj ja przybyłem - tutaj ja obecny nie jak człowiekiem mocny,
A jak cichy łabędź pływam: po tym akwenie wodnym,
Wchłoniętym będąc przez bryzantowy dzień, zgodnym -
Że z mżawką się witam, że jak żyć nikogo nie pytam.
Podpowiada mi Natura Przyroda jak żyć, jak myśleć, jak postępować,
Gdzie być, co robić, aby była zgoda dla życia, żeby życie adorować.
Mgłą oddychać, ptaków słuchać, kaczki liczyć, szum puszczy uspokajać,
Życie brać jakie jest i już się nie kajać, że się przyszło wózek pchać.

  [ 23.X.2009 ]



WOJDZA  NA  KAŃCU  ŚWIETA
      [ etnicznie ]


Wojdza na kańcu świeta
Ludziej ni ma, a tolko
Dzikaja pryroda, szto heta
Ana minie, jak Ziamla Polka
Zwodzić uhladacca i padziwiać;
Jak wieciar wieja,
Jak kuste szumiać,
Słuchacca, jak piatuch pieja.
Heta maja atmasfera
z dziciaczych let -
Usio w waczach staić
Aż dusza maja balić
Za tyla let życia tułaczaho.
Czasami serco balić...
Czasami serco raście...
I jak wojdziaka żyć,
Kali minianych wiasnoł
Życia let nichto ni addaście!

W przetłumaczeniu:


TUTAJ  NA  KOŃCU  ŚWIATA


Tutaj na końcu świata
Ludzi nie ma, a tylko
Dzika przyroda, co to
Ona mnie, jak Ziemia Polka
Zwodzi patrzeć i podziwiać;
Jak wiatr wieje,
Jak krzaki szumią,
Słuchać, jak kogut pieje.
To moja atmosfera z dziecięcych lat -
Wszystko w oczach stoi
Aż dusza moja boli
Za tyle lat życia ciężkiego.
Czasami serce boli...
Czasami serce rośnie...
I jak w tym miejscu żyć,
Kiedy minionych wiosen
Życia lat nikt nie zwróci!



          ZZA  LOSU  KRAT

https://photos.google.com/photo/AF1QipPtCWcNbxO-CDUzRY9JHGXdxCzO5Ev7CKXNmC5U

W dziennym pokoju, gdzie słowa się ...rodzą... i ...umierają...
Żyje i myśli mały Mietko wierszowego pokroju,
Z tego pokoju, gdzie okienne szyby
I balkonowe kraty zamykają wolność fizyczną,
Lecz nie zamykają  w o l n o ś c i  umysłowej i duchowej.
Myśl moja sięga przed siebie i widzi krajobraz -
Czas dzisiejszy, nawet wsteczny na podobieństwo obrazu,
Którego już nie cofniesz, mały Mietko!



  LEPIEJ  PÓŹNO,  NIŻ  WCALE


Wreszcie w pełni wyszło słońce
Sięgając po cały horyzont.
Jesienią lubię słońce,
Kiedy chłodny jest powietrza front.


Liście, które jeszcze nie spadły z drzew
Złocą się i błyszczą w kolorach.
Pięknie jest dzisiaj w jesiennych wzorach -
W końcu na koniec prawdziwie jesienny odzew!


Drzewa rysują ruchome cienie
Rzucając po ziemi i murach...
Z kryjówek na słońce wyszły nawet koty lenie.
I ja myślami bujam się w chmurach...


Na "tronie" zrobionym przez państwo,
Kończę się ubierać do pory roku.
W głowie mając tylko jedno szaleństwo -
Zalew wodny stoi krajobrazem w oku.


Zapalam swego Mustanga
I gnam na zalew jesienno uroczy.
Tutaj życia mego jest ranga,
Która w wierszach wybraną drogą kroczy... : ...



TYM  Z  INNEGO  ŚWIATA  NA  PIERWSZEGO  LISTOPADA


Spoczywacie sobie w grobach ciszy,
Bez żadnych trosk i zmartwień
W grobach spokoju i wiecznej szczęśliwości;
Co nic nie potrzeba i nic nie boli.
Nie musicie uciekać od problemów,
Od których my nie możemy uciec.
Bliskich i znajomych krewni,
Wybitnych władze i TV przypomina...
A Wam nic nie potrzeba i nic nie boli.


To my musimy żyć w radości, potrzebie i w niedoli
I o Was musimy pamiętać...
Wy żyjecie w Raju i pamięci naszej...
A kiedy dołączymy do Was nic się nie zmieni,
Iż pozostali będą o nas pamiętać...
Wtedy i nam nic już nie będzie w trosce
I nic nie będzie boleć, kiedy już
Będziemy z Wami w wiecznym Raju.



     WIERSZE  Z  LISTOPADA  2009  ROKU



DZISIAJ  NIC  JUŻ  TAKIE  SAME

https://photos.google.com/photo/AF1QipN5Dd6pBKk6VM12S6q8VZYdne_R57YivseCVEBr

Dzisiaj nic już takie same;
Ani ten dom rodzinny,
Skoro oszalowany i kolorowy,
A nie szary i nie smutny.


Dzisiaj już wieś nie ta sama;
Dachy azbestowe mchem obrosły.
Z domów dzieci poszły
W świat, skoro z dzieciństwa wyrosły.


Pustka, głucho i melancholijnie,
Tylko w podwórzu gęsi gęgają...
Wiatry po ulicznym bruku
Jesienne liście zamiatają...


Krajobraz jakoby wklęsł w ziemię
I wszędzie bliżej, niż za dziecka,
Choć droga ta sama,
A może dlatego, że czas nie ten sam?


Pagórki, wzgórza mieszanym lasem zarosły,
Bo ich gospodarze pomarli.
I choć w krajobrazie oku jest piękniej,
Tym niemniej dziczej i smutniej.


A ja ciągle próbuję cofnąć czas
Lub choć go na chwilę zatrzymać.
Lecz tutaj wyrósł już las,
Skoro uszła stąd ludzka brać.



   POD  DOMEM  DZIECIŃSTWA


Tutaj na końcu świata,
Gdzie z dzieciństwa stoi moja chata -
Patrząc na nią, dreszcz mnie przenika,
A po tym żal mnie dotyka...


I jak tu przekuć się, przemienić
W człowieka, który mógłby zmienić
I nie wlewać w siebie całą gorycz
A wlać w pokój życia zdobycz.


I grać nutami radosnych słów
Bez utopii i bez przykrych snów.
Skoro pasja przerodziła się w obsesję,
A może z losu lub od Stwórcy w misję?: ...



W  ZADUSZKI  PRZY  "ŹRÓDLE  ROMANA"

https://photos.google.com/photo/AF1QipPDms1tCLAPldbmSyDWw068mHLmPKQBlUUTWHCt

Słońce drży między świerkami,
Gałęzie kładą ruchomy cień kratami...
Lecz ja spokojny, cichy i pokorny,
Żywy między cichymi pokornymi.


Puszcza szumi jesiennie -   
Wiatry grają jej strunami...
Grobla nadmiar wody z hukiem
Zrzuca do rzeczki rdzawej...


Przy "Źródle Romana" zapaliłem znicza -
Szacunek i pamięć naszego oblicza.   
Tobie historia, dla mnie przyszłość -
Dopóki nie połączy nas jedność.   



   DZISIEJSZYM  DNIEM
     

W domu spokój i cisza aksamitna.
Stawy i nogi drętwieją.
Jesień sobą nie jest wybitna -
Wiatry śniegiem po niej wieją...


Drzewa szaro-bezlistne wczoraj,
Dzisiaj w zimę ubrane!
I weź z tym się uporaj,
Co przed oczyma jest zgrane?!

Zieleń iglastą puch biały
Tym bardziej jeszcze wybielił.

Ptaki, które las obejmowały cały,
Dzisiaj w "wierszowym trójkącie* los ich się podzielił.
Nadchodzi czas z powtórki;
Sąsiad dobry człowiek ludziom i ptakom
Już niedługo zbawienną napełnioną nasionami "klepsydrę" powiesi
Lub słoninki skórki i my także słoninkę wieszając na głogu,
Przypodobamy się tym ptakom, które usiądą na moim wierszowym drzewie.
Wnuczka, kiedy przyjdzie, dozna uciechy,
Wtedy jej zaśpiewam: Oj, nie wie się, nie wie
Ile, wnuczko będziesz mieć z tej zimy pociechy?


Ale na pewno ujrzysz:

Sikorki, zięby, gile, sójki
I inne za oknem różne ptaki.
Nawet między nimi nie raz dojdzie do bójki,
Kiedy o przetrwanie z głodu wyłonią się takowe znaki.

  [ 05.11.2009 ]



W  SZÓSTY  DZIEŃ  LISTOPADA


Zalew wokół mgłą spowity
Przyozdabia szaro barwne drzew szczyty.
W krajobrazie szarość dominuje,
Nawet kaczek wzrok mój nie znajduje.
To nad wodą, nad drzewami i na niebie
Jest tak smutno i ponuro, jak w otwartym grobie.


Za to na ziemi szarość śnieg przykrył!
Lecz żadna to mnie uciecha,
Skoro już się zbliżają zimy echa
Do której zamiłowania się wyzbył
Od czasów, kiedy padłem krzyżem na "urobek"* -
Zima dla mnie jest czymś, jak grobek.*


Kaczki gdzieś w oddali mgła spowiła,
Nawet okruchami chleba nie w sposób je przywołać.
Ach jak dobrze, że choć przy mnie jest moja miła
Do której na osłodę uczuciem mogę się powołać...


A zatem, że los mnie nie obdarzył samotnością
Na tym wierszowym moim akwenie wodnym -
Cykam sobie aparatem zdjęcia z pośpiechem
Tak jakoby na jutro życia mi zabraknie -   
Czasem będąc tutaj w odbiciu topieli -
Widząc na sobie to czego organy mego życia
nigdy tego obrazu by przyjęły.

  Objaśnienie: "urobek"* - autor wiersza miał na myśli urobek z kopalni -
  jest to kupa-zwał np. piaskowca lub węgla po odstrzale górniczym,
  który po zabezpieczeniu stropu trzeba go "wyfedrować"* -
  wyfedrować oznacza wywieść z "przodka"* - [ chodnika kopalnianego ] czoła,
  aby przystąpić do czynności dalszych robót.
  grobek* - w tym przypadku autor nie miał na myśli grobu, czy trumny,
  a po prostu coś niewygodnego i nieprzyjemnego, czym może być nadchodząca zima.


     *     *     *

Jak dobrze, że jestem osobą, a nie osobowością.
I niechaj nigdy nie stanie się odwrotnie,
bo wtedy już nie będę miał czasu na pisanie wierszy.



        WIERSZOWY


Każdy dzień z życia mnie urzeka,
Jak nie każdego człowieka;
A to temu, że żyję z wierszami,
Śpię, budzę się - i piszę całymi dniami...
To czy ten dzień zaczyna się wesoło,
Czy smutek mnie ogarnia wkoło
I tak każdy dzień ma sens i cel,
Kiedy ma się życiowy cel.
Wtedy nic z żadnych rzeczy nie odchodzi,
Choć wszystko umiera, a jednak na nowo się narodzi...:

Wzrokiem czas zegara nie pogonię,
A zatrzymam zanim łzę uronię,
Pod powieki nerw zadrga,
Myśląc: jaki ciężar życia grzbiet mój targa!


Skazano mnie duchowo narodzić się kalekim -
A umrzeć nim podwójnie,
Skoro i fizycznie do normalności dalekim,
Ciągle żyjąc i umierając potrójnie:

Narodziny - życie - umieranie -
Umieranie - narodziny - życie...
Dotyk ziemi, drzew wzrokiem oględziny -
Ciągle narodzin - życia - umierania dotykanie...



    Z  TOBĄ  KAŻDE  CHWILE  SĄ  PIĘKNE


Kiedy patrzę na Ciebie -
Uśmiech mam radośnie wesoły.
Kiedy dotykam Ciebie -
Czuję się tak, jakoby dotknął mnie Anioł ogniowy!
A wtedy szarpią mną,
Co tam szarpią, targają podniety,
Tak jakobym tracił tę chwilę przytomną,
A wznosił jakie mam w sobie - wszelkie słów wersety.
I mówił: - Nad kwiat kwiatów,
Które żem miał dane dotykać...
I utulać się, jak w aksamit płatów.
Twój był najczystszy z którym dane mi było się stykać...
Wszystko w Tobie było tak pierwiastkowe i niewinne,
Jak uczucie dreszczu, które po naszym ciele przenikało...
Jak chwile, które są takie same, a ciągle inne,
A jednak, choć my z wiekiem, nigdy w nas nic nie dojrzeje.

  Basi



                  GOŚCIE


Przyleciały dwa ptaki, które zwą się cukrówka,     
Które objawiły się przed oknem jak ramówka.       
Świta. Są jak wiatr wolne bez trosk i żadnych żali,
Jak cień polny, kiedy z puszczy jeden i drygi się oddali.
Dzisiaj gościem jeden i drugi jest moim,   
Co zechcieli usiąść na "tronie" moim,   
Nie ot tak sobie, lecz za owocami bluszczu,
Które zwisają jak drobne borówki nie w ozdobie,
Albowiem w ilości takiej, że jak w całym gąszczu   
Na listopadowy dzień ptaku tobie,   
Zanim prawdziwej zimy nie ma.
Kiedy ona przyjdzie, zarezerwuje to sobie
Kwiczoł, który żadnemu ptaku litości nie ma,
A będzie wszystkie ptaki z zajadłością odganiał
Dopóty dopóki bluszcz życiodajne owoce będzie mu składał.



    W  MIEJSCU  UROCZYM


Nie dotknę tej ziemi stopami,
Bo nie uwolnię się już nigdy z bezwładu,
Choćbym się wyzwolił nie wiem z jakiego by układu,
Choć do żadnego nie należę,
A tylko żyjąc z górniczymi ranami!
To choć dotknę Ją na jawie oczami,
Kiedy we śnie tylko chodzę nogami.
Nie było mi jasnej gwiazdy na niebie,
Żebym na Ziemi nie chodził po glebie.



                    NA  DZIEŃ  NIEPODLEGŁOŚCI


Patriotyzm jest wtedy, gdy jakiś uczynek dokona się Ojczyźnie za darmo.



W  SAMO  POŁUDNIE  NARODOWEGO  DNIA  NIEPODLEGŁOŚCI


Niebo płacze deszczem...
A jakżeż wielkie mamy szczęście,
Że Ojczyzna nie płacze łzami.
Zatem radować się nam trzeba z wieszczem,
Tym bardziej w uczynku i w duszy,
Że OJCZYZNĘ WOLNĄ mamy
Na jawie, a nie ze snami!
Dzisiaj lepszy deszcz z nieba,
Niż wczoraj jarzmo zaborców "katiuszy".
Po deszczu z nieba ziemia stanie się żyźniejsza,
Co będzie z tego mieć pożytek Ojczyzna pilniejsza.
Więc radujmy się, że mamy WOLNOŚĆ
I... nie zapominajmy o tym,
Że Ona nie jest nam dana raz na zawsze.
Zatem starajmy się o Niej pamiętać
I dbać o Nią, żeby Jej nie utracić!



   NA  CZAS  LISTOPADOWY


Za oknem mży i dżdży...
Do tego szaro, pusto i smętnie.
Tylko w domu w pogodę majętnie,
Co tylko z tego do dzieży życia nabrać drożdży.


Na zaś, gdyby zabrakło tej rozczyny
W dalszym przyszłym naszym życiu,
Choć nic nie czai się w naszym ukryciu,
Skoro Ty mi jedna, ja Tobie jedyny.


Ale cóż szkodzi pamiętać o tym
Nie po to, by ubezpieczać się przed sobą,
A po to, by zabezpieczyć się przed losem z Tobą,
Znając z życia, że los nie jest jedyny, a wielokrotny.

Skoro wiemy, że co uroda -
Wszystko, jak z wiatrem przemija.
Zatem i nas to, jak zła przypadłość nie omija,
Więc co nam pozostanie, to tylko między nami ciągła zgoda.

  Basi



Z  MROKU  CIENIA  SZTUCZNEGO


Z mroku cienia sztucznego,
Gdzie każda droga prowadzi donikąd,
Chwile wracają do czasu byłego,
Kiedy ma się  c i e r p i e n i a  wieczny sąd.


Skąd te cierpienie,
Każdy z Was zna,
Kiedy ciągle żyją we mnie wspomnienia,
Choć życie do przodu gna.


Tu się drogi rozczepiły
I tu się drogi urwały,
Skąd żale we łzach topiły,
Kiedy grzbiet przyjął ciężar skały!


Więc do cieni grają dźwięki głuche,
Choć nie mkną podziemną drogą
Z życia, które jak kruche,
Za wiele zdziałać nie mogą.

29 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-11-15 09:52:06)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.

  POLSKA  -  RUMUNIA  0 - 1


Smuda nie uczynił cuda,
Zwłaszcza po pierwszym meczu
Polska piłka dalej chuda.
Nowy trener, stary poziom gry.
Piłkę odświeżyć nie oznacza,
Że idzie w piłkę uwierzyć. 
Trzeba na to czasu,
Żeby wyjść z tego polskiego bagienka ambarasu.
"Franz" drużynę zbuduje,
Trzeba tylko poczekać,
A wtedy wygrane zanotuje
Takie, że tylko będziemy mu brawo bić.


     *     *     *

Do sukcesu, jak do miodu, a od porażki, jak od smrodu.
Czyli sukces ma wielu ojców, porażka żadnego oprócz upokorzonego. 



   W  ZŁYM  ŚNIE


Ty mi słońce.
Ja Ci deszcz.
Ty chcesz być ze mną na łące.
Ja Ci odpowiadam, że nie,
Jak odpowiada nie wieszcz.
Ty mi jeść podasz.
Ja Ci nie dziękuję.
Ty za niczym się nie oglądasz.
Ja Ci swoje truję.
Ty mi pościel zmienisz.
Ja Ci, kto oprócz Ciebie to zrobi?
Ty w dobrym świetle wszystko ocenisz.
Ja Ci, i tak to nic nie zmieni.



     REGUŁY  ŻYCIA


Jaka muzyka taki taniec,
Jaki śpiew takie słuchanie,
Jakie postępowanie takie traktowanie,   
Jakie poważanie takie pamiętanie,
Jakie uczucie takie kochanie,
Jakie pragnienie takie doznanie,
Jakie życie takie umieranie.



     KILOF  NA  PIÓRO


Chociaż nie kuję w skale,
Jak to robiłem przed bezwładem w kopalni,
A jednak przebiłem się z murów uwięzienia duszy -
I dzisiaj kładę na papier z życia żale,
Bo papier się nie wzruszy,
Tak jak serca konanie.



...BĄDŹ  MI - JESTEŚ... 


Bądź mi niezastąpioną,
Bądź mi osłoną,
Która jak dom jest dachem -
nakryciem ciepła...


Jesteś takową w istocie...
A przez to te chwile,
Których w  c i e r p i e n i u  było-przeminęło krocie -
Można je było unieść na tyle
Na ile jest w nas wiary,
BOGA i nieznanego jutra?

  Basi

   

    Z  DUSZY  I  SERCA  NA  PAPIER


Spłynął na mnie błogosławiony czas wierszowy   
Na tę chwilę tak roztargnioną w duszy, 
Co trzeba było wyrzucić z głowy
Wszystkie emocje w których ugrzęzłem po uszy.         

Dalej...

A uleczyła mnie tęsknota do Podlasia -
Do tej mojej rodzinnej Ziemi
Tak pięknej i na czasie,
Że aż z głosów, które były nieme,
Stały się dzisiaj głośno wesołymi...
                     


SMUTNA  NUTA  Z  PRZESZŁOŚCI  DO  PRZYSZŁOŚCI


Płonie woda w słońcu, płoną lasy,
Lecz czy dla mnie już?
Skoro dzisiaj inne są czasy,
Że tylko oczy zmruż.


Że utonęło tyle z życia
Różnych złych i dobrych chwil.
I dzisiaj już nic nie zostało do zdobycia,
A pozostał tylko przebytych ciężaru mil...
KRZYŻ.



MALOWANY  KRAJOBRAZ  NAD  WODĄ


Już tam pogodzi się na wschodzie,
Już słońce zza chmur wychodzi ku urodzie.

Dzień dobrzeje z ponurego w miły
I kaczki z wody wychodzą ku nas, bo się zżyły.

Choć nie domowe, ale i nie dzikie;
Oswojone, miłe, ładne wszystkie.

Duszę tak radują,
Że tutaj oczy je znajdują.

Niepokój i zmartwienie gdzieś w nicość odchodzą -
Jak dobrze, kiedy o niczym się nie pamięta
co niedobre, zanim nowe zmartwienia się urodzą.

Ludzie dorośli także są, jak dzieci,
Tylko nie wiedzą, że inaczej coś ich podnieci.

Nawet taki akwen wodny, kaczki,
Zachwycają się tym, jakoby urodziły im się dwojaczki.

I już bez różnicy czy rodzicom, czy dziadkom,
Bo się imponują nad wodą tym randkom.

Niepokój z życia wygasa,
A spokoju i ciszy przychodzi masa.

Nic nie dźwięczy za ścianą,
Nad głową, jedynie woda spadająca z grobli z pianą

https://photos.google.com/photo/AF1QipOB1DD2FtsgKQBwGYdXqx1HOS8mGTNvTfzFwFcz

Odpływa do Supraśli puszczą zieloną,
Tam zmieszane i wypłukane z wodą ze smutku myśli moje utoną

I się rozejdą, jak gazy po bagnach narwiańskich,
Gdzie już nic nie czyje, nie chłopskie, i nie włości pańskich,

Tylko przestrzeni, wiatrów, zwierząt i ptaków,
Które są beztroskie i bez żadnych emblematów znaków

Z życia, co poszczycić się nie w sposób,
A i radować się jest wstyd na dwu sposób.

Więc brać trzeba dzisiejszy dzień
I to, co dał nam Bóg w ten dzień,

Bo drugiego razu może już nie być w następnym dniu?!


     *     *     *

Z silnie-ciężkich z życia przeżyć
nie sztuka wpaść w depresję,
a wyjść z niej i być w wierszowej furii.



ŚLAD  JAKI  PO  SOBIE  POZOSTAWIĘ   


Ślad jaki na ziemi po sobie pozostawię:
To słowo, które skrzętnie szumiało,
Brzęczało, płakało, kochało i miłowało,
Co dobrocią było, a czasami
Czy nawet często grzmiało
I jak piorun w ziemię waliło,
I z hukiem po niebie się rozchodziło...



  PRAWDA  POKAŻE  CI  PRAWDĘ  W  BIEDZIE


Kobieta dobra jest ta, która poda Ci jeść,
Choć już dawno miłość wygasła.

Kobieta dobra jest ta, która nie powie Ci cześć,
A zostanie z Tobą i drzwiami nie trzaśnie.

Właśnie kobieta dobra jest ta, która nie przyniesie Ci wstydu
I nigdy nie przystworzy Ci rogów.

Ale pamiętaj o tym, że Ty musisz być jeszcze lepszym,
Niż Twoja niewiasta, wtedy prawda pokaże Ci prawdę w biedzie
Kim jesteście lub będziecie żyć bez wstydu, mając w sobie Boga za Boga,
A nie z piekieł życia stworzyć sobie z rodów piekieł innych bogów.



  ZA  OKNEM


Jak tu pusto,
Jak tu cicho,
Żaden hałas,
Żadne licho -
Zewsząd las otacza dookoła,
W nim mgła
I ptak ptaka woła...


Tak tu pięknie,
Tak tu krainie,
Jak w Ojczyźnie swojej,
Nie w czyjejś,
Nie w Twojej,
Tylko w mojej.


Pełną piersią oddychać można -   
Rześki oddech w płuca wchodzi;     
Tyle w zieleni doznań,
Ile w życiu było okiełznań,
Za te czasy w betonowych ścianach,
Za te masy w niespełnionych snach.
Teraz już nie ogarnia mnie strach,
A okrywa zielony dach.


     *     *     *

"Kto oszczędza ten ma..."
Ale żeby oszczędzać najpierw trzeba mieć.


     *     *     *

"Dżentelmen nie mówi o pieniądzach".
Bo je ma.



      PRZED  SNEM


Zanim sen mnie zmorzy,
Zanim powieki zamknę do jutra -
Niechaj mi się wiersz ułoży,
Bez owijania życia, jaka dola okrutna.


Cienie ciszy grają nocami;
Wyniosłe chwile i upadłe...
Życie, jak sumienie gryzie latami
I nic nie podołają pragnienia zajadłe.


Czas za czas stracony -
Upadły, wzniosły - wzniosły i upadły...
Pozostaje tylko gniew ochwacony
I cień ruchomy nocami zbladły...



   DNIEM  LISTOPADOWYM


Mgła snuje się wszędzie -
Widzialność ograniczona, raczej krótka.
Ależ po tragicznym losu błędzie
Dzień chociaż taki sam,
smakuje bardziej niż wódka.


Wzrok dotyka mgły
I poszycia leśnego...
W czas nigdy nienagły,
Kiedy jest się ze świata innego.


Czasami komuś wzrokiem dotknąć świata
Bardziej raduje lub boli,
Niż z ust, co wylata -
Słowa, których ma się do woli...



        ABECADŁO  HISTORII  CZŁOWIEKA


Piszę nie po to, by zadowolić krytyków, a żeby wyrazić uczucia,
natchnienia i wspomnienia, skoro miałem ciężkie życie!
Poświęcam się Podlasiu i Ojczyźnie, gdy żyję na tej Ziemi.
Nie dbam o popularność, ważne co czuję w sercu.
Ufam, że nie piszę wierszy tylko sobie,
a uwieczniam słowa, choć proste, dla potomnych.
Będę szczęśliwszym na Ziemi, a później i w Niebie,
jeśli komuś z Was przydadzą się moje wiersze,
tym bardziej, kiedy przez moją historię wydarzeń z życia,
weźmiecie do serca, co Wam się spodoba,   
wzruszy lub zaciekawi, czy może nawet zachwyci?
Ale przede wszystkim, jak na moim przykładzie nie popełnicie mego błędu
i niechaj nikogo z Was nie spotka mój los.
Kopalnia to ostatnia kromka chleba, co los był mnie tam zaprowadził,
gdzie nie ma nawet "diabła".
Los mnie tam pchnął za chlebem i chęcią lepszego życia,
ale stało się tak, jak nie powinno się stać.
Zatem nie umarłem po to chyba,
żeby być wierszowym takim jakim jestem?!



               MÓJ  DOM  VI


Mój dom, to wierszy tom; a w nim żali z życia grom.

Mój dom, w którym los, jak atlantycki sztorm,   
co zalewa duszę solną raną - na tę chwilę daną.

Mój dom, w którym  c i e r p i e n i e jest wpisane rodom,
które jak fatum istnienia nigdy nie odchodzi, tylko jak cień błądzi...

Mój dom, który wytrzyma wszystko i choćby jego podwaliny
wyważałby stalowy łom, nie upadnie, jak domek z kart,
a obroni się temu, że ciężar życia umieścił się
na wieczność w wierszy tom, więc spać można,
w których mój dom jest przeznaczeniom takim,
jak pamiętnym snom.   



   W  ZŁYM  ŚNIE  II


Ty mi lato.
Ja Ci za to deszcz i śnieg.

Ty mi ćwierć wiek poświęcasz się...
Ja Ci za to ględzę bzdur stek.

Ty mi grzeczność.
Ja Ci smutku wieczność...

Ty mi radość.
Ja Ci niczego dość.

Ty mi dobroć.
Ja Ci złość.

Ty mi zacność.
Ja Ci daję w kość.

Ty pokutę na sobie nieść - w Twojej duszy boleść...
Ja Ci, jak nie litość, a jak wielki drań.

Ty mi mówisz, już mnie nie rań!
Ja Ci ciągle ględzę bez dwóch zdań...

  Basi



    WŚRÓD  KACZEK


Piękne, okazałe, miłe - poezja,
Krążą na wodnym akwenie -
Środkiem, brzegiem jak finezja
Zaburzając podwodnych topieli cienie.     


Łańcuchy gór snują się po niebie -
Podwójnych chmur przebytych z całej doby.
A tam, gdzie spadnie deszcz, już nie ważne czy w potrzebie.
Ważne, żeby korzyść przyniósł podążając dalej oby.


Kiedy los ze mną się bawi,
Oczy pełne żalu -
Wtedy serce moje krwawi,
Że ja nie do tańca i nie do balu.


A do tych kaczek,
https://photos.google.com/photo/AF1QipNXIYYVUfoYYG2-C17ZEs5GyCQnY6KvHu1LczGM
Które nie wyśmieją się ze mnie,   
Że ja wśród ich jedynaczek
Umieszczam na papier wspomnienie...


Raz ze smutku, raz ze szczęścia
W oku łza się zakręci,
Że życie, jak figlarz nie do pojęcia -
Raz do czegoś zniechęca,
Innym razem ciągotką nęci.


Kaczki prześliczne moje ulubienice,
Może wyleczycie mnie z życiowej tęsknoty,
Żeby już nie drgały wzruszeniem moje tętnice
Styranym życiem, a poderwał się do życiowej ochoty.



   TU,  GDZIE  OSIEDLIŁEM  SIĘ  JA


Nad głową szumi las...
Ja w ten czas -

Jestem z Tobą Przyrodo,
Ty moje Piękno, Urodo.

Kiedy Ojczyzna wypłaca świadczenie
I kiedy jest się k a l e k i m  z górniczego umęczenia!

Kim może być człowiek w końcu?
Tarzać się na Sumatrze w słońcu?

Czy wiersz napisać za to, że się żyje?
I dziękować Bogu, mimo życie gorzkie, jak pomyje.

Jak dobrze urodzić się z duszą poety,
bo teraz uśmiech moją pierś roznosi,
A życie choć sobacze do Nieba się nie prosi.

Chce się żyć i wiersze płodzić,
Niż w duchowej pustce błądzić.

Żyć w naturze i z Naturą Przyrody,
Kaczki liczyć na wodnym akwenie dla radości i urody.
https://photos.google.com/photo/AF1QipNy7dhdSysawO6OQLuASgb7J_it3rh0G114eWMA

Kiedy doszło się do zgody z samym sobą
I Naturo Przyrodo z Tobą.   

Co nosisz mnie górniczego połamańca
Po puszczy nie jak głuchego ostańca*.

A dźwięcznego nad tym akwenem wodnym.
https://photos.google.com/photo/AF1QipN7DTAtIxAQx5n85fMM8ji1Spz01GxFq6w4cXfA
Po tej grobli, z której woda spada z dudnieniem chłodnym.
https://photos.google.com/photo/AF1QipNtOe-C8bC7P5MCo9IkeGrKaiQ8Fh4jm1CDIdup

Na głębi rzeczką cicho płynie bez wiru,
Jakim nie targa po kamieniach i złoto połyskającego żwiru.
https://photos.google.com/photo/AF1QipNtPXtyM7euk75nP4Gucha-xJwHIXOI0jQ26oHg

Niebo w błękicie otacza to wszystko,
Gdzie spotyka się rzadko.

Lecz tutaj, gdzie czas się zatrzymał
I tutaj, gdzie ja sto razy bywał.

Na wierszowego wyrosłem -
Wrzucając do wody swoje życiowe przypadłości.
I już nikt nie powie, że jestem górniczym osłem,
Kiedy gram wierszami w oazie jedności.

Gdzie wszystko żyje ze zgodą Stwórcy Bożego,
A mnie w tym miejscu tylko cieszyć się z uradowaniem
do każdego dnia miłego...

  Objaśnienie: jak nie głuchego ostańca* - autor wiersza miał na myśli siebie samego,
  mimo jest jak leżący kamień czyli przykuty do wózka inwalidzkiego jest aktywny
  ruchowo i dźwięcznym w wierszach.

  Wiersz napisany Podlasiu



WIERSZE  Z  GRUDNIA  2009  ROKU



CZAS  ŻYCIU  NIE  PRZEBACZA


Dzisiaj umarł mi brat
Choć życia miał nie za wiele.
Śmierć przyszła, jak sądu kat,
Żegnając ostatnią drogą w kościele.


Smutno mi dzisiaj tak,
Jak tym, którym już było tak smutno.
Czas to jest schodzącego życia znak,
Ach, jak na tym świecie okrutnie.


Ale czy ja mam walczyć z tym,
Czego nie w sposób zatrzymać?
W życiu jest lepszy wiersz pod rym,
Niż biedą w sercu się zarzynać.


     *     *     *

Biblijna zasada: "Ostatni będą pierwszymi!"
Niech z takim przeświadczeniem przychodzi nam umierać.   
Jezus, który stał i stoi wyższy nad wyższymi,
On każe nam, żeby przed sądem ostatecznym się nie upierać!


Skoro życie raz jest nam dane,
Aby później je utracić.
Więc chwile, które są nam znane,
Niechaj będą piękne, aby duszę wzbogacić.

...Zanim się odejdzie.

  Dedykowany bratu.


     *     *     *

Wszystko co we mnie drzemało tym bardziej,
co się burzyło wyczesałem do wierszy...


     *     *     *

Wiersze nieczytane nie mają żadnej wartości,
bo takie wiersze nie żyją.



              POGODA  DUCHA


Choć od ponad dwóch dekad życie mam ciężkie,
nigdy nie miałem myśli samobójczych.
Mieć duszę natchnioną - to tak jakbym był duszą bez ciała;
lekkim i lotnym jak ptak, cichym i wzniosłym jak nieodgadnięty znak.
Spokojnym i pokornym, jak poddany - na ten znak -
czekając na czas skonany. Być Bożym człowiekiem życia i rozsądku.



WAGA  DOBROCI  I  ZŁA  W  CZŁOWIEKU


Skarbnica wiedzy to życie,
A życie to czas...
Co niejednemu pójdzie w las,
Drugiemu rozrasta się w wykwicie.


Ludzie noszą różne imiona,
Nawet różne przezwiska:
miłe, śmieszne, nawet wyzwiska,
Lecz każdy wart tyle na ile czegoś dokona.


W człowieku jest coś takiego,
Że jeden nosi imię poety -
układa wiersz, pisze sonety
I wyrasta duchowo na wierszowego.


W innym człowieku jest coś takiego,
Że jest bez duszy i serca:
krzywdzi bliskich, okrada obcych, coś podłego.
A jednak chodzi po tej samej Ziemi
do dnia sądnego, ludzi zdzierca.


Ale czy nie lepiej w życiu być
Przez ludzi chwalonym, niż ganionym?
Do tego nie trzeba być uzdolnionym,
Aby ze zła w dobroć stać się lepszym.



      DZIECIOM  NA  MIKOŁAJA


...Cała dzieci zgraja czeka na Mikołaja...
Lecz kto dostanie prezenty,
A kto rózgę, będzie zależeć od dzieci.
Tak już jest od stuleci,
Że Mikołaj paczki przynosi dzieciom tym,
Które nie zasłużyły na rózgę?!
Nie wystarczy dla Mikołaja powiedzieć wierszyk pod rym,
Trzeba jeszcze wcześniej być dzieckiem dobrym, nie złym,
Aby Mikołaj przyszedł do dzieci.



TACY  SAMI - [ A JEDNAK NIE TACY SAMI ]


Tacy sami, a bariery między nami!

Tacy sami, a na siebie samych zdani.

Tacy sami, tam gdzie nie ma innych.

Tacy sami, a problemy nie za nami, lecz przed nami!

Tacy sami chyba z tymi, co żyć jesteśmy zdani z nimi.

Tacy sami tym, co przed nami i za nami tacy sami.

Tacy sami, a ściana między nami.



SPÓŹNIONY  WIERSZ  O  ZIMOWYM  LISTOPADZIE
   

Krajobraz nad akwenem "Czapielówka"   
Pokrył się śniegiem
I się zrobiła niezła zimówka
Z przedwczesnym zimy biegiem.


"Flet" tymczasem zakręcił "Audi-cą"
Ślizgając się po śniegu.
Och, gdyby ojciec to zobaczył, dostałby kłonicą
Po grzbiecie jeszcze w podwórzu w biegu.


A tak poszaleje sobie -
Rozładuje adrenalinę w sobie
I odjedzie, skąd przyjechał
Z radością, że poszalał sobie z pociechą.


Tymczasem pozostałem tylko ja
I moja życia połowica*.
Ach i kaczki, radość moja -
[ co się skryły pod pomostem ]
Na które wzrok mogę zawiesić,
Jak statek na dnie kotwicę.


Wiatr kołysze zaśnieżoną puszczą -
I nocny zwala śnieg.
Ludzie, które tutaj goszczą,
Rozumieją, że ten las rósł cały wiek.


Ja, tu bywam 1/10-tego czasu, a się czuję tak,
Jakbym był życiem starszy od tego lasu,
Choć szumnego mego życia było tylko mały znak
Do tego wiecznego lasu.


Nie wiem czy dalszy jest sens
Mieszać się w historię, którą stworzył Najwyższy?
Lepiej zamilknę. Niechaj inni mają to za precedens.
A mnie niechaj się stanie tutaj każdy dzień milszy,
Od poprzedniego dnia. Amen.

  Objaśnienie: połowica* - żona autora wiersza.

   [ 5-6.XI.2010 ]



  LISTOPADOWY  DESZCZ  O  PORANKU


Grudzień, a deszcz padał
Całą noc - i pada dzisiaj o poranku...
A jeszcze czterdzieści lat temu o tej porze mróz tak gadał,
Że wszystko co żyje było w srogim szwanku!


Dzisiaj pada i pada deszcz...
Z czego nawet i ptakom niemiło.
Nawet dostrzega to niejeden wieszcz,   
Że tak przed laty nie było.


Ja także to dostrzegam,
Chociaż nie jestem wieszczem.
Choć chwilę żyłem, długo biegłem
I nigdy nie byłem leszczem.



          GROBLA  ZIMĄ

https://photos.google.com/photo/AF1QipOYX3F4n8lBqDXiwdXr18Uls7D_f0-icry6z_GD

Ogromna cisza w moim sercu,
Chociaż wydarzeniem z życia zranione.
Tymczasem głuchy huk, jak na zdziercu -
Budzi kopalniane tragedie, które już były uśpione.


To ta woda z grobli tak na mnie oddziałuje,
Jak żywiołu gwar, który tu przecież nie jest sam,
Zagłusza spokój, ale minionego w ogóle czasu nie żałuje.


Żywioł jest piękny dla oka poety,
Chociaż targa siłą nieprzebytą, jak gniewem.
Ale czy w sercu tak zranionym, niestety,
Nie smuci ten żywioł z leśnym wiatru powiewem?!


Wiatr zimowy, nagły przyszły
Kołysze sosnami jak huragan zerwały.
Tyle dobroci i szczęścia w tym, że nie krwawy,
Jak ten czas, który już nie wróci przeszły.


Jak dobrze w tym, gdy ma się ciepły dom.
W nim o tym napiszę wiersz pod rym,
Że tutaj pogoda jak grom.   

W domu wierszy tom.
Zatem jest w życiu cel.



          PRZY  GROBLI

https://photos.google.com/photo/AF1QipNPmM8mMsZKCbv3ILglm85bBKcr5wY3dhtske8A

Spada z hukiem woda - dniem i nocą...
Nie powstrzyma żadna czasu zgoda,
Naporu tego, który jest potężną mocą.


A ciągle spadając huczy po puszczy
Gniewnym echem, jak ryk lwa.
Słyszę to ja i świerkowy puszczyk.

Gdy mój słuch na skupienie się zda -
Usłyszę nawet jak rzeczny ruch spod grobli pianę gna.

A tam gdzieś dalej w leśnej puszczy
Piła wyje aż z tego żal, że nie las, a świszczy zrąb!   

Czas już wracać do domu,
Ze "Źródła Romana"nabrawszy wody, oczywiście.

30 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-12-14 10:54:59)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.     
   MIĘDZY  ZIEMIĄ,  A  NIEBEM


Nie ma już Ciebie na tym świecie, bracie -
Jesteś teraz w Bożym Majestacie.
Żyć tam tak dobrze, jak przy Bogu,
a nie jak w ziemskim kacie?!


Gdybyś życie takie miał, jak pogrzeb
I żebyś ludzi tak kochał, jak Oni żegnali Ciebie
w ostatniej drodze, to żeb,
Gdyby Ci raz jeszcze żyć by przyszło, o żeb,


Tak się stało, to byś
Już inaczej na pewno żył, to byś...
To co przeżyłeś we śnie tylko byś śnił, co byś...

Innym na tym ziemskim świecie był?



    ZE  ŚWITEM


Powoli wstaje dzień,
Z nim ja, jak nie leń,
Skoro noc mija.



   PRZED  POWROTEM


...Kiedy wrócę do domu,
Będę tym kim byłem.
Skoro wiersze piszę nikomu,
Zatem sam z nimi się zżyłem...



   UPOŚLEDZENIE


Mrok spowija świat -
Ciemność i cisza panuje.
I życie szczęścia nie ma,
Jak ucięty od łodygi kwiat,
Którego na trochę tylko flakon uratuje.


Tak samo jest ze mną -
Mam podcięte skrzydła,
Chociaż nigdy nie byłem ptakiem.



        CIĄGŁOŚĆ


Próżno szukać dnia wczorajszego,
Choć go cisza została zbudzona!
Chwile dnia dzisiejszego
Utopią się we mgle,
Zanim dusza skona.



       PO  URAZIE


Kiedy budziłem się rano -
Co dnia błagałem Boga i los,
Aby powróciło czucie i wład do nóg.
Błagałem, skamlałem i... nic.
Codziennie szczypałem owłosienie u nóg,
Czy wraca czucie i... nic.
Aż pewnego razu dałem z tym spokój,
Chociaż nie traciłem nadziei.
Ale tym razem nadzieja
Nigdy się nie spełniła.
I już się nigdy nie spełni!


A więc w takim razie
W życiu nie ważne jest to co stracisz,
Jeśli to możesz odzyskać.
W życiu najgorsze jest to
Czego nie można odwrócić.



W  PUSZCZY  PRZED  ZACHODEM  SŁOŃCA


Migocze czerwienią niebo,
A rozpłaszczony krajobraz zielenią
Sięga aż za horyzont
I na obraz podobieństwa - porządek,
Jak harmonia tworzy piękno.
Nie ma w tym obrazie
Dysharmonii, jak w człowieku,
Który jest niecodziennie zmiennym.
Tu panuje piękno
I nie ma nieładu w Naturze.
W dostrzeganym pięknie
Jest harmonia cudownych kształtów,
Abstrakcja w oku,
Czy to wszystko jest prawdziwe?


Zrobię foto i jak będzie mi smutno,
Na własne oczy się przekonam
W podobieństwie, czy miałem rację w tym,
Co dzisiaj zobaczyłem.



RÓŻNICA  MIĘDZY  PTASZKIEM,  A  CZŁOWIEKIEM,
       GDY  SPOTKA  PODOBNY  LOS


Gdy ptaszkowi podetnie się skrzydła -
nie pofrunie, zginie.

Gdy człowiekowi uszkodzi się rdzeń -
myślami chodzi, żyje.

Gdy ptaszka zamknie się w klatce -
nie śpiewa, milczy.

Gdy człowiek jest uwięziony losem -
nie milczy, mówi zza krat życia...   

Lecz są w takiej samej sytuacji,
jak krzyk w martwej ciszy.



    NA  TOPIE


Choć lat mają w kopie,
Ciągle są na topie,
To Budka Suflera -
Muzyka jej, jak era
Ciągle jest na fali -
Piosenki grają i grali,
Wszystkim pokoleniom się podobają,
Nawet dzieci je znają.


To Budka Suflera,
Zaczynała od zera,
A dzisiaj przez kilka muzycznych pokoleń
Słucha jej muzyki nie tylko muzyczny "goleń",
Ale i z wyższych sfer.
Taki tej muzyki jest ludzki ster.

To jest Budka Suflera



                         KACZKI  NA  WODZIE


Kaczki na wodzie, dla oka tylko z pozoru pływają po akwenie wodnym chaotycznie.
A tak nie jest. Wszystkie równocześnie tworzą inteligencję i harmonię ruchów,
które nie popadają w nieład, jak nierozumne stworzenia, które mają rozum,
przynajmniej im tak się zdaje. A są adekwatne do tego co robią i czym są.
Są piękne, jak kwiat ruchomy na wietrze w wielu kolorach.
Rysują wzory kół, ciągle o innych kształtach i za każdym razem w innych miejscach,
i same są wzorem czystości, lecz nigdy nie są grzechem.


 
                               JEDEN  DZIEŃ  Z  ŻYCIA  GÓRNIKA

                       MARTWA  CISZA  PRZED  BURZĄ  [ 12-13.XII.1981 ]

      [ 13  XII  2016  W  35  ROCZNICĘ  WPROWADZENIA  STANU  WOJENNEGO ] 


Jeden dzień z życia górnika.

Zima mroźna jak na Podlasiu, choć to jest Górny Śląsk. Nic nie wisi w powietrzu prócz siarczystego mrozu.
Poza tym spokój i cisza, znikąd wokoło ani żywej ludzkiej duszy, jedynie tylko ja idę na "szychtę"*, śnieg
skrzypi pod stopami, taki tylko słyszę wkoło siebie odgłos. Jest późny sobotni wieczór, pośpiesznie jednym     
rytmem idę na nocną "szychtę". W domach osiedlowych migocą w oknach telewizory jakby nigdy nic. 
Szklana pogoda. Z kominów ścielą się przy ziemi dywany dymu, czuć swąd. To mnie wcale nie zraża,
przeciwnie nawet lubię zapach ten. Na przystanku autobusowym żadnej żywej duszy, jedynie po drugiej
stronie ulicy dwóch pijaczków za węgłem restauracji "Pod Kasztanami", spierają się o coś, ledwie utrzymują
się na nogach. Im "szychtą" będzie łóżkiem? Mnie za godzinę nocka spędzona na poziomie: -300 = 650
metrów pod ziemią. Przyjechał przewóz na przystanek, wsiadłem, w nim kilku kamratów jedynie, bo to
nie jest przewóz z KWK "Ziemowit", a mego pracodawcy PRG Mysłowice. W autobusie ciepło i przytulnie,
z Jaworzna przez Niwkę Sosnowiec i Mysłowice zdążył już się rozgrzać. Taka temperatura zamula i szybko   
można usnąć, bo przecież jest już późny wieczór, a podczas dnia śpię jak zając, a przecież organizmu nie
da się oszukać. Autobus, choć stary gruchot, ale z powodzeniem zawlókł się na "grubę"*.

Na "grubie", gdy wchodzi się do szatni, kto pierwszy raz może nieźle przestraszyć się lub odnieść stresujące
psychice odczucie, bo to tak wygląda jakby jacyś wisielce wisieli. A to wszystko tylko po to, żeby ubranie
wraz z gumiakami na łańcuchu kołowrotkiem zaciągnięte do góry po "szychcie" wyschły. I jeszcze w dodatku
każdego górnika z wyjątkiem ma zamknięty hak na kłódkę przed ewentualną kradzieżą. Też i jest każdy
hak ponumerowany, żeby zwłaszcza na początku górnik z lepszą łatwością mógł odnaleźć numer swojego
haku. Bez wstydu przyznaję się, że kiedy byłem nowo przyjętym górnikiem kilka razy też mi się zdarzyło
szukać swego numeru haka lub co najmniej przeoczyć i trafić nie do swojego. Ale to żaden problem, kiedy
z czasem oponuje się i do własnego haku trafia się tak, jak ptak do swojego gniazda.

Przed zjazdem na dół przed lampownią tylko sami górnicy z PRG Mysłowice. Zanim pobierzemy znaczek
z identyfikującym numerem górnika, wypalamy po jednym, a jeśli jest na to czas przed zjazdem, to nawet
i po dwa papierosy, bo jak może nie wiecie, że na dole nie można palić ze względów na obecność metanu.
A co oznacza wybuch metanu, to każdy z nas zdaje sobie sprawę do czego to może doprowadzić?! 
Co prawda kopalnia na której pracuję nie jest kopalnią, gdzie występuje metan, ale przepis jest jeden
zabraniający palenia papierosów na każdej kopalni. Pobraliśmy znaczki, lampy i przez lampownię po
stromych schodach pod główny szyb. Z dołu winda przyjechała, sygnalista otworzył bramę, powchodziliśmy
do windy, jak jakieś zwierzaki do klatki w szarych ubraniach i w brązowych kaskach na głowie, sygnalista
zamknął bramę windy i posłał do maszynisty windy sygnał gong gong i winda ruszyła nabierając coraz to 
większej prędkości, aż nabierze prędkości 8 metrów na sekundę. Jakiś strach zawsze gości w świadomości
zwłaszcza mojej, żeby lina windy nie zerwała się i nie spadła wraz z nami na sam dół?! Choć wiem, że są
prowadniki, które nie tylko utrzymują stabilność pędzącej windy, ale i w razie zerwania się liny, prowadnik
zaciska się i wyhamowuje windę. Podczas zjazdu ludzi na dół, nie słyszałem, żeby urwała się lina windy,
ale słyszałem, że lina urwała się podczas wywozu węgla lub kamienia z dołu na powierzchnię, stąd strach
zawsze pozostaje w człowieku. Ale kogo to obchodzi, masz chłopie to co wybrałeś. Nikt tutaj pod przymusem
ciebie nie przysłał. I prawda nie zaprzeczam, sam zdecydowałem, żeby przyjść na dół po to, żeby coś mieć,
osiągnąć w życiu. Tutaj nie mam na myśli statusu rangi społecznej, a dla prostego poprawienia lepszego
funkcjonowania materialnego jako obecnie tak i na przyszłość, kiedy założę rodzinę, zdobędę mieszkanie
do życia rodzinnego. Na dół "szola"* pędzi - opór powietrza smaga po roboczym ubraniu i raz po raz
strugami słonej wody chłosta nas po twarzy i to wcale nie czystą, a rdzawą, jak za jakąś karę obryzgując,
jeszcze gorzej, jak za jakiś wyrok lub jak za poniżenie gardząc ziemskim człowiekiem, że sięga poza Naturę
i ponad nią w głąb ziemi. Tego z czasem ziemia nie wybacza!   

Wychodząc z windy już na dole:

https://photos.google.com/photo/AF1QipMjLqkpFI0YnneCp7mQ19YFX1AOJgCBoUXDQcmA?hl=pl

zmierzając chodnikiem wentylacyjnym do przodka*, gdzie nasza robota, powietrze na wylot przewiewa
ubranie aż do skóry, a nawet i duszę. Na powierzchni noc tym, którzy mogą spokojnie spać. Na dole czas tym,
którzy muszą harować. Tam i tu ciemno, a różnica nie do porównania, lecz rozumie tylko ten kto przeświadczył
się na własne oczy i na własnej skórze, tym gorzej kto na własnym grzbiecie. W miejscu, gdzie strop zacisnął
chodnik tak, że trzeba przechodzić na czworaka, tu najbardziej boję się o życie. Przeciskając się przez ten
nazwijmy wąski przesmyk, zawsze mam strach, że w tym czasie chodnik może całkiem zacisnąć się i będzie
po mnie na zawsze?! Zwłaszcza wtedy większy strach mnie ogarnia, gdy w tym czasie zdarzają się na innych
oddziałach górnicze odstrzały?! A po wielu milleniach w kamieniu zostanie po mnie tylko odbicie szkieletu
człowieka, jak ten listek paproci, czy skamieniałość jakiegoś zwierzęcia?! Ale przecież oprócz mnie kogo to
obchodzi, gdy w tym miejscu nie ma już Boga. O nie, nie ma Boga:

https://www.youtube.com/watch?v=X84RBj6mT1M&list=PL41B76A52F43E326D

To któż ciebie chłopie obroni, jeśli sam się nie obronisz?! Najgorsze w tym czasie pomyśleć jest to, że w
tym miejscu, w chwili tej przeciskając się na czworaka przez ten wąski przesmyk zaciśnięty powykrzywianą
obudowę pierścieni strop może nagle zacisnąć się bardziej lub zawalić się i zasypać nas na dobry amen?!
Tak myśląc, to nawet z samej wyobraźni oszaleć można lub co najmniej dostać takiego cykora, że już po
pierwszym dniu po wyjeździe na powierzchnię świtą, zrezygnuje się z roboty i ze zjazdu na dół na zawsze.
Otóż są i tacy, którym obraz tego nieludzkiego miejsca jest tak bardzo zastraszającym i  nadludzką
wytrzymałość psychiczną straszniejszym od wyobraźni, choć to nic nie ma wspólnego ze śmiercią,
a tylko na dole z robotą. Albowiem, jak to się przyjęło mówić: wypadki chodzą po ludziach i przytrafiają się
wszędzie. Mimo to tacy już nie wracają na dół drugiego dnia, choć to nic nie ma wspólnego z tym, że:
drugi raz nie wchodzi się do te samej rzeki. Tutaj jest chleb dla klasy chłoporobotniczej. A jak pachnie
i smakuje, wiedzą tylko oni. W miejscu roboty ciemno, straszno, hałas maszyn górniczych, gorąco i brak 
dobrego tlenu lub na przewiewnym chodniku zimno i ciężko tak bardzo jest, jak po kacu alkoholowym
i przy tym papierosowym lub jak z niewyspania się słabym i otumanionym się jest. Tutaj na dole robota
jest dla twardzieli, ale nie dla "świrów", tym twardzielem o dziwo może być nawet z charakteru i mięczak,
ale nigdy "świr", wręcz przeciwnie tutaj tylko może być tym twardzielem mięczak, bo "świr" tutaj nigdy nie
przyjdzie. Kto kim jest prawda pokazuje tutaj, gdzie "ki diabeł" nawet chowa się po wnękach, gdzie ciężar
ziemi czuje się na karku i tutaj, gdzie nawet sam Pan Bóg nie pomoże, bo Go tutaj wcale już nie ma.
A więc jak swego czasu mawiał stary "baca": "Wierz w Boga, ale Bogu nie wierz!" - doradzając turyście,
który szedł w góry. Tutaj jest jeszcze gorzej, skoro nie ma dokąd uciec; nie ma gór, nieba, nie ma chmur,
tylko ciężar Ojczyzny ziemi nad głową i nad górniczym karkiem i grzbietem. Nie ma okien, tylko ociosy*,
strop i jedynie droga odwrotna, która też może w każdym miejscu zawalić się?! Zmierzając do miejsca roboty,
zawsze napotyka się czoło chodnika, które przez Naturę 3,5 miliarda lat temu ukształtowało się w skałę
i dzisiaj stawia ludziom twardy opór. Chcesz ziemski mały człowieku mnie uszczypnąć, ugryźć, zdobyć,
to kuj mnie, wierć, wysadzaj przez Alfreda Nobla wynalezionym dynamitem, aż mnie urwiesz - trochę skały
zdobędziesz. Wtedy może staniesz się mniej ludzkim, a więcej potężniejszym człowiekiem. Dynamit rwie
skałę zamieniając na urobek* - w nim miał i kamieni zwał. Jest co fedrować. To jest siła rozumnego człowieka,
którego nie świetlana przyszłość czeka, a jedynie metr do przodu w skale. W płucach dym, w nosie smród,
w ustach duszność i słodkość po odstrzale dynamitem w "przodku". Na starość ser na płucach, garb na plecach,
jeżeli dożyje się starości?! A zatem na świecie musi być porządek, tylko nigdy nie mogą być wszyscy równi,
bo wtedy nie będzie komu pracować i walczyć o przetrwanie, kiedy jeden będzie zwalał na drugiego, że ty to rób,
bo ja jestem równy tobie! A równy jemu będzie mówił, że jest równy jemu i nie będzie wtedy robić komu!
Nie oszukujmy się wcale, bo prawda i sprawiedliwość jest tylko jedna, że wszyscy umrzeć musimy z taką tylko
różnicą, że nie w jednym czasie. Ale w razie zbrojnego konfliktu - wojny w obronie Ojczyzny pierwsi iść na 
śmierć zawsze muszą chłopi i robotnicy w ludzkiej masie. W czasie cyklu roboczego, pot ze skroni ścieka
strumieniami, ciepło i parno jak w saunie, duszno i czuć brak do woli tlenu, jak w jakimś małym pomieszczeniu
z wieloma ludźmi, do tego z wysiłku fizycznego z potu koszula na plecach mokra na wylot do skóry, jakby zza
węgła kubłem wody niespodziewanie oblał mnie jakiś szatan podstępny. A kiedy ze stropu w dodatku sypie się
piasek na kark i plecy, staje się tak bardzo nieprzyjemna mieszanka na mokrej koszuli i na spoconej skórze,
że tylko zdjąć koszulę i spłukać się wodą. Ale kogo to obchodzi, kiedy na powierzchni cisza przed burzą, 
tylko z tym, że nikt jeszcze o tym nie wie prócz wtajemniczonych wojskowych?! Tymczasem robota wre,
jak niby nic, te sam bóle - te same cierpienie - ten sam codzienny pot - ta sama męka - ten sam uśmiech
i ta sama radość, myśli, czy pragnienia z taką różnicą, że 650 metrów pod ziemią. Ale złośliwy powie:
każdy ma taki los, na jaki zasługuje. Powiedziałbym, że jest w tym prawda i nieprawda: wszystko zależy
od myślenia i od sytuacji w jakiej dana osoba się znajduje. Będąc w chodniku -300 = 650 metrów pod
ziemią wydrążonym przez człowieka, który jest panem Przyrody Natury, bynajmniej tak mu się wydaje,
może w każdej chwili zginąć, jak marna glizda przywalona ciężarem Natury, kiedy mały człowiek ją uparcie
drąży!... Jaki to wielki strach tak pomyśleć. A jednak my kamraci tutaj jesteśmy i jak rozumne krety gwałcimy
uśpioną od 3,5 miliarda lat Bożą Ziemię... A nawet i od 5 miliardów lat, tak słyszałem w swoim czasie
zmienioną wersję naukowców w telewizji. Z biegiem końca "szychty" cyklem wyrwano Ziemi Naturze metr
chodnika drążąc do przodu i zabudowując żelaznymi pierścieniami i obkładając cementowymi betonikami
przed spadaniem na głowę górotworów. Tym samym mając świadomość wykonania swojej roboty za wzorową
i wypełnienia wytycznych z założenia przełożonych. Z tą dumą, a jeśli nie dumą, to z pewnością świadomości
wykonania swego zadania, wracamy pod szyb na szczęśliwy wyjazd na powierzchnię ku życiu, ku ludziom,
ku Bogu i ku niebu, aby wrócić do domu i pójść do łóżka spać do odpoczynku po ciężkiej dołowej "szychcie".
Wyjeżdżamy windą niepewności, choć zawsze jest więcej pewności przy wyjeździe, niż przy zjeździe, że
dzięki Bogu następny dzień, noc przeżyło się szczęśliwie i z pełną uciechą w duszy i w sercu, ślubów i śmierci,
po prostu tam, gdzie radością wszystko stworzył Bóg, a nie jak na dole i nawet w windzie człowiek.

Na dole jest ciemno, głucho, głośno, strasznie, śmiertelnie niebezpiecznie i martwo! Na powierzchni zima -
mróz -15 stopni Celsjusza. Na dole +30 stopni Celsjusza, a więc z różnicą taką aż +45 stopni Celsjusza
w porównaniu co do temperatury na dole w "przodku", to nie byle co. A kiedy z łaźni się wyjdzie na dwór -
natychmiast włosy zamarzają na głowie! Trzeba być niesamowicie zahartowanym, żeby się nie przeziębić.
Masz człowieku tak jak sobie wybrałeś, albo tak, jaki twój los tobą pokierował. Ale kogo przecież to obchodzi,
że tak jest, że tak masz. Każdy pilnuje swego tyłka i tylko na siebie patrzy.

W powrocie do domu jestem na pół śpiący po nocnej "szychcie", w przewozie starym, rozklekotanym już
gruchocie przeciąg, jak w chodniku z wentylacją obiegową na dole. Przecież w sumie jest mroźna zima
i w dodatku świta porankiem niedzielnym na dzień dobry 13.XII.1981 roku. Szukam w przewozie miejsca,
gdzie przynajmniej czuć trochę ogrzewania. Tymczasem oczy zamykają się same i nawet rozklekotany
przewóz nie rozprasza do drzemki. Można zasnąć nawet na stojąco, aby tylko odwrócić uwagę skupienia.
Robota w kopalni pod ziemią robi swoje, w dodatku była nocna "szychta". Nie ma twardzieli, kiedy jest się
żywą istotą. Twardziele są tylko w barze pod wpływem alkoholu i na stadionie piłkarskim. Po "szychcie"
w człowieku jest zmęczenie i sen na czas ten.

Wysiadając w miejscu zamieszkania na przystanku autobusowym przy restauracji: "Pod Kasztanami" jest
pusto, cisza, a tylko słychać jak oddycha zima... I choć widnieje porankiem, osiedle tętni tym samym żywiołem,
co przed "szychtą" z tym tylko, że o poranku mróz jeszcze silniejszy. Jest bezwietrznie - dowodem tego
dym kłębiący z kominów przy lampach ulicznych i przy zmarzniętym śniegu i ziemi. Prócz tego jak nigdy
niesamowita cisza, tylko coś wisi w powietrzu?!

Po wejściu na stancję stało się z zimna na dworze tak ciepło i przytulnie, aż mnie strzęsło z tej tak miłej na
dobre dla organizmu sytuacji. Przed snem co może zjeść kawaler sam siebie żywiący? A mianowicie kilka
pajd chleba, do tego pręt kiełbasy, która suszyła się między żeberkami centralnego ogrzewania i herbatą
popijając zagrzaną na grzałce elektrycznej w kubku. A teraz z pełnym żołądkiem i z bagażem zmęczenia po
nocnej "szychcie" na barkach i grzbiecie, miłe jest tylko łóżko, jak sen, który zamyka oczy. A jeszcze do tego
gra szpulowy magnetofon z którego tylko do moich uszu dochodzi muzyka: "AC/DC" - choć tak mocno twarda
i dynamiczna, zarazem usypiająca jak narkotyk po nocnej "szychcie". I tak słuchając muzyki usnąłem - smacznie
śpiąc od 7. rano - do samego południa niedzielnego w dniu 13.XII.1981 roku. Obudziłem się w samo południe -
załączyłem telewizor, który kupiłem za zarobione pieniądze w kopalni. Co się dzieje? Same szumy na ekranie,
żadnego obrazu?! Po jakimś krótkim czasie przychodzi gospodyni stancji, pyta:
- Czy u pana odbiera telewizor? 
- Nie! Byłem załączyłem, ale nie ma obrazu, tylko sam szum i śnieg na ekranie!   
- U mnie to samo! Nie wiem co jest? 
- Ja też nie wiem co jest?   
Z tym przeświadczeniem, po tej rozmowie, gospodyni zeszła na dół do swoich niedzielnych południowych zajęć.   
Po tym w jakiś czas, po nasłuchaniu się piosenek wcześniej nagranych na szpulowym magnetofonie,
załączyłem telewizor i oto co widzę i słyszę na ekranie - ciągle gra hymn mojej Ojczyzny!... Po pewnym czasie
ukazuje się generał Wojciech Jaruzelski - wygłasza do rodaków przemowę, a raczej nakazy dyktatorskie o
stanie wojennym w naszym kraju! I z tym jakie są tego założenia, regulaminy, konsekwencje i w końcu zmiany:

http://www.youtube.com/watch?v=IG4SbX26G60

Tak było! Jak dobrze tym, którzy nie pamiętają tego dnia.

http://www.youtube.com/watch?v=TroenoOk … re=related

Na dzień dzisiejszy niektórym jest jeszcze gorzej, mimo mamy wolność.

  Objaśnienia: "szychtę - szychta"* - z języka górniczego i śląskiego na poprawny polski robocza dniówka.
  "grubę - gruba"* - z języka górniczego i śląskiego na poprawny polski kopalnia.   
"przodka - przodek"* - z języka górniczego i śląskiego na poprawny polski wyrobisko czyli chodnik kopalniany.   
  "ociosy - ocios"* - z języka górniczego i śląskiego na poprawny polski ściany, ściana. 
  urobek* - zwał piaskowca lub węgla po odstrzale górniczym - potocznie kupa ziemi.
  w "przodku, przodek"* - chodnik, wyrobisko na dole w kopalni.

  Pisałem w grudniu 2009 roku. Podlasie


                           
     TA  LEPSZA  STRONA  MEDALU


Dzisiaj do kaczek nie strzelają myśliwi,
Miłośnicy przyrody fotograficznymi aparatami
Wynoszą je na swoje salony.

Dzikie kaczki stały się oswojonymi -
Wychodzą z wody na brzeg na posiłek od ludzi.

Czas się obudził i człowiek jest kaczką,
A kaczka człowiekiem.
Nie ma zatracenia tym bardziej dzikości,
Zatem ptak człowiekowi gościem,
A człowiek gość nad nim wielkością daje się zrównać.
Więc świat chyba nie zaginie?



        UWAGA!


Wiatr góry przenosi

Ludzi duma roznosi

Zwierzęta są ufne, jak dzieci

Przyroda nie znosi śmieci

Księżyc wstydzi się za świat

Słońce to już nie życia kwiat

Iż dziura ozonowa to rak

Skoro na ziemi rozsądku brak!

   

      NA  ZIEMI


Nie ma nadwyżki,
Ale i nie ma niedoboru:
Powietrza, tlenu, słońca,
Nieba, chmur, pogody,
Deszczu, zieleni, przyrody
I życia, więc nie zginie życie.


     *     *     *

"Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia."
Czyli jakie koryto taka świnia.



        ZIMA  W  PUSZCZY

https://photos.google.com/photo/AF1QipM9eV6rmqqadnL5gZbvTbPzJMQoGoR5FQDSTSOc

Nagła zima skuła akwen lodem
I wtem kaczki stąd uszły mimochodem.
Gdzie one są? Bóg sam wie.   
Lecz dzisiaj nie będzie mi dane ujrzeć nawet kaczki dwie.
Mniejsze z tym, skoro gdzieś uszły, jak dym.
Przyjdzie czas, wrócą i swoim pięknem uroczą mnie. 
Tymczasem trzeba tylko poczekać,   
Lecz z wierszem nie zwlekać -
ujmować do rymu to co wzrok otacza:
biel zimy piękniejszy, niż kolorystyka kacza.
Zalew skuty lodem z przyszłym nagłym chłodem,
Śnieg puchem białym zmarzlinę wodną pobielił
I tak moim oczom krajobraz zimy się udzielił.
Wędkarz nabrawszy odwagi -
wszedł na lód wśród trzcin bez uwagi, 
Prętem wykuwa przeręblę, śpiesząc się tak,
jakoby przebity lód nagle miał zamarznąć,
jak zastyga szybko woskowy stempel.
Tymczasem śnieg tak miło dla oka prószy...
Bezwietrznie, nie jak w listopadzie przy pierwszym ataku zimy,
Kiedy wszystkim źle leżało to na duszy.
Na dzisiaj zima chciana i z prawdziwego zdarzenia nie pulchna,
nie chlapa, a mrozik i biały śnieżny puch do ujrzenia.
Jak miło i chętnie to ujmę na foto, gdy zima jak ta lala oto!
Co tylko oko przymilić do tego dnia białego i upamiętnić w wierszu,
Zanim ujrzy się jeszcze bardziej dnia miłego.
A więc do miłego dnia następnego.

  Pisałem, dnia 15.12.2009 roku. Podlasie



        MIĘDZY  NIEBEM,  A  POD  ZIEMIĄ


Co jest dla Boga milsze, potrzebniejsze, pilniejsze,
czy być pod ziemią w kopalni - harować w znoju i w pocie czoła?
Czy pojechać do Nowego Jorku i go zwiedzać?
Bóg wie? Czy sam zainteresowany?


     *     *     *

Pisanie z serca jest więcej szczere i prawdziwe,
niż z głowy, skoro piszący myśli nie głową, a sercem.



PODCZAS  WIERSZOWEGO  NATCHNIENIA


Trzymam ucho przy ziemi,
Innym razem nadstawiam do nieba,
Skoro wczoraj otarłem się o śmierć,
A dzisiaj mogę tylko się radować
Ż Y C I E M...


     *     *     *

Moja, Ty radości,
Nie mam do Ciebie złości,
Że moja dusza pości.
A Ty masz do mnie zaufanie,
Na ciągłe na mnie czekanie,
Póki przyjdzie między nami przywitanie.


     *     *     *

Jestem fatalistą fizycznym, a nie politycznym,
jak o sobie mawiał Czesław Miłosz. 


     *     *     *

Gromadzone emocje przez lata wybuchły
i trzeba było je umieścić na papier, aby w nich się nie udusić!
Czas odciska piętno, a życie dopisało do tego dalszą kartę
z której powstało: "Krzyk w ciszy".

[ Krzykiem w ciszy autor nazwał wszystkie posiadające swoje wiersze ]



          ZIMA  NA  PODLASIU


Idzie zima wielkimi krokami, raczej nagle już przyszła!
Choć to jeszcze nic, co było przed wiekami.
Ważne, aby wszelka zaraza ze zmarzliną już wyszła.

Drzewa liściaste okuły się w sen zimowy, zima w śnieg biały.
Tylko niezmienny las sosnowy, który otacza zalew cały.

Wśród tej zmarzliny, ja, nie jak glizda,
Chociaż tutaj jestem jedyny, który na nic nie gwiazda.

Dane mi było Naturą się uraczyć, bo kiedyś mi się przyśniło,
Że tę ziemię będę chciał w wierszach zaznaczyć,
Gdy będąc jeszcze na Śląsku ku tej ziemi tak serce się paliło...   


W snach chodziłem po tej tak cudownej rodzinnej ziemi...
Całymi dniami tęskniłem, jak dziecko za matką...
Lecz los kazał czekać ku czasom tymi,
Co z tego wyszła nie lada gratka.


Skoro dłuższe czekanie zdradza większą tęsknotę...
Wtedy sobie samemu stawia się pytanie,
Że ziemię skąd się wyszło, będzie się pielęgnowało, jak cnotę.


Nie szkoda mi wysiłku, nie szkoda czasu.
Zanim życie jeszcze nie dobiegło do schyłku,
Poświęcam się tej ziemi zawczasu.   


Tym na co mnie stać czyli wierszem.
Choć wiem, że czasami trudniej słowem grać,
Niżeli w sierpniowych żniwach "sierzpem"*   


Wiem to dobrze, skoro byłem chłopem i robotnikiem -
tyrając w pocie czoła, będąc z klasy chłoporobotniczej wspólnikiem.   
Lecz przez los na dzisiaj przyszło mi parać się piórem -
Zatem niechaj się wzniosą moje proste słowa samemu
Panu Bogu, jeżeli zdoła mnie wytrzymać?

  Objaśnienie: "sierzpem"* - sierpem.

  Pisałem, dnia 16.12.2009 roku. Podlasiu



  MOJA  OJCZYZNA,  TO  ZIEMIA  PODLASKA


Moja OJCZYZNA, to ZIEMIA PODLASKA.
Moja blizna, to "dynamitu laska".
I jak to pogodzić skoro jednego i drugiego żal?
Co musi się zrodzić sięgając okiem w dal?   

Moja ZIEMIA PODLASKA,
To nie jak ta "górnicza dynamitu laska".
A jak te Łono Natury,
Które lasów wierzchołki ocierają chmury.

Moja ZIEMIA PODLASKA - pisać Jej wiersze
Przez los dana mi była łaska
Po horyzont jak dłuższa i szersza -
Mojej ZIEMI PODLASKIEJ,
Którą opuściłem za chłopca.
Kajam się po dzisiaj, jak na duszy polskiej,
Że z tej ucieczki wyszedłem na głupca.
W dodatku na  k a l e k i e g o  głupca,
A zatem jeśli na dzisiaj wierszem mogę się odpłacić?
To póki mi życia - staję w szeregi hufca,
Abym mógł służyć Ci, moja ZIEMIO PODLASKA,
Co by mógł swoją chłopięcą głupotę zmyć.   
Tym samym oczyszczając sumienie swoje,
Które ciąży na mnie po dzisiaj!

  Pisałem, dnia 16.12.2009 roku. Podlasiu



       ZABAWKI  Z  DZIECIŃSTWA


Pokolenie z wieku moich synów mają problem,
jaka z dzieciństwa zabawka była dobra?

A ja nie.

Ja nie miałem z tym problemu,
skoro w dzieciństwie nie miałem zabawek.

Ale pamiętam czarnego kota,
który nie dawał się wziąć na ręce, drapał.

Pamiętam kury, które z ręki wydziobywały chleb
lub bułkę od święta.

Kiedy kuzynowi z Gdańska lub bratankom
z Wyszkowa to się przydarzyło, płakali.

  A ja nie.
I zabawek żadnych nie miałem.

Pamiętam, jak młotkiem się bawiłem,
zamiast prawdziwą zabawką.

Nawet psa nie było, choć mieszkaliśmy na wsi,
bo mama psów nie lubiła.

Ale za to żalu nie miałem.

Wiosną zapędzałem się na ukwiecone mleczem łąki,
ku bagnom z kwitnącymi kaczeńcami, nad rzekę dzieciństwa,
gdy byłem spragniony, piłem z rzeki wodę nabierając garściami -
była czysta jak kryształ, żadne nawozy mineralne rowami nie spływały do rzeki.
Także zapędzałem się na chłopskie pola zielone,
mierzyłem się wzrostem ze zbożami, rosły szybciej, niż ja.
Pamiętacie moje buszowanie w łubinie - powstał z tego wiersz.
Latem fascynowałem się zbożami srebrnymi i złotymi,
póki byłem małym chłopcem - a kiedy urosłem -
zwalałem na pokos dośpiałe zboża - i stałem się z chłopca chłopem.
Historia do pozazdroszczenia.



          MOJE  WIERSZE  SĄ


Moje wiersze są tragiczne, jak moje życie.
Moje wiersze nie są liryczne,
Skoro po tym poetą się stałem
Krzyżem padając na "kopalniany urobek"* o świcie!

  Objaśnienie: "kopalniany urobek"* - zwał, kupa piaskowca lub węgla
  odstrzelonego na dole kopalni w przodku chodnika.
  "Urobek"* - również określa się, kiedy w ścianie węgla wyfedruje się
  daną ilość węgla.



                ZARAZ  PO  WYPADKU


Otchłań podziemna krążyła wokół "ociosów"*
I żal był ot taki odchodzić z tego świata,
Bo jeszcze śmierci nie usłyszałem koło mnie szemrzących głosów,
Kiedy w domu czekała na mnie żona z synami i ciepła chata.

  Objaśnienie: "ociosów, ociosy"* - po prostu prawa i lewa strona
  ścian chodnika na dole w kopalni. Jak sama nazwa wskazuje: "ociosy"
  czyli ociosane materiałem wybuchowym i kilofem prawa i lewa strona
  oraz strop i spąg* wyrobiska do zabudowania chodnika.
  spąg* - czyli powierzchnia pod stopami.



       OT,  ZIMA  PRZYSZŁA  NAGLE


Przez dzień, dwa, trzy ścisnęło mrozem,
śniegiem przysypało ponurą smutno krajobrazową jesień!
I już chłop saniami, a nie wozem może jechać po to,
co nie dał mu czasu wrzesień.

  16.12.2009 rok.




  W  "TRÓJKĄCIE  WIERSZOWYM"  ZIMĄ


W "trójkącie wierszowym" wiatr kręci śniegiem,
Wiruje jak trąbą powietrzną -
Zmiata śnieg z bloku szeregiem,
Jakby za jakąś przyczynę grzeszną?


Tymczasem sikorki w liczbie mnogiej
W ruchomym kolorze głóg przyozdabiają -
Odgania jedna drugą od słoninki w zimie srogiej,   
Jak dobrze im, że choć słoninkę mają.


Las bujany przez wiatr -
Kołysze się w aurze śnieżnej.
Wszystko kręci się, jak z filmu: "Kadr" -
W tej chwili zimy pobieżnej...


Nie wiem, co mi się stało,
Że tego roku polubiłem zimę,
Tak znienawidzoną, co na nią
przekleństw dałem nie mało,
Od kiedy przez los przyszło mi się:
"paraplegika" nosić imię.



   DNIA  ZIMOWEGO


Prószy obfity śnieg...
A ja jak wieszcz
Lub jak sęp wypatruję teren
Nie za pożywieniem,
A za ujrzeniem
Sam nie wiem czego?



MAM  TO  ZA  CZYM  PRAGNĄŁEM
CZYLI  JESTEM  NA  UKOCHANYM  PODLASIU


Piękne zimowe widoki, jak okiem sięgnąć -
Wszędzie białe obłoki, co tylko duszę tchnąć -
Patrząc na te śnieżne stoki,
Już nie muszę na życie kląć,
Skoro mam to za czym tęskniłem -
Patrząc po horyzont sokołem górą,
Dołem i człowiekiem.



            TYTUŁ  NIEZNANY


Dygoce moje ciało, pulsują skronie -
Z tego co się stało. Lecz już łez nie uronię.
Wypłakałem się w wierszach za lata chude i tłuste.
A teraz oddaje swoje życie na "szach mat" BOGU.

31 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-11-15 10:05:37)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.   
            ZIMA  NA  PODLASIU


Idzie zima wielkimi krokami, raczej nagle już przyszła!
Choć to jeszcze nic, co było przed wiekami.
Ważne, aby wszelka zaraza ze zmarzliną już wyszła. 

Drzewa liściaste okuły się w sen zimowy, zima w śnieg biały.
Tylko niezmienny las sosnowy, który otacza zalew cały. 

Wśród tej zmarzliny, ja, nie jak glizda,
Chociaż tutaj jestem jedyny, który na nic nie gwiazda.

Dane mi było Naturą się uraczyć, bo kiedyś mi się przyśniło,
Że tę ziemię będę chciał w wierszach zaznaczyć, 
Gdy będąc jeszcze na Śląsku ku tej ziemi tak serce się paliło...   


W snach chodziłem po tej tak cudownej rodzinnej ziemi... 
Całymi dniami tęskniłem, jak dziecko za matką... 
Lecz los kazał czekać ku czasom tymi,
Co z tego wyszła nie lada gratka.


Skoro dłuższe czekanie zdradza większą tęsknotę...
Wtedy sobie samemu stawia się pytanie,
Że ziemię skąd się wyszło, będzie się pielęgnowało, jak cnotę.


Nie szkoda mi wysiłku, nie szkoda czasu.
Zanim życie jeszcze nie dobiegło do schyłku,
Poświęcam się tej ziemi zawczasu.   


Tym na co mnie stać czyli wierszem.
Choć wiem, że czasami trudniej słowem grać,
Niżeli w sierpniowych żniwach "sierzpem"*   


Wiem to dobrze, skoro byłem chłopem i robotnikiem -
tyrając w pocie czoła, będąc z klasy chłoporobotniczej wspólnikiem.   
Lecz przez los na dzisiaj przyszło mi parać się piórem -
Zatem niechaj się wzniosą moje proste słowa samemu
Panu Bogu, jeżeli zdoła mnie wytrzymać?

  Objaśnienie: "sierzpem"* - sierpem.

  Pisałem, dnia 16.12.2009 roku. Podlasiu



  MOJA  OJCZYZNA,  TO  ZIEMIA  PODLASKA


Moja OJCZYZNA, to ZIEMIA PODLASKA.
Moja blizna, to "dynamitu laska".
I jak to pogodzić skoro jednego i drugiego żal?
Co musi się zrodzić sięgając okiem w dal?   

Moja ZIEMIA PODLASKA,
To nie jak ta "górnicza dynamitu laska".
A jak te Łono Natury,
Które lasów wierzchołki ocierają chmury. 

Moja ZIEMIA PODLASKA - pisać Jej wiersze
Przez los dana mi była łaska
Po horyzont jak dłuższa i szersza -
Mojej ZIEMI PODLASKIEJ,
Którą opuściłem za chłopca.
Kajam się po dzisiaj, jak na duszy polskiej,
Że z tej ucieczki wyszedłem na głupca.
W dodatku na  k a l e k i e g o  głupca,
A zatem jeśli na dzisiaj wierszem mogę się odpłacić?
To póki mi życia - staję w szeregi hufca,
Abym mógł służyć Ci, moja ZIEMIO PODLASKA, 
Co by mógł swoją chłopięcą głupotę zmyć.   
Tym samym oczyszczając sumienie swoje,
Które ciąży na mnie po dzisiaj!

  Pisałem, dnia 16.12.2009 roku. Podlasiu 



       ZABAWKI  Z  DZIECIŃSTWA


Pokolenie z wieku moich synów mają problem, 
jaka z dzieciństwa zabawka była dobra?

A ja nie.

Ja nie miałem z tym problemu,
skoro w dzieciństwie nie miałem zabawek.

Ale pamiętam czarnego kota,
który nie dawał się wziąć na ręce, drapał. 

Pamiętam kury, które z ręki wydziobywały chleb
lub bułkę od święta.

Kiedy kuzynowi z Gdańska lub bratankom
z Wyszkowa to się przydarzyło, płakali.

  A ja nie.
I zabawek żadnych nie miałem.

Pamiętam, jak młotkiem się bawiłem,
zamiast prawdziwą zabawką.

Nawet psa nie było, choć mieszkaliśmy na wsi,
bo mama psów nie lubiła.

Ale za to żalu nie miałem.

Wiosną zapędzałem się na ukwiecone mleczem łąki,
ku bagnom z kwitnącymi kaczeńcami, nad rzekę dzieciństwa,
gdy byłem spragniony, piłem z rzeki wodę nabierając garściami -
była czysta jak kryształ, żadne nawozy mineralne rowami nie spływały do rzeki.
Także zapędzałem się na chłopskie pola zielone,
mierzyłem się wzrostem ze zbożami, rosły szybciej, niż ja.
Pamiętacie moje buszowanie w łubinie - powstał z tego wiersz. 
Latem fascynowałem się zbożami srebrnymi i złotymi,
póki byłem małym chłopcem - a kiedy urosłem - 
zwalałem na pokos dośpiałe zboża - i stałem się z chłopca chłopem. 
Historia do pozazdroszczenia.



          MOJE  WIERSZE  SĄ


Moje wiersze są tragiczne, jak moje życie.
Moje wiersze nie są liryczne,
Skoro po tym poetą się stałem
Krzyżem padając na "kopalniany urobek"* o świcie!

  Objaśnienie: "kopalniany urobek"* - zwał, kupa piaskowca lub węgla
  odstrzelonego na dole kopalni w przodku chodnika.
  "Urobek"* - również określa się, kiedy w ścianie węgla wyfedruje się
  daną ilość węgla.
 


                ZARAZ  PO  WYPADKU


Otchłań podziemna krążyła wokół "ociosów"*
I żal był ot taki odchodzić z tego świata, 
Bo jeszcze śmierci nie usłyszałem koło mnie szemrzących głosów,
Kiedy w domu czekała na mnie żona z synami i ciepła chata.

  Objaśnienie: "ociosów, ociosy"* - po prostu prawa i lewa strona
  ścian chodnika na dole w kopalni. Jak sama nazwa wskazuje: "ociosy"
  czyli ociosane materiałem wybuchowym i kilofem prawa i lewa strona
  oraz strop i spąg* wyrobiska do zabudowania chodnika. 
  spąg* - czyli powierzchnia pod stopami.



       OT,  ZIMA  PRZYSZŁA  NAGLE


Przez dzień, dwa, trzy ścisnęło mrozem,
śniegiem przysypało ponurą smutno krajobrazową jesień!
I już chłop saniami, a nie wozem może jechać po to,
co nie dał mu czasu wrzesień.

  16.12.2009 rok.


 

  W  "TRÓJKĄCIE  WIERSZOWYM"  ZIMĄ


W "trójkącie wierszowym" wiatr kręci śniegiem,
Wiruje jak trąbą powietrzną -
Zmiata śnieg z bloku szeregiem,
Jakby za jakąś przyczynę grzeszną?


Tymczasem sikorki w liczbie mnogiej
W ruchomym kolorze głóg przyozdabiają -
Odgania jedna drugą od słoninki w zimie srogiej,   
Jak dobrze im, że choć słoninkę mają.


Las bujany przez wiatr -
Kołysze się w aurze śnieżnej.
Wszystko kręci się, jak z filmu: "Kadr" -
W tej chwili zimy pobieżnej...


Nie wiem, co mi się stało,
Że tego roku polubiłem zimę,
Tak znienawidzoną, co na nią
przekleństw dałem nie mało,
Od kiedy przez los przyszło mi się:
"paraplegika" nosić imię. 



   DNIA  ZIMOWEGO


Prószy obfity śnieg...
A ja jak wieszcz
Lub jak sęp wypatruję teren
Nie za pożywieniem,
A za ujrzeniem
Sam nie wiem czego?



MAM  TO  ZA  CZYM  PRAGNĄŁEM
CZYLI  JESTEM  NA  UKOCHANYM  PODLASIU


Piękne zimowe widoki, jak okiem sięgnąć -
Wszędzie białe obłoki, co tylko duszę tchnąć -
Patrząc na te śnieżne stoki,
Już nie muszę na życie kląć,
Skoro mam to za czym tęskniłem -
Patrząc po horyzont sokołem górą,
Dołem i człowiekiem.



          TYTUŁ  NIEZNANY


Dygoce moje ciało, pulsują skronie -
Z tego co się stało. Lecz już łez nie uronię.
Wypłakałem się w wierszach za lata chude i tłuste.
A teraz oddaje swoje życie na "szach mat" BOGU.



      NARAZ


Słońce świeci, pada śnieg...
Sikorki obskakują drzewo...
Nie smutno ci dzisiaj "ewo".


Lokator blokowiska trzepie świąteczny dywan,
Echo po puszczy się niesie!...
Tak jakby dokonywał się jej wyrąb.   


Słońce świeci, pada śnieg...
Sikorki obskakują drzewo...
Czy natrętnie ci dzisiaj przyozdobiona "ewo"?



         CIEKAWE,  ŚMIESZNE,  A  NAWET  DZIWNE


Od kiedy padłem na górniczy urobek - uderzony skałą z czoła przodka* -
odtąd nigdy nie jechałem autobusem, tym bardziej tramwajem.
Ale nie oznacza to, że nie poruszałem się po ulicach śląskich miast,
czy teraz Podlaskich. Po prostu wozi mnie mój koń: Mustang.

  Objaśnienie: czoło przodka* -  czoło chodnika górniczego.


                                                                           
  W  GRUDNIOWE  POŁUDNIE
[ ale jeszcze przed zimą ]
[ wiersz spóźniony, ale pisany w swoim czasie ]

Mgła zewsząd otacza
I coraz bardziej się zbliża.
W tej chwili lęk mnie przytłacza,
Bo biją kościelne dzwony ku Niebu "mirze".

Idzie kondukt pogrzebowy!



     NAGŁA  ZIMA


Nagła zima przyszła,
Zima niedobra i zła dla tych,
Którym dała się we znaki!


Nagła zima przyszła,
Zima dobra i radosna dla tych,
Którzy lubią stoki narciarskie!

A nawet dokarmiając ptaki.

Zima niedobra, zła!

Zima dobra i radosna, jak ta lala!



              IDĄ  ŚWIĘTA


...Idą Święta Bożonarodzeniowe;
W domach, supermarketach świąteczna ludzi krzątanina:
Ludzie, supermarkety świętami żyją - wystawy mając wesołe,
Nawet do kosza biednym kładą świąteczną daninę...


Do tego na dworze dzieciom dopisała zima;
Zima taka aż z radości są w niebo wzięci.
A nad wyraz radości będzie, jeśli zima przez Święta potrzyma,
Szkoda tylko będzie tych co w łóżkach są,
Gdy Im z żalu za tym łezka się zakręci?
                           

...Idą Święta stąpając dużymi krokami,
Do tego zima już przyszła.
Nawet ptaki zza okolicznych drzew są przed oknami,
Co im na odwrót, jak ludziom z głodu tęsknota ku nam przyszła.


Są już Święta Bożonarodzeniowe -
Choinkę każda katolicka rodzina ubiera...
Jezus co rok się rodzi odnowa,
Bo nigdy w naszych sercach nie umiera.


Śniegi padać ustały, wiatry ucichły,
Bo Jezus Narodzony w Stajence radość przynosi.
Nie ma w tym, jak u polityków żadnej lichwy,
A szczera Miłość, którą Jezus ciągle w nasze dusze wnosi...


Nawet zwierzęta klękając cuda, cuda ogłaszają:
Że mówią ludzkim głosem za cud uznając,
Że w Święta Bożonarodzeniowe radość z Jezusa mają.



        MIECZY-SŁAW


Imię pogańskie, a tyle w nim barw,
siły, grozy i sław, jak Mieczy-sław.



        MUZYKA  MEGO  ŻYCIA


Muzyka mego życia, to: "Płoną góry, płoną lasy".
Muzyka mego bycia,  to wierszy stosu zapasy.
Wszystko gra strunami żalu i bólu,
Radości, smutku, ale i przetrwania.
Lecz nic nie mogłoby przetrwać bez powołania,
Gdyby nie geny Twoje matulu.   

Muzyka mego życia, to: ani sen, ani zjawa,
A wszystko to co jawa.

Muzyka mego bycia, to: nie słodkie wino do wypicia,
A czar goryczy z mego życia.


      *     *     *

Polityk odchodzi z polityki i do polityki wraca -
tym samym wchodzi do tej samej rzeki.
A kto wchodzi do tej samej dwa razy rzeki,
niechaj odpowie sobie sam polityk.



        JAK  PRZEMIANY  TO  WE  WSZYSTKIM


Za PRL-u "Teleexpress" lub "Dziennki Telewizyjny" informował społeczeństwo:

"Polska rośnie w siłę i dobrobyt."

A dzisiaj "Teleexpress" i "Wiadomości" informują społeczeństwo:

"Kto kogo okradł." "Kto kogo zabił."

A jaka prawda jest bardziej gorzka - wie o tym tylko poszkodowany.


     *     *     *

Żaden poeta nie gani swego kraju w swoim kraju.



                        Politykom


Łatwiej szastać publicznymi pieniędzmi, niż własne policzyć.



...ŚWIĘTA  BOŻEGO  NARODZENIA


Na dworze śnieg puszczę wybielił,
W oknach świecą się okazałe choinki.
Sklepy i supermarkety ubrały wystawnie okna.
Na ulicach wystrojone słupy, a nawet żywych choinek.


Sklepy pękają w szwach jako towaru,
Taki i klientów po ten towar.
Magia Świąt - wigilijna wieczerza -
Ku nam wszystko zmierza.

W wigilijną wieczerzę Jezuskowi się zwierzę.

  23.12.2009 rok.



            Według  Mietka


Jeśli poeta żyje w kraju demokratycznym
i z tego względu ma swobodę  w o l n o ś c i,
to nigdy nie powinien opuszczać tego kraju.



     ZAWSZE  TAM,  GDZIE


Zawsze tam, gdzie natchnienie...
Zawsze tam, gdzie wspomnienie...
Zawsze tam, gdzie wierszowa nuta gra...
Zawsze tam, gdzie Ziemia rodzinna przed oczyma ma...
https://plus.google.com/photos/10327673 … 2610294633
Zawsze tam, gdzie uwielbione miejsce mam...
https://plus.google.com/photos/10327673 … 2610294633
Zawsze tam, gdzie tę Ziemię znam...
Zawsze tam, skąd odejść ciężko będzie.



          WIGILIA


W wielu domach już unosi się zapach wigilijny,
A z 12. potraw najważniejsza jest kutia podlaska.
Adam i Ewa mają dzisiaj swój dzień,
My spektrum żywności, jak nie w każdy dzień.


Dzisiaj nie wolno żalić się i płakać,
Bo jaka wigilia, taki i cały rok.
Niechaj się na dzisiaj i na jutro
Darzy się nam w komorze i w oborze.


Podlaska tradycja mówi:
Jeszcze siano położyć pod obrus na stół wigilijny,
Aby przypominało to bardziej narodziny Jezuska.

Na choince świąteczne dzwonią dzwoneczki,
Lampki błyszczą się pulsującym światłem...

Ludzie przy stole wigilijnym radują się
I o wszystkim zapominają, co był złe.

Dla Jezuska nowo narodzonego.

  Wigilia 2009 rok.



      W  BOŻE  NARODZENIE


Dzieci się radują z prezentów,
Mając więcej pociechy, niż przez cały rok.

Supermarkety w czasie tym i bez agentów
Zarabiają tyle co szok.

W stajence zwierzęta rozmawiają ludzkim głosem.

Szopka Betlejemska - akcent przesłania Świątecznego.



        PISAĆ  WIERSZE  KAŻDY  MOŻE


W wierszu: "ble, ble" trudniej napisać, niż wiersz: że, że.
Lecz ten, kto pisze w wierszu: "ble, ble",
Nie pisze wiersz: że, że, a przekazu swego życia szle,
Choć pisać wierszy nie potrafi [wcale], ale może.


     *     *     *

Na ziemi codziennego życia,
W miejscu codziennego bycia,
Miłe słowo nie da się zapomnieć,
Żywe słowo nie da się uwięzić,
Albowiem zawsze można je przypomnieć.



    TAK  SIĘ  ZŁOŻYŁO


Tak u mnie się złożyło,
jak u Adama Mickiewicza,
który nigdy nie był w Warszawie.


Tak u mnie się złożyło,
że choć mnie tyle do Mickiewicza,
ile z Białegostoku do Zakopanego.


To czy Wy wiecie,
że ja, jak Adam Mickiewicz,
co nigdy nie był w Warszawie.

Tak i ja nigdy nie byłem w Zakopanem.

I jeszcze czy Wy wiecie,
że urodziłem się po śmierci Mickiewicza
w równe sto lat.

Dla Was to nie ma żadnego znaczenia,
ot po prostu zwykły przypadek.

Dla mnie ten przypadek
dodaje wiary i ducha pisać wiersze...
Nic poza tym.



   W  MOIM  MIEŚCIE  ZIMĄ


W moim mieście zimą,
To nie w Szczecinie, czy w Gdańsku,
Gdzie śnieg krótko się utrzymał.
A dosypał, jak i w Brańsku,
W moim mieście zimą:
Na ulicy Ogrodowej - [ Białystok ]
W moim mieście śnieg ubrał drzewa...

Tak jak na ulicy Sosnowej - [ Czarna Białostocka ],
Gdzie żyję w moim mieście ja
I już nie naga "ewa".

  Białystok, 29.12.2009 rok.



W  MOIM  MIEŚCIE  ZIMĄ  II


W moim mieście zimą,
Co widzicie piękną zimę.
Oprócz tego otóż w tym wieżowcu -
Jest Urząd Miasta Białystok,
Gdzie zasiadają mądrzy włodarze
Tego miasta, w moim mieście.


Rządzą tak, że w moim mieście
Jest według statystyki na mieszkańca
Największy w kraju rozwój budowlany.

W moim mieście drogi buduje się tak,
Jak w żadnym mieście.

W moim mieście jest dobry znak,
Że z biednej "ściany wschodniej" -
Wyrośnie moje miasto tak,
Jak wyrósł New York.

W moim mieście.

  Białystok, 29.12.2009 rok.



W  DNIU  29.12.2009  ZA  MOIM  OKNEM


Ów! Co za zima,
Śnieg drzew się ima,
Urok niesamowity,
Za oknem same zachwyty -
Zimą.


Piękne te moje jest Podlasie
Na dzisiaj i zawsze jest na czasie,
Śnieg sypie jak srebrem
W blasku słońca, jak piękno dobrem.


Dzisiaj ptaki nie muszą ubierać drzew,
Skoro zimowy wrócił odzew!
Tak biało i czysto jest,
Jakoby spadł śnieg z Nieba,
A nie z nieba wprost.



         SZOK  TERMICZNY  ZIMĄ


Zimą w domu +25C -
Wychodząc na dwór jest -15 stopni Celsjusza
czyli 40 stopni różnicy w natychmiastowym czasie.
Szok termiczny dla organizmu.

32 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-11-15 10:10:22)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.
     WIERSZE  ZE  STYCZNIA  2010  ROKU



        NATALKA
                                     wnuczce


Masz na imię Natalka -
Dziewczynka jasnowłosa i niebieskooka.
Lubią ciebie mama, tata i twoja lalka,
Lubią ciebie babcia, dziadek i bajkowa foka.


Lubi ciebie twój piesek "porter",
Lubią ciebie twoje zabawki:
Misio, kotek i zajączek, co ma na szyj order
Oraz osiołek, który jak go naciskasz, dostaje czkawki.


Biegasz po pokoju, jak srebrna gwiazdka,
Śmiejesz się, nóżkami tupiesz,
Mówisz do babci i dziadka:
- Zabawkę tę bierz!


Ach, ty mała śnieżynka,
Jak wspaniale wszystko wiesz,
Umiesz pokazać, co ma choinka i mówisz:
- Dziadku, zerwać z choinki cukierka się śpiesz!


Już zrywam tobie cukierka, kochana wnuczko.
A z choinkową lampką, jak z gwiazdką z dotykiem jej się zmierz!
Zobaczysz, że nie grzeje jak słoneczko,
Więc jej promienie na szczęście do garści sobie zbierz. 

  Pisałem w Święta Bożego Narodzenia, 2008 roku.



    JEDNO  I  DRUGIE  W  JEDNYM


Myślę i mówię, jak urodzony analfabeta,
a czuję natchnienie, jak urodzony poeta.



          ZEW  NATURY


Ciągnie mnie do lasu, jak wilka z lasu.

On wychodzi, żeby zapolować.

Ja przychodzę, żeby wiersz napisać na polanie leśnej...


     *     *     *

"Los szczęścia zawsze równa się zeru."

Oznacza to, że na wszystko trzeba samemu zapracować.


     *     *     *

"Co się źle zaczyna, dobrze kończy."

I na odwrót.



     NIESZCZĘŚCIA  CHODZĄ  PO  LUDZIACH


Trzeba się obejść z niesmakiem,
żyjąc ze swoim niechcianym  k a l e c t w a  znakiem
aż do usranej starości...



          PRZED  WYBORAMI


Przed wyborami zaczną się te same hity -
wszyscy przeciwko wszystkim będą stosować te sama chwyty.
Jeden na drugiego wyciągnie jakieś papiery,
aby udupić go tylko dlatego, żeby opadły mu stery
do dalszego wypłynięcia na duże wody.
Każdy się zniży zasadami, żeby osiągnąć swój cel
mając tylko jedn powód wygrać wybory,
co niektórym się nie udało do tej pory?

Ale pamiętaj Wyborco,
że to Ty masz go na sercu ołówka!


     *     *     *

"Od mieszania herbaty słodkości nie przybywa."

Oznacza to, że to co jałowe korzyści nie przynosi.



  WIERSZE  POWINNY


Obojętnie kto pisał wiersze
i obojętnie kto pisze,
i obojętnie kto będzie pisał:
wiersze powinny uczyć
i dawać dobry przykład...
Wtedy mają cel i sens czytającemu.



  DZISIAJ  W  SAMO  POŁUDNIE


Śnieg się srebrzy w słońcu,
Mróz ściska drzewa,
Niebo bezwietrznie wsysa parę z kotłowni komina.


Na bloku las odbija wzory za sprawą słońca.
Cisza utopiona w zimie,
Tylko sikorki są zawsze aktywne.


Samolot przecina niebo!
Lecz nic z tego nikomu nie boli, choć przecina niebo
Jeden za drugim - już dziewiąty...

Las stoi bez ruchomo, lecz nie martwym,
Pięknie ubranym w zimową biel.

Błękitne niebo bez chmur,
Słońce ostatkiem sił przebija promienie przez las,
Za nic nie chcąc utonąć na ten czas,
Aby rozpocząć dzień innym narodom.
Jeszcze promienie muskają po bloku,
Zza niego wynurzający się dziesiąty samolot
Ze Wschodu ku stolicy dodając zimowego uroku.
Smuga za nim tak szybko znika,
Jak i on, bo niebo na minusie 15 Celsjusza.
Tymczasem słońce wbiło się w okno dalszego bloku
I doszczętnie razi mnie ślepotą!


Kwiczoły dwa obdarzyły gałązki głogu
I jak szybko się pojawiły, tak szybko znikają.
Choć zima doskwiera głodem, uchodzą stąd mimochodem.
Mi nadszedł czas zając się czym innym czyli Małyszem.   



           SKOCZKOWIE


Stefan Hula w powietrzu nie po hula,
Tylko Małysz formy ma zryw.
Ten Pan, już nie chłopak, a ciągle żyw.

Stoch także skacze, jak kiedyś Cecon Włoch.

Miętus, jak to ryba raz odpłynie, raz zaginie,
kiedy nie ma wiatru.

Żyła, jak to żyła, choć w locie nie żyłuje,
  raz daleko odleci, innym razem za bulą wyląduje.

Tym niemniej są wszyscy fajne chłopaki.
W Vancouver się sprężą na medal
i w drużynie wywalczą brąz.


Do tego "Ptysia"* dołoży medale złote dwa
i podpisze się pod Fortuną.
Nie będzie sam.

  Objaśnienie: "Ptysia"* - autor wiersza miał na myśli
  Justynę Kowalczyk biegaczkę narciarską podwójną Mistrzyni Świata
  z 2009 roku oraz triumfatorka Pucharu Świata w tym samym roku.

  P. S. Myślę, że nadanie Jej przeze mnie tak dźwięcznego wierszowego imienia,
  mam nadzieję, że nie obrazi się za to, a przyjmie to z uśmiechem.



    TAM  GDZIE  IV


Tam gdzie wiejska "pipidówa",
Tam tęsknota się wykuła.

I tam gdzie "diabeł mówi dobranoc",
Tam poeci się rodzą.

I tam gdzie wiatry świszczą
spoza węgłów chłopskich zabudowań.

I tam gdzie po polach wiatry hulają,
Tam są poeci z wiejskich chat.

I tam gdzie wiatry polne zboża falują 
w wiosenny i letni czas,
Tam wiejscy poeci się przechadzają.

I tam gdzie łąki wiosną ukwiecone,
Tam poeci kobietom piszą wiersze. 

I tam gdzie rzeki płyną,
Tam poeci przebywają.

I tam gdzie każdy kamień znają,
Tam ich jest Ojczyzna.



   W  RAJSKIM  ZAKĄTKU


Żyję tutaj w rajskim zakątku
Z dala od zgiełku miast,
Gdzie nie ma żadnych trosk,
Gdzie ptaka widzę,
On widzi mnie.
Obydwa nie lękamy się niczego,
Bo mamy na wszystko czas,
Bez ludzi obecności mas,
Bez "wyścigów szczurów",
Żyjąc w puszczy żubrów.



    W  PUSZCZY  IV


Nie drocz się ze mną, Przyrodo,
Bo ja nie jestem lotnym ptakiem
I nie mogę nigdzie stąd ujść!
Ja tylko potrafię ukryć się za krzakiem,
Skoro nie mogę dalej iść!


Bądź ze mną, Przyrodo,
Ja z Tobą żyjąc, urodo,
Iż chcę ciągle przy Tobie być:
Świerki wzrokiem policzyć,
Łzy brzozom ocierać,
Wśród sosen nie poniewierać
Siebie samego, a z Odą
Podnosić ducha na duchu...



GDYBYM  BYŁ,  NIE  ZASZKODZIŁOBY


Gdybym był bogaty,
nie zaszkodziłoby,
Gdybym był piękniejszy,
nie zaszkodziłoby,
Gdybym był mądrzejszy,
nie zaszkodziłoby,
Gdybym był nie  k a l e k i,
O! o niczym by nie marzył,
ale wtedy i wierszy nie pisałbym.
Coś za coś jak w życiu.



      U C Z U C I E


Oczy wychodzą na wierzch z Jej uroku,
wydźwięku i piękna urody!

Serce ku gardzieli skacze -
z wrażenia oddech ciężki,
jakoby kamień duszę przywalił.   


Tymczasem z Nią się zbratał i ze swatał -
czując puls jako mocno wali -
czując podnietę aż w objawienie dreszczy...


Kiedy żem nie mógł od Niej odejść, a był musiał,   
kiedy Ona sama mnie odrzuciła -
wtedy takowa wielka szkoda się stała,
jakoby świat się zawalił, skoro utracił to
czego utracić nie chciał, a musiał.



  KU  UCIESZE


Czym mi dalej,
tym mi żalej.
Czym mi bliżej,
tym radośniej.



          NASTRÓJ


Raz wiersz mnie ucisza,
innym razem emocjonalnie podrażnia.
We wszystkim jest zależna wyobraźnia
i co od czego, i do czego jest milsze.


     *     *     *

Los jemu zabrał wszystko,
co miał najcenniejszego
czyli MIŁOŚĆ.



       URAZ  Z  DZIECIŃSTWA


Kiedy byłem małym chłopcem,
w wolne dni od roboty schodzili się mężczyźni
w jedno miejsce i rozprawiali o wojnie...


Ja, tak o niej nasłuchałem się, że do dzisiaj,
kiedy słyszę przez megafon język niemiecki,
to mi się przypomina wojna i to bez różnicy,
czy z Austrii, czy z Niemiec słyszę ten język.



   POETA  JEST  WARIATEM


Poeta jest wariatem.

A zatem jestem wszystkim i niczym.

Poeta jest wariatem
swego losu wolności lub katem.

Poeta jest wariatem
Ludziom i nawet sobie samemu.



   TESTAMENT  POETY  II


Ja, może się nie uważam,
a czuję się poetą.
Stąd mam moralne prawo
zostawić po sobie pamięć.
Stąd te różne zdjęcia przy wierszach.



ABSTYNENT  Z  LOSU,  NIE  Z  WYBORU


Moje rodzinne strony,
Gdzie na wzgórzu osiedla,
Co godzina biją kościelne dzwony -   
Tyle uderzeń ile na zegarze godzin.


A mnie życie odlicza miesiące
Do każdych urodzin,
Których i tak nie obchodzę.
Może w innym świecie,
Jeżeli raz jeszcze się urodzę?


Tutaj na ziemi ludzi i cierpień
Urodziny nie mają sensu,
Kiedy jutro te same zasrane życie,
A i po tym w dodatku kac.
Najlepiej nie obchodzić urodzin
I nie mieć kaca.

Lepiej żyć dniem przeszłym,
Lepsze to co wraca, niż kac jutro.



        WIOSNA  III


Z dniem wiosenno-słonecznym promienie rozbłysły,
Z tym i moje nieułomne pomysły;
Zatem wychodzę na dwór -
Za łonem natury, posłuchać ptaków chór
Z ukłonem Bogu i im,
Że żyję w świecie tym.
[ To nic, że "kulawy"* ]
W sumie i tak każdy z nas
Wśród Boga i przyrody jest mały.
Ale nie każdy jest poetą -
Mając w sercu i w duszy sonet
Na myśli: Mickiewicza, Słowackiego, Gałczyńskiego, Miłosza,
Co Ich dzieł nigdy nikt nie pozbędzie się do kosza.

Piłsudskiego, Niemena -
Ludzi Wschodu dla Polski domena.

I ja swoje trzy grosze w to wsadzam,
Oby tylko nie na marne?

  Objaśnienie: "kulawy"* - autor wiersza miał na myśli siebie samego, jako O N.



HYMN  KALEKIEGO  POETY


Ja, nie do śpiewu,
Bardziej i nie do tańca.
Ja, do żalu wylewu,
Skoro leżę w uwięzieniu ostańca*.


Bez ruchu i bez krzyku,
Ale czy bez żalu i gniewu?
Wiersze segregując o treści
Ze śmierci na styku -
Bez tańca i bez śpiewu.

  Objaśnienie: ostańca* - ostaniec* - autor wiersza miał
  na myśli siebie samego jako leżącym kamieniem.



   ROZTERKA  CZY  ZDRADA?


Jak nóż w serce,
Tak dobija mnie tęsknota -
Ciągle będąc z Tobą w rozterce,
Przychodzi na wszystko ochota...



     L O S   CZŁOWIEKA


U mnie nigdy nie goją się rany,
Nawet i te zabliźnione,
Skoro stale je rozdrapuję...
Co mogę zrobić,
Kiedy cios życia przed laty był zadany -
I po dzisiaj z ranami wszędzie się znajduję...
Ciągle żal za czymś i tęsknota,
Ciągle sięgając myślą w dal -
Sam nie pojmuję, czy to przywara, czy cnota?
Lecz wiem, że to pokuta, a nie bal.



Z  USPOSOBIENIA  W  CZYN


Całe życie byłem poetą
z natury i z usposobienia
odczuwania natchnienia duchowego...
A na dzisiaj znalazłem się
w obsesji wierszowej.



AKTYWNY  POETA


Słyszę ciszę,
czuję cień,
widzę w nocy,
myślę w dzień,
usypiam po północy,
skoro nie wiem,
co to leń.



Z  FAKTU  NA  PAPIER


Posmak  c i e r p i e n i a
nie do wspomnienia,
a do zapomnienia,
kiedy o nim napiszę.



   DOLA  GÓRNIKA


Krew, pot i łzy,
to nie jak pachnące bzy,
a karkołomny życia los;
w nim, jak ten zadany cios
nigdy nie jest łaskawy,
a zawsze niewiadomych barw.   
................................................
Tą mękę, której doznałem
w cieniach mroku podziemi
strachu, potu, znoju i krwi,
dzisiaj przekładam na papier...



   BOSKIE  STWORZENIE


Idąc pomostem, rusza biodrami,
jakoby zamiatała powietrze
piękną symetrią,
co Bóg stworzył naturze.


A mężczyzna nie może
oprzeć się temu,
mając to za najwyższy cel,
którego nigdy nie żałuje,
dając swoje uczucie,
za Jej uczucie,
miłość i kochanie.



   CZTERY  PORY  ZIMY


Grudzień w pogodzie ma więcej zanudzeń,
Styczeń nie ma obliczeń,
Luty zimą skuty,
Marzec zimy starzec.



                         CZYSTA  MIŁOŚĆ


Mówisz, że prócz swego natchnionego ducha do mnie, nic nie masz!
O! kochanie, dla mnie, żebyś Ty wiedziała, co możesz, jeśli to mi dasz?
Co masz!

33 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-11-15 10:14:41)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]


    "PATRIOT"


W posłudze idę TOBIE,
ZIEMIO moja PODLASKA.
Wiersz CI piszę w ozdobie,
Żeś Ty mi, jak łaska,
Że mogę żyć na tym
Tak pięknym skrawku
POLSKIEJ ZIEMI.

  Podlasiu



  WRÓCIŁEM  DO  MOJEJ   MAŁEJ  OJCZYZNY


Mam więcej szczęścia, niż Czesław Miłosz,
bo mogłem wrócić do mojej małej ojczyzny.
Miłosz nie mógł, jaka szkoda.
Mam więcej szczęścia, choć spotkało mnie  k a l e c t w o!
Skoro Miłosz, co tylko o tym marzył.
Ja, mogłem wrócić do swojej małej Ojczyzny i żyć,
której Miłosz już nawet nie mógł zobaczyć. 



CUDOWNE  OCALENIE


Ocaliłeś mnie, Boże,
Nie po to bym cierpiał,
A po to, bym umarł. 


Ocaliłeś mnie, Boże,
Kiedy padłem na urobek krzyżem!
Abym żył i stał się poetą... 


Ocaliłeś mnie, Boże,
Wlewając we mnie natchnienie -
Tym samym rodząc się po śmierci.

I już nigdy nie będę umierał.

Ocaliłeś mnie, Boże!
Bym żył wiecznie...



    ...SPEŁNIENIE


Ja, nigdzie nie byłem poza swoim krajem,
co nie jak przede mną inni poeci?
Nawet w Ojczystym kraju
w wielu nie byłem grodach,
a przeżyłem więcej, niż trzeba.
Cieszę się, że dane mi będzie
tutaj w rodzinnym Ojczystym kraju
spocząć w otoczeniu lasu.
Kiedy to już nastąpi,
po tym odwiedźcie mnie
od czasu do czasu.



                BRZYDOTA  JEST  PIĘKNĄ


A jednak kobieta, która jest brzydotą, w istocie jest piękną!
Z profilu od którego wydawałoby się, że jest brzydotą,
a pod szatami nie różni się faktycznie od kobiety pięknej,
skoro ma identyczne walory i kształty, jak kobieta optycznie piękna.
Te same wdzięki, tę samą jędrność, tę samą temperaturę
i ten sam skutek, gdy chodzi o seks.

A mężczyzna jest tylko psem.



          ODMIENIEC  III


Ludzie chcą grzać tyłki w Sydney i na Antypodach.

Ja wolę polski śnieg, choć jako "ON" nie lubię zimy.

Ludzie lubią słoneczną pogodę.

Ja lubię dzień pochmurny +15C w okresie letnim.

Ludzie kochają to czego nie mają.

Ja kocham to co mam.

Ludzie uwielbiają to czego nie znają.

Ja uwielbiam to co znam.

Ludzie narzekają na to co mają.

Ja nie narzekam na to co mam.

Ludzie, co to kalectwo nie znają.

Ja muszę żyć z tym na co dzień...

A ku mnie ciągle spokój i cisza idzie... i ...szła.



           WYZNANIE  II


Piszę w imieniu swoim,
nie w imieniu ludzi mas, czy narodu. 

Jestem tylko sam za siebie odpowiedzialny.

Nie oznacza to, że coś,
czy wszystko jest mi obce, wręcz przeciwnie.

Wszystko mnie wzrusza, wszystkiego żałuję,
wszystko odczuwam z emocjami i natchnieniem,
jak wrażliwy poeta, ale nie chcę być żałosny,
chociaż w treści na takiego wyglądam.
To po prostu życie, a ja tylko jestem jego małym trybikiem.


     *     *     *

Proza nie jest poezją, poezja nie jest prozą.
Proza jest pójściem na łatwiznę
bez duchowych emocji i natchnienia.
Poezja jest tego pod każdym względem przeciwieństwem.


     *     *     *

Lepiej być gołym i zdrowym, niż nadzianym, ale do Boga wzywanym.
Każdego jest taką wolą, ale przeznaczenie nie wybiera,
kiedy śmierć jest ostatnią drogą. 


     *     *     *

Śmierć nie wybiera, kiedy odchodzi życia era.



      WIDOKÓWKA  Z  DZIECIŃSTWA


Wiosną:

Przemierzając miedzą na prawo i lewo
otulało mnie zboże zielone, za nim łąki naturalne
mlecz pachniał przy mnie, wonny byłem jakobym w nim urodzony.
W "okrągłym błocie" czajki podobnie,
jak jaskółki rysowały w powietrzu koła.
A kiedy dotarłem do mokradeł chodziłem po kępach
szukając ptasich gniazd aż do tych miejsc odkąd zacząłem się bać.

Latem:

Wśród dojrzałych zbóż rósł groch obfity w strączki,
tę roślinę lubiłem niczym słodycz rówieśnika z dobrego domu.
Gdy groch był własny, buszowałem w nim do woli
i bez lęku przed ucieczką w razie nadszedłby gospodarz.

Gdy podkradałem się w groch sąsiada,
to albo kładłem się w nim na czas pobytu
i zajadałem strączki do woli nawet z łupiną,
gdy była jeszcze nad zbyt zielona.
A gdy byłem na stojąco, spieszyłem się z niepokojem,
chaotycznie strączki zrywając i pakując do kieszeni
krótkich spodenek, przy tym rozglądając się,
czy w razie nie nadchodzi właściciel?!
Świadkiem był tego nad głową skowronek,
pierzaste anioły, cień i słońce.
Obok mnie zboża złote i wiatr,
który po moim niewinnym ciele powiewał.
Z Nieba patrzył na to Bóg,
który miał mnie w swojej opiece,
mimo buszowałem w cudzym grochu.



        O  PÓŁNOCY


Kiedy wskazówka zegara nachodzi na wskazówkę,
Cisza absolutna we mnie gra...
I choć nocy już minęło połowę,
Natchnienie wierszowe aktywne, jak w erotyce "Viagra".


Cienie pokojowe wykluwają przeszłe wspomnienia,
Chodząc po kątach budzą przeszłość...
Zegar wybił już czas nie do zniesienia
I jakoby stał się wszystkiemu na złość.


Przeszłość, której nikt nie chciałby zazdrościć,
Choć umieściłem ją w wierszach;
Jak okrzyk ostatniej boleści nie mogąc opuścić -
Ciągle przeszłością grzmi w uszach...


Cisza chodzi po pokoju wraz z cieniami
I choć sumienność ciągle jest krzepiąca;
Nic się nie zmienia z tysiąca nocami,
A tylko ranienie serca i dusza paląca...


Chwile od nikogo nie wzięte
I za nic nikomu nie dane.
Jednak tkwią we mnie jak zawzięte
Bez względu na nic o co są błagane!
https://www.youtube.com/watch?v=T31FWnd8s8Q



    NAD  PTAKI  PO  UWOLNIENIE


Kiedy wzrok unoszę wyżej od ptaków,
Nie czuje się ptakiem, lecz Aniołem.
Wtem z obłokami rozmawiam będąc nad sokołem,
Nie mając w sobie żadnych wad ani znaków,


Że jest mi w życiu ułomnie
I ciężar gdzieś się przemieszczać.
W tej chwili bez sensu się streszczać,
Gdy będąc nad ptakami mam sensownie.


Unosząc się nie intelektem, a  w o l n o ś c i ą,
Nie napotykając na drodze żadnych przeszkód.
Także nie wyczyniając żadnych szkód,
Będąc z obłokami i z niebem jednością.


W duszy mając lekkość, ale nie pustkę,
Nigdzie się nie śpiesząc i donikąd nie dążąc,   
Co by przedtem na ziemi krążąc,
Miałoby się ogrom ciężaru, udręk jak
nie do zgryzienia orzech, to nie pestkę.
Co było przed uniesieniem nad ptaki.
http://www.youtube.com/watch?v=R36CixkIaIc

  Mieczysław "Mietko" Borys

       
   
            W  MIEJSCU  URODZIN


Na wschodzie ku urodzie pięknie słońce wstaje -
Wschodzące poświeci na łące i w olszynowych krzakach,
https://photos.google.com/photo/AF1QipNa666tFjufjeK02UmZ_ishdg-zwGGUmfeDXaSW
Na polach o złotych zboża smakach i nad las się wzniesie,
https://photos.google.com/photo/AF1QipON6kGIxgDf0p9UeT7eVQmhOeAFVlFcRkuW3Ubo
Po dachach wioski omuśnie i domy oświeci
https://photos.google.com/photo/AF1QipO74sJw0X_4jxHmGl5rhlL-kE_elNcqtPlhSSL1
Zanim uśnie na dobre do jutra.



         DUCHOWE  UNIESIENIE


W moim domowym pokoju tyle mam spokoju, ile lat na karku
- niosąc trudy życia na chłoporobotniczym barku.

Nie krzykaczy-podżegaczy, co wszędzie pierwszymi
byli tam, gdzie trzeba być ostatnimi.

Nie ciułaczem, co złotówki zamieniali na "zielone" i odwrotnie.
A tam z czego powstaje Chleb i Sól Ziemi Ojczystej.
Hej, hej, tej, tej Ziemi Ojczystej, co dla niej z trudu
pot skapywał na glebę, żeby Polska była Polską,
a Ludzie Ojczyzną w swojej kraju.   



   JERZEMU  POPIEŁUSZCE


Głosiłeś, że: "Wolność jest w nas"

Ja ujmuję Tobie to,
Że już przyszedł na to czas,
Że nie tylko: "Wolność jest w nas",
Ale i że ją już mamy!
Już za nią nie umieramy!
A korzystamy z niej...

"Tyrania" została odesłana do "szatana"
I obydwoje udławili się będąc na zesłaniu.


My Polacy dzisiaj w sercach nosimy dumę,
będąc  w o l n y m i  w naszej Ojczyźnie tak,
Jak ptaki w powietrzu.


Ach, jaka szkoda, że Ciebie z nami brak.
Ale Ty widzisz z Niebios,
Że zwyciężył Boga znak!
Więc nienadaremnie głosiłeś:
"Wolność jest w nas".

Bądź pozdrowionym!

Bądź patronem ku naszej Obrony Wolności
Na dzisiaj, jutro i na zawsze...

  Amen.

  Pisałem, dnia 17.01.2010 rok.
  Podlasie



         ODMIENIEC  IV


Ja nie do tańca i nie do balu.
Ja z "ostańca"* do smutku i do żalu.

Ja z "połamańca"* do wierszy,
Żeby w życiu być śmielszy,
Ale nie wpaść z  c i e r p i e n i a  w szaleńca.


Lepiej być okryty wierszem bez sławy w pozytywie,
Aniżeli ze sławą w negatywie.

  Objaśnienie: z "ostańca"* - autor miał na myśli siebie
  leżącego w łóżku, coś w rodzaju kamienia.
  "połamańca"* - połamaniec - autor miał na myśli siebie samego
  będącego na wózki inwalidzkim po urazie rdzenia kręgowego.



     O C Z E K I W A N I A   NA  WIOSNĘ


Przejawy wiosny idą już gdzieś tam z wiatrem atlantyckim -
Wiatry ku wschodowi nawiewają od Francji?
W moim kraju tego jeszcze nie odczuwam,
Zima nie odpuszcza i nie ma zamiaru odpuścić.
O wiośnie mogę tylko śnić
I czekać do wiosny na wiosnę...



   WIDMO  Z  PODZIEMI


Żyję z piętnem podziemi,
Z widmem cieni chodzące za mną,
Jak strach, co się nie odmieni
Nawet w czasie życia jesieni!?
Czas nie leczy ran, a lęk buduje.
Czemu on jest jak drań,
Co go w pamięci znajduję?!
Mętlik w głowie
I bełkot w mowie
Jest jak przywara,
Niechciana z nas para.
Jednak tkwimy w tym motłoku,
Kiedy rozum jest szokiem -
Póki nie zgaśnie -
Nicość nie wygaśnie.
Czy to przeznaczenie?
Czy kara?
Co ze snami jęczenie -
Przemieni się w upadek,
Czy podniesie się wiara?



INWALIDA  TO  GORZEJ,  NIŻ  ŻOŁNIERZ  NA  FRONCIE


Kiedy jest się kalekim -
Zewsząd i wszędzie przeszkodą zasieki,
Jak żołnierzowi na wojennym froncie,
Zanim padnie kulą trafiony?!


Człowiek kaleki nie będąc żołnierzem na froncie
I nie będąc kulą trafiony, a leży dalej,
Skoro wcześniej upadłszy
Już nie mogąc być podniesiony!



        ŻYCZENIA


W domowym cichym zakątku
Nie mając życiowego wątku
I żadnych do nikogo zastrzeżeń,
Zatem z całego życia zwierzeń:


Wszystkim śląc ciepło i dobroć -
Życząc wszystkiego dobrego po stokroć.
W wir wchodząc romantyzmu,
Składając wszystkim dobrego optymizmu...


Bądźcie duchowo lotni, jak ten ptak mnie objawiony,
Po wsze czasy, jak na wieczność złote ikony.
Trwać i żyć na tej pięknej Boskiej Ziemi,
Którą millennium ukształtowało, nie będąc do siebie niemi.


Serca otwierać jedni drugim,
Przeto siebie i świata nie zagubim.
Żyjmy jak Anioł z Aniołem w Niebie,
Jedni drugim będąc w potrzebie.


Wtenczas trosk i problemów mniej będzie
Lub w ogóle przestaną istnieć w tym względzie,
Że i na Ziemi aniołami się staniem,
Kiedy uporamy się z tym zadaniem,
Nie znając cierpienia i bólu.
Spraw, aby tak się stało, miłościwy Królu!



NA  TYSIĘCZNY  WIERSZ  [ 999 ]


Wielki potok myślowy
Przelał się przez głowę.
W jednej chwili odgłos milowy,
Jakoby przeżywając życia połowę.


Wyczyn nie lada,
Ciesząc się sam przed sobą.
Każda chwila rozgrzana i blada -
Rodziła się i umierała całą dobą...


Zanim wybuchła eksplozja -
Cios za cios, depresji kres
Aż do zwycięstwa poezja
Z siebie wyrzucając ogromny stres.


Chwile wzniosłe i upadłe -
Żyją i umierają dniami i nocami jak strach!
Zgryzot cienie dokuczliwie zajadłe
Dzisiaj nie rodzą się nawet w snach.


Dokonania przerastają samego siebie -
Tańcząc w wyobraźni poezji...
Życia dramaty w wierszach się grzebie -
Tym samym uwalniając się z dramatów herezji.


Wolność duszy, jak ptaka swoboda
Za nic i niczym nie może być przekupiona,
Skoro w natchnieniu żyje uroda
Pięcioma dekadami dobrem i złem okupiona.


Zatem graj życie nutą wierszową -
Rzucając cieniem i blaskiem nocy i dnia...
Niechaj to będzie twoją na życie odnową -
Odrastając młodymi pędami ze ściętego pnia.   



CZYM  ZA  MŁODU  SKÓRKA  NASIĄKNIE
     TYM  BĘDZIE  NA  STAROŚĆ
         [ Na tysięczny wiersz II ]


Wcale nie żal mi miasta
W którym przeżyłem pół życia.
A żal mi nawet wiejskiego chwasta,
Przy którym wyrastałem w mieście bez bycia.


W tym tak hałaśliwym mieście,
W którym od świtu wyją tramwaje!...
Jaka szkoda, że nie mogliście
Słuchać, jak na wsi szumią gaje.


Niejedno z Was wyrosłoby na poetę,
Będąc w dzieciństwie wśród:
Łąk, pól, lasów malowanych sonet;
Udowadniając, że nie żyje w ciemnocie chłopski ród.


Skoro wiemy, że prawdziwi poeci
Są pośród zielonych i złotych łanów zbóż,
Tym samym tworząc poezję od stuleci,
Co Im dodawał natchnienia sam Anioł Stróż.


Mickiewicz jest tego dowodem -
Opisując swoją rodzinną Litwę;
Która była Mu nad każdym Grodem,
Staczając piórem najpotężniejszą bitwę:

Za "Dziadów", "Pana Tadeusza" -
W wierszu: "Gospodarstwo" ujmując:
"Litwo! Ojczyzno moja![...], co mnie wzrusza,
Od nikogo lepszych słów nie znajdując.

Adam Mickiewicz:

"Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie.

Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,

Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie

Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie."


Tak i podobnie mną targają natchnienia,
Żeby choć na trochę poczuć co siedzi w duszy,
Skoro daleko mi do Mickiewicza imienia,
Bo nie każdy z nas tak, jak On wierszem wzruszy.


Lecz w tym najważniejsze, że jak On,
Tak i ja piszę od serca.
A nie jak dzisiaj za "glon"*,
Co w tym nie ma duszy ani serca.


My poeci spod wiejskich strzech;
Urodzeni na Łonie Natury -
Targałby nami śmiertelny grzech,
Gdybyśmy wyzbyli się chłopskiej natury.


Ja dzisiaj jestem tego dowodem.
Wczoraj pisał o tym Norwid,
Choć z urodzenia nie był z chłopskim rodowodem,
Nazwał siebie: "jestem chłopem", choć nie maił zwid.


Mnie do tego obdarzył los  k a l e c t w e m;
Prze co nie uziemiło, a zbudowało.
I to nie jest wobec Was chwalebne,
A to co z natchnienia w duszy grało...   


Mimo to ciągle w wierszach pięknych słów za mało,
A za dużo natchnienia, wyniosłości i dramatu.
Ale być chłoporobotnikiem, co sporo ziemi się przeorało
I sporo się nabudowało Śląskiego "heimatu".


Trudno być Słowackim, który pisał wiersze wzniosłe,
Tęskniąc za Ojczyzną będąc na obczyźnie.
W tak odmiennym między nami życiowym dramacie,
choć na cierpieniu było wyrosło -
Dozgonnie pozostając w górniczej bliźnie!


Ach, gdybym ja miał tyle szkół, ile Słowacki
I taki talent wrodzony do pióra.
Byłbym romantyczny, jak z urodzenia Głowacki*,
I pisałbym takie słowa, że leciałyby wióry.


A tak tylko od serca i z natchnienia,
Ale tak piszą poeci bez szkół -
Mając na względzie nie siebie, a dobro Ojczyzny Imienia,
Wynosząc na szczyty Ją, a siebie w dół.

  Objaśnienia: "glon"* - autor miał na myśli pieniądze.
  Głowacki* - autor miał na myśli prawdziwe rodu nazwisko Bolesława Prusa.



     UCZ  SIĘ  NA  BŁĘDACH  INNYCH


Kiedy w życiu pojąłem jak postępować,
było już za późno jaką drogę życia torować.
Teraz trzeba przyjąć to czego się nie wybrało,
jeśli chcę żyć? Pamiętam, że życie ma jedno.



        CZŁOWIEK  TO  NIE  PIES


Los nade mną płacze, czy ja nad nim?
Że moja dola życia sobacza, choć nie jestem psem.



     SAM  DO  SIEBIE


[ ale i niechaj weźmie pod uwagę ten,
kto nie ma z tym nic do czynienia.
Może w życiu się przydać?!]


Skamlasz nie ze strachu
przed faktem dokonanym,
a przed losem przegranym,
że już nie pójdziesz nogami, brachu!



JEŚLI  NIE WIĘZIENIE  FIZYCZNE,
TO  Z  PEWNOŚCIĄ  DUCHOWE


Trapi mnie smutek
na rzeczywistości skutek,
Jaki mnie dotknął przed laty
będąc więźniem losu,
choć bez okiennej kraty.



WALORY  I  PRZYPADŁOŚĆ  POETY


Poeta ma tyle słów, ile cierpień.

Tyle rozumu, ile przeżyć zwłaszcza tych złych.

Tyle uniesień duchowych, ile lat.

Tyle radości, ile doznań natchnionych.

Tyle żalu, ile bólu.

I takie umieranie, jakie życie.

Pamiętanie będzie po nim takie,
Jakie rozpatrywanie jego osobowości.



        NA  PODLASIU  DZISIAJ


2010.01.24, godzina 10:00, mróz taki,
że gdy patrzy się na promienie słoneczne,
widać zmarznięte kryształki ruchu powietrza,
jakoby srebrem z czarodziejskiej różdżki słońce sypnęło...



  ZIMA  STULECIA


Mróz, mróz, mróz!
Jak mało której zimy.
Ale zawsze jest tak,
Że po mrozie przychodzi odwilż,
Jak po nocy dzień.
Zatem trzymaj mrozie, mrozie
Na ten dzień,
Mrozem wszystko ściska:
Ciebie, drzewo, ptaka,
Zwierzęce siedlisko!



     ODPOWIEDŹ


Ja nie jestem bombką,
czy świeczką na choince,
żeby dobrze wyglądać.
Ja jestem dramatem z życia,
co na to przykro patrzeć.


     *     *     *

"Czasem lepszym jest wrogiem dobrego".

Oznacza to, że jeśli jest dobrze, to nie przedobrzyć.


     *     *     *

...Wiersze rodzą się z bólu i cierpienia...


     *     *     *

"Rzuć okiem tam, gdzie nie dojdzie się krokiem."

Co prawda pozostanie żal, ale i wspomnienia.

34 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-11-15 10:21:56)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.

     WIZYTA  LEKARSKA


- Doktorze, czy pan mi pomoże?
Chcę wypisać lek na stary wiek?!

- O co panu chodzi?

- Chodzi mi o rzecz wstydliwą.

  - Przecież rzecz wstydliwą
Pan ma schowaną w rozporku.

- O! O! Panie doktorze,
właśnie o to mi chodzi!

- Aaa, o Viagrę panu chodzi?

- Tak, tak! O to mi chodzi,
że nic nie wychodzi.

- Nie wstyd Panu, w tym wieku?

- Wstyd, ale nie w tym, że proszę o lek.
Wstyd w tym, że nie mogę przestać tego robić.

- Coś podobnego.

- To z tego leku!

- Aha, rozumiem.



          WSZYSTKIE  DROGI  PROWADZĄ  DO  POLSKI
                              [ Na ME 2012 ]


...Za dwa lata wszystkie drogi prowadzić będą do Polski nie na MŚ, a na ME!

Ale są i tacy, którzy mówią, że w 2012 będzie koniec świata[!]?

Ja dodałbym, że wtedy gdy Polska zdobędzie Mistrza Europy.



  FAKTYCZNA  HISTORIA  "BAMBO  MURZYNKA"


Mieszkał sobie w Afryce
Nie wiedząc, że ludzie są biali.
Siedział sobie w chacie lepiance na pryczy
Od cywilizacji ludzi białych z oddali.


A kiedy przypadkiem w swojej wiosce
Na własne oczy zobaczył białego człowieka,
Uciekł ze strachu w swej trosce,
Że to nie człowiek, a "diabeł", który na niego czekał.



   W  PIERWSZE  TYGODNIE  PO  WYPADKU


Ilekroć szczypałem owłosienie u własnych ud,
tylekroć przekonywałem się, że nie przychodzi cud.
Czucia. 



                     K O R Z E N I E


Tak jak nad pięknym modrym Dunajem woda cicho płynie...

Tak jak i tutaj pod tym wiejskim gajem ...tęsknota mnie nie ominie..



                    Bywa  i  tak


...Człowiek który dużo oczekuje, zbyt dużo od innych,
tym samym nie dając od siebie zbyt wiele...



    PRZYJACIÓŁKA  MOJA


Kiedy było mi ciężko ze zmęczenia
I co byłem bardzo spocony.
Ty, mi użyczyłaś swego cienia,
Co drogą powrotną stałem się utrudzony.
Ale i wspomnienia nie na jeden dzień,
Bowiem często ku tobie stałem się tutaj przychodzący...


Teraz mogę patrzeć,
Jak wiatry tobą kołyszą.
Jak wrona na czubek gałęzi odpocząć usiądzie.


Jesteś karłowatą sosną,
Samą stojącą w szczerym polu
Pośród zbóż zimowych i jarych,
Ty nad nimi wyróżniona.



   ZIMA  PRECZ


Zimy mam już dość,
Ty zła, niedobra zimo,
Jak na złość
Nie masz zamiaru ustąpić!
Starasz się nam poskąpić
Dnia lżejszego, milszego
I bardziej zwykłego.
Idź już precz!
Do lamusa, przodu, wstecz,
Aby tylko ulżyło.


Bo tam na zalewie 
Ulubienice czekają na mnie,
Skoro lodem ich drogi skute
I śnieg na każdym drzewie,
Choć na nie nie siadają,
Ale zimy w tym nie ubywa.
Każda kaczka żywa
Przy grobli, pod mostem,
Obok mostu i wzdłuż rzeczki
Zgromadzone w jedność krążą z postem,
Aż pojawi się pamiętający człowiek,
Wyjmie okruchy chleba z teczki,
Spędzając kaczkom sen z powiek
Nie będąc już głodne.



WIĘŹ,  PRZEZNACZENIE  I  BOŻY  OBOWIĄZEK


Cierpliwie trwasz przy mnie
I tak nie odchodzisz,
Jak nie odchodzi ode mnie
Serce moje i dusza,
Chociaż wiersz mój
Wszędzie ciągle mnie zwodzi.

Ty nie zwodzisz mnie
Stale będąc ze mną.

Ja z Tobą.

  Basi



DZISIAJ  JUŻ  NIC  TAKIE  SAME


Dzisiaj już nic takie same
Ani dzień, ani noc,
Ani słońce, ani niepogoda.
Nawet ptaki są inne,
Które w powietrzu znajdując się
Nie wiedzą dokąd lecieć mają.
Bo dzisiaj czasy w nie godząc -
Nie pojmują lub nie chcą pojmować,
Że my w nich brodząc
Jutro możemy umrzeć
Razem z ptakami!?

Skoro dzisiaj nawet
I dzwony kościelne biją inaczej!



     DO  BOGA


Moje wiersze zawsze są takie same.
Zatem spraw Panie Boże,
Aby i moje "Name"*,
Co Tobie kiedyś na ręce złożę -
U Ciebie już tam w Niebie
Miało być lepiej,
Niż tutaj na ziemi
Ciężarem sobie samemu będąc
Na ludzkim globie,
Gdzie wszyscy wszystko słyszą,
A i tak są jak niemi.
Tak jest na ziemi.



   Z A M Y Ś L E N I E


Ani ptaków, ani chmur
I z ich braków w przestrzeni
Jest pusto jak w otchłani.

Tylko na niebie smug pary po samolotach sznur.
Przestrzeń pusta, jakoby żadnych nie mając pór.

Lecz drogi są skądś dokądś?

Na ziemi od drzew cieni stogi.
Ja pod niemi ubogi, ale szczęśliwy,
Albowiem okryć się mogłem cieniem,
Ze swoim dla cudzego wzroku kalekim imieniem.

Przeto w swoim duchu natchniony wierszem
I cieniem dotknięty będąc.   
I choć nigdzie nie idąc,
Wzrokiem drzewa przemierzam na chwilę obecną
I na jutro w czasy które wierzę, jeśli jest mi smutno.

Wtedy jest mi wesoło,
Gdy ptaków mnóstwo mając wokoło.

O żalu, za przegrane życie nie żałuję,
Kiedy z wiersza - po wierszu waleczniejszy charakter kreuję...

Co mi jeszcze w życiu dalszym nie raz nie dwa
Stanąć nieułomnie życiu ułomnemu się przyda,
Które nigdy nie odejdzie, jak nie odchodzi ohyda!

Tak jest tylko w życiu  k a l e k i e g o  poety.
Niestety.



ZE   W S P O M N I E Ń


Boleję nad tym,
Że już nie pójdę po tym -
Kiedy niewdzięczne ciemności
Przetrąciły mi krzyże,
Już się nigdy nie zniżę,
Ani windą, ani ukłonem,
A przyjdzie się żyć
Ze smutnym życia tonem,
Co trzeba będzie w tym być,
Jak śmierć zgonem,
Skoro nie powraca co upadło!
Po wrze czasy moje,
Tylko po tym czasami
Sobie trochę bólu ukoję,
Kiedy zasnę do jutra,
Nie na wieki.



    ŻAR  DUSZY


Kiedy duszę wzruszę -
Serce mi bólem ściska.
Wtedy nawet słońce,
Co niebem po muska,
Nie jest mi życiem,
Jest udręką, jak słońce płonę
I wygasnąć nie mogę.


Ale dobrze, że uszedłem z życiem
Z piekielnych nocy podziemi -
I z tym życia byciem -
Duszę mam wzbogaconą
Za ciało i serce zranione
Na zawsze...



  PRZEMÓWIENIE  UBOGIEGO  W  INTELEKT  POETY


Gdybym mógł treść życia wypełnić tak słowem,
Jak to czuję natchnieniem, emocją, porywem serca i duszą -
Wtedy już nic nie miałbym do ukrycia,
Przebywając razem z Wami -
Ujmując w słowach lepiej,
Aniżeli kazałaby to dusza.   



          ZIMA!

https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipNMA6GXOfjcPemh0Vj3A-zBTYd9gyiyBTVksVJA

Tęgi mróz ludziom doskwiera,
Prawie wszystkim chęć odbiera.
Każdy ograniczył się do zera,
Jeśli nie musi z domu nie wychodzi.   
Narzekają w Wielkopolsce,
Dolnośląskim, Zachodniopomorskim...
A co dopiero mają powiedzieć na Podlasiu?!
Tutaj to dopiero daje śniegiem i mrozem,
Nawet psu w budzie niemiło,
A co dopiero ptakom w lesie.
O ludziach już nie wspomnę
Na Podlasiu i Suwalszczyźnie Alaska!
Siarczysty mróz ściska puszczą,     
Nawet słońce zlodowacone utknęło.



          ZIMO!

https://photos.google.com/photo/AF1QipONwy4G9pcxnUplUPREONKa7r_UE8BDL3XFdCOb

Zimo! Ludzi i ptaków dręczycielko.
Czemu nie odchodzisz stąd?
Ja wiem, szczęściarzom jesteś
Do białych szaleństw uwodzicielką.
Ale dla mnie w całej rozciągłości
k a l e k i e g o,
Czy nie możesz być przyjaciółką
I pofolgować z mrozem i śniegiem już?!
                                       
Co prawda, z nadejściem chwaliłem ciebie,
Ale wtedy to tylko było preludium, co jest dziś,
Jak dajesz Celsjusza minusem nam w kość,
Że nawet gwiazdy na niebie mówią: aj-ja-jaj!



      PODLASIE  W  ZIMIE   

https://photos.google.com/photo/AF1QipPO9Uu4ehBbSxYlD24akWjrZiVXuvFnR4OBNIWs

Kraina śniegu kurhanów*,   
Drzew z mrozów zdębiałych.
I ja tutaj, w puszczy wiekowej tak mały,
Jak kula śnieżna przez dzieci zrobiona -
Przybyłem tutaj, lecz nie przytoczony,
W serce Puszczy Podlasia, Ojczyzny Ikona,
Ciszą, spokojem i niewinnością otoczony...

Objaśnienie: kurhany* - w etnicznym języku autora zaspy śniegu.



    PTASIE  ZOO  NA  DRZEWIE     


Z pół kopy sikorek,
Przydałoby się słonecznika z worek.
Ale jak na ludzką stopę życiowej stagnacji,
To i tak w zimie mają wakacje,
Albowiem sąsiad dobry ptakom człowiek,
Co dnia napełnia klepsydrę,
Zaraz jak otrze noc z powiek.
Sikorki za napełnioną klepsydrą obskakują,
Jak kolorowe ruchome jabłuszka,
Co na drzewie się znajdują.
Do tego dołączyły trzy zięby,               
Dwie sójki, choć na chwilę,
Ale nie ma w tym żadnego ambarasu,
Bo każde z ptactwa jest z zimnego ciemnego lasu
I jednakowo wszystko jest głodne,
Więc po kolei za słonecznikiem jedno po drugim zgodne.
Jedynie gil jeden, drugi obwiesił się na dnie klepsydry,
Ale i tak małym sikorkom nie ma to znaczenia -
Nasiona dziobią, aż pojawi się kos -   
Wsadzając do klepsydry swój [ nos ],
Chytry, bo przegonił sikorki dwie,
Teraz choć słonecznik je,
To i tak przestraszony jest, jednak klepsydrą zawładną     
I przez chwilę dziobie słonecznik z sposobnością poradną.     
Sójki dwie, choć bardziej dzikie i nazbyt płoche,
Dziobną po kilka ziarenek na trochę
I zmiatają stąd w głęboki puszczański las,
Tak się pożywiając, choć na dobre raz.



    ZIMA  WYMIOTŁA


Zima daje się we znaki,
Na dworze pusto, tylko wiatr hula.
Nawet poznikali głuptaki*
I siedzą w domach żule.

  Objaśnienie: głuptaki - autor wiersza miał na myśli
  alkoholików szwendających się po mieście.



        RÓŻNICE


Kaczek zima się nie ima,
Nóżki w wodzie, dzioby w brodzie,
Do tego jeszcze kwaczą,
Lecz nad losem nie płaczą.

Jak stale narzekają ludzie
W domu, na dworze w trudzie...

U kaczek do tego rozsądek, harmonia.
Nic, jak u ludzi ironia -
Jeden z drugiego drwiąc , - [ cały rok ]
A w Sylwestra przecież życzenia: "Do siego" -
[ Do niczego z ludźmi. ]


Ptak kaczy, to gość,
Nie jak ludzka "Mość",   
Co raz "tak", raz "siak",
Jeden drugiemu na złość.



PRZYPADKI  CHODZĄ  PO  LUDZIACH


Do celu nieś mnie duszo i natchnienie;
Niechaj rośnie moje serce, a nie imię.
Niechaj słowa rosną w wierszach,
Jak rozczyn chleba w dzieży.
Niechaj stanę się najedzony po ich urodzeniu,
Kiedy los był mi skazany upaść w chodzeniu.
Zatem zabłądzić nie ma czego się bać,
Skoro iść nie mam czym i w co grać.



        PRZEBIŚNIEGI


Dzień w słońca blasku,
Ptaki w porannym wrzasku!...
...Wiosna nadchodzi dużymi krokami!

Nasze serca dygocą wspomnieniami.
Jak ciężko żyć w sercu z wyrzutami.



WE  WSZYSTKIM  PRZEDWIOŚNIE


Barometr natchnienia rośnie,
Temperatura ...idzie ku wiośnie.
Wiersza za wierszem przybywa -
Jakżeż każda chwila jest miła.



               ! ?


Boże! mój Drogi.
Dzisiaj nie mogę przestąpić przez progi!
Wczoraj tak samo.
Jutro pożałuj mnie, choć Ty Mamo?
Bo nie wiem, co ze mną się stanie?


     *     *     *

Najczystszym wyrazem do wiersza jest drugi wiersz...



     WIERSZE  Z  LUTEGO  2010  ROKU



  NAJLEPSZA  JEST  ŻONA  NA  CAŁE  ZŁO


Kiedy Cię dotknie nieszczęście
I kiedy świat pod Tobą się zawali?!
To choć ludzi tysiące w Twoim mieście, [ co Cię znali ]
Każdy od Ciebie w swoim czasie się oddali!?


Kiedy bóle fizyczne i psychiczne
Będą zżerały Twoją tkankę...
Ilość przyjaciół, których przedtem było licznie -
Dzisiaj, sam musisz podnieść tę szklankę;
Co by wypić z niej swoją gorycz życia -
Widząc w niej tylko siebie samego odbicie.


Jedynie żona, która przed tym faktem przysięgła
Bogu, Tobie i sobie, że Cię nie opuści.
Tylko ta rzecz, która w gruzach nie legła
Jest coś warta, co w Twym sercu i duszy się mieści.

Potrzebującym



             ŻAL


Kto sprawił, że odebrano mi Miłość na wiek dojrzały?
Kto był taki zuchwały i śmiały?
Jeśli to Bóg? To przebaczam
I przyjmuję z pokorą, zaznaczam!
A jeśli to los zadał mi ten cios,
To czy mam z tym się pogodzić?
Czy mogłem mieć wpływ na los?
Czy już miałem po to się urodzić?



            BOŻE  MÓJ,  MÓJ  BOŻE


Boże mój! Mój Boże!
Żyć w tym ugorze, to tak jakby wypłynąć na morze
Nie wiedząc czy się dopłynie do drugiego brzegu?
Czy w życia biegu na zatracenie?
Żyć tak od niechcenia, to tak jak się urodzić nie z wyboru.



        R E F L E K S J A


Są gdzieś ludzie szczęśliwi,
Jak są na świecie duże miasta.
Ale czy byliby oni do życia życzliwi,
Gdyby nie mieli nic prócz polnego chwasta?



   W  STAGNACJI  MIŁOSNEJ


Kiedy jest się w miłosnej rozterce,
Wtedy ma się chore serce.
Do tego pod żebrami uciska
I rana w duszy jest bardziej bliska,
Niż problem, który ma się rozwiązać.


     *     *     *

Wiersze są odzwierciedleniem poety duszy.


     *     *     *

Kobieta mówi, że: "Torebka [ jej ] jest odzwierciedleniem duszy".
Czy posiadanej kasy, skoro jaka kasa taka torebka?


     *     *     *

W razie gorącej sprawy, "nie porywaj się z motyka na słońce",
bo sromotnie możesz się sparzyć.



     NA  ŚWIAT  PRZYCHODZI  SIĘ  TYLKO  RAZ


Żyje się raz. Świat przecież jest taki piękny.
Więc przyszedł na to czas, zanim z życia zrezygnujesz,
przed nim uklęknij.

35 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2021-04-27 09:39:56)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.

   WRODZONY  PATRIOTYZM


"Nie ten najlepiej Ojczyźnie służy,
kto nadzwyczaj rzecz rozumie".

Lecz ten, kto Ojczyznę pomiłuje,
bo przychodząc na świat, jak rodziców,
Ojczyzny nie wybiera.


     *     *     *

"Wygórowana ambicja nie oznacza, że nie jest uczciwa."
Jeśli to robisz od serca, a nie z zysku.



                         Z  PESYMIZMU  W  POZYTYW


Jest źle, albowiem dobrze, że jeszcze nie jest gorzej, niż mogłoby być źle.



        < WSTECZ


Te dni cieszyć nie mogą -
W których żalu było pełno łez...
Ciężkie chwile, które stawały się z liczbą mnogą -
Zamieniały się w potężny stres.



                              Pamiętaj


Kto we własnej decyzji nie ma zdania, ten rozporządzany się stanie.



    P R Z E M I J A N I E


Kiedy sława przemija
I kiedy przychodzi wiek podeszły.
Wtedy trzeba użyć kija,
Aby podeprzeć życia czas przeszły -
Ciężaru, który jak płyta betonu
Gniecie niemiłosiernie ku ziemi
I zbliża do życia zgonu
W złotej kończącej się jesieni.



CZŁOWIEK  JEST  POEZJĄ,  A  NIE  POEZJA  W  CZŁOWIEKU


Wiersze istnieją dla ludzi, a nie dla poezji,
ponieważ napisane są przez ludzi, a nie przez poezję.



             BEZ  OBŁUDY


W ludziach sędziwego wieku widzę wszystko,
co w ludzkości nienaganne, a mianowicie:
szczerość, ufność, tolerancję, szacunek,
poważanie, współczucie i brak zazdrości.



    JEDEN  DUCH,  DWA  ŻYCIA  I  RAZ  UMIERANIE


Charakter mam ten sam, ale dwa razy już się urodziłem
i dwa razy byłem człowiekiem. Za życia raz już umierałem. 
A czy trzeci raz się urodzę i czy będę człowiekiem? 
Czy po drugim razem na pewno już umrę?   



               PRZEZNACZENIE  NIE  WYBIERA


Wolałbym być malarzem i przenosić swoją wyobraźnię na obraz,
ale Bóg tym mnie nie obdarzył, więc tylko albowiem aż tylko,
a może nadto mogę umieszczać na papier ten dar urodzony
w ukryciu słów nałożoną kartką na kartkę czyli dano mi być wierszowym.


     *     *     *

Dzisiaj poranek budzi piękną pogodą,
Zima urocza na sto dwa, słońce z pełną urodą
Podróżuje po czystym niebie.
W duszy pogoda gra - klawo jest jak cholera.
Choć ból u nóg taki, jakby żywcem skórę zdzierał.
To jednak miło przekroczyć próg,
Żeby z tęsknoty już nie umierał.


     *     *     *

Nie jestem chłopem,
robotnikiem,
inżynierem,
ani filozofem.
Nie robię to co umiem,
a to co mogę.



O  ZIMOWYM  PORANKU


W domu milej i przytulniej,
Bowiem o wiele cieplej.
Za oknem dalej las zmarznięty,
Jakby zlodowacony stoi bezwietrznie.

Słońce w lesie ugrzęzło,     
Z trudem ku wierzchołkom drzew się unosi.
Ptak, który przybył z głębi lasu,
Ćwierkaniem o pożywienie się prosi.

Dzieci dzisiaj już nie ma takich,
Co by dokarmiały ptaki.
Gdzie są dobre te pokolenia,
Że się martwili zimą o ptaki?
Są już wyrośnięte
I dziś zajęte pisaniem wierszy?
Na to wychodzi,
Że czym więcej dzieci uczą,
Tym mniej rozumieją.   
A już o zbudowaniu karmnika nie ma mowy.
Poeto, nie doczekasz się tego.



                POWRÓT


Gdy śni mi się dzieciństwo, jestem szczęśliwy.
Kiedy do niego wracam myślami, jest prześlicznie.

Słyszę skowronka na niebie i tak długo go wypatruję,
aż wzrokiem znajdę.

Widzę motyla, który na kwiatuszek łąkowy siada.
Bociany na lipie klekoczą.

Widzę, jak barany na łące łbami bój toczą
o baranicę, która jest w rui.

Widzę konie, jak rżą w zagrodach.

Widzę chłopów strudzone dłonie pracując
na roli w chłopskich rodach.

Widzę w olszynach dziesiątki gniazd wronich.

Widzę łąki w rozmaitych kolorach.

Widzę szpaków lawiny.

Widzę łany zezłoconych zbóż rozmaitych
pędzone falą wiatru, jak morze grozą.   

Ale tutaj jest pięknie, gdy kolorowo
i bez możliwości umierania na lądzie.

Widzę częste zabijanie, ale nikt nie staje się zabójcą,
bo zabijanie jest konieczne, humanitarne, żeby przeżyć.

Widzę śmierci ratowanie, kiedy ptak
lub zwierzę domowe umiera.

Widzę, jaki jest sens życia i nikt nie poniewiera się.     

Widzę, że tutaj zazdrość nikogo nie zżera,
bo wszyscy są jednakowo bogaci lub biedni.

Widzę, jak tutaj tak dużo od siebie dają,
a tak mało dla siebie żądają.



WYBÓR  CZY  PRZEZNACZENIE


Wszyscy rodzą się nadzy
I o tej samej krwi,
A jednak w życiu jednemu ciosu łom,
Drugiemu bije szczęścia dzwon.
W jednej sytuacji rodzice są winni,
W drugiej sami sobie.
Inni umarli są już za życia,
Zaś jeszcze inni dopiero umrą w grobie.

Co, Ty Boże, myślisz sobie,
Że nierówno wszystkich traktujesz!?

Czyżby wolisz, żeby ludziom jednym
Było jak w kapitalizmie?
Drugim jak w socjalizmie?   



   Nigdzie  nie  byłem  poza  granicami


Nie byłem poza granicami swego kraju,
ani nad morzem i ani w górach tych tatrzańskich
nigdy nawet nie byłem we własnym kraju.

Czy żałuję? Nie, nie żałuję.
Z wyboru nie chciałem za młodu,
więc i dzisiaj na starość nie pogonię
zobaczyć tam Natury płodu.



               O  PTAKU


Usiadł kwiczoł na drzewie wierzchołku
I siedzi sobie skulony,
Czekając na dobrą chwilę w odpoczynku,   
Kiedy nabierze odwagi do dalszej drogi w pełni sił.   



  PRZEMINĘŁO  Z  WIATREM


Powroty do obyczajów cnoty,
To chłopska wieś,
Już zaginęła gdzieś,
Pozostały tylko wspomnienia,
Jednak lepsze, niż niespełnione marzenia.



     BYŁO  TO  WTEDY


Było to wtedy, jak chleb wypadł z ręki,
To go po podniesieniu całowano.
[ Kto dzisiaj tak uczy dzieci? ]
Wieś była pełna dzieci,
Więcej, niż na dachu gołębi.
Dzisiaj aż łza z powiek zleci,
Że przeszłość mną gnębi.

Było to wtedy,
Jak wieś była pełna dzieci,
Kiedy z "Potopem - szli Szwedy";   
W telewizji ucząc nas o historii ze stuleci.
Wtedy jak chleb wypadł z ręki,
To go po podniesieniu całowano,
Kwiaty dzieci Ojczyzny pąki,
Godnych Ojczyźnie dzieci miano,
Wtedy, jak chleb wypadł z ręki,
To go po podniesieniu całowano.
Takie były wtedy dzieci.



  NA  CHWILĘ  OBECNĄ


Zima nie daje za wygraną;
Luty mrozem skuty,
Śniegu po kolana,
Na niebie bez błękitu,
Zimno zwłaszcza z rana,
Żadnego zimą zachwytu,
Bo "kulawemu", to jak "biednemu" -
Zawsze wiatr w oczy.
Trzeba poczekać dość długo do wiosny,
Skoro śnieg w roztopach dłużej spływa,
Niż ze wzgórza kamień się stoczy.
Tak to z Naturą bywa,
Że zima, to nie każdemu czas radosny.
Oby do wiosny, będzie lepiej.



   PIĘTNASTA  DZIESIĘĆ
   [ Jak pociąg do Yumy ]


Na niebie chmury rozmyły się,
Jak śnieg na rzece.
Dni, które śniły się
Są lepsze, niż opisane w tece.


Pies kulawy, co go nikt nie chce,
Każdy nawet, kto go widzi, brzydząc nim,
Przegania go, jak wyrzutka, mając zimne serce.
I jak żyć w świecie tym?
Jak ten, co najwięcej o dobroci szepce,
Sam ją pod sobą depcze?


Puszcza, choć uśpiona, jest żywa
Zwierzętom i ptakom służąca za dom.
Chwila każda jest im miła,
[ To nie wierszy mych tom. ]


Przy balkonach pełny pożywienia karmnik,
Jak zbawiciel w ciężkich czasach.
Od tych dla ptaków postawiony pomnik,
Co kochają bardziej, niż siebie, Podlasie.


Bo las bez ptaków,
To jak martwy pomnik,
Gdzie usiądą ptaki tylko po to,
[ aż wstyd się przyznać. ]
Tylko nie wiem, kto pierwszy wyginie?


Las, czy człowiek?
O ptaka już nie pytam,
Bo do tego czasu,
Już dawno na ziemi wyginie!?



ZDERZENIE  SIĘ  PRZESZŁOŚCI
    Z  PRZYSZŁOŚCIĄ,
A  PO  ŚRODKU  TEGO  JA


Poeta, który miesza dzieciństwo,
Młodość i swoje okolice,
To ja, co żal mi wszystkiego -
O czym nie pomyślę,
Na co nie spojrzę,
To mi żal wszystkiego:

Tych polnych wiatrów z dzieciństwa,
Słonecznych dni bezchmurnych,
Które wtedy tak nie przeszkadzały,
Jak w dzisiejsze dni.   


Dzisiaj czasami mi się tylko śni;
Czasami zobaczę tamte dni.
Lecz czas już się nie cofnie.
Zatem pozostały tylko wspomnienia
Z przeszłości i niewiadoma przyszłości.
Zatem lepsza jest przeszłość zła,
Niż przyszłość niewiadoma.



ZDANIEM  POETY  DLA  KOBIETY


Kobieta, to nie jest przedmiot ubóstwa,
A piękno ciała, co trzeba je ubóstwiać...



   NA  WIERSZOWO


Na dzisiaj moje życie,
To wiersze w wykwicie...
Dobry wybór na wiek średni,
Kiedy wiersz za wierszem
Jest w dzień powszedni.
Żyć jest dobrze z poezją,
Gdy nie ma się amnezji.



                    DEFINICJA  ŚWIADOMOŚCI


Wszyscy się podpierają wykształceniem.

Ja się podpieram brakiem wykształcenia tak, jakbym się usprawiedliwiał za własne błędy.
Choć dobrze wiem, że brak wykształcenia nie usprawiedliwia brak wiedzy człowieka,
jak i nie usprawiedliwia nieznajomość prawa, jeśli chodzi o jego przestrzeganie.
W tym i w tym przypadku konsekwencje ponosi sam zainteresowany,
tym bardziej wtedy, gdy bez posiadania wykształcenia i z braku znajomości prawa,
sam na własnej skórze ponosi konsekwencje.



               SZKODA,  ŻE  PO  CZASIE


Bat, który biczował mnie przez całe życie, przemawiał,
Żebym mógł zrozumieć, gdzie leżały błędy  k a l e c t w a.

                                                                   
     *     *     *

"Kto podzieli się swoimi troskami - jest mu na duszy lżej".

Lepiej wyrzucić z serca kamień, niż nosić go w sercu.



         JAK  NIGDY


Jak nigdy na ulicy poboczach śniegu leżą zwały.
Tej zimy - zima nie przynosi chwały
Sypiąc śniegiem jak na górskich stokach.


Jakby nie było,
Choć to przecież Podlasie,
Jednak śniegu jest nie mało,
Kiedy jest go w nadmiernej masie.   


Ulicami chodzą tylko kobiety,
W prawej lub lewej ręce z torbami.
Mężczyzn nie widać niestety.
Śpią lub w pracy za kołaczami?


Jedynie ja tylko jestem w stanie to zauważyć,
Może dlatego, że nie jestem ani kobietą, ani mężczyzną,
Co każdemu w życiu może to się przydarzyć?
Może po prostu jestem aniołem, który wszystko dostrzega.



     "BIEDRONKA"


Biedronka, to nie stonka,
Która jak zaraza kartoflisko zżera.
Biedronka, to nie stonka,
Niskich cen przyszła czasu era.


Klawo jest jak cholera.
Coś się kupi, coś się zje i się wie,
Że klawo jest jak cholera.



      "REKLAMA"


Panny, które szczerzą zęby w reklamach,
Są szczęśliwe nad szczęście.
Ich radość, co wzięto w ramach,
Znają wszyscy w mieście.

A i tak są anonimowe.



    MOJE  MIASTECZKO


Moje miasteczko w którym żyję,
Ani deczko za małe, ani za duże.
Dzisiaj wierszem mu służę za to,
Że w nim mieszkam...   


Nic tutaj nie czuję, co by bolało,
Tym bardziej nic złego nie widzę,
Tylko humor mi do psuje.
Wszystko, co zobaczę -
W wierszach ujmuję...



       "EROTYK"


Czemu ja tak lubię kobiety?
A nie jestem podrywaczem.
Może dlatego, że jestem poetą
I w oczach urok nimi zaznaczam.
Czy temu, że mam żonę -
Tutaj nie postawię"?",
Bo to jest jak 2x2=4.
                                                                   


   MOJE  MIASTECZKO  II


Moje miasteczko w którym zawsze
Nad głową świeci słoneczko,
Nawet i wtedy, gdy nie lubię,
Jak jest za ciepło, zwłaszcza wtedy
Świeci najbardziej słoneczko.


Moje miasteczko młodsze jest
Nawet ode mnie trochę,
I jeszcze z trochę, deczko.


Moje miasteczko miłe, czyste i pachnące,
Jak ciasteczko; w którym zieleń jest
Nad zieleń tak bujną, aż w oczach mi zielono.
I w tę chwilę potrójną w której jest:
Życie, Przyroda i czyste niebo.
Moje miasteczko, które nie zamienię na nic,
Bo nie bo. Za nic!


     *     *     *

Definicja według "kalekiego" poety:

Życie, to nie radość, a  c i e r p i e n i e,
Ale żeby je zrozumieć trzeba przezwyciężyć cierpienie.



      PRZEDWIOŚNIE


Muzyka ptasia do moich uszu
Już przed świtem rozpoczęta...
Do życia co dnia dodaje animuszu
I każda droga staje się prostsza,
która jest kręta.

36 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-11-15 10:29:33)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.                                                               
        WIERSZE  OCALENIEM


Kiedy padłem na urobek skałą kamienia uderzony,
Po tym stałem się na zawsze: "kalekim"!
Świat, który mnie otaczał, stał się dalekim
I raz na zawsze i do końca jednako złożony.


Wszystkie rzeczy, przedmioty, choć były tak blisko,
Stały się naraz dalekie, a raczej nieosiągalne.
Dni i noce, co były niezliczoną ilością błagalne,
Od losu nie uzyskawszy nic, a tylko pokój mając za życia siedlisko. 


W ciszy nocnej, kiedy z rozpaczy 
I  c i e r p ie n i a  nie mogąc było spać
Lub, choć na cztery godziny w pełnym śnie zasnąć;
Opłakiwało się losu życia sobaczy.


Synowie spali, jakoby nie będąc niczego świadomi.
Ja mając swój los na sumieniu;
Liczyłem niezliczoną ilość bicia serca w nocnej ciszy porażeniu -
Słysząc jakoby stukot kół pociągu nad życia widmami.


Barbara nie była, jak w Krawczyka piosence:
"Wszędzie Jej pełno tu i tam".
Gdy teraz smutną melodię z życia gram;
Pisząc Jej wiersz, że: Idę na bagna po lilie i kaczeńce.


Tak bardzo chciała, abym Jej to uczynił
I choć wielką nadzieję miała,
Chwila, która zawsze wiecznością trwała,
Bo los wszystkiego z dna na dzień nam poskąpił.   


Zatem i więc aby, co stało się utracone -
Poetą musiałem się stać, żeby to odzyskać.
I dzisiaj los niczego nie może od nas wyzyskać,
Kiedy słowa z wiersza zmieniają się w praktykę na ocalone.


Stąd wynika, że wiara czyni cuda,
Nieustępliwość czyni dokonania.
I dzisiaj już nad niczym nie istnieją ubolewania,
A wszystko jest takie, jak się uda.
                                                                 


W  STO  LAT  BEZ  DZIESIĘCIU  DNI  PO  ODEJŚCIU  WIESZCZA


...Gdzieś w zapomnieniu na Podlasiu,
tam gdzie tylko Bóg to miejsce odwiedza
przyszedł na świat mały chłopiec w sto lat
bez dziesięciu dni po odejściem wieszcza z tego świata.
Co po pięćdziesięciu latach stanie się poetą
u stóp wieszcza Adama Mickiewicza.


On czuje, że był to znak, jak u Nostradamusa*,
że Mickiewicz jakby czując to, że w sto lat
Bez dziesięciu dni przekaże małemu chłopcu,
Aby po pięćdziesięciu latach zaczął pisać wiersze na całego...

  Objaśnienie: Nostradamus* - Nostradamus (fr. Michel de Nostredame) 
  (ur. 14 grudnia 1503 r. w Saint-Remy w Prowansji &#8211;
  zm. 2 lipca 1566 r.), francuski lekarz, astrolog, matematyk i autor proroctw,
  okultysta, doradca królowej Francji Katarzyny Medycejskiej.
  Miał m.in. przepowiedzieć okoliczności śmierci jej męża Henryka II.



   MIĘDZY  TEORIĄ,  A  FAKTEM


Czemu to tak jest,
Że łatwiej dobyć miecza, niż pióro,
Choć od miecza spada głowa,
A od pióra szlachetnieją słowa.


Czy temu, że bliżej nam do pogaństwa i barbarzyństwa,
Tym bardziej do grabieży i gwałtu,
Iż słowem nie przezwycięży się miecza,
A miecz zwycięża nad słowem!?

  Mieczysław Borys


     *     *     *

Kto chce się wtargnąć na swoje życie,
ten życie ma za nic pospolicie.



W  "TRÓJKĄCIE  WIERSZOWYM"  POŁUDNIEM  ZIMOWYM


Śnieg się zagnieździł u gałęzi stóp
I na dobry amen tkwi, jak grób...
I choć wiatr od czasu do czasu kołysze gałęziami -
Coraz to więcej widzę śniegu, jako przybywa... 


Z dachu bloku wiatr zgania śnieżną kurzawę,
Kawki uchodzące z wentylacyjnych kratek,
podniosły krzyku wrzawę!
Wiatr zmiata śnieg z bloku dachu -
Osiada na las bez żadnego strachu,
W końcu kiedyś spadnie, jak gałąź nie wytrzyma.
Póki co, dobrze na niej się ima. 


Tymczasem usiadł przed moim oknem kwiczoł na bluszcz,
Pośpiesznie zżera nasiona - obrastając w tłuszcz.
Oczy moje ucieszone, że ten zimowy ptak tu jest,
On odfrunął w głęboki las.
A rodzi się mój wierszowy chrzest,
W Bogu zasłudze, że mam na to czas.


Życie moje nie dzieli nocy, ani dnia -
Oddaję się wierszom, choć nie wywodzę się z ich pnia.
Życie jest piękne - jeśli w duszy wierszami gra -
Wiersz płynie na wodzie, jak kra -
Niosąc co w nim złe na zatracenie,
Co dobre na odzyskanie.



  CZTERY  PORY  ROKU  U  WIEJSKIEGO  CHŁOPCA


Kiedy to jeszcze w piłkę nożną nie grałem
Lubiłem wiosnę, lato, jesień, tym bardziej zimę,
Skoro na nią najbardziej oczekiwałem...

Wiosną:

Kiedy nie musiałem paść krów ani swoich, tym bardziej cudzych,
Biegałem tam, gdzie niejeden rów, w nim był niejeden miętus
lub sum z rzeki błądzących. 

Latem:

Kiedy nie było w polu roboty i w gospodarskim obejściu,
Stryj brał ościenie i szedł ze mną na szczupaki - [ w te krzaki ].
Przy nim uczyłem się tego rzemiosła przy każdym podejściu;
Jak ościeniem dźgał szczupaka, uczył mnie dając to za znaki.

Jesienią:

Lubiłem po szkole, idąc na pole do wykopek,
Zachodzić po kryjomu w sad do Rysia babci,
Łupiąc z jabłoni złoto jesiennych pełne kieszenie jabłek, 
Po drodze zajadać je na pusty żołądek,
Smakowały tak, jak niegdyś jabłecznik od własnej babci.

Zimą:

Z pierwszym pojawieniem się śniegu -
Po nocach oczekiwałem na obfite jego opady...
Nawet wstając wśród nocy zrywając się ze snu biegu,
Z utęsknieniem za zimą, a nie dla zasady.


Przychodziłem do kuchennego okna i wydmuchiwałem
W szybie w zmarzlinie szronu otwór,
Żeby patrzeć na latarnię, czy pada obfitszy śnieg, niż za dnia,
Przy okazji, przy płocie obserwowałem kicający zajęczy chór...



    ZIMOWYM  WIECZOREM  Z  OKNA


Z kotłowni komina para słupem pnie się ku górze,
Po czym rozparcelowuje się w szare obłoki,
Które płyną pchane przez wiatr na śnieżne stoki,
Aż rozmyją się, opadając na śnieżnym ugorze.


Poza tym szaro i ciemno na niebie,
Biało, choć szaro i ciemno na ziemi,
Nad tą bielą, szarością i ciemnotą z kominów pną się
Ku górze małe pary słupy, każdy dymi
Chyląc się do śnieżnej bieli - kładąc się na siebie...


Tam w domach mają ciepło i miło,
Na zewnątrz zapachu swąd spaleniska,
Mocnej jest to odczuwalne,
Gdy temperatura na zewnątrz niska,
Jest to dyskomfort jakby nie było.



      ZIMA  ZŁA


Śniegu mamy po kolana,
Zimy powyżej uszu!
Najtrudniej jest z rana -
Kiedy śnieg przez całą noc prószył.


Samochody stoją, jak w zaspach,
Zwłaszcza mój biedak,
Spojrzeć aż strach,
Jaki z niego biedny cudak,
Kiedy rzadziej bywa rozgrzewany.



NAD  ZALEWEM  POD  JARZĘBINY  DRZEWEM


Nad zalewem pod jarzębiny drzewem,
Cień nakrył głowę, po połudzień jest,   
Mgła na wodą idzie - topiąc się w wodzie,
Ku wieczornej urodzie.

Po deszczu wyszło słońce zza gąszczu chmur -
Musnęło mgłę stalową w tę chwilę ową. 

Spokojna woda - Natury życie, później uroda,
Rysuje koła na powierzchni wydalając nadmiar chemii,
Która tętni - burząc się w podłożu ziemi,
Nie drzemie życie chemiczne i biologiczne,
Naturze całkiem logiczne pod wodą.
Nad wodą życie niewidzialne i widzialne.


Spod wody nie dla urody rybka wynurzy pyszczek -
Z powrotem zanurzy jeden i drugi policzek,
Akwenowi na powierzchni dodając piękno-ruchomych obrazów. 


W lesie za zgodą dnia ptasie życie w śpiewie się raduje -         
Ptak ptaka tu, tam przekrzykuje.
Są i takie, które siebie całując adorują.
Jest ich jak drzew w lesie.
Siedzą w ciszy, zanim wyliczą, jak uderzyć w łup -
Ofiara stanie się trup -
Utratą jednego życia -
Przetrwaniem drugiego życia.


Słońce wszystkiemu się przygląda,
Wyzłacając wkoło akwenu piaszczyste rondo.
Chmury po wodzie cienie przesuwają i ocierają się z topielami...
Kaczki pokarmu nie proszą, żerują w przy brzegowym sitowiu całymi dniami.



WIARA  TAK  RÓŻNA,  JAK  RÓŻNY  CZŁOWIEK


Wiara jest niebywała
Tym co mogli się podnieść - chwała.
Jeden może upaść,
Drugi potrafi się podnieść,
Jeszcze inny się wznieść nad szczyty,
Mając wiarę, a nie gabaryty.



   UWIERZ  I  ZAPAMIĘTAJ


Grom z jasnego nieba nie spada,
Wszystko ma swoje przyczyny.
Kiedy już cios zada,
To nie bez winy.



ZIMOWE  IGRZYSKA  OLIMPIJSKIE  VANCOUVER  2010

[ IX ]


           "ORZEŁ"  Z  WISŁY


Wspiął się na wyżyny swoich umiejętności
I odfrunął wszystkim, jak z przed laty.
Jedynie "Harry Potter"* nie dał mu takiej możliwości -
Wypalając odległością, jak z przed ośmiu laty.

  II


      SREBRNY  MAŁYSZ


Małysz wraca do gry,
Kiedy po skoku uniósł wskazujący palec do góry!
Czego już od dawna nie robił - lat ze trzy,
Dzisiaj przypomniał po raz który,
Że broni jeszcze nie złożył!

Daj mu, Boże, aby medale pomnożył!

Na skoczni Olimpijskiej Orzeł Polski
Wybił się z progu - odlatując, niczym rakieta!
Nawet nie może uwierzyć sam Kojonkoski*,
Że Małysz poleciał, jak kometa!


W powietrzu lot koordynuje,
Aby dobrze i ładnie obrać parametry lotu -
Lądując na 105 m - najmniej srebro już się szykuje!?
[ Jeśli Uhrmann mniej skoczy? ]
Oby tylko "Harry Potter"* nie przyczynił się,
Jak z "Miasta Słonego Jeziora"* do historii splotu?!


Jednak tak się stało.
Ale srebrny Małysz łez miał nie mało,
Ceniąc srebro jak złoto.


Emocje, emocje, emocje to jest to
Czego człowiek nie odda za nic.
Piękno w sercu człowieka, które nie ma granic -
Wrażliwości.

  Objaśnienia: "Harry Potter" - autorowi wiersza chodziło
  o Szwajcarskiego narciarskiego skoczka Simona Ammanna.
  Kojonkoski* - trener Norweskich skoczków.
  z "Miasta Słonego Jeziora"* - autor miał na myśli XIX ZIO w Salt Lake City 2002

  Pisałem, dnia 18.02.2010

  III


SREBRNA  JUSTYNA


Srebrna Justyna,
To Polka jedyna
W sportach zimowych
Perła i brylant,
Duma nasza z napisem:
Poland


Miła, jak wiosna,
Uśmiechnięta, jak kwitnący sad,
Waleczna, jak Polka Góralka
I piękna, jak róży kwiat.

  Pisałem, dnia 18.02.2010

  IV


  BRĄZOWA  JUSTYNA


Nasza Polska Justyna
Ma srebro i brąz,
A zasługuje na obraz -
Złota - Jej  możliwości wyżyna,
Co jest w zasięgu ręki,
Na morderczym dystansie męki
Królowej biegu 30. km.
...Tak wszystkim konkurentkom odskoczy -
I zostawi je za swoimi plecami.
Nasze polskie tymczasem oczy
Będą się cieszyły dniami i nocami.
Że nasza Justysia udowodni na co Ją stać -
Sięgając po złoty medal.
Po tym Hymn Polski będą grać,
Który się rozejdzie po całym Whister.

  Pisałem, dnia 20.02.2010


[ Od jego komentowania
można dostać zawał serca.
Nie wiem, jak On sam to znosi, co robi?
Robi to tak, że aż pierś rozpiera! ]

Autor wiersza miał na myśli komentatora sportowego
w radio Tomasza Zimocha.

  V


O  MAŁYSZU  PRZED  ZAWODAMI -  ZIO VANCOUVER  2010
     [ godz. 20:40  20.02.2010  ]


Dzisiaj - za dwie godziny będzie złoto,
Bo Małysz w skoku pierwszym i drugim poleci daleko, daleko oto.

Wreszcie pokona Simona Ammanna;
Bo dzisiaj wyśniło mi się z rana, że tak będzie.
I Adama chwała będzie wszędzie -
Na całym świecie.
A w naszym kraju Polsce nawet i w lecie.

Małysz jest już podwójnie srebrny i raz brązowy.
Dzisiaj dołoży złoto i będzie spełniony.

A nam stanie się dzień wymarzony, że tego doczekaliśmy.

  VI


POZWÓLCIE  DECYDOWAĆ  MAŁYSZOWI  ZA  SAMEGO  SIEBIE


Sport, to nie poezja; że czym człowiek starszy,
tym lepiej pisze.


A więc nie namawiajcie Małysza, żeby dotrwał do Soczi.
On zrobił tyle dla polskiego sportu, że przez sto lat nikt
w naszym kraju nikt tego nie dokona oprócz Justysi.

  Pisałem, dnia 27.02.2010

  VII


     ZŁOTA  JUSTYSIA


Mój Boże!
Jest złoto!
Nareszcie w 38 lat po Fortunie.
Wtedy było Sapporo 1972


[ Miałem wtedy 16 lat i sam biegałem na nartach
w rodzinnym powiecie sokólskim byłem pierwszy.
W Supraślu, gdzie była szkółka podlaskiego biegania narciarskiego,
byłem 11 i 7 i 11 w Gołdapi. ]

Co to była za radość, był jeden program
i ciągle pokazywali złoty skok Fortuny.

Dzisiaj jest podobnie, lecz kolorowiej i piękny epicki finał
Porywający śmiertelny finisz, jakby na śmierć i życie,
Będzie na pewno lepsza Polka.
Emocje ogromne, aż Jóźwik ochrypł,
A co dopiero usłyszymy w radio u Zimocha,
On chyba z emocji umrze, albo powie:
"Chyba będzie koniec świata,
Jeśli nasza Justysia nie wygra z Bjoergen?!"
[ Na razie ja tak powiedziałem. ]     
Finiszują obydwie, stale Justysia z małą przewagą,
Tymczasem cała Polska patrzy z wielką uwagą.
Finiszuje Justysia po medal dla siebie,
Dla nas, dla całej Polski,
Po upragnione złoto, finiszuje oto.
Bjoergen z "dopalaczem",
Dzisiaj nie będzie rozdawania kart graczem.
Ciągle jest i będzie z boku Justysi
Obserwować i się uczyć, jak królowa finiszuje.
Bjoergen z "dopalaczem" walczy z Justysią,
Ale dzisiaj "dopalacz" jest słabszy od talentu i siły Justysi.
Jest lepsza i nie do pokonania na królewskim Jej dystansie.
W dodatku jest królową nart.
Dzisiaj biec z Justysią, to nie żart,
A mordercza walka, w której tylko Justysia może wyjść zwycięska.
Finisz 80. metrowy trwa dla nas, jak wieczność przed linią mety.
A kiedy Justysia ją przekroczyła jako Mistrzyni Olimpijska,
Przestała być nam wiecznością, a zaczęła być wieczna radość,
Która nie umarła przed metą, choć Justysia padła za metą,
Nie tak ze zmęczenia , jak bardziej z radości,
Że dopięła swego - sobie samej i całej Polsce,
Nawet całemu światu.
Tym bardziej Bjoergen, że wygrała z "dopalaczem".


Wreszcie zagra: Mazurek Dąbrowskiego po wielu pokoleniach.
Polskie serca rosną. Porywa zachwyt, radości wykwit,
Na ten polski byt, złoty byt.
Niepowtarzalna i niezapomniana chwila,
Czekaliśmy tyle lat... Aż 38.
Fantastyka...
Królowa lekkiej atletyki wręcza złoto dla Królowej nart
I w dodatki Polka Polce.
Zarumieniona twarz, uśmiechnięte usta po brzegi od złota do złota.
Radosne oczy, źródlane serce, uśmiechnięta buzia,
Bo jest złoty medal aż.
A co będzie w Polsce?
Kiedy Justysia będzie Polską oblegana,
Jak królowa nart powitana.

  Pisałem, dnia 27-28.02.2010

  VIII


   BRĄZOWE  PANCZENISTKI


Bojowe dziewczyny, jak polskie atomy:
Szybkie, mocne i zwinne polskie dziewczyny -
Biało-Czerwone dziewczyny.
Ucałować Je mocno za Ich wyczyn.
50 lat czekaliśmy na medal
O tyle cenny, jak niespodziewany.
Nigdy nie trzeba tracić nadziei,
Bo sport jest nieprzewidywalny,
Jak wiosenna pogoda,
Piękna temu jest sportu uroda,
Jak polskie panczenistki, które lubią brąz.

  Pisałem, dnia 28.02.2010

  IX


       O  JUSTYSI  DLA  JUSTYSI


Kasina Wielka, to w kraju nad Wisłą
Ziemia jedyna, która wydała naszej Ojczyźnie Królową nart.

Nasza Justysia, nart będąc jeszcze dziewica -
Walczyła jak młoda lwica,
Wszystkie, nawet starsze od siebie pokonywała dziewczyny.

Od wtedy nart z nóg nie zdejmowała i dzisiaj
Nad wszystkie biegaczki na świecie króluje.

Wszystkie medale zdobyła dla Polski,
Mając na nogach deski,
W nogach powera.

  Pisałem, dnia 01.03.2010

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------


    O  ZIMIE
   [ z terenu ]


Kiedy skarpy śniegu
Większe są od płotów.
Dzieci stają w szeregu
Do zabaw i psot.         


Zima: dzieciom radość,
Dorosłym udręka i znój!
Natury nie pokona ludzka słabość,
Choć zawsze stawia przegrany bój.


Dzieci, którym nic nie obchodzi
I nie martwią się niczym,
Cieszą się śniegiem, który odchodzi,
Bo jutro stanie się niczym!



        IRONIA  LOSU


To że skaleczyłem się, wielka szkoda,
ale z drugiej strony dobrze,
że przez to i z tego powodu płodzę wiersze.



        W  ODWILŻY


Niebo całkowicie przykryły chmury -
Dzień stał się szaro-bury.
Śnieg z dachu i z drzew kapie -
Początek końca zimy nie tylko
na meteorologicznej mapie,
Ale w całym słowie tego znaczenia -
Czas powiedzieć okrutniej zimie: do widzenia.



    SERCE  NIE  SŁUGA


Kiedy serce walczy z rozumem,
Żeby pokochać to, a nie to.
I kiedy trzeba stanąć przed tłumem,
Najłatwiej wykrzyczeć: weto.


Że nie zgadzam się z tym,
A zgadzam się z tym.
Bo życie, to nie wiersz pod rym,
A wybór tego, co się nosi w sercu swym.


     *     *     *

Człowiek różni się od zwierzą nie tym, że ma rozum,
a tym, że dąży do doskonałości.

  Mieczysław Borys


     *     *     *

Tym się od zwierząt różnimy,
że ciągle do doskonałości dążymy.

Według Mietka



   ZWIASTUN  WIOSNY


Prześwity nieba przez las
Niosą pogodę przebłyskiem słońca
Raz i dwa i trzy i dalej...
Trochę słońca ku zimy,
Nawet sikorki z radości cykają...
...Idzie wiosna gorąca -
  sikorki w las głęboki się chowają.
...A jerzyki niebo zawładną,
Wcześniej drzewa liśćmi odzieją,
Kwiatami otulą,
Dni błysną pogodą ładną.
Aż poeci się zaśmiej i to opiszą,
  co zobaczą.



     DZISIAJ  O  PORANKU


Kiedy połowica odsłoniła zasłony -
Słońce zajrzało do mieszkania!
Dzień jest piękny, złożony,
Do meteorologów bez żadnego zapytania,
Skoro słonecznie i przedwiośnie za oknem.
Jak miło dzisiaj było wstać z łóżka żalu
I niespełnionych trosk, obudzonym ze snem.


W "wierszowym trójkącie" słońce wyzłaca kory sosny
I światłem omuska po balkonach.
Myślę, że miło będzie tej wiosny,
Kiedy zima odejdzie na dniach.


Tchnienie wiosny już jest widoczne,
Leszczyny baziują na skraju lasów i polnych dróg.
Chmury na niebie, co wisiały obłocznie,
Przegonił je, a odsłonił nieba i słońca dobry bóg.

Będzie klawo jak cholera tej wiosny.



   BĘDZIE  WIOSNA


Czuję na sobie ciężar,
Jakobym hektar pola zorał.     
Kości bolą, nogi pieką,
  jakbym je włożył w żar.
A z tego taki morał,
Że idzie wiosna!
Pachnie żywicą sosna,
Wiaterek przedwiośnia powiewa,
Ptaszek w leśnym gaju śpiewa!
A Mietko, to wszystko słyszy.
Temperatura jest powyżej zera.
Klawo jest jak cholera nawet i na Podlasiu.
Albo zwłaszcza na Podlasiu.



     TYTUŁ  NIEPOTRZEBNY


Jestem wkomponowany w nurt przyrody,
a nie jestem zdezorientowany, gdzie jestem.
Będąc tutaj w obszarze urody,
będąc dla siebie wierszowym testem.


    *     *     *

Dziewczyna zdobyta,
co z nią zrobisz nie pyta,
ufając Ci, że w tej chwili
będziecie miłością się unosili.


     *     *     *

Zawał to nie kawał, a poważna sprawa -
nadto poważna, to nie zabawa!


    *     *     *

Bogaty oszczędza, bo ma co,
a biednemu po co, skoro nic nie ma.
Ot i cała mądrość oszczędzania.



   PO  UWOLNIENIE


Proszę Cię, Boże!
Niechaj mnie poniosą Anioły?!
Ty więcej możesz, Boże,
Niż cała ludzkość może.
A zatem rozłóż mi poły,
Abym mógł odfrunąć,
Zostawiając ciężar życia za sobą,
Już nie cierpiąc całą dobą.



WSZYSTKO  W  JEDNYM  WCALE  NIE  OZNACZA  NIC,  A  WSZYSTKO


Ojczyzno!
Tobie mogę pochwalić się blizną.
Ktoś powie: "Prostaka możliwość"?
A więc i wierszy mam Tobie sporą ilość.
Zatem jestem prostakiem i żalem,
Czy bohaterem i poetą?


Matko!
Własną piersią mnie wykarmiłaś.
Odwiedzam Cię nierzadko nie tylko za to,
A i za to, że matką jesteś i byłaś.


Przyrodo!
Podlaska moja urodo.
Jakie to szczęście móc Ciebie dostrzegać -
Dotąd aż w ziemi twojej przyjdzie mi się kiedyś położyć.

37 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-03-26 21:54:49)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.   
  PRZYRODA  I  PATRIOTYZM


Podlasie! Ojczyzna moja!
Która leżysz między łąkami i polami
Przyrody w naturze [d]ostoja
Otoczona zewsząd lasami.


Słońce od samego rana
Oświecasz wieś w blasku promieniami;
Na łąki i pola także zachodzisz, zbożem witane,
Aż zajdziesz za "ślewczyzny" olszynami.


Mickiewicz pisał o Litwie,
Jak Ojczyznę trzeba cenić:
"Ten tylko się dowie, kto ją stracił!"
Ja dodam, że z wrogiem po bitwie -
Każdy, kto w Jej obronie krwią opłacił,
Ten nie musi za siebie się rumienić.



        Z A D U M A N I E


Chłopcem, którym byłem nie jestem.           
O tym o czym śniłem nie mam.
I jak tu żyć z gestem,
Kiedy nic nie mam prócz uczucia i natchnienia.


Czy to wystarczy, żeby żyć?
Zapewne tak. Ale co to za życie.
Za to wystarczy, żeby wyrosnąć na poetę,
Czy choć w mniejszym stopniu być poetą.
Zapewne tak. O to jak najbardziej wystarczy.


     *     *     *

   Przysłowie mówi: "Szata nie zdobi człowieka".

To prawda. Ale z drugiej strony, jak kobieta się wystroi,
to u mężczyzny podniety płynie pełna rzeka.
Do kobiety oczywiście.



            KOTY


Koty buszują w "trójkącie wierszowym", 
Słońce im sprzyja godami marcowymi -
W stadzie "cieczka" ich trzyma,
Nawet nie przeszkadza jeszcze
  nie odeszła całkiem zima.


Miauczą po nocy i za dnia,
Nawet uczepiają się drzewa pnia.
Samotniki, przez gody - są razem,
Raz do roku są tego obrazem.


Niemiła woń zapachu jest przy każdym drzewku.
Kto lubi koty nie jest normalny,
Tym bardziej ten kto ich dokarmia,
A już najgorszy ten kto wyrzucił kota z domu.


Kot jest gorszy od psa,
Bo pies obsika słup, pnia i pogoni kota.
A kot wszędzie obecność zaznaczy
Nawet tam, gdzie wleźć raczy.


Koty są dobre dla dzieci w domu na kanapie,
A w "wierszowym trójkącie"gorsze są od śmieci.
Komu kot obsika okna, ten z utrapieniem za głowę się złapie.


Jak tu pozbyć się tych szkodników?
Jeśli nie szkodników, to psotników!
W naszym kraju tylko ten rozumie problem
Kogo dotyczy na własnej skórze problem.

[ Jeśli ktoś z miłośników kotów poczuł się urażony treścią wiersza,
to serdecznie przepraszam.
Autor wiersza miał na myśli koty bezdomne wałęsające się po osiedlach.

Powołując się na zwrotkę trzecią wiersza:

Nie miła woń zapachu jest przy każdym drzewku.
Kto lubi koty nie jest normalny,
Tym bardziej ten kto ich dokarmia,
A już najgorszy ten kto wyrzucił kota z domu. ]


     *     *     *

Jestem poetą nie z tej bajki, ale na tej samej Ziemi.



    ZIMA  STRASZNA,  ZŁA


Co to będzie, co to będzie?
Zima wszędzie, zima wszędzie!
Zima w krajobrazie wzdłuż i na wskroś
Tak już zbrzydła, aż się tylko wiosny proś.


Śniegi zaległe wszędzie leżą,
Gdzieniegdzie wzrostu ludzi mierzą,
Strach aż patrzeć na ten śniegi,
Jak usłane śniegiem są ulic brzegi.


Śnieg skrzypi pod butami
I choć już nie chodzę wiekami 
Słyszę skrzypiący śnieg pod butami,   
Czuję moc i siłę mrozów biegu!...


Odejdź zima zła już do lamusa,
Tęskno już mi za wiosnami,
Za żabami wędrującymi do wody z lasa,
Chcę już widzieć to stojąc pod sosnami.


Chcę ptaki krzykliwe liczyć.
Wiersze pisać chcę ciągle się uczyć...
Z pąku wyrośnięty każdy listek okiem mierzyć.
Chcę w siebie ciągle wierzyć.


Że beze mnie świat przestanie istnieć
I wiosna obserwatora mieć nie będzie.
Ciągle chcę w to wierzyć, że beze mnie
Przyrodzie będzie ciężko z przyrodą się zmierzyć!?   
Ciągle chcę w to wierzyć, ciągle przez to chcę żyć,
Żeby z przyrodą się zmierzyć,
Żeby przyrodzie zaufać i jej wierzyć.

Przez to ciągle chcę żyć...



     TO  JUŻ  KONIEC


Życiem skołatane nerwy
Do ciszy i spokoju
Ukoi śpiewający ptaszek,
Który usiadłszy na ganku daszek
Sobie śpiewa po południową porą zapominając,
Że zima była zmorą, która już znika gubiąc bieg!



     ...IDZIE  WIOSNA...


Las odzyskał zieleń,
Przeto ptaszkom poczęło się milej.
Nawet z głębi lasu wyszedł na polanę jeleń
I porożem rani śnieg, ziemię tkliwiej.


Ptaki ze śpiewem tak się cieszą,
Jakoby zimy już nigdy miało nie być;
Przekrzykiwać siebie ciągle śpieszą,
Albo żeby pannę zdobyć.


Tylko słońce za chmurami
Nic nie widzi i nie słyszy,
A tym bardziej księżyc,
  który utonął za murami.
Utknął we mgle i ledwo dyszy. 

                                                 
Kotom nic nie przeszkadza,                     
Jeśli spotka Ciebie, oczka wywali patrząc,
Jak na zbawienie za nic nie oddali,
Tylko ciągle swój wzrok, w Twój wsadza.
                                               

Wszystko czuje wiosnę na garbie i w sobie!
Ja już nigdy nie wyrosnę,
Zawsze chłopcem, wiosno będę Tobie.



        ...WIOSNA...


Rozpromienił się pogodny dzień,
Słońce zajrzało nawet do sień.
Żyć, choć się chciało,
To tym bardziej jeszcze się zachciało,
Na tę ...wiosnę, na ten wiosenny dzień
Rozpłomienił się dzisiejszy dzień.



        JASKÓŁKO


Ty, jesteś moim niebem
I moim cieniem, jaskółko,
Fruwasz nad moją rodzinną Sokółką,
Pod chmurami, lecz nad dębem.



W  NADCHODZĄCĄ  WIOSNĘ


Mgła kotłuje się po puszczy,
Śnieg schodzi z krajobrazu.
Mały ptak zanim z "klepsydry"
słonecznik złuszczy,
Po tym już nie ujrzę jego obrazu.


Mgła przykotłowała się 
bliżej "wierszowego trójkąta",
Przysłaniając małe ptaki
i tak już ukryte wśród gałęzi sosen.
Patrząc z okna kąta,
Czuję, jakobym wpadł w głęboki sen.



  RZADKI  GOŚĆ  I  KRÓTKI  GOŚĆ


Przeciął lot między dwoma blokami
Z całą rozpiętością skrzydeł
I usiadł na "nagą ewę"* przed moimi oknami 
W majestatycznej okazałości,
  jakby na obrusie zrobiony spod szydeł.


Będąc tak pięknym, jak żywym
I tak krótko goszcząc na "nagiej ewie"*,
Żem zanim spostrzegł, jak jest miłym,
Już go żem nie obaczył na tym nagim drzewie.

  Objaśnienie: na "nagą ewę"* - drzewo bez liści w zimie.



    ODWILŻĄ


Deszczyk kropi - śnieg się topi,
Mgła ku okien podchodzi,
Zima umiera, nie się rodzi!

Ptaki się radują,
Skoro wiosnę czują.

Wiatr usnął na polu -
Cicho na wygwizdowie.
Czy w lesie ciepło ci trolu
I na gałęzi sowie?



    LUDZKIE  ŻYCIE


Chwilami życie bywa szczęśliwe,
Chwilami życie bywa miłe,
Chwilami życie bywa znośne,
Chwilami życie bywa  c i e r p i e n i e m.
Ale nigdy nie żałowałem,
Że przyszedłem na świat,
Skoro ode mnie to nie zależało.



    BEZNADZIEJA


Gdybym mógł chodzić,
poszedłbym pod sosnę
okryć się cieniem.
Lecz muszę się z tym zgodzić,
że choć z tęsknoty oschnę,
nie stanę pod jej imieniem.


Tylko wybałuszam* oczy,             
z dala ją przybliżając ku sobie.
Lecz szybciej na dolinie kamień się stoczy
i szybciej położę się w grobie,
niż cieniem się okryję,
sosno pod tobą, sobie.

  Objaśnienie: wybałuszam* - z języka etnicznego
  autora na poprawny polski - wytrzeszczam oczy.


     *     *     *

Na męskie zgryzoty nie jest dobre napisać wiersz, a dobra jest wódka.


     *     *     *

Tyle jest wart człowiek światu, ile zostawi po sobie dzieł z życiowego warsztatu.   



W  NIEDZIELNY  PORANEK  OSTATNIEGO  DNIA  LUTEGO


Śnieg kona ubywaniem,
Choć pięknie srebrzy się w słońcu,
Zima dogorywa przedwiosennym konaniem -
I niedługo wiosna przyjdzie w końcu.


Na drzewach nocne zwisają krople wody
Świecą się w słońcu, jak "robaczki świętojańskie",
Drgając na wietrze, jak dla dnia urody,
Co w przyrodzie żadne dni nie są bezpańskie.


Między drzewami smugi mgły,
Jak cienie w pionie zawisłe,
W słońcu giną zanim ku ziemi legły,
Pięknie jest dzisiaj zaiste.


Sikorki wędrują: odziane drzewa -
"Nagie ewy" - "nagie ewy" -
Odziane drzewa - i tak bez końca
Dzień się rozgrzewa słońcem
  dotykając śniegu między drzewa.   


Słońce z porą roku i dnia
Uniosło się nad korony sosen,
Nie mając odpoczynku ani dnia,
Świecąc od zarania tyle,
  ile od powstania wiosen.


Niebo na pozór puste i ciche,
Zostało poranione smugami cieni po samolotach,
Bowiem w powietrzu i na ziemi życie nie jest liche
Tym, co myślą o nie niebieskich migdałach,
  a w życiu o życia lotach.


     *     *     *

Poeci lubią kobiety. Ale ja nie jestem babiarz i łajdak,
zatem jestem wyjątek i warto mi wierzyć.


     *     *     *

Miłość jest jak choroba, a nie jak ozdoba.
Zatem pokochać tylko jedną osobę,
Aby raz tylko chorować.



     WIERSZE  Z  MARCA  2010  ROKU



      DEFEKT  NABYTY


Dobrze, że matka urodziła mnie mężczyzną
I z tego powodu nie muszę nosić sukienki.
Bowiem w razie wiatr ją by podwiał,
Zobaczyłby nabyty defekt.


A z tego efekt byłby taki,
Że wiatr zobaczyłby nabyte emblematy z górnictwa.
Ale najpierw musiałbym być kobietą;
Mieć na sobie sukienkę i chodzić.



   WSZYSTKO  MA  SWÓJ  KONIEC


Wiatr przestał kołysać korony drzew,
Sikorki po złupieniu "klepsydry"
W głębokim lasie - wśród gałęzi odpoczywają.
Skończył się Vancouver - skończyła się rywalizacja.
Syn leży na kanapie, ale nie chrapie,
Bo skończył mu się czas leżąc na kanapie.
Każdy dzień jest taki sam
I tak samo zawsze się kończy,
Skoro dzisiaj wierszem gram,
Czy nigdy nic u mnie się nie skończy?



         POETA


Jakie to słowo piękne: poeta -
Myśli chodzą po duszy
Cichą mową ułożone
W rytmie jak sonet.
Słowa szeptane z ust wypływają,
A wiatr je rozwiewa,
Które jak myśli się rozchodzą...
Ciało się raduje,
Bowiem każde słowo sens znajduje -
Powstały wiersz nad każdy wiersz króluje
I dusza nie błądzi,
Bowiem błędy przechodzą na papier.

  Basi



  NA  OCZACH  I  W  USZACH


Słońce wyszło spoza chmur -
I muska po oknach.
W pokoju, choć ściany mają mur -
"Antków" słychać w odgłosach!


Słońce zaszło za chmury,
Raczej chmury zasłoniły słońce.
Za oknem dzień wiatrem bury,
Kołysze drzewami bez końca...


W TVP1 Klan przywitał się z sympatykami.
"Antki" robią to co muszą.
Z kuchni zupa pachnie przyprawami.
Za oknem koty kotów duszą.


"Antki" robią swoje, bo muszą,
Lecz dzisiaj wszystkim jednako, bo na zewnątrz.
Zatem dzisiaj moje organy się nie wzruszą,
Skoro "Antki" nie robią w budynku wewnątrz.


W piwnicznym warsztacie "Antków" spawarka wyje,
Ale to odbieram jak wentylator.
Czasami w takiej uciążliwości żyję,
Że aż chcę, żeby ich rozpierdzielił sam Predator.


[ W TVP2 kochają się na szerokim łożu -
I siebie do siebie adorują.
Życie oparte na dupie podłożu,
Nie jednej dupie za dupę wiele obiecują. ]


Słońce wyszło spoza chmur po raz który,
Las na bloku składa ruchome cienie.
"Antki" ucichli do powrotu,   
Teraz słyszę nawet swoje istnienie.


Jest cisza...
Ale dzisiaj nie napiszę:
Klawo jest jak cholera.
Zimno jest!

                                                                                                             
     *     *     *

Wiersze wyzwalają cierpiącego człowieka, kiedy wykrzyczy się w ciszy
mimo, że słowa pisane -  nie mówią - nie krzyczą.



  SĄ  TAKIE  I  TAKIE  CHWILE


Są takie chwile, że wyć się chce.

Są takie chwile, że cieszyć się chce.

Są takie chwile, że nic się nie chce.

Są takie chwile, do jutra byle.

Są takie chwile,
Że ma się wszystkiego tyle,
Ile człowiek znieść nie może.
A jednak żyć się chce.

Więc pomóż, mój Boże,
Abym miał wiarę
W to życie jakie orzę.



   W  ODWIEDZANYM  MIEJSCU  POETY


Przybywszy oto tutaj
W miejsce ulubione twoje;
Żegnasz odchodzące zimy dostoje.
Bądź poeto tutaj, o nic tylko nie pytaj!


Że niepokój bezsilnie opuszcza twoje omdlałe dłonie,
Którymiś zanurzyłbyś w tą zimną - lodowatą wodę.
Ależ nie możesz za nic to uczynić, opuszczając brodę;
Bo raz, że nie możesz chodzić,
Skoro twoje bezwładnością ciało płonie.
Drugim razem, że lód jeszcze na wodzie nie stopniał
I nie możesz płomieni życia zanurzyć, abyś ostudział.

Jedynie wzrok twój pod lodem utonął.



W  DNIU  KOBIET  DLA  KOBIET   


Bez Was nie byłoby nas,
A kto już jest bez Was jest zagubionym.   
Z Wami i dla Was kto żyje ma cel.
Kobieta jest jak bajka - marzymy o Was,
Śnimy, błagamy, przepraszamy Was,
A nawet twardziele są u Waszych stóp.
Życie bez Kobiety jest jak puste niebo,
Choć pogodne, ale szare i smutne.
Z Wami w życiu przeżywać chwile nawet i te okropne
Są do wytrzymania i do zniesienia.   
Dla Waszego imienia: Kobieta;
Chcemy wszystkiego i robimy wszystko,   
By nie zaznać co to samotność, pustka.
Aby świat nie zaginął i aby serce miało serce
Nie raniąc i nie okaleczając się nawzajem
Nawet słowem, przede wszystkim słowem,
Bo jak wiemy słowa często bardziej bolą
I ranią nawzajem nasze dusze i serca,
Zwłaszcza te słowa nieprzemyślane, wybuchowe.     
Z Wami - Kobietą jest ciepły dom,
Śpiewający dom, świergocący poranek,   
Uczuć w sercu tyle ile mieści słów tom.   
A i chcącym być podatnym Wam, jak łagodny baranek.
I kiedy jest wszystko dopasowane i zgodne,     
Wtedy i tulipan ma wymiar bardziej wyniosły, romantyczny       
Do uczuć - co wszystko zamknie się w tym,
Że Kobieta jest dla mężczyzny Aniołem,
A mężczyzna dla Kobiety ramieniem.

https://www.youtube.com/watch?v=rmc0ueqobIQ   

Pisałem, 08.03.2010



        UŚPIENIE


Jeśli są zimne i pochmurne dni -
Brak wierszowego natchnienia.


Kaleki nie lubi zim, o nie,
Nawet w głębokim śnie
I nawet ze wspomnień!?


Stąd przedwczoraj - wczoraj -
I dzisiaj wierszowe było uśpienie.
Tegoroczna zima była, jak cierpienie.
Wiosna to do zimy raj.


     *     *     *

W jasnym słońcu oślepia mi wzrok,
W dodatku nie mogę postawić choć jeden krok
Dzisiaj ...jutro i nigdy! Przecież nigdy, nigdy,
Gdy każdy jest taki sam dzień.
I ta sama noc, choć lepsza od dnia,
Skoro sen niczego nie żąda,
Tylko nocy bez dnia.
Zawsze spać, a nigdy nie umierać.



   W  "...OBUMARŁOŚCI"


Kiedy wszystkie nadzieje bledną,
To choć na tę chwilę jedną -
Daj mi, Bożę, siłę na życie w tym
Tak ciężkim niepożądanym układzie,
Skoro na ziemi ludzkiej
Już nikt mi nie pomoże,
Bowiem nie jest w stanie
Nie mając pomocy założonej w planie.



    PO  "...OBUMARŁOŚCI"


Tak mi smutno było,
Tak mi pokutnie się żyło.
Tak mi cierpiąco czas przemijał,
Tak mi tęskniąc zegar godziny wybijał...
Czas nie gonił i nie wracał -
Dzień był równy z nocą,
Choć zegar wskazówkami obracał
I tylko stał nade mną Dobry BÓG z Bożą pomocą.



     ...PO  UWOLNIENIE


...Kiedy po latach męki i cierpień
Śmierć przyszła, nareszcie mnie ukołysze -
Wtedy po mnie pozostaną tylko wiersze ze wspomnień,
Których ja już nie usłyszę!


A będę wśród ciszy i bez boleść
Będę spoczywał, jak obłok senny.
A ciężar, co na ziemi ciążył kamienny
Stanie się jak pył.
A ja już o tym nie będę śnił,
Że życie trzeba znosić jak boleść...


  II           

        BÓL  I  RADOŚĆ


Kiedy padłem na urobek kamienia
I przywalony byłem, jak kamień na kamieniu!
Do dzisiaj pamiętam ze wspomnienia,
Jak całowałaś nogi moje w cierpieniu...


Aby ocucić i podnieść mnie z tragedii,
Tym bardziej czas cofnąć - śpieszący się zegar,
Co by nie musiał nosić nowego imienia: ortopedii -
W czym płonąłem, jak bez wody na ogniu gar!


A Tobie był taki boleści żar,
Jak rozgrzany kamień na kamieniu,
Skoro przypadłość ta nie była, jak dar,
A jak rozgrzany kamień na kamieniu...


Taki był przydział nam!
A Ty całowałaś nogi moje...
Było nas troje*, nie byłem sam,
Ale Ty całowałaś nogi moje...


Jak zraniony dar
We wszystkim, co Twoje i moje.         
Choć nie było nas dwoje,
Było nas czworo*, a byłem Tobie, jak dar,
Skoro Ty całowałaś nogi moje...
https://www.youtube.com/watch?v=F2wBtM2b8Jk



      WYRÓŻNIENIE


Choć jest w całej swej brzydocie
Nosząc ból i kalectwo!
A Ty widzisz w tej istocie,
Wyrazu uczucia nad jego świadectwo.
Piękne i bogate Twoje serce
Wyróżnia się nad jedno i setne serce.

  Basi



            JESIENIĄ


Las do tej chwili będąc rozchwianym przez wiatr - ucichł,
A rozgrzały się echa ze swym śpiewem ptaków!...
Co wychodząc ze żółto listnych krzaków,
Już od tej pory śpiew nie będzie lichy...


Dobrze, że tak się poczyna,
Bowiem życie, choć twarde jak głaz,
Często spłoszeniem dzień się rozpoczyna
Na dziś, jutro i na nowy czas.


Niech będzie dalej żółto-złoty las,
Aby co pod górę życia pchany ten głaz,
Był coraz to lżejszy, mimo wiek to coraz późniejszy,
Bowiem ptaki są w stanie odmłodzić wiekowego człowieka -
Z życia lat mu odejmując i wnieść
  do serca nektaru życia z młodych lat,
Co się przezwycięży wszystko to,
W czym rządził człowiekiem kat.



   W  KRZYWYM  ZWIERCIADLE


Płyną kaczki od brzegu
Scaloną formacją do szeregu -
Zostawiając za sobą zburzone pasy wodne,
Po czym rozmywają się przez ruchome prądy chłodne.


Po tym na wodzie cisza bezwładna powróciła
I te topiele, co kacza brać zmąciła,
Stają się to coraz wyraźniejsze,
Aż mogąc swoje odbicie zobaczyć śmieszniejsze,

Niż by w istocie można porównać.


Las temu obojętny,
Skoro od dawna utopiony.
Jedynie ten, który już ścięty,
Nie ujrzy już nigdy swojej korony.


A słońce, co się pod wodą zaszyło,
Już na innym lądzie otchłań go przesuwa.
A w życiu to co się zdarzyło,
Już na zawsze ręce skuwa!


Nie ma już kaczek
I pod wodą wygasło słońce,
Jedynie las topieli i ja jedynaczek
Pod wodą tkliwymi bez końca.

38 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-03-26 21:56:23)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]


       ULEGŁOŚĆ


Dusza targana przeszłością,
Jak gałęźmi sosen wiatr.
Jednak nic nie uczynię złością,
Skoro życie jest jak teatr.


Zatem co sprawił los
Trzeba przyjąć jak senny dar.
Nie brać, jak przykry cios,
Znając gorszą zgrozę życiowych kar.



               UPADŁYM


Lepiej być w blasku słońca, niż w blasku fleszy.
Bo słońce zachodzi tylko do jutra,
a flesze jak już zgasną to na zawsze.


       
    PRAWDĘ  ZOBACZYSZ  W  BIEDZIE


Za to, że tyle mi dałaś wysiłku w krwawicy,
Prócz Ciebie nie pragnę innej ulubienicy.
Byłaś mi i jesteś nie tylko,jak ślubna
I nie tylko jak pielęgniarka,
A nawet jak Matka Teresa.
I na tę chwilę, co łatwo mogła być zgubna,
Ty stałaś przy mnie i nade mną...


Jakie to szczęście dano mi w nieszczęściu,
Że żadne noce nie były mi lękliwe,
Że nie zostałem sam w swoim nieszczęściu,
A dalej pozostały między nami więzi żywe
Na te dni pokuty, nie chwały,
Był przy nas jeden i drugi syn mały.


To nas scaliło - podnosząc siebie na duchu
Od złego cienia i czarnego posłuchu.
Teraz, kiedy nie dosięgniemy, co mogli przedtem -
A jednak nie zginie to w nas,
Co było nam Bożym swatem,
Choć życie ciężkie trzeba znosić jak głaz.

  Basi



   W  OTCHŁANI  NATURY


Mgła wchłonęła krajobraz uroczy,
Lecz nie zasłoniła widoku w bezdroża,
Bo skoro rozum wie, wiedzą oczy,
Że nie nałożyła na wolność obroży.


Zatem wydostać się stąd
Jest tak łatwo, jak było tu przybyć.
Wolność to nie przykry sąd,
Aby starać się go wyzbyć.
Wolność za wszelką cenę się zdobywa,
Choć nie każdy ją ma. Tak bywa!?


     *     *     *   

Polska, to Chrystusowy ród -
Wyznając po dzisiaj tyle cnót,
Co żaden naród nie może Polsce dorównać.
A nawet nie może Jej się dorównaniem przybliżyć
Na dzisiaj to jak cud.
   


                              RECEPTA  PIJAKA


Jedna z metod sposobem na życie jest szukanie alkoholu do wypicia.



  UBIERANIE  ZIMY 

 
Zalew lodem skuty
dopóty, dopóki wiosna
nie zdejmie mu butów.


Za czym to się stanie
niejeden wędkarz ma za zadanie 
otwór w zmarzlinie lodu przewiercić,     
ręce natrzeć z zimna i z radości; 
haczyk z przynętą
w wodzie zanurzyć -   
czekając jeden oczy zmruży,  
kiedy jest niewyspany,
drugi złością się zachmurzy,  
kiedy ryba brać nie będzie? 
  

A co mi dzień może tu dać? 
Jestem usatysfakcjonowanym, 
że żyję i tutaj przybyć mogłem; 
niebo bezchmurne spotykam, 
słońca wzrokiem dotykam,      
tlenem zielonej puszczy oddycham...   

 
Wędkarza hobby podziwiam,    
bo przecież jestem poetą,  
więc wiem, co to natchnienie... 


A co to jest pragnienie? 
O to już lepiej nie pytać,
choć wiem, że pragnienie
jest jak natchnienie, 
tylko z różnicą taką,
że natchnienie zawsze jest spełnione, 
pragnienie prawie nigdy, 
dlatego jestem poetą... 


     *     *     *

Wiersze moje jakie są takie są,
ale są moje i nikt mi ich nie odbierze.
Dobrze mieć coś, czego nikt nie może Ci odebrać.



     PRAWDA  LEŻY  POŚRODKU


Pamiętaj, że krzyża Twego
nikt za Ciebie nie będzie dźwigał.
Więc zanim krzyż stworzysz sobie, zastanów się!
Nie zawsze los stwarza nam krzyż,
Częściej sami sobie stwarzamy cierpienie!


     *     *     *

Póki nie zabraknie sztuki - będziemy żywą historią poezji
dopóty dopóki tworzymy historię poezji jesteśmy Polakami.
A nad naszymi śladami nie zginie duch narodu -
więc jest trwanie, a nie przetrwanie.


   
     KALENDARZ  ŻYCIA


Idzie mi 55 rok, ni to dużo, ni to mało,
ale dobrze, że nie idzie 88 rok;
wtedy czasu już byłoby za mało na wszystko!
A czas umierać.

A z drugiej strony szkoda, że nie mam 33 lata;
miałbym 22 lata przed sobą,
a tak idący 55 rok za sobą,
szkoda, bo nie myślałbym o śmierci,
a i nie bałbym się jej.
Szkoda...



Z  PIEKŁA  DO  RAJU


Czas nie jest zgubny
Tylko straszny jak śmierć -
Tragicznym życiem wieku ćwierć.
Jest nadmiar nade wszystko chlubny.


Na ziemi krzyk mój -
Ciszą będzie w Niebie.
Przeznaczenie garnituru szykuj mi krój,
Kiedy będę w potrzebie;
Do Nieba, do Nieba,
Kiedy czas mnie wezwie,
A przykryje lekka gleba.


Skoro raz tylko się rodziłem,
A umierałem stokrotnie,
Zatem stokrotnie mniej żyłem,
Choć po stokroć cierpiałem sromotnie...


Więc, kiedy żyć nie będę
Na ziemi, będę w Niebie.
Nie będę stać za niczym w potrzebie
I nie będę rozważał, co było błędem,
A co dobrem na ziemi.   



ŻYCIE,  BÓL,  TRWANIE...


Jak tu nie płakać
Nad swoją dolą:
Kiedy kości bolą,
W karku łamie,
Nogi drętwieją,
Siedząc przy wodnej tamie
I choć ptaszki pieją,
Bólu nie ubywa.


Tak to w życiu bywa;
Że wszystko w bólu się rodzi,
Albo z bólu w cierpieniu umiera -
Za czym po tym świecie chodzi
Wczoraj, dzisiaj, teraz.


Wszystko, co żywe odchodzi,
A tylko wiersz pozostaje,
Więc chce się pomyśleć,
Że i ja będę wiecznym?



     SIEDZENIE  I  LEŻENIE   MĘCZY


Kiedy z wózka wejdę na łóżko czuję się gorzej,
niż przed siadaniem; czuję się tak
jakobym w każdym calu zbitym był.
Mało tego; czuję się tak, jakoby płyta mnie gniotła,
a do tego i w tym, jakby mnie rozpierało.
Tak się czuję, jak z wózka wejdę do łóżka.
Więc może lepiej siedzieć, niż leżeć.



    RÓŻNICA  MIĘDZY  KOBIETĄ,  A  MĘŻCZYZNĄ


Kobieta nigdy nie kończy, bo nigdy nie zaczyna.
Co Ją z mężczyzną nie łączy, a to, że nie zawsze chce,
a zawsze może w przeciwieństwie do mężczyzny.



      Z A P A T R Z E N I E


Srebrzą się w słońcu przy pniu pordzewiałe kory sosen,
A między nimi i gałęziami przestrzały promieni słońca,
Czego to coraz mniej z każdymi porami wiosen.
I czyżby tak już będzie do końca świata?


Nie wie nikt prócz Boga.
Nikt prócz pór roków bogów.
Nie wiedziała zima była sroga.
Puszcza jeleni pełna rogów.

Czy przychodzi dobra każda pora roków od Boga?
Czy odchodzi z Bogiem, skoro mamy bogów?!

Na ziemi naszej zajęcy już nie ma,
Kuropatw także mało gdzie uświadczysz!
A jeszcze przed dekadami trzema
Było tyle zwierza, co jak na filmie dzisiaj obaczysz.


Dzisiaj tak mi na myśl przychodzi,
Że kiedy na słupach i stodołach busłów* nie będzie -
Wtedy świat umrze i po raz drugi już się nie narodzi!
A żyć tylko będziemy w Niebie po tym względzie.

Niektórzy powiadają, że kiedy pszczoły wyginą, to i ludzkość zginie.
Ja bardziej wierzę w busy*.

  Objaśnienie: busłów - busły* - w języku etnicznym autora czyli bocianów.



    ZDARZENIE


Potłukły się jaja!
Masz babo placek.
Śmieją się cała chłopów zgraja
I obok stary Wacek.


A babie nie do śmiechu,
Tym bardziej jej chłopu,
Mówiąc: - Sprzątaj to, Lechu!
Jeśli nie chcesz mieć kłopotu.



    DZIKA  MIŁOŚĆ


Jak jest młoda to i jest
z nią zgoda na igraszki,
przy tym śpiewają ptaszki!...
Wiosną słońce przyświeca,
a między młodymi heca -
w erotycznym baraszkowaniu -
jedno drugie rozbiera,
prawie w nagość do zera,
jedynie na sobie mają majtki.
A to, że z nich już nie są kajtki;
robią to za co się wzięli,
skoro oboje tego chcieli.



     NA  ŻYWO


Gdy zacznę myśleć;
Jaki krzyż los mi przeznaczył:
Krew pulsuje w skroni,
Tym bardziej trzymając pióro w dłoni -
Zaczyna najpierw w karku drętwieć -
Następnie w korpusie i plecach,
Lecz ręce nie drżą,
Że coś strasznego o życiu napiszę,
Zatem piszę dalej...


     
  SOBIE  I  TOBIE  O  MNIE


Mój los, Twój los
Z męki nas kruszy...
Mój wierszowy śpiew, Twój głos
Ciebie i mnie wzruszy...


Tyle pór roków -
Bladych świtów,
Żadnych kroków,
A jednak tysiące zachwytów.


Bez żadnych zgrzytów
I żadnych sporów
Mimo życie stawia tyle oporów,
A jednak jest do życia tysiące zachwytów.

  Basi

II

    DALEKOWZROCZNOŚĆ

https://plus.google.com/photos/yourphotos?banner=pwa&pid=5923043935619299794&oid=103276734392610294633

Gdy wzrokiem sięgam za nieboskłon -
Nie widzę tam końca świata,
A marzenia, które wyrosły jak chłopski plon
Tam, gdzie jest moja rodzinna chata.



       W  MIEJSCU  URODZENIA


Na wschodzie ku urodzie pięknie słońce wstaje -
Świeci na łące i w olszynowych krzakach,
Na polach o złotych zboża smakach i nad las się wzniesie,
Po dachach wioski omuśnie i domy oświeci
Zanim uśnie na dobre do jutra.



WIOSNA  DLA  PTAKÓW


Słońce marcowe przygrzewa, 
z tego weselą się ptaki!...
W godach przemieszczają się
z drzewa na drzewo,
wiosnę czyniąc za znaki! 


Przebłysków słońca sporo,
więcej wiosny, mniej zimy. 
W powietrzu i na ziemi dzisiejszą porą 
pachną żywicą sosny, nie dymy. 


Ziemia, choć jeszcze biała
i pod śniegiem zmarznięta,
oddychać przedwiośniem zaczyna cała,
choć jeszcze w połowie,
jak ryba bez tlenu śnięta.


Obudzi się cała na cało,
gdy posłyszy grzmoty z oddali,
bo tam, gdzie już zagrzmiało,
zimę ludzie i ptaki już przetrwali.



   PO  UNIESIENIU  GŁOWY


Pierzaste białe anioły jak wata,
Niebo błękitne, jak serce poety.
Słońce zimę wiośnie już swata -
Oddając w niebycie, o rety!


Niebo, jakby parasol niebieski -
Otacza ziemię i wszystko, co na niej.
Wzrok sokoli sięgając nieba pewniej
Na ten czasu życia pieski.



OBNIŻAJĄC  WZROK  SKĄD  BYŁ  PODNIESIONY


Śpiewaj, ptaku jeden i setny,
Ślij melodie z lasu
I zanoś naturą chętny...
A ja w duszy nie mając hałasu,
Posłucham ciebie jeden
  i tysięczny ptaku,
Więc wiosno ruszaj do ataku.


Melodii harmonię rozciągaj po brzegi
Od wschodu do zachodu.
Od północy po popołudnie
  w złociste wstęgi
I całym Podlasiem obwodu.


Kiedy maj się za mai,
Po nim w złocie opierzony
Wyjdzie z wywodu kaczy ród
  akwenie stworzony.
Wtedy, Mietku zaczai się
I umieści na foto dla potomności
Za swego życia i dla własnej radości.



WIOSNA  SIĘ  ZBLIŻA  DUŻYMI  KROKAMI


W "wierszowym trójkącie"
Dzień się wyróżnia w słońcu
Olśniewając niebo i ziemię.
Ptaki siebie wabią!...
A tylko koty leniwie drzemią.


Śnieg, który pozostał,
Nadal dzieciom jest tylko miły.
Z dorosłych każdy, co zimie sprostał,
Za tydzień śniegi jedynie będą mu się śniły?

Na zalewie:

A na zalewie,
Gdzie lód nadal wodę skuwa,
Moje ulubienice, które nie siedzą na drzewie
Są zgromadzone tutaj, gdzie
Zalew zrzuca nadmiar wody
Dopóty dopóki spłyną lody.
Wtedy rozpierzchną się po szuwarach
W stadzie, pojedynczo, w parach.
Niejeden człowiek,
Który przybędzie na pomost,
Chlebem je wybawi
Z miejsca godów i lęgów,
Co im są i będą tylko kaczki.
Dla mnie "wierszowe ulubienice".



  NADCHODZĄCA  WIOSNA


Nadchodząca wiosna
Wybawi małe i większe ptaki
Z głębi ogromnej puszczy.
I te, które pokryły się na zimę
W małe, lecz głębokie krzaki.
Niech śpiewają, pieją, krzyczą
Na skraju miasta i puszczy,
Bo ciągle jest mi tego za mało,
Mimo mam śpiewu waszego sporo.
Śpiewajcie wszędzie każdą porą,
Wtedy i ja będę świergocący,
Jak sprzed laty, kiedy to
Powróciwszy ze Śląska
Miałem czas życia płonący,
Ale zamiast płakania,
Świergotałem razem z wami.
Nie mogłem zginąć,
Choć byłem konający.



          NASIENIE  BÓLU


Kiedy biłem się z myślami nie mogąc zasnąć nocami;
A szkopuł był w tym, że w życiu swym
Padłem na kopalniany urobek śmiertelnie raniony.
Po tym nosząc na plecach szramę, jak kanion;
Musiałem podołać trudom mając na obrazie dom,
Niczego nieświadomych małego "Bolka i Lolka"*.
I to nie była muzyka i taniec polka,
A wszystkiego sromotny żal,
Bowiem to życia nie był bal,
A ludzka tragedii.



      W  TOPIELACH


Wodny zalew nigdy przeźroczy
I nigdy przez czas istnienia śpiący.
Zawsze od źródła płynący
I nawet pod lodem uroczy.


Zawsze, kiedy nie jest okuty lodem
I choć fale wywołane przez wiatr
Marszczą powierzchnię wiatrem i chłodem,
A jednak widzę siebie, jak nie żart.


Sam siebie nigdy nie tracę z oczu,
Skoro zawsze jestem przybrzeżny.
Nawet chmury płyną pod wodą,
  choć są w obłoczu.
Ja tkwię, jak ciężar potężny.


A jednak czuję się, jak na wyspie,
Choć nie płynę donikąd.
Spoczywam, jak w trwaniu ciasnym zsypie,
A zmian na polepszenie ni skąd.


Pociecha w tym tylko jedna,
Że prócz mnie, utopiony jest obszar chmur.
I ta smutna przy mnie brzezina,
Nawet i co jest za mną leśny mur.


Jedynie przybrzeżny kaczy żer
Na wodzie do góry odwrócony,
Nie jest wodną topielą, a prawdziwy ster
Płynie z dobrej strony.


Tuman, co się wznosi
Na tę chwilę jedyną -
Jakoby duszę mię wyrwał - i ponosi,
Bom jakbym się wspinał


Z nim razem ku Niebu,
Lecz tylko jedyny z nas na zatracenie,
Bom ja żyw i żyć będę bez zrębu
W odmienności, co do tumana
  już na wspomnienie.



...OD  POŚWIĘCENIA  DO  WSPOMNIENIA...


Kiedy cierpienie utrudzało po nocy,
To choć dobrze, że nie byłem samotny.
I że nie wołałem - pragnę pomocy
W ten każdy dzień istotny.


Widziałem Ciebie, boś była dobra i moja,
Miłowałem Ciebie - bo już wcześniej dusza pokochała.
Chwała Ci za to, że wiara Twoja
Była przy mnie - jest - i trwała...


Nad matki doceniania byłaś warta -
Synów doglądałaś w kołyskach.
I mnie któregoś nie byłaś wyparta,
Ciepłej opieki doznając w zjawiskach...

Bóg Ciebie mi przeznaczył.

  Basi



       TO  KONIEC  ZIMY


Już nie muszę zimy przeganiać wierszem,
Sama odchodzi do lamusa.
Słońce topi śniegi w temperaturze plusa,
Krążąc po niebie wpół obrożem.


Drzewa po obudzeniu się z uśpienia zimowego
Już łapią pierwszy oddech
Czując ciepło słońca przedwiosennego.
Dziadek mróz - mówi, co za pech,
Że już nie postraszę zimą i mrozem,
Muszę uchodzić saniami,
  bo jutro przyszłoby się wozem.



    SPOWIEDŹ  INTELEKTUALNA  "POETY"


Ja nie wiem, czy jestem poetą?
Ale wiem na pewno jedno, że piszę wiersze...
Gdy chodzi o moją twórczość to przez ostatnie dwa lata
eksplodowałem ilością wierszy - w sumie aż ponad tysiąc.
Przed dwoma laty sam bym nie uwierzył, że mógłbym tyle dokonać,
jednak niemożliwe stało się możliwe.
Przez 22 lata w  k a l e c t w i e  tyle nagromadziło się emocji,
wrażliwości, uniesień duchowych, że trzeba napisać było
ponad tysiąc wierszy, aby to ugasić.
Proste to nie było, choć mając wrażliwość, natchnienie,
emocje, przeżycia, a nie mając zdolności na poetę -
brakiem wiedzy bogactwa zasobu słów,
jakie są niezbędne w płodzeniu poezji.
Tym samym nie było to takie proste, jednak możliwe.

39 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-03-26 22:01:31)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.

SIÓDMA  TRZYDZIEŚCI  DZIEWIĘTNASTEGO  MARCA   


Kiedy zza bloku słońce wynurza swoje istnienie   
I rzuca blaski promieni po oknie.
Z pryczy bólu i niespełnień
  podnieś swoje  c i e r p i e n i e,
Ciesząc się życiem stokrotnie.


Co dnia myślami sięgaj w przyszłość,   
A nawet czasami i w jej wstecz.   
Ale wyrzuć z siebie starą zaszłość -
Złemu losowi powiedz: - Idź precz!


Ptaki za oknem tobie śpiewają!...
Ty z radością natchnioną, je słuchasz;
Aż w duszy nuty ci się układają -
I już sam siebie do życia udobruchasz.


Jak warto żyć i obudzić się przed słońcem,
Bo tutaj jak nigdzie jest tak pierwotnie,
Jak za dzieciństwa, co było wzorcem
Wstać do zajęć wraz ze słońcem, ale ochotnie.

Wstaję do życia następnego dnia.   

I ty czyń podobnie, a przedłużysz przetrwanie!
Żyj ciesząc się dniem każdym,
Miej na co dzień nowe zadanie
Na przykład pisz wiersze
  o każdym nowym dniu ważnym.


Spójrz! Nie za siebie, a przed siebie,
Zobaczysz za oknem Nowy Dzień -
Jak słońce promieniuje na niebie,
Jak na ziemi kładzie się cień...


Na nagich drzewach, spójrz!
Jak nocne krople srebrzą się w słońcu,
Śnieg w promieniach słońca jak kona, spójrz!
Jak wiatr buja korony drzew
  i jak idzie wiosna do ciebie w końcu!


Ludzie, jak biegną do obowiązków, spójrz!
Panny młode idące do szkół, jak wiosna,
Niosące na sobie i w sobie ogromną radość
  w dziennym słońcu, dojrzyj!
A po latach dadzą nowe życie
  na chwilę komuś radosną.


Nie sięgaj myślami do gór i mórz,
A wsłuchaj się w żywioł wokół siebie.
Bogu i życiu pokłon złóż,
Że wiosna przyszła i do Ciebie.

  Pisałem, dnia 19.03.2010 rok.
  Podlasie na czasie

HALINA FRĄCKOWIAK - Papierowy księżyc
https://www.youtube.com/watch?v=s9it4bTk8d0



         NA  WIECZÓR 


Kiedy wieczór mrokiem dojrzewa,
Jerzyki kończą dzienne loty - 
Z nieba spadając w budynku szparki,   
  jak w małe groty,
Domu z natury nie znając za drzewa. 


Kiedy ciemność wzrok mój zasłoni -
Nie widząc nic prócz księżyca,
Szczęśliwy tak, bo tu moje macierze,     
Co do niej westchnień nic mi nie przysłoni.


Nietoperze nad głową śmigają,
Gwiazdy mnożą się na niebie...
Kocham życie, bo jestem
  w potrzebie pisać wiersze,
Skoro natchnienia duszą targają...


Od wypatrywania nieba kark boli,
Jak u gołębiarza sprzed laty.
Ale wolę tę cudowną wieczornicę za swaty,
Niżby na obcej ziemi pławić się
  w lazurowym morzu do woli.


Ach, szczęście moje, że nic mnie nie płoszy
I za niczym nie podążam.
Wystarczy mi, co niebo stworzy,
Bo prócz życia niczego nie żądam.   


Tyle co oczy zobaczą, tyle jedynie żądam,
Zrozumiawszy, że tyle z wrażliwością
  mnie usatysfakcjonuje,
Com na niebie i ziemi dzisiaj znajduje.



   POECI  W  RÓŻNYCH  BARWACH


Wydawałoby się, że poetą
jest tylko ten, kto pisze piórem słowa...

Ależ i poetą jest malarz, tylko z różnicą takową,
że słowa ma namalowane w postaciach.

Nawet i kowal jest poetą, tym niemniej i rzeźbiarz,
którzy piszą słowa nie piórem, a robioną rzeczą.
U wszystkich jest romantyka,
zatem są poetami tylko w inny sposób.



          Z  TEGO  RODZĄ  SIĘ  POECI


Dzisiaj zrozumiałem na sto%, że poeta nie pisze wierszy
tylko po to, by zostawić po sobie ślad życia i pamięć.   
Ale przede wszystkim po to, że ma wrażliwość,
emocje i przede wszystkim natchnienie.
A ta reszta, to tylko przygrywka układająca pisanie.



      PODLASIE  NA  CZASIE


Na Podlasiu jest tyle dla Narodu dóbr:
W Białowieskiej Puszczy żubr,
Na Biebrzy i Narwi setki gatunków
  dzikiego ptactwa w kolorach się barwi.
W Biebrzy i Narwi dziesiątki gatunków ryb.
Piękny Podlaskiej Przyrody jest byt.


A w Puszczy Knyszyńskiej moje miasteczko
Okalające lasem w scenerii bezkresnej zieleni,
Co często ona zakrywa słoneczko,
Składające mi na głowę ruchome cienie,
Których nigdy nie wyrzekam się,
A jestem puszczy niezmiernie rad,
Że cienia nie muszę szukać, radując się,
Bo słońce upalne jest mi nie przyjacielem, lecz kat! 

[ Tak już złożony jestem, choć nie chcę taki być;
że słońce mi jest balastem, co nie daje żyć! ]

Czego nie powiem o moim Podlasiu, które jest na czasie!
Przybywaj Stasiu i Ty Joasiu,
Zobaczysz w jakiej potężniej zielonej jest masie: Podlasie!
Od Białegostoku po Sokółkę,
Od Knyszyna po Gródek:
Ujrzysz tutaj w powietrzu jaskółkę,
Odwiedzisz niejeden Przyrody Ośrodek.
Dobrzy ludzie tutaj nakarmią Ciebie:
Babką podlaską w kiszce - czyli "krupienice",
Spróbujesz tatarskiego jadła: "pierekaczewnik" 
I innych wiele, wiele przysmaków,
Gdy odwiedzisz szlak tatarski w Bohonikach i Kruszynianach.


Zobaczysz tysiące bocianów, setki gniazd na słupach i stodołach.
Pola bezkresne i łąki zielone, rzeki naturalnie prawdziwe.
Ludzie gościnni, którzy mówić będą do Ciebie:
"Weźmie to, spróbuje!
A może tego popróbuje?
Może tego jeszcze nie próbował?"


Będą do Ciebie mówić na: "Wy", bez zależności od Twego wieku.
I jak wrócisz do domu, będziesz myślał, że jakbyś był
W innym czasie i przestrzeni, człowieku.
Ot co, takie zobaczysz Podlasie, tylko przybądź na Nie
Od wiosny do jesieni. Zimą też. Śniegu u nas Ci dostatek.



PIERWSZY  DZIEŃ  WIOSNY  ZA  OKNEM


Mgła kotłuje się w lesie
I przetacza się po "wierszowym trójkącie".
Z puszczy wiosna się niesie -
Na całym Podlasia froncie!


Pięknie tej wiosny będzie,
Czuję to w duszy.
Wiosna zaczyna się wszędzie,
Co nawet ptak się wzruszy.


Sosny złocą się między mgłą,
  a korony drzew zielenią,
Choć słońce je nie wyzłaca.
Z nieba pada deszcz, jak jesienią,
Lecz to nie ona, a wiosna wraca.


Las stoi bez ruchomo,
Niczym nie zrażony;
Żyjąc laty stoma,
A jednak na nic nie jest obrażony.


Spoza chmur na chwilę przebiło się słońce -
Muska las i okna.   
Mgła pożyła tylko tyle,
Ile przebywa pogoda psotna. 


Pogodą wypiękniało w "wierszowym trójkącie",
Nawet światłem otoczyło moje łoże,
Co na moment rozjaśniłem się w swoim kącie,
W którym płacze utracone życia podłoże.


Wiatr rozkołysał drzewa,
Niepogoda powróciła prócz mgły.
Puszcza sennością znowuż ziewa
I ptaki do ciszy się zmogły.


I tak w przeplatance dzień przebywa,
Jak w życiu  k a l e k i e g o  człowieka:
Raz za czymś serce się porywa,
Innym znowuż razem łzę otrzymuje powieka.


A co z tym, co nie ma rodziny
I nikt na niego nie czeka?
Jak smutno mu żyć, skoro jedyny,
A zmartwień i potrzeb ogromu rzeka?


Czy on wiosną głowę zawraca?
Czy ma wszystkiego dość?
Choć wie, że co roku wiosna wraca
I cóż z tego, skoro życie
  po grdykę daje mu w kość?


Zatem kochaj tych,
Którzy Ciebie kochają.
Abyś nie znalazł się wśród złych,
Co Ciebie za nic mają?!

Wtedy i wiosna będzie mieć sens.

  Pisałem, dnia 21.03.2010 rok.



POKUTĘ  ZNOSIĆ  MOŻNA  WSZĘDZIE


Czas przebyty ciężki jak głaz,
A życie, choć nie poszło w las,
Tyle dni pokutne, jak na horyzoncie sosen,
Znosząc przez dwadzieścia cztery wiosen.


Życie, choć  k a l e k i e,  a jedno
I raz tylko mi dane.
Kiedy je wspominam to aż lica bledną,
Skoro jest prawdą, a nie zagrane.


Las w którym - tutaj przebywam,
Jest mego  c i e r p i e n i a  słuchaczem...
BOŻE! wybacz mi, że Ciebie wzywam,
Będąc swego ciała i duszy tułaczem.


Pomóż mi wiersz ułożyć,
Daj jutra dożyć,
Słońce wschodzące zobaczyć,
Mieć siłę życiu przebaczyć.


Woda, co z nadmiaru spada,
Przy której rozważam życie.
A ona spadając mi podpowiada;
Że nic nie przemija tak szybko jak życie. 


A zatem szczęście moje przez nieszczęście,
Bo mogę tutaj Naturą oczy nacieszyć.
Nie potrzebując nigdzie się śpieszyć
W to życiowe nieszczęście, jak szczęście.

   

NATCHNIENI  POECI  ZZA  DALEKIEGO  MORZA


Indianie kochali naturę i żyli w zgodzie z nią.
Byli natchnieni swoją ziemią,
  kochali ją, jak swego boga.
A kiedy biali przybyli na ich ziemię, 
  nic nie kochali prócz złota.
Wtedy stworzyli Indianom piekło
  na ich własnej ziemi, czego Indianie nie pojęli,
   że biali na śmierć i życie kochają tak złoto.
Zamiast ptaka na niebie, liście na drzewie,
  prerie bezkresne, kaniony złote.
Zabijali, kradli i grabili na ile przyszła ochota.
Taka "bladych twarzy" była honoru cnota.



           WIOSNĄ


Słońce kładzie się do snu,
Już drzewo nakrywa mnie smugą cienia.
Już piszę życia swego zwierzenia,
Zanim dzień ściemnieje do snu.


N a t c h n i e n i e m  żyję bez tchu,
C i e r p i e n i e m  nie w sposób smakować się,
Imieniem*, aż wstyd poszczycić się,
A ze zrozumieniem dobrze, że żyję bez grzechu.


Jak dobrze w moim  c i ę ż k i m  życiu
Że czuję wokół siebie wonne istnienie:
Sosna, brzoza, świerk, olsza - dzieciństwa wspomnienie -
Tutaj mam dla oczu i duszy w dzisiejszym przybyciu.


Nawet Boga czuję,
Który w tej chwili mnie dotyka.
A chwila ta, która mnie spotyka,
Tylko ja wiem, że nic nie knuję.


Być poetą to tak jakby wszystko kochać
I tak jakby śnić o tym, co nie osiągalne.
Nawet te chwile mile piękne i błagalne,
Aby tylko od nich nie abstrahować.

 

     WIOSNA!


Wiosna wkoło,
tutaj, tam, za stodołą,
wszędzie jest wesoło,
skoro wiosna wkoło!


Ciepło, miło wkoło,
wszędzie, pod stodołą,
nad głową, pod połą.
Wszędzie wiosna na wesoło.

Jest pięknie, miło i zdrowo.



  Z  PIEKŁA  DO  RAJU  II


Gdy na karku miałem -300*
Pod powierzchnią ciężaru ziemi,
Co w tym czasie byłem przywalony,
  chwila stała się oczywista,
Że już na wieki wyjadę
  z tych piekielnych podziemi.


Śmierć, która obok mnie przeszła,   
Jak tuman mgielny,
  co po łące zwyczaj ma się snuć.
A po tym z tragedii,
  co warga jedna i druga mi uschła
I śmierć krążyła nade mną,
  jak na zatracenie tonąca łódź.


Umierając na spągu*
  zrozumiałem, że czas życia,
Które rozpaliło się,
  jak dom po gwałtownej burzy,
Nic nie ma już do zdobycia,
A powieka jedna i druga
  już do snu wiecznego się nuży!?


Da mi po wsze czasy wieczny spokój żywota,
Skoro skałą piaskowca byłem otumaniony.   
Na śmierć i życie była ochota,
Gdy we wszystkim byłem zraniony!


W tym czasie czułem się jak pustka
I lekki byłem, jak cień.
Czułem, że unosi mnie
  Anioł skrzydlaty, Boża jednostka
I w podziemiach wieczna noc
  stała się jak dzień.

  Objaśnienia: -300* - autorowi chodziło o poziom chodnika kopalnianego,
  który znajduje się na takiej głębokości poniżej powierzchni morza,
  [ Bałtyckiego ma się rozumieć ] a w sumie jest to 630 metrów pod ziemią.
  na spągu* - grunt pod stopami na dole kopalni czyli po prostu chodnik.



          S E N


Z nieba siecze deszcz,
Ja idę ku rzece niezmęczony życiem trudnym,
Bowiem życie nie było brudnym,
Tylko  c i ę ż k i m  i nieszczęśliwym,
Iż w życiu byłem wołem, a nie myśliwym.


Nad rzeką wszystko jak sprzed laty;
Olszyny, łąki, pola i wiejskie chaty.
Tylko ja nie mam lat czternastu,
A o cztery dekady więcej do tych lat czternastu.



               POETA  JAK  ŻYCIE


Ze mnie taki poeta, że nie tylko umiem natchnieniem się unosić;
serce wyrywać, duszę rozrywać, w niepokojach się dąsać,
życiem się trudzić, faktem obolałym się smucić...
Ale i pięknie życie kochać, niewiastę swoją miłować,
Przyrodę podziwiać i do ludzi nigdy nie tracić nadziei.



      WIOSNA  IV


Wiosna, wiosna, wiosna!
Wszędzie z tobą chwila radosna...
Wiosna, wiosna, wiosna!
Budzisz się z zimowego snu.

Matki na spacerach w wózkach
niemowlaków kołyszą do snu.

Wiosna, wiosna, wiosna!
Z tobą wszędzie do życia i do snu.
Wiosna, wiosna, wiosna!


Ludzie idą, biegną -
Serce im w radość do życia rosną...
Wiosną, wiosną, wiosną!
Wszystko skupia się w korzyść jedną:

Na drzewach ptaki śpiewają!...

Ludzie z psami chodzą ze smyczą,
Są i tacy, że godzin nie liczą.
Wiosnę, wiosnę, wiosnę!
W jednym roku ma się tylko jedną,
A więc dostrzegaj jej walory!
Jeśli jeszcze nie dostrzegłaś/łeś do tej pory?


  II

    WYZNANIE  UCZUĆ


Nigdy nie myślałem o innej,
[ mówię swojej żonie ]:
- Kiedy całowałem Twoje skronie...

Zawsze pamiętałem o Tobie,
Kiedy byłem oddalony od Ciebie.

Nie mam wyrzutów sumienia sobie,
Skoro noszę Twoje imię w ozdobie -
Na zawsze.

Wiosną, wiosną, wiosną...



   WIĘŹ  PRZETRWA  WSZYSTKO


Kiedy Ci łza z powieki roni,
Ja ku Tobie z sercem na dłoni,
Mówię: - Cierpienie wspólne cementuje
I nie zatraca tego, co było,
Bowiem w tym życiu senes się znajduje,
Aby z lepszym jutrem się żyło.


Więź rodzinna to lek na przetrwanie,
Jest to każdej rozsądnej rodzinie zadanie.
Grzmotem, piorunem życie w nas przywaliło!
A jednak z tego wyrósł deszcz,
A nie ogień i cierpienie.
I choć wszystko jest niby dalekie,
Tak naprawdę nic się nie oddaliło,
Bowiem razem mogliśmy znieść to wszystko,
Jak wspomnienie.

  Basi



  W  I  O  S  E  N  N  E    N  A  S  T  R  O  J  E


W domowym zaciszu, wiosna dobija się do pokoju,
Za oknem ptaki śpiewają nie dając spokoju.
Oby zawsze taki niepokój dochodził do nas.
Więc życie do boju, wiosnę opisać dostojnie:

Słońce wzbiło się nad mury i las
I przyświeca blasku, jak z promiennego łona.
Tyle życia będzie w nas,
Ile niepokoi i smutków naszych skona.
W życiu jest na wszystko czas,
A ten szczęśliwy, kto czegoś w życiu dokona.


Pokonałem własny lęk!
I dowiedziałem się, że jestem poetą.
Dusza, co nie znosi męki,
Skoro życie ceni wyżej, niż sonet.
Każda chwila jest słodka,
Jak ta wiersza jeszcze nienapisana zwrotka.


Wiosnę widzieć i czuć sercem poety,
To jak dla porannego ptaszka witanie wiosny,
A nie z nią igraszka, iż wszystko daje z siebie,
Co mu leży na sercu i czuje w duszy...



            Z  CHOINKI  SIĘ  URWALI


Dnia 25.03.2010, o godzinie jednej po południu,
Podziwiając pogodną i słoneczną wiosnę oraz gęstą zieloną puszczę...
Przy okazji robiąc dwa zdjęcia Łona Natury dla potomności.
A tutaj ni stąd, ni zowąd za oknem przeleciały dwa motyle prawie złączone ze sobą,
Tak szybko, że sam już nie wiem czy białe, czy czerwone?   
Tymczasem śledziłem niebo, aby ująć ma foto samolot wiosną.   

[ A ujrzałem o rozpiętych ramionach skrzydlatego jastrzębia, który krążył nad puszczą.
I zanim zdążyłem ukraść na foto jego dostojność, zdążył zniknąć dla moich oczu z horyzontu. ]
   
Samoloty dalej nie przelatują zatem odkładam to na inny wiosenno pogodny dzień.
Teraz wejdę do łoża: żalu, nieszczęścia, niespełnień,
Ale i radości, uniesień oraz cudów, pozytywów i spełnień...
Albowiem przecież jestem poetą, a gdy jest się poeta, wszystko się spełnia o czym pisze...


     *     *     *

Boże Drogi!
W ten dzień życia srogi,
Daj mi siłę ducha,
Bo człowieka natura,
Nie jest stalowa, a krucha,
Jak skrzydła motyla,
Co po dotknięciu,
Stają się zranione!

Nie wzywam Boga nadaremno.



         DLA  RELAKSU


Była zima i już nie ma zimy!
Więc nie martwiąc się zimy odejściem,
Witając wiosnę - posłuchaj: śpiewu ptaków...



MARNOŚĆ  JEST  RZECZĄ  LUDZKĄ  W  NAS,
A  WIĘC  TRZEBA,  BY  DĄŻYĆ  DO  POPRAWY


Szybciej bym na nogi wstał,
Ja na  w i e k i  kaleki i zacząłbym chodzić,
Niżbym nagle pozyskał - miał składność słów -
A w tym i co w wierszach by ujął.
A po wiekach, ktoś by to odnalazł i się tym ujął?
Ale choćbym i sto razy się urodził dla odnowy
I tak nie podołałbym językowi,
Bowiem dzisiaj poeci już się nie rodzą.


Ale ja spróbuję kaleczyć poezję,
Bo Bóg nie dał mi talentu, a za to dał natchnienie.
Więc będę pisał nie pięknym słowem,
A uczuciem, natchnieniem i wspomnieniem...



          PRZEDWCZESNOŚĆ


Umarł chłopak w wieku takim, że dopiero zaczął żyć.
Nic złego nie było w tym młodym człowieku,
A już w Niebie zaczął śnić.


A na ziemi przez to niebo deszczem zapłakało.
Powinien pożyć lat ze sto,
A mu Niebiosa przeznaczyły życia tak mało.


Zamiast z wiosną życia radość nieść,
Niebiosa zechciały postąpić inaczej.
Smutna dzisiaj każdemu wieść,
Że już chłopca nie zobaczymy raczej!   


Czemu musiała taka być wyrocznia Boska,
A żeby tak młode życie do Nieba brać?
Przecież na ziemi także nie jest gorsza troska,
Przez co już tak szybko śmierć nie musiała się stać?!


Młodzież w ostatniej drodze hołd chce chłopcu oddać -   
Smutna i zawiedziona srodze,
Że kolegę Anioły do Nieba musiały brać.


Jak dzisiaj im smutno, że muszą powiedzieć: "Żegnaj nam!
Czemu to tak na ziemi okrutnie,
Skoro już nie powiedzą: "Ucz się - i trwaj".

  [ Ten wiersz został napisany po przejściu konduktu żałobnego
    w którym był zmarły chłopiec w wieku gimnazjalnym ]



   LOS  NIE  WYBIERA


Każdy orze jak może.
Skoro nie mogę orać pola,
To chociaż wiersz położę na stole,
Skoro moja taka dola -
Nie obca mi jedna i druga rola,
Lecz wykonać tylko jedno mogę,
A więc poeto - idź wierszową drogą...



  "TOŻSAMOŚĆ"  II


Jakże mam żyć?
Jeślim zawsze jednakim.
O czym mi śnić?
Skoro ja żem nie takim;
Co mi czasami wstyd być mimo,
Choć świat jest wszelakim: w braki.
A jednak nie raz wolałbym się skryć,
Bo jak tu w świadomości nie być?
Że z tą świadomością zawsze trzeba żyć,
Że się jest  k a l e k i m!



P R Z E M I J A N I E  II


Dokądże mam iść?
Skoro nie chodzę!
A tylko oczyma wodzę
I zmieniam się,
Jak ten jesienny liść.

Czas mój,
Jak jesienne drzewo bezlistne,
Tym trudniejszym jest,
Że już nie powtórzę test wiosny
Póki będę żył i istniał!


A zatem,
Gdzie mam iść?     
Co robić?
Jak myśleć?
Jak żyć?
O czym śnić?

Bądź Aniołem i do Nieba leć.


     *     *     *

Chcąc pisać wiersze, a nie móc z siebie wydobyć bogactwa słów.
To tak jak kochać dziewkę, a nie móc jej mieć przy sobie.
Jedno i drugie jednako boli.


     *     *     *

Nie jestem wykształconym, a nie wierzę złudzeniom -
w to co już nie może się odmienić.
Nadzieja także czasami jest złudzeniem -
jeśli nie zmienia się na lepsze.


     *     *     *

Nie wstydź się łez,
kiedy dotknie Cię ból,
tym bardziej żal.
Nie wstydź się łez,
bo łzy może puścić nawet król
w skryciu, gdy odejdzie w dal.
                                                                           
   

     POŻEGNANIE  ZIMY  NA  PODLASIU



WIOSNĄ  SIĘ  CIESZYĆ  TYLKO  MI  TRZEBA


Poezjo, co Ty chcesz ode mnie?
Ja jestem tylko prostym człowiekiem -
W dodatku kalekim człowiekiem -
W całej rozciągłości słowa tego znaczenia!

Wiosną się cieszyć tylko mi trzeba...

Poezjo, wytrzymać bez Ciebie nie mogę!
Co Ty chcesz ode mnie, Poezjo?
Co jest ze mną? Gdzie tkwi błąd,
Że zajmuję się Tobą?
Poezjo.

Wiosną się cieszyć tylko mi trzeba...

Kim ja jestem? Czy nie jestem sobą?
Czemuż to mój duch jest z Tobą?
Czyżbym ja postradał zmysły?
Czy żem taki urodzony,
Że chcę się zajmować Tobą?
Poezjo.

Wiosną się cieszyć tylko mi trzeba...

Ale z tej właśnie strony,
Kiedy popatrzę, jak pachnie ziemia -
Podlaska moja rodzinna,
Od razu nie jestem sobą,
A jestem poezją, która panuje nade mną.
Poezjo.

Wiosną się cieszyć tylko mi trzeba...

Ale, gdy pachnie tak ziemia;
Tracę zmysły i Poezja od razu mnie pochlebia,
Nagle nie jestem sobą, a jestem Tobą.
Poezjo.

Wiosną się cieszyć tylko mi trzeba...
Przecież.
                                                               


        W  MIEJSCU  NATCHNIONYM

https://photos.google.com/photo/AF1QipPC-uuM8BO3AEtvQ5_HSYEkjA264u1dlm6BKwdG

To miejsce to miłość dla umysłu i zmysłów.
Jaką że ja tutaj napisałem ilość wierszy: sto, dwieście, trzysta?
A w każdym emocjami grałem, jak wokół wiatrami nieraz puszcza.
Wszystko z siebie dałem - uczuciem, jeżeli nie słowem,
Jeśli komuś treść stanie się czcza?

To miejsce to odprężenie od stresu, depresji, jeżeli ją się ma.
To miejsce to ulżenie duszy, sercu, jeżeli do czegoś się łka.

To miejsce to umieranie czegoś i rodzenie się na nowo.
To miejsce to siebie pytanie dokąd zabrnę dnia któregoś?
Czy podołam życiu ciężkiemu i srogiemu,
Które nieraz niepokojami grzmiało,
Jak nad tym niebem nieraz niepogodą?!
https://photos.google.com/photo/AF1QipMBTQfNLj5_g4x00xxOZKFiec04Vm7pz4i6egSu

Co jeszcze we mnie się tli, żeby żyć z poezji urodą?
To miejsce to zadanie żyć z Natury zgodą.
To miejsce, co jestem przypadkową środą,
Bowiem dzień tygodnia nie gra roli,
W mej życia doli, kiedy tutaj przybywam.


Nie niesie mnie tutaj mus, obowiązek, wyrachowanie, czy przypadek,
A zwykłą potrzebą, odprężeniem, co się zwie natchnieniem...
To prawda, że czym za młodu skórka nasiąknie tym będzie na starość.


Kiedy byłem małym chłopcem lubiłem zapędzać się tam,
https://plus.google.com/photos/103276734392610294633/album/5412596318416465713/5491197744915100354?authkey=CN-c0cW81orYKg
Gdzie straciłem orientację, jak daleko jestem od domu.
Choć byłem na tym Łonie Natury dobrym łowcą motyla,
Którego łapiąc w dłonie nie uszkadzałem.   
Bez trudu znachodziłem gniazdo skowronka,
Oznaczając je kijem, żeby nie rozdeptały owce, krowy, konie!
W jałowcach odnajdowałem gniazdka ptasie,
Niczego nie niszcząc w tym głupim chłopca rozumie w tamtym czasie.
Ale kiedy w rowie napotykałem suma, miętusa, szczupaka,
Zachowywałem się jak myśliwy, bowiem w domu czasami nie było co jeść.
Czasami udało mi się złowić raki, które mama żywcem wrzucała z wrzątkiem do garnka,
Kiedy po tym strzelały jak polana w piecu, to tak było w duszy mi ich żal,
Gdy zacząłem je jeść, zapomniałem o tymi i o tym, że głodny już nie byłem.   


Poetą można być wszędzie, ale dzisiaj żałuję,
Że pół życia spędziłem na Górnym Śląsku.
Za to już tylko winię przypadek, los, PRL i siebie.
Dzisiaj tak myślę, że nawet i dobrze, że tak wyszło na średni wieku życia.
A wiek dziecięco-chłopięcy i wiek stary przypadł mi tutaj,
Skąd przyszedłem na świat - i tutaj spocznę w rodzimej ziemi na wieki.
Ale zanim mi się przyjdzie zamknąć powieki, cieszę się moim rodzinnym Podlasiem...
Tymczasem obserwuję, jak wiosenny pada deszcz... Jak ptak siada na sosnę.
I ta zawsze bez względu na porę roku puszcza zielona życiem tętni...

40 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-11-15 16:15:39)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.             
         JUŻ  WIOSNA   


Drzewa wydają pąki i wiosna rozkwita,   
Ptaki śpiewają - przyrody zachwyt.
Zimy już nie ma - przebyta,
Przyszła wiosna - w oczekiwaniu wyśniona. 


Z ptaków samczyk samiczkę obskakuje,
Aż do godów zostanie zdobyta.
Dobrze to widać, kiedy liśćmi jeszcze
  gałąź nie jest ukryta,
Zatem ruchomymi kolorami się maluje.


Deszcz o świcie jeszcze lał jak z cebra,
W tej chwili na dwie godziny przed
  południem dzień pogodnieje.
Jest tak miło, pogodnie, choć pochmurno,
  aż trudno uważać się za lenia;   
Trzeba wiersz o wiośnie napisać,
  kiedy jeszcze życie dnieje:   


Klimat wiosenny mnie ogarnia,
Są przebłyski słońca spoza chmur.
Puszcza ptakom jak życia spiżarnia
Daje pożywienie i chroni jak żywy mur.   


Cisza zewsząd bez ruchoma, lecz nie bezwładna,
Bowiem ptaszek wszędzie do groma,
Lecz to nie udręka, a pora ładna,
Co jej nie zastąpisz nawet organami stoma.


Kiedy to żywe i oczyma mogę dotknąć, 
Zatem każda chwila jest miła,
Aby ze snu zimowego się ocknąć
I do życia wiosennego niech każda
  chwila staje się tkliwa.


Na ulicy ludzie w kolorach się mieszają,
W tej chwili dzień wypogodniał - słońce wyjrzało!
W końcu wokoło wiosnę mają.
Mnie przy wierszu, aż serce zadrżało.



     WIDZIAŁEM  MOTYLA
           

Kiedy to po trudzie - głowiąc się,
Jak ułożyć do "...D O G O N I Ć  WSPOMNIENIA..." wiersz:
"Nieszczęsne dwadzieścia złotych",
Uniosłem głowę - rozglądając się -
Zobaczyłem żółtego motyla,
Zrozumiałem bez żadnego niepokoju cienia,
Że już naprawdę przyszła do nas wiosna!


Po powrocie ze Śląska - żyję tutaj już dwunastą wiosennicę,   
Jeszcze takich pozytywów wiosny nie spotykałem,
Albowiem z końcem marca mieć na oczach motyla,   
Cieszę się w oczach jedną i drugą źrenicą,
Że już naprawdę przyszła do nas wiosna! 


Jak dobrze, że dzisiaj ujrzałem motyla,
Albowiem kiedy życie do starości się schyla,
Nie ma żadnej lepszej radości jak wiosna.
Albowiem wiosna to życie, śpiew ptaków o świcie,
Słońce wschodzące co rana, chwila do życia radosna,
Już w zauważalnym tegorocznym wiosny wykwicie,
Że już naprawdę przyszła do nas wiosna!

  [ 30,03,10 ]



PRZY  WODNYM  AKWENIE


Z wiosną odeszły śniegi
I lody już się roztopiły -
Za czym wodą wezbrały brzegi,
Fale nie raz o brzegi już się rozbiły.   


Niebo na dobre wywiośniało -
Mieniąc się w pierzaste obłoki. 
Cienie zachodziły za złote stoki,
Kiedy słońce za chmurami przebywało. 


Kaczki, moje całoroczne ulubienice,
Przez zimę rzeczkę za życie miały.
Dzisiaj na obszernym akwenie
Zobaczyć je mogły moje źrenice,
Bo po zejściu lodów na nim zaistniały.


Krążą po nim jak wodne baletnice,
Ruchomym cieniem przesuwając swe odbicie.
Lubią obserwować moje źrenice,
Siedząc w mustangu skrycie. 


Jakaż radość z wiosną przyszła;
Ptakom, ziemi, niebu i mnie.
Nawet z kreta energia wyszła,
Kiedy jeden, drugi, dziesiąty ziemię pchnie... 


Nieopodal z grobli spadającej
Stale nadmiar wody huczy.   
Nie przysłuchuję się jej sam,
A wraz z kijem, co się z wodą włóczy.
Tylko brak w tej chwili moim oczom
Idących po źródlaną wodę dam.   



          Ż Y C I E


Życie, choć daleko żyć ci w wykwicie,
Tym gorzej jeszcze, że z braku obfitości.
Nic nie chowając w duszy skrycie,
Często będąc w pełni radości. 


Twarzy nie mając umarłej
I nigdy nie nosząc posępnej.
W duszy nie żyjąc marnej,
Dążąc do rzeczy i chwili dostępnej...



     WIERSZE  Z  KWIETNIA   2010  ROKU



       NA  WSI 


Tutaj, gdzie mój dom,
Moich krewnych i znajomych,
Ptaków wiosennych jest ogrom,
Z sentymentem podziwiam je. 
   

A kiedy usłyszałem nad głową 
Śpiewającego jednego, drugiego skowronka -
To tak jakoby coś życia zwróciło połowę,   
A z tego, które pozostanie niezwrócone -
Nie żałuję ani jednego dzionka.


Na horyzoncie łąki koloru słomy zbutwiałej,
Pola gdzieniegdzie poorane w czarni,   
Tu i tam jarym zbożem jeszcze nie zostały obsiane.     
Pola ozime obudzone ze snu - zazieleniały,   
W lecie złotymi łanami zbóż się staną.


Bociany, ach te wiejskie cudowne bociany
Rozpoczęły godów wiosenne poruszenie:   
Klekoty w gniazdach, krzątaniny,
Bijatyki o partnerki - idą w miłosne tany, 
Przyrodnicza wizytówka Podlasia 
I moje chłopięce wspomnienia...


Te wiejskie cudowne bociany -
Krążą nad głową, chałupami, stodołami,   
Z gniazd na łąki - z łąk do gniazd wracają.   
Mój Boże, o rany, toż i małe ptaki
Tu, tam siadają wiosennymi tabunami...*
   

Tylko mój dom z dzieciństwa
Stoi jakoby niczym niewzruszony.       
Dzień wiosennym sentymentem poruszony   
Do wierszowego świadectwa zostanie zapisany. 

  Objaśnienie: tabunami* - w języku etnicznego autora
  na zrozumiały oznacza: licznie, gromadą, stadem.

  [ 31.03.10 ]

   
     *     *     *

Poeta pisze z natchnienia, a nie jak aktor,
który gra dla pieniędzy i sławy, więc nie zrobi kariery.


     *     *     *

Kury jaja niosą, a koguty znoszą po schodach.



   PRZYSZŁA  WIOSNA


Piękna wiosna miła, radosna, 
Kwietniowy wietrzyk powiewa...
Ptaszek skryty w rosochatej sośnie śpiewa...   
Wiosna wkoło wiosna i jeszcze raz wiosna!


Dzięcioł w drzewo uderza!...
Szpaków jeszcze nie ma,
Jaskółka z pewnością ku nam już zmierza? 
To nie jest wierutna ściema,
A fakt aktu wiosennego,
Co się począł na moich oczach
W ten dzień czasu obecnego. 


Gdy ma się serce poety,
Lepiej podziwiać przyrodę
I żyć na uboczu owczego pędu 
Po trupach za wszelką cenę, 
Kto pierwszy ten nie ostatni.   
Mnie to nie dotyczy. 



        Z   WIOSNĄ


Ziemia już się zazieleniła, 
Na skraju lasu ryczy jeleń!
Słońce po deszczu osusza przyrodę, 
Niech złocą się sosny złota mając urodę.


Niech każdy mały ptak ze śpiewem się jąka -
Ukrywszy w gąszczu na skraju jedlinowej puszczy.
Niech każde liściaste drzewo rozwija się - pąk po pąku,
Aby ten ptak ...jutro mógł ukryć się w tym gąszczu. 



  Poranna  modlitwa  poety


Do utraty sił, do utraty tchu -
Zanim będę żył - podnosząc się
Z nocnego snu - dzisiaj znowu
napiszę wiersz...



          DZISIAJ


Dzisiaj dzień był mi dany
Z puszczy wynurzyć się na świat cały
I zrozumieć jaki ja mały,
Gdy las stał się wichrami rozdarty.


Lecz ja już dzisiaj niczego się nie boję,
Wszystko co miało się zdarzyć - stało się już dawno temu.   
C i e r p i e n i e  moje - daje żyć i oczy do snu znużyć.


Wiarę w lepsze jutro mam starą, jak prawda z życia.
Tym samym zapomniałem już dawno jak jest mi smutno,
Gdy już nie czas wszystkiego żałować
I gdy już nic nie mam do zdobycia. 


Nie mam skargi na nikogo
I do nikogo nie mam pretensji.
To co mnie wczoraj udręczało srogo -
Dzisiaj jest na wysiłku życiowej pensji.


A kiedy dotarłem w miejsce ulubione,
Poczułem się tak, jakoby ciężar życia
Strząsnął w tę rzeczkę rdzawą, wierszem zdobione
https://plus.google.com/photos/103276734392610294633/album/5485158496007309761/5633330774038957426?authkey=CLHQ8s6n9N_YMw
I ostudził z życia cały płomienny [po]żar.



NAPAJAM  SIĘ  WIOSNĄ  I  CISZĄ...


W południe wielkanocnej soboty,
Przed chwilą wyłączyłem "okno na świat".
Nie chodząc do żadnej roboty,
Zastanawiam się, gdzie jest z PRL- u moich lat kwiat?


Tymczasem nastraja mnie cisza i spokój;
Słyszę tylko tykanie ściennego zegara...
Dnia każdego życia jest taka miara -
Jaki w duszy jest pokój.


Oswobodzić się z wierszy już nie potrafię,
A i w ogóle wcale tego nie chcę.
Zdarza się, iż z natchnieniem w wiersz dobry trafię -
Ciesząc się, że Bóg z piekła ziemskiego
Do Raju Niebios przyjąć mnie zechce?   


Nikt nic na dzisiaj ode mnie nie żąda
I niczego po dzisiaj nie wzbraniał.
Z jutrem wszystko mam do wygrania -
Taka ze snu w jawę zrodziła się sonda.


Chce mi się wierzyć w życie,
Tak jak wierzy się w śmierć -
Choć nikt nie pragnie jej przybycie,
Ona nakryje nas, jak siano żerdź.   


A po kim pamięć pozostanie -
Ten żyć dalej będzie.
A po tym co nic niepozostanie -
Wieczny spokój mieć będzie wszędzie.



      OSOBOWOŚĆ  POETY


Ja nie jestem higienicznym w sensie emocjonalnym,
jak wielka poetka Wisława Szymborska.
A jestem nawet bym powiedział
fanatycznym w sensie emocjonalnym.



          Z A D U M A


Ciągle woda koloru zmącona,   
Choć zdawałoby się, że nie płynie.
I zdawałoby się siedząc nad nią,
Że każda życia chwila stracona   
Już za nic się nie cofnie,
A i wszystko, co będzie przeminie!   


Choć nieprzerwanie czas płynie
I sromotnie życiem kopie,
Jak prąd na tej elektrycznej linie.
Na co dzień bólu ma się w kopie.


Patrzę na ten las z pełną natchnienia dozą,
Ale nigdy z żadną zazdrością.
Każdy poeta ma swój czas życia z wierszową prozą
I patrzeć na życie w optymizmie z radością...



          WIOSNĄ


Pada deszcz cały dzień...
Ptaszek śpiewa, jak niby nic.
W dodatku nie kryje go zieleń,
A śpiewać nie przestaje za nic.


Tam, gdzie nie chadzają anioły,
Tylko ludzie z psami, jest tyle ptaków,
Że nie obliczyłbym licząc latami.
Wystarczy, że z tego powodu jestem wesoły.


W tym lesie jest tak głośno i ruchliwie,
Jak w dużym mieście na ulicy.
Z tym tylko, że głosy wydawane są z leśnej żywicy
Bez spalin i warkotu aut, a ptaszek szczęśliwie.   


Pada deszcz dalej, a mnie radość i tak napawa,
Bowiem przeżyć każdy dzień to sukcesu nie lada   
Żyć w kalectwie, to nie radosna zabawa,
A przeznaczenie, które boli tak jak wada.


...Nazajutrz powtórka z dnia wczorajszego,
Więc w opisie nie warto się powtarzać.
Tylko pamiętać, że o dzień jest się starszym,
Rozważniej pojmować życie, aby stało się trwalszym.
   
   

     DZISIAJ  JAK  WCZORAJ


Kości trzeszczą, jak drewniany stary młyn,
Bolą jak u umęczonego życiem człowieka.
W tym życiu szukać trzeba win,
W samym sobie - z bliska i z  d a l e k a.


Sięgając myślą hen  w s t e c z,
Już czasu nie wrócę,
Który życie ciął jak miecz -
Z czego dzisiaj czasami się zasmucę...


Krew w żyłach płynie,
Jak woda wezbraną rzeką -
Z tego powódź w życiu nie minie,
Co może spotkać kalekiego człowieka?!


Przygotować się strach, lecz konieczne,
Tym gorzej, iż świadomość jest straszniejsza,
Niż sama śmierć do życia  w s t e c z,
Lecz na dzisiaj żyć chwila jest pilniejsza.



          Z  WIOSNĄ


Dzień wypogodniał - deszcz już nie pada,
Nie tylko ja z tego wesoły, ale i ptaszek
Tutaj, tam na nagą gałąź siada -
Śpiewa... Odfruwa na ganku daszek
I śpiewy dalej miewa...
Aż ja z tego w radość zachodzę -
Z tej wiosny wiersz jeden, drugi płodzę
Obcując z przyrodą w ciągłej jedności...


     *     *     *

Las stoi jak martwy,
Choć w stu procentach żywy.
Sikorki w "wierszowym trójkącie" podróżują -
Las martwy - nagie drzewa -
Nagie drzewa - las martwy...
Jednak wszystko żywe,
Jak dzisiaj wiosna miła.



          ODWET


Ciało moje, które przepełnione bólem...
A jeden był taki, który powiedział:
"Że nawet i pychą."
On był dla mnie żulem,
Co swoimi pomyjami oblał mnie całą michą!
On nic o mnie nie wiedział,
Jak ja cierpiałem zanim wiersze zacząłem pisać.
Tym bardziej wierszy moich nie zrozumiał,
Jak ja z tragedii rany lizałem,
Kiedy on jeszcze w spodenkach gówno nosił.


Nie wypędzili mnie, jak banitę
Wespół jego pobratańcy z jego ojczyzny,           
Co on tak to zrozumiał i odebrał!
A wypędził mnie samy zwykły los, zadając sznitę
Na ciele i duszy ran - po wieczne blizny,
Że to tylko wyznać chciał.


     *     *     *

Nie warto się gniewać, bo to za mocno boli.
Wystarczy wprost powiedzieć -
żeby już duszą się nie omdlewać.
Wystarczy, że już będzie ten wiedzieć,
którego nie bolało, co leżało w twojej woli.
Że ty będziesz pamiętać, a on będzie wiedział.



  TAK  SZYBKO  MIJAJĄ  TE  DNI


Tak szybko mijają te dni
I noce - co w głębi ich się śni;
To co nie może być spełnione,
Skoro na wieczność jest poranione!


Tak szybko mijają te dni,
Aż w sercu dzwoni i dudni -
Bolesne wspomnienia kipiącej w ciele krwi
Tak ciężkie, że nie wiem czy organizm to strawi.

II

          MARZENIA...


Po niebie płyną wiosenne obłoki,
Idąc z Tobą, cienie pokrywają nasze kroki.
Do Ciebie, do mnie uśmiechają się słoneczne promiennie.
Dotykamy siebie, jak żar płomiennie.


W wodzie odbicie obrazu naszej przyszłości,
Trzymamy splecione ręce w natchnionej radości...
Teraz wcielamy to czego pragniemy w naszym życiu,
Będąc od wody i ludzi w ukryciu.   



W  WIOSENNĄ   KWIETNIOWĄ  NOC


Chmury po niebie się włóczą,
Gwiazdy do poety mrugają...
Koty po kątach do siebie mruczą,
Jak zwyrodnione stale gody mają.


Księżyc już bezśnieżną wiosnę rozjaśnił,   
Wiatr zeszłoroczne z drzew zrzuca liście.
Prawdziwa noc przyjdzie jak baśń, bom ją wyśnił,
Kiedy odzienie z nas zdejmie - będzie podniecająco iście.

  Basi



    KIEDYŚ  TAK  BYŁO


Los był sromotnie pokutny,
Skoro za nic nie dał nam
Wykochać się po brzegi w czas rezolutny
I dzisiaj z tej rozpaczy konam...


Żalu mam tyle, jak żałoba,
Co na wieczność we mnie utkwiła...
Pragnąłem Ciebie, jak w dniu doba,     
Czemuż to wtedy miłość nas nie spowiła?   


Dzisiaj nie musiałbym płakać po Tobie
I kłaść się do zimnej pościeli.
A tak pozostaje tylko wspominać Ciebie,
Jak nie przywołasz mnie jeżeli?



  UROKI  WIOSNY  NAD  WODĄ

https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipN_JEVu8fUavdGLvscifMxWn0J6VmuuM-K34fcM
     
Ochota po lesie tu, tam mnie niesie...
Robię sobie foto na pamiątkę oto:

Ptaków śpiewy słyszę, nawet niektóre widzę.
Krajobraz piękny, jak w bajce oglądam...

Dostojne łabędzie podziwiam, które płyną spokojnie
Nie śpiesząc się donikąd, nie marząc o niczym.

Piękniej być już nie może.

Niebo ubrane w anioły, puszcza wkoło wodnego akwenu,
Jeszcze piękniejsza zieloną wiosną się mieni.
I grobla, którą nadmiar wody spływa,
Jak w życiu emocji, co można je tutaj utopić -
I niechaj płyną rzeczką przez puszczę do Narwi...
-------------------------------------------------------------------------
Puszcza zielona i Tablica Upamiętniająca "Źródło Romana".



  WIOSNA  WOKOŁO


Wiosna wkoło -
wszędzie piękniejszy
i zieleńszy jest świat!
Wiosna tu, tam, za stodołą.
Wkoło milszy wieje wiatr.


Wiosna w całej kraju
od Podlasia do Tatr.   
Wiosna żywa,
jak kwitnący sad.   
Wiosna tym bardziej
będzie nam miła,
im więcej mamy lat.


Wiosną ulicami
chodzi kobiecy kwiat,
z tego powodu jest milszy,
radośniejszy i weselszy świat.   
Wiosną chce się żyć,
jak żadną porą roku.
Wiosna jest najmilsza
ze wszystkich dat.



  W  SAMO  POŁUDNIE  WIOSENNEGO  DNIA


Dzwon kościelny dwanaście uderzeń wykonał! -
[ melodię zagłuszył przejeżdżający "TIR" ]
Zaznaczając Wiarę i Dumę Nieśmiertelności Kościoła.
Czas, który już na zawsze spłonął,
Nie odrodzi go nawet pasożytnia jemioła.   


Ptaki w lesie wieloma głosami śpiewają...   
Dzięcioł, który nigdy nie śpiewa -
W sosny złotą korę dziobem uderza,
Glizdy w panice labirynt zmieniają...
Z wiatru kołyszą się drzewa.


Ziąb kwietniowy duszę orzeźwia,
Wiaterek z sosnową żywicą powiewa...
W życiu każda godzina trzeźwa -
Świadomie w głowie wszystko dojrzewa.


Pogoda zmienna jak w kalejdoskopie,
Co nie służy zwyrodnionym kościom.
W dodatku lat zbliża się przeżytych w kopie -
Świadczy już to o nabytych dolegliwościach.


Rodzinę i ciepły dom mieć
To tak, jakby dotknąć Boga.
Choć w życiu konieczna jest "miedź"*,
Ważniejsza jest wybrana droga.

  Objaśnienie: "miedź"* - autor miał na myśli pieniądze.



   OBCOWANIE  Z  WIOSNĄ


Chmury zdobią niebo,
Zawsze inaczej, nigdy tak samo.
Z siebie życiem wychodzisz glebo -   
W pełni lata będziesz jego damą.


Tymczasem jesteś pierwiastką,
Jak wiosna, co życie odradza -
Będąc wespół harmonii jednostką,
Co nam się ciepłem wygładza...


A kiedy jeszcze byłem chłopcem,
Dotykałem cię wiosno, gestem -
Sobą, wzrokiem i palcem.
Teraz, choć inaczej, lecz także jestem.


Może dotykam cię jeszcze bardziej,
Bowiem uczuciem, natchnieniem i wierszem...
Choć dosięgam cię rzadziej,
Lecz z większą emocją i dreszczem...


Leśne ptaki, jestem wśród was,   
Swoimi melodiami śpiewacie mi,   
Jak filharmonia melomanom
  w katedrze do pieśni nie raz
Rano - w południe - na wieczór -
  całymi wiosennymi dniami...


Wesoły jestem z podziwu,
Ile Natura piękna może dać -
  będąc stworzona bezinteresownie.
A ja ze swoją rozdziawioną buzią
  wzdycham do niej, jakby z nad
   znaczonego dobrego piętna.


A i przeznaczenie dopisało
  urodzić mi się na Podlasiu
I urządzać na Łonie
  Natury poetycki taniec...
Będąc wierszowym - mogę
  powiedzieć śmiało, bo na czasie,
Że poeta ma dwa życia,
  albowiem za Naturą jest jak szaleniec.



          DZISIAJ


Zimą kaczki żyły w stadzie,
Wiosną teraz są rozproszone,
Żyją parami do gniazdowania
I kryją się po trzcinach, sitowiu...


Pojedynczo, czasami parami
Lądują na zburzonej wodzie akwenu.
Życie im, jak i mnie jest Bożym darem,
Iż umiemy w pełni docenić Naturę.


Z oddali słyszę szczekanie psa, [ co przypomina mi wieś i dzieciństwo ]
Pociągu stukot kół relacji Białystok - Kuźnica Białostocka, a może tylko Sokółka?
W tej chwili w głębi puszczy słyszę wycie piły, ale to normalne, bowiem przecież
gmina musi z czegoś żyć. Piła ustała i tylko od czasu do czasu wyje.
A na to miejsce słyszę śpiew wiosennych ptaków... Pięknie jest tej wiosny.
Chyba nie dlatego, że jestem wierszowym, bo przecież i zeszłej wiosny też byłem.
A dlatego, że mam aparat cyfrowy. O, właśnie teraz tu koło mnie wędkarz złapał niezłą rybę.
Ale tego na foto nie ujmę, bo to jest jego sprawa. Spytać też nie ma sensu,
może byłoby to zbyt wtrącające w jego prywatność.


Przy sitowiu są kaczki dwie,
Co mnie jak dziecko radują...   
Ale je także w tej chwil na foto nie ujmę,
Bo i tak już mam tego zbyt wiele.
Z drugiej stron całego krajobrazu nie obejmę.
Trzeba wracać do domu.
W telewizji "...Płacze cała Polska..."
I ja będę płakać z Polską...

  Podlasie, pisałem dnia 14.04.2010 rok.



     W  MIEJSCU  RELAKSU

https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipMotG3tY1NF6TCvat71XQJPOiJ6kVsygBWO3KmU

Wody spokojne,
drzewa zielenią upojne,
lasy żywicą pachnące,
z nieba słońce spada gorące -
wiosna, wiosna, wiosna oczekiwana i radosna.
Ach, jak pięknie na Podlasiu tej wiosny!
Chyba umierać nie będę tej wiosny?
A tylko pięknie mi się dzieje tej wiosny...



                                   EMIGRACJA   


Trudno opuścić swój kraj, a jeszcze trudniej zrozumieć tych, którzy opuszczają swój kraj.
A najgorzej w tym jest to, że rozumie się to, kiedy już jest za późno, że jest już po czasie,
kiedy zrozumienie nie zmieni przyszłości. Ale najważniejsze jest to, że jeśli nie można
powrócić na swoje rodzinne korzenie, to żeby być tam, gdzie się jest na obczyźnie szczęśliwym,
bardziej szczęśliwym, niż do tej pory prócz tęsknoty do miejsca korzeni rodzinnych - ma się rozumieć,
bo skoro chyba tej tęsknoty nic nie zastąpi.

[ Nadmierne emocje wygasły - tym samym pozostaje tylko sama poezja bez obrazu dodającego jej waloru,
a może i krzywdy? A zatem poezja ma się obronić sama bez żadnych dodatków natury żywej.
Poezja ma dźwięcznie brzmieć w słowie, a nie w obrazie, poza wyjątkami, jak na przykład fotografia
autora wierszy czy dom rodzinny i jedynie poza marginesowymi odstępami od tego. ]

41

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

Mietko_I:)))
i wiersze i zdjęcia bardzo mi się podobają smile)
pozdrawiam wiosennie smile

42 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-04-10 10:38:17)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.   

Dziękuje szanownej moderator Suha za sympatyczny wpis.
Serdecznie pozdrawiam. Mietko
----------------------------------------------------------------------------------------------------------

   
   
     W   I   E   R   S   Z   E      Ż   A   Ł   O   B   N   E         

https://photos.google.com/album/AF1QipOGwc9Mo8WmK9q6jtyFE3T-hSe12UG8X05ff1a3/photo/AF1QipMMikpTgKjXk4eJujJxt_TuLtGz35gA9g_vsQC9

https://photos.google.com/album/AF1QipOGwc9Mo8WmK9q6jtyFE3T-hSe12UG8X05ff1a3/photo/AF1QipOJM5fiVuRUZ7DF_2ZW_a8VRTbQ3-GaNsLB9XZy


I       
                                             

                TRAGEDIA   SMOLEŃSKA   


Nie wiem jak myśleć tym bardziej co mówić. Ale już wiem co się stało!   
Co do mnie dotarło, choć nie spodziewałbym się nigdy.   
Na myśl nie przyszłoby nigdy, że mogło takie coś się wydarzyć.
A jednak to nie sen tylko bolesna prawda.
Polska - Ojczyzna moja - Wasza i nasza dzisiaj w wielkiej tragedii!
Cała Polska płacze, ubolewa, w żalu pogrążona w narodowej żałobie.
Nawet niebo deszczem zapłakane, Bóg to widział, ale nic nie mógł zrobić,
bo sam nie wiedział, że to się wydarzy.   

Polsko! Ojczyzno nasza, masz teraz zadanie uporać się z tym nieszczęśliwym
wydarzeniem w obliczu takiej ogromniej tragedii.
Rozpacz się miesza z niedowierzaniem, tragedia nie do zniesienia,
a jednak trzeba nam z tym się zmierzyć i uporać. Dlaczego tak się stało?
Czyżby dlatego, że naszą Ojczyznę kochają Niebiosa i wiedzą o tym, że jesteśmy
właśnie przez Niebiosa wybranym narodem, który musi znosić takie narodowe tragedie?!
Przez tragiczną katastrofę śmierć pochłonęła najdostojniejszych ludzi naszego
ukochanego kraju i Ojczyzny - nasz kwiat inteligencji i zarządzania państwem.

Czy Katynia było za mało - polskiej krwi na tej nieszczęsnej ziemi?!   
Najdostojniejsi bracia Polacy naszego polskiego narodu - ...przybyliście do Smoleńska jeszcze
w powietrzu, ...a następnie mieliście drogę wybraną do Katynia złożyć hołd pomordowanym
przez reżim sowieckiego NKWD, naszej przedwojennej inteligencji, a złożyliście w hołdzie samych siebie.
Jak my Polacy mamy to pojąć? Jak mamy z tym nieszczęściem żyć dalej, jak, jak, jak, jak, jak, jak?
Ten las smoleński przed 70-ciu laty już widział naszą polską tragedię i zażądał jeszcze.
Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Czyżby za mało jest w tym lesie zbroczonym polskiej krwi? 
W tym lesie jest jakieś fatum widma na polską krew? 
Los wszystkiemu wbrew zadał nam tak ogromny cios!                                           

Przedłuża się los tragedii katyńskiej i powiększa ciągłość polskiego losu na tej dla Polaków przeklętej ziemi,
w porażającym czasie w naszych polskich sercach i duszach, przyszło nam żegnać najdostojniejszą osobę
w naszym kraju naszej Ojczyźnie - w najdostojniejszej Rzeczpospolitej oraz wielu, wielu innych osób
służących Panu Prezydentowi. 

Z lotniska kondukt żałobny podąża do Pałacu Prezydenckiego przemierzając ulicami stolicy,
a Polacy z Warszawy i całej jej okolicy, a nawet z całej Rzeczpospolitej, żeby dać wyraz hołdu
głowie państwa, których jest tysiące, co mają twarze w żalu i płaczu płonące w tej chwili i na tę bolesną
porę i w sercach naszych. W dodatku pada deszcz - Niebiosa płaczą, Warszawa płacze, cała Polska
w żałobnym bólu. Tylko wiatr jest niewzruszony, tutaj nade mną kołyszący korony sosen.
Zdaje się, że i ptaki także o tym wiedzą, albowiem jakoś, choć w tę wiosenną porę w śpiewie ucichły.     

Kondukt żałobny porusza się ulicami Warszawy w ten dzień Ojczyźnie krwawy.
Ludzie biją brawo- głowie państwa oddając szacunek i honor tak czysty, jak jest czysta krew polska.
A tylko los temu wbrew, jakby Polsce nieprzychylny. Czy zawsze musi nasz naród tak cierpieć.
Ulice, którymi kondukt żałobny podążą z Panem Prezydentem, wyglądają jak rzeka,
która po brzegi jest wypełniona Polaków łzami, kolorowymi łzami, jak Polska spływająca krew strugami. 
Środkiem ulic podąża nasza rozpacz, żal, ból i cierpienie za trumną naszego umiłowanego Prezydenta.
Kondukt podąża... Polacy oddają hołd głowie państwa...
Muzyka, która dobiega do mnie podczas transmisji telewizyjnej konduktu żałobnego,
ogarnia żalem i bólu, przeraża, aż ciarki przechodzą po plecach... 
To nie jest sen, ani film, to jest na jawie jak nigdy nic.
To jest najgorszy z najgorszych scenariuszy jaki mogłyby dotknąć takim szokiem, tragedią nasz kraj -
Ojczyznę umiłowaną i rodziny.

Kondukt żałobny przybywa na Plac Belwederski, ludzie śpiewają narodowy hymn Panu Prezydentowi
oddając hołd za posługę Ojczyźnie. Ostatnia podróż ulicami Warszawy obiegła już końca.
Panie Prezydencie, ulicami Twojego rodzinnego miasta. Cios w serce całemu narodowi po utracie Ciebie,
Panie Prezydencie! 

Morze zniczy i kwiatów... Żałoba narodowa potrwa z tydzień po Tobie i Twojej małżonce, Panie Prezydencie.
Nasz ból trwać będzie dalej... My Polacy jesteśmy miłowanym narodem przez Boga, kiedy pozwala
nam znosić taki ciężar wydarzeń, cierpień i poświęceń. W naszej słowiańskiej wrażliwej duszy - jakie
mamy odnaleźć słowa, żeby coś napisać, powiedzieć, bo przecież samo milczenie to za mało.
Ogromne uczucie pustki, bo zginęli ludzie, którzy w sercach nosili Polskę. Czyżby musieli zginąć,
żeby świat dowiedział się lepiej o Katyniu? To nigdy nie powinno się wydarzyć, kiedy już i tak z historii
mamy za dużo Katynia.   

Ale może Bóg tak chciał, żeby zginęli w miejscu polskiej kaźni pomordowanych polskich oficerów,
najmilszy Panie Prezydencie. Bo przecież Ty najwyraźniej, jak nikt przed Tobą podkreślałeś tragedię
naszego losu, niewinne przeznaczenie; i sam poległeś blisko tego miejsca kaźni, Panie Prezydencie!   

Słowa otuchy, cobyśmy nie zrobili niczym nie można powetować tych strat.   
Minie dużo lat zanim ból będzie nam łagodniejszy, ale to nigdy nie wyjdzie z tragiczniej naszej pamięci.
Chwała Wam, bo zginęliście służąc Ojczyźnie! Cześć Waszej pamięci...
Trauma żalu, bólu i smutku trwa - ludzie pogrążeni w rozpaczy...

Dywan płonących zniczy w kształcie jeziora łez, w kształcie krzyży bólu i cierpienia,
które spadło jak grom z jasnego nieba na naszą Ojczyznę.
Kondolencje napływają z serc całego świata.
Dzisiaj cały świat ma Polskę za brata.
Za łańcuch cierpień Polaków na ziemi Smoleńskiej-Katyńskiej.
Ludzie stoją w szpalerze na ulicy, nikt nie obliczy zniczy, tym bardziej kwiatów.
Wielka trauma Polski i najbliższych z rodzin utraty bliskich.
Momenty zatrzymane w życia kadrze już nie wrócą.
A jeśli coś się dzieje to już inaczej. 

Kilometrowe kolejki narodu polskiego - stojących rzeka ludzi, rzeka nieprzebrana,
aby jedni za drugimi mogli dotrzeć do miejsca, gdzie mogą Parze Prezydenckiej
oddać ostatni hołd i innym osobom, które razem zginęli w katastrofie Smoleńskiej. 

  Pisałem, dnia 11.04 - 15.04.2010 


II


          UBOLEWANIE...


Do oczu napływają łzy, a żal i ból w sercu tkwi...
Do tego tak bardzo smutno mi jest,
Że tylko oddychać niejako mogę, żeby dalej żyć. 


Bo nie możemy wszyscy naraz umrzeć,
Albowiem wtedy Polski już nie będzie, 
Choć ja wolałbym razem z Nimi umrzeć,
Aby Polska mniej cierpiała, gdyby to było możliwe. 

   
III


    NA  PODLASIU  NAWET  PTAKI  SĄ  W  ŻAŁOBIE 


W tej dobie cała Polska w żałobie.
Jest tak smutno i cicho, że nawet leśne ptaki pomilkły. 
A przecież jest wiosna, że tylko im śpiewać w pełni po struny głosy.
A one są w żałobie, choć las wiosną oddycha...   
Wiatr także w ciszy milczy, flagi z kirem żałobnie spoczywają,
Tak jakoby żyjąc z bólu i cierpienia powiędły,   
Jak umęczone na słońcu za dnia rośliny.


Bo nasz Prezydent,  który rozmiłowany był w swojej Ojczyźnie Polsce,
Odszedł do Niebios za swoje dobroci czyny. Po co i dla czego?
Skoro tyle było jeszcze do zrobienia.
No chyba, że w Niebiosach także jest Polska?
Wtedy, choć z bólem i żalem, ale można zrozumieć.   

  Pisałem, dnia 14.04.2010


IV


  POŻEGNANIE  PREZYDENTA  NA  UCHODŹSTWIE
     PANA  RYSZARDA  KACZOROWSKIEGO


Panie Prezydencie!
Swego czasu będąc na uchodźstwie,
Na pewno kochałeś ojczyzny dwie.
Ale ta Ci najbliższa z pewnością miała na imię: Polska. 


Ja, choć skromny i prosty poeta, ale wyniosły w emocjach,
Tym bardziej, że pochodziłeś z ziemi podlaskiej, 
Co i mnie było przeznaczeniem urodzić się i zamieszkać
Na tej ziemi pókim życia.     

Zatem z ubolewaniem i żalem jestem pogrążony w smutku,
Że traci Cię Polska i Twoja rodzinna ziemia Podlasie.

Bądź na zawsze w naszej pamięci - oddając Ci hołd.
Niechaj lekką Ci będzie ziemia polska, tak jak ją kochałeś.   

Cześć i chwała Tobie Panie Prezydencie. Spoczywaj w Ojczystej Polsce... 
W wolnej Polsce na którą na uchodźstwie całe życie tak bardzo czekałeś. 

  Pisałem, dnia 15.04.2010


V


       Z  DNIA  15.04.2010


Cześć i chwała Wam, którzy wróciliście z ostatniej
Drogi w służbie Narodowi Polskiemu. 
34 osoby jest Was, które kochaliście tak nas,
Jak kochaliście Ojczyznę. 


Czy musieliście odejść? 
A niebo dzisiaj takie złote w ostatniej Waszej drodze,
Jakoby Niebiosa Was ozłociły za służbę Ojczyźnie.

Cześć i chwała Wam!
Spoczywajcie w pokoju na wieki...


VI


     PO  POŁUDNIU     
 

Pada deszcz, pada...
Niebo nad Polską płacze!   
Każdy Polak stoi, siada,
Skoro żal i boleść go przytłacza...   


Panie Prezydencie Kaczyński! Wstań, unieś głowę -
Spójrz! jak cała Polska po Tobie płacze! Od Odry po Bug.         
A nawet świata połowa, przysyłają kondolencje   
W wyrażonej trosce współczując Polsce...     
     

A Ty nie wstajesz, Panie Prezydencie!
Nie zrywasz się spod ciężaru Katynia. 
Jak to? Sami mamy żyć w te dni
W które los tragedią nad Polską wyczynia!


VII


     *     *     *

Panie Prezydencie Kaczyński!
Na Boga, Panie Prezydencie, larum grają...
Tragedia! Polacy po Tobie w domach i na ulicach płaczą...
A Ty się nie zrywasz, pióra nie chwytasz,
Ustaw Ojczyźnie nie podpisujesz. 
Do samochodu nie wsiadasz w teren nie jedziesz,
Ludziom nie doradzasz.
Co się stało z Tobą, Panie Prezydencie?!
Polaków zostawiasz w żalu i tragedii! 

  Pisałem, dnia 16.04.2010


VIII


Z  DNIA  16.04.2010  DO  POZOSTAŁYCH, KTÓRZY  WRÓCILI
Z  OSTATNIEJ  DROGI  W  POSŁUDZE  OJCZYŹNIE 


Witajcie we własnej Ojczyźnie
I zarazem żegnajcie.

Dołączyliście do pary prezydenckiej,
Do Pana Prezydenta na uchodźstwie
I do tych z 34 osób, którzy przybyli jeden dzień wcześniej. 


Następny dzień pełen goryczy,
Bólu, żalu i niczym niepowetowanych strat. 
Ale myślę, że nie odeszliście od nas na darmo.
Odeszliście w służbie Ojczyźnie.   

Cześć i chwała Wam...
Spoczywajcie w pokoju na wieki... 


IX


  ŻAŁOBNE  POŻEGNANIE


Panie prezydenckie Kaczyński!
Nie żegnaj się z nami,
Nie odchodź od nas,
Nie zostawiaj nas samych,
Nie rób nam tego,
Bo jak nam bez Ciebie będzie żyło się? 
Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych.
Może i tak jest, ale nie ma takich ludzi, jakim byłeś Ty. 
Panie Prezydencie!


Dzisiaj, kiedy zostawiasz nas, odchodzisz,
Dzwony biją w całej Ojczyźnie! 
A ludzie nie żyją, skoro płaczą po Tobie... 
Nasz umiłowany Panie Prezydencie!


Panie Prezydencie Rzeczypospolitej Czwartej!   
Orzeł, który na Twojej trumnie spoczywa,
Nie jest Tobie ciężarem, a uskrzydleniem Rzeczypospolitej,   
Która jest wolna, prawa i z Bogiem, co Tobie się spełniło,
Bo takową Ona jest między innymi i dzięki Tobie. 
Ty jutro spoczniesz wraz z małżonką w krypcie na Wawelu,
Zostawiając nas i Rzeczpospolitą. Jak to?   
Czyżby Bóg tak chciał, że już na ziemi wypełniłeś
Swoją posługę Narodowi i Ojczyźnie. 
I teraz z małżonką chcesz nas opuścić, odejść do Niebios Boskich.   
Czyżby po to, że tam w Niebiosach są potrzebni prezydenci tacy,
Jak Ty: prawi, sumienni, rzetelni, żarliwi w oddaniu i posłudze Ojczyźnie
I w dodatku uczciwi Polsce, jak to czyniłeś Ty.   
Nie znając nikogo co by tak kochał Polskę, jak Ty,
Nieodżałowany Panie Prezydencie!


Cała Polska roni łzy, rozpacz ściska nam gardło...
Smutne wszędzie tło, wszędzie ludzi szpalery szły -
Nieprzebrany tłum: duży, mały Polak - On, ja
Dzisiaj wzdłuż i wszerz Polski za Tobą i do Ciebie ludzi szlak.   
Czy Ty o tym wiesz, Panie Prezydencie? 
A Ciebie już wśród nas żywych brak!
Mało między Polakami słów, za to dużo emocji...
Na ulicach potok ludzi idą za Tobą i dla Ciebie,
Żeby dać Tobie wyraz hołdu i zarazem pożegnania. 
Potok łez ze smutkiem żałobnym - niesie w sobie stres, 
Wszyscy Polacy w żalu po Tobie i z osobna... 

  Pisałem, dnia 17.04.2010


X


   PRZED  OSTATNIĄ  DROGĄ


Panie Prezydencie!
Coś tutaj nie tak, jak zwykle,
Zamiast wstać, zjeść śniadanie i iść do biura.
A Ty opuszczasz Warszawę,
Odlatujesz w ostatnią drogę do Krakowa
Tak sobie z samego rana masz inny grafik zajęć.
Nie rób nam Polakom tego,
Zamień ten żałobny plan -
Idź do biura podpisywać ustawy,
Dzwoń do sojuszników, jedź do nich,
Zapraszaj do siebie - powiększaj z nimi przyjaźń i sojusz.

   
Nie zabieraj się z małżonką
W ostatnią drogę do Krakowa z samego rana.
Spójrz! Jaka dzisiaj wiosna jest piękna
I radosna w śpiewie ptaków!   
A Ty zamiast tu pozostać jak zwykle,
Zrywasz się do ostatniego lotu, jak polski ptak.
To miało być nie tak jak jest, a tak jak powinno być.   
My Polacy chcemy z Tobą żyć,
A nie żegnać Ciebie w ostatnią drogę. 
Już nie mogę tej zmiany znieść porannego grafiku. 
Chcę wiadomość nieść, że żyjesz i poranną kawę pijesz przy stoliku.
To, że się wybierasz do lotu w ostatnią drogę do Krakowa,
Niechaj to będzie mój sen, nasz sen, bo nie wsiadłeś do samolotu,
Aby dopełnić ostatniej drogi, jesteś w kancelarii prezydenckiej, 
Służysz Polsce, jak co dzień.
Niech tak będzie w każdy dzień...
Panie Prezydencie Lechu Kaczyński.

  Pisałem, dnia 18.04.2010  [ godz. 7:45 ]

 
XI


  W  CZAS  NARODOWEJ  ŻAŁOBY  I  POGRZEBU


Umieliśmy się zachować na czas żałoby i pogrzebu,
Jak wielkie mocarstwo, z którego tylko brać innym narodom
Wzór i przykład z nas Polaków.   


Polsko! W dniu narodowej żałoby oczy całego świata
Zwrócone były na Ciebie. 
A Ty z całym serca wysiłkiem spisałaś się jak należy.


XII


             OSTATNIM


Jakiś nieprzejednany dzisiaj bierze mnie smutek,
Choć mam przed kim się pożalić.
Jeszcze ciągle pamiętam, jaki Ojczyznę ogarnął pokutek 
Od którego do dzisiaj myślami nie w sposób oddalić. 


Już żadna krew i nasze ciała
Od dzisiaj w ziemi obcej nie pozostaną. 
A tylko tam pozostanie na wieki chwała,
Która w pomniku symbolem w tym miejscu ...się stanie... 
 

W kraju naszym kochanym,
Wszystkie słowa podniosłe Was powitają
Z żałobną muzyką przy pełni księżyca,
Aby zawsze pamiętać o tym samym...


XIII


   PO  NARODOWEJ  ŻAŁOBIE...


Kwiaty więdną, świece się dopalają,
A ciężar tragedii pozostaje.
Jutro, pojutrze dowiemy się kto kim zostaje,
A kto kim na nowo się narodził?

  Pisałem, dnia 19.04.2010

43 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-11-15 16:21:37)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]


           "BIEROZKI"


Bierozki, wy moje podlaskie bierozki
W koło akwenu w brązie się wyróżniacie.
A kiedy liście powiewać będą, jak wstążki -
Jeszcze w mych oczach większej piękności doznacie.


Bierozki, wy moje podlaskie bierozki,
Kiedy byłem chłopcem zanim zawędrowałem na Śląsk,
Znając tylko życie z wioski
Nie miałem wam specjalnych trosk.


Kiedy z ojcem, świętej już pamięci, byłem w lesie,
Podziwialiśmy postawne i majestatyczne: sosny, świerki,
A was bierozki bez żadnego żalu ścinaliśmy na opał,
Chociażby z przyczyny tej, że było brzóz dostatnio.


Dzisiaj, kiedy jestem wierszowym, może nawet i poetą -
Zwracam wam honor i poważnie, siedząc w lesie sosnowym -
Podziwiając was, jak żaden poeta, choć napisać nie potrafię tak,
Jak widzę was i wyróżniam wśród drzew, będąc tutaj...

"Bierozki".



    WIOSENNEGO  DNIA


Niebo czyste, jak kryształ,
Obłoki białe jak pierze. 
Ptaki śpiewają - czyniąc przymierze
Z innymi ptakami, każdy z osobna, jak anioł.   


Słońce jest tego dobitnie potwierdzające,
Dotykając drzew i ziemi.
Motyle w śpiewie są niemi,
A i w locie niedbale sobie radzące. 


Jak ten świat jest różnorodny,
Dlatego może i piękny.
Każdy ptak ze sobą zgodny
I w rezultacie jeden drugiego miłuje.


Cień dosięgnął ziemi, wiaterek powiał,
Drzewa się rozkołysały, ptaki ucichły.
A ja już aż z chłodu spłowiał*,
Ale w tym nie dostrzegłem żadnej lichwy.

  Objaśnienie: spłowiał* - autor miał na myśli, że zimno mu się stało.



     SZPAKI  I  KOTY


Szpaki to takie ptaki,
Których za chłopca nie lubiłem,
Bo zjadały nam owoce czeremchy.
Tak, jeśli nie wiecie o tym, czeremchy,
Bo na Podlasiu dzieci jadły to.


Ale dzisiaj, kiedy moje dzieci,
Już mają swoje dzieci.
I kiedy piszę wiersze -
Mając czas przyglądać się szpakom;
Zauważyłem, że to są nawet fajne ptaki.
Siedzą sobie na bezlistnych drzewach, jeszcze
I śpiewają na kilka głosy tak,
Aż miło popatrzeć i posłuchać...


Kotów tylko nie lubię, tych leni,
Co tylko "wybałuszają"* oczy,
Aby coś im rzucić do jedzenia.
Gdyby mi nie obsikiwali okien,
Z pewnością lepiej ich polubiłbym.
A tak są mi pasożytami i szkodnikami,
W dodatku lenie, co do szpaków,
Które jak każdy, czy prawie każdy ptak
Daje z siebie wszelką krwawicę,
Aby odbyć udane lęgi.


A koty tylko leżą i leżą...
Jedno, co w nich widzę dobrego
I temu przywracam czasami honor to to,
Że nie ma szczurów i mysz wkoło,
Dzięki ich tutaj obecności
W moim " trójkącie wierszowym". 

  Objaśnienie: "wybałuszają"* - w języku etnicznym autora
  po prostu koty wytrzeszczają oczy.
  [ autor w wierszu miał na myśli koty bezdomne ]


     *     *     *

Wiek mi idzie dwóch piątek, w dodatku  k a l e k i m  jestem, a i z wiekiem trochę przyciężki,
ale tak jako sobie jeszcze radzę, kiedy miłościwy Bóg panujący daje mi jeszcze takowe siły.


     *     *     *

W życiu "na wszystko można liczyć, tylko nie na wdzięczność dłużników." 

Oznacza to, że już ich nie masz za wspólników, a za wrogów!?



                         WRODZONA  SZCZEROŚĆ 


Jestem człowiekiem z rozbrajającą szczerością - nawet aż do całkowitego bólu.
Cieszy i raduje mnie to, jeżeli do czegoś się przyznam, co powinienem ukryć, jak inni.


     *     *     *

"Z wrogiem sobie poradzę, a niech Bóg chroni przed przyjaciółmi." 

Oznacza to, iż wróg nie może być przyjacielem, a przyjaciel wrogiem.
A więc wszystko przed nami nieznane.



          W  CIEMNOŚCIACH  JEST  JAŚNIEJ


Kiedy zamknę oczy - widzę lepiej, niż przy otwartych.
Mam przed sobą świat uroczy i więcej rzeczy wartych, niż przedtem.



     DZISIAJ  Z  WIOSNĄ


Niebo bezobłoczne
Jak okiem sięgnąć wokoło,
Ani żadnego anioła na niebie. 


Dostrzegam tylko krążący lot sokoła
Nad lasem, który jest poszyciem mnie dookoła,
A w nim ptaki głośne, choć niewidoczne.   


Rześki kwietniowy wiaterek powiewa,
Chwieją się drzewa te bezlistne i te iglaste.
Wiosna zaiste. 


Motyl czerwony wzbija się nad sosen korony.
Tymczasem biją kościelne dzwony!
Ja wierze oddaje duchowe ukłony
I cieszę się, że żyje.



               KOTY  II


Ktoś kiedyś powiedział: koty to samotniki.
Ani krzty w tym nie ma prawdy, skoro na co dzień
doświadczam jak przebywają w stadach.
Chyba, że na wsi, kiedy kot z domu wyjdzie
na polowanie i wokoło nie ma wspólników.
Ale nie w mieście, gdzie jest ich masa bezdomnych
włóczęgów, w dodatku parzą się kilka razy do roku.
Świat chyba już się poprzewracał?!
Tak nie było kiedyś.



CZY  JA  JESZCZE  JESTEM  CZŁOWIEKIEM
CZY  JA  JESZCZE  JESTEM  ŻYCIEM


Czy ja jeszcze jestem człowiekiem,
Skoro przy źródełku nie mogę klęknąć,
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipOtR9rvvHvu0LppBCqaBeytpKfEBwFdoMsKU18G
Żeby się napić wody?


Czy ja jeszcze jestem życiem,
Kiedy na mnie widać kalectwo,
A brak wszelkiej urody?


Czy ja jeszcze jestem człowiekiem,
Skoro Bóg zapomniał o mnie,   
A życie ciągle na mnie się sroży?!


A może ja jeszcze jestem życiem,
Bowiem uniosłem w wierszach swego ducha -
W którym życie i świat mi się otworzył? : ...



         Z  WIOSNĄ  II


Kaliny strzelają w listki i rozwijają rozkwit.
Głóg pączkuje, gałązki stają się z pustki
Ubrane, co daje mi radość i zachwyt.


Wiosna zdaje się poczynić -     
Ptaki śpiewające są tego dowodem.
Zawsze wi[e]dzieć lepiej, niż śnić,
Bowiem nie znika, jak we śnie mimochodem.


Bluszcz balustrady w listki ubiera.
Motyl biały, żółty, czerwony koło mnie wędruje.
Dusza i serce moje się raduje,
Że nadeszła wiosny roku era.


Przebłyski słońca muskają po oknach
Raz po raz, raz po raz i gasną.   
Kolorowe życie kiedyś, co los nim trzasnął,
Dzisiaj jest tylko lepsze w snach.


Ach ten los w przeznaczeniu,
Który jednemu daje, co zapragnie.
A drugiemu życie topi w losowym bagnie
Nie pytając jak komu po imieniu.



      Z  WIOSNĄ  III


Ptak ptaka godowym śpiewem nawołuje
I nieustannie do godów wabi.
Oczyma tu, tam kwitnący mlecz znajduję
I w stawie słyszę rechot żabi.


Deszczyk kwietniowy z lekka kropi...
Lecz nastroju mi za nic nie popsuje.
Na wodzie zeszłoroczny liść, który się nie topi,
Choć płynie dalej - sobie tylko znane wzory narysuje.


Wiaterek z dreszczykiem skórę przywiera,
Ale to żadna przywara, ani zdrada.
Skoro wczoraj naga, dzisiaj w trawę ziemia się ubiera,
Nie miałbym żalu, choćby niebo wylało deszczu na głowę sto wiader.

Bo kocham wiosnę bardziej, niż siebie.



     Z  OBSERWACJI


Dzięcioł pierze w sosny korę,
Kruki na tę porę kraczą na wierzchołkach sosny wysokiej
I bije się z innymi krukami o przywództwo w stadzie.
Natura jest bezlitosna w takim układzie
I nie ma na to siły nijakiej.


Jak w ludzkim życiu kto lepszy ten rządzi,
Tylko trochę inaczej, skoro na stołku siedzi,
A nie na drzewie, jak ten kruk.


Tak jak to ujmuję jest w ludzkim życiu
I podobnie u ptaków tylko bardziej dziczej.
Rzecz w tym, aby w tym bycia niebyciu
Rozumieć ludzi lepiej, niż ich się rozumie,
Skoro nie są zagubione w tłumie,
A przez tragedię w sumie!



    UROK  WIOSNY


Mleczem wysypało pod blokiem,
Ptaszkami na drzewach.
Patrząc poety okiem -
Świat mam w wiosennych śpiewach...


Brak mi tylko jerzyków nad lasem,
Bo wiosennego zachwytu mi nie brakuje.
Jedynie nerw pod powieką drgnie czasem,
Że już 55 roczek na karku króluje.


Dużo to i mało,
Tak w grudniu słyszałem
W pogrzebowej księdza mowie.
W życiu wszystkiego, co się doznało,
Nie wszystko złem się zowie.



    PRZEPLATANA  WIOSNA


Poranny śnieg wśród nocy wiatr przywiał
I rozwiał wiosennej pogody dostoje.
Czas już na głowie posiwiał
Z wieku życia nas oboje.


Przeczekać trzeba aż zimna fala przejdzie,
A wypogodzone niebo słońce odkryje.
Wtedy zsumowany wiek z nas wyjdzie
I poczujemy się tak, jak młody z młodą żyje.

I tak dzień wypogodzony nam przejdzie,
Zmienny w pogodzie, jak życie.
Dzisiaj nie ważne, co jutro będzie,
Ważne, co teraz jest w naszym wykwicie.

  Basi


     *     *     *

Wszystko do normy powróciło,
Znowu wiosna kwietniowa do okien się dobija!
Światło słońca smugą w twarz musnęło
  i znowu zrobiło się miło
I znika, kiedy o obłok się rozbija.


Cisza w pokoju absolutna,
Tylko zegar ścienny do ucha tyka.
Zdawałoby się, każda życia chwila pokutna,
Kiedy nawet myśl, jak cień umyka.



    ZAWSZE  TAM,  GDZIE


Płyną kaczki przez wiatr zburzoną wodą,
A słońce wyzłaca im kolory.
Życie, które tutaj spędzam do tej pory,
Jest romantyczne, jak piersi u żony urodą.


Nade mną, przede mną i za mną
Płyną białe masywne chmury...
Las, który patrzy z góry,
Jest dla mnie rzeczą przytomną
Jak nic, co dotąd mnie uzdrawiało,
Kiedy ze Śląska przybyłem tutaj,
  życia ciągle jest tak mało.


Teraz czerpię krajobraz wzrokiem po brzegi -
Mając wiosennego kolorytu dookoła.
Patrząc, jak kaczki formują się w szeregu,
Rad jestem, że nikt mnie nie woła.



  PODLASKIE  PEJZAŻE


Pola nieprzejednane szczere
Rozciągają się po horyzont
Ziemi przeoranej stąd i dokądś.

Lasy ruchome bezkresne,
Zieleń w nich się topi.

Wolność nieujarzmiona,
Nie mogą jej zmienić wieki.

Łąki snujące od rzeki do rzeki
Aż połknie je horyzont daleki.

Zboża zielone rozciągnięte
Po świat szeroki aż się zakończą pod lasem.

Polne ścieżki ciągną się równym pasem
Aż gdzieś tam już oczy nie dosięgną,
Tam zostaną bezboleśnie przeorane.

Niebo błękitne i rezolutne
Nam się wielkością kłania.

Anioły pierzaste piękno absolutne
Nad nami przepływają.

Ludzie uczynni, uczciwi i ambitni,
Przybyszy już w progach witają.

Bociany podlaskie z wysokości nieba,
Drzew, budynków wiejskich spoglądając z góry,
Problemy ludzkie tutaj znają.

  Z Podlasia nie tylko Podlasiu



        ZAZDROŚNIKOWI


Jest takie polskie powiedzenie:
"Pokaż mi swoje książki, a powiem kim jesteś."

Ja mogę ci pokazać moje wiersze, wtedy się dowiesz kim mogę się okazać.



        MIŁOUCZYŃCE


Zanim dzień zaświta i na dobre wstanie.   
Zanim ptaków rozśpiewa się cała świta.
Kochanie moje, nie zadawaj przez sen pytanie.


A śpij dokąd sen woli,
Niech odpoczywa serce i dusza,
Co od życia Tobie boli,
Bo przecież nie z tego, co sen wzrusza.

  Basi



        JESTEM  RAD


Jestem rad, kiedy wiersz napisać mogę,
tym bardziej go poprawić.

Jestem rad, że jeszcze przed Bogiem
nie muszę się stawać,
a mogę na dzisiaj na świat patrzyć...

Jestem rad, że od domu jeszcze mogę się oddalić
i ukryć swoje  c i e r p i e n i e  w lesie.

Jestem rad, że jeszcze w wierszu
mogę się na życie pożalić,
tym samym mniej mając siebie w stresie -
wyrzucając co w sercu i w duszy na papier...



WIERSZYK  KOPALNIANY


Nie odchodzi smutek,
Nie znika boleść -
Taki kopalniany skutek
Życie musi dalej znosić...
Było mi dane,
Jak Słowackiemu wylewać żale.
Jego i moje legendy
Nie są owiane wymysłem
I ze snu nie są wzięte wcale,
A z autopsji życia,
Co nas w życiu spotkało,
Do czego mogliśmy bez wstydu
Przyznać się śmiało,
Bo takich poetów jest mało.
On po poetycku jak Wieszcz,
Ja po robotniczemu jak górnik.



  OD  ZERA  DO  BOHATERA


Nie mam matury,
tym bardziej nie studiowałem.
A gdzież to ja się zapędziłem,
skoro nie mam nawet zawodówki.
OHP to żadna zawodówka.
A stałem się poetą.
Ciekawe.

  Objaśnienie: OHP - autor miał na myśli Ochotniczy Hufiec Pracy
  popularnie istniejące w czasach PRL- u.



        Motto  Jurka  Owsiaka


"Do końca świata i jeden dzień dłużej"

To teoria, bo skoro stanie się koniec świata,
wtedy po nim już nie będzie tego jednego dnia dłużej.



           NA  WSI


Pogoda, jak młodej dziewczyny uroda,
Wiosną wokoło soczysta i pachnie...
Kury w stodole gdaczą,
Jak za dziecka, ta wiejska zagroda.
Jest tutaj tak jakoś inaczej, swojsko,
Tak jakby tutaj niczego nie było.
A tylko w umyśle pozostało,
Że tutaj w dzieciństwie się żyło.


A kiedy przychodzę do wspomnień -
Ach, jak było sielsko.
Ale to było wczoraj.
Dzisiaj nie w sposób porównać,
Gdy pusto i dziko.
Na tym poeta tylko może się rozeznać,
Że wieś nieuchronnie zbliża się ku końcowi,
Jak wszystko tutaj na dobre,
Co ludzkie na zawsze zamilknie,
Kiedy już nikt niczego nie dotknie.

A tylko smutny bocian zostanie.
https://photos.google.com/album/AF1QipP0_Daqe6PZehlII_Vjrv-GK37zdHovfl_d4aBn/photo/AF1QipO_Q4JxjSD_eghzdGRV5xMopBBXNlEsFBowesDU?key=CIaf8_6MsNKM2AE



PRZED  NIEDZIELNYM  POŁUDNIEM


Słońce szczere, jak dziecko,
Uśmiechy robi promienne niewinne.
Niebo bezobłoczne, zapewne aż po Olecko?
Słońce jakoś tak świeci, dziwne,
Niż za dziecka. A może
Tylko tak mi się wydaje,
Że jakby ma inne obroże,
Jakby mniej gorąca na głowę zadaje.


Czy tak się zdaje naprawdę,
Czy to tylko wrażenie wierszowego staruszka?
Może to nie słońce, a ja już mam wadę,
Nie będąc już jak za młodu wykwitu życia wianuszkiem?



        WIOSNA...


Jak w tej Skaldów piosence:
"Wiosna wkoło, cieplejszy wieje wiatr".
A u mnie dzisiaj na łące,
W duszy nie ma żadnych zadr.


Widzę, z dnia na dzień
Wiosna ubiera się w zieleń,     
Dookoła mnóstwo ptaków,
Zapach wiosny niesie się
Aż do matczynych sień.


Na ten dzień - w ten dzień:
Wiosny cieplejszy wieje wiatr.
Chwila miła bez ciała drżeń,
Oby stąd aż do Tatr.


Motyl na mnie usiadł;
Jakie to piękne, miłe
I dziecięce doznanie.
To jest wiosny przywitanie,
Bo ona jest poezją,
A ja poetą, dar żem posiadł,
Żeby ją spotykać i dotykać,
Jak dar, bo Ona jest jak życie,
A nie jak ból i żal.



   POETÓW  KOCHAJĄ  MOTYLE


Mało tego, że dzięcioł w drzewo wali
Swoistym "trrrrrrrrr", aż łoskot idzie po lesie!...
Mało tego, że kukułka kuka w oddali!...
To jeszcze szpak ubranie na gniazdo niesie.


A tutaj ni stąd, ni zowąd
Motyl biały ukradkiem na mnie usiadł.
I to nie jest przypadek, ani nawet błąd,
Bo że jestem poetą, ten motyl zgadł?


Miły jak wiosna, kruchy jak pył
I choć tylko trochę na mnie był.
Wiem, że motyle kochają poetów,
A poeci kochają motyle.
Bo my poeci z życia, choć mamy tylko tyle,
Że kochamy motyle, a motyle kochają poetów.



   NA  ŁONIE  NATURY


Na łonie natury
Zewsząd witają mnie chmury...
Mleczem rozkwitło wkoło -
Jest tak wiosennie pachnąco i zdrowo.


I nagle wiatr wzburza wodę,
Gwałcąc jej cicho-spokojną urodę.
Trzciny zeszłoroczne - suche badyle
Kołysze, co na nie usiadły motyle.


Znowu cisza i spokój wraca.
Słońca, którego to coraz więcej,
Korę sosen wyzłaca.


Kaczki płyną wodą szarą,
Nie siną. Będąc parą -
Dając lęgi - w przetrwaniu nie zginą.


Znając tylko rzecz jedną,
Jak ludziom jest znane żyć z wiarą,
Brać życie z natury miarą.


A teraz tak stała mi się wielka szkoda,
Że ja po tej łące nie mogę pochodzić bosy,
Byłaby z satysfakcji radosna do śpiewu oda
I poczułbym na stopach chłód wiosennej rosy.


Doszedłbym tam dalej w las,
Gdzie rozkwitają zawilce na ten czas.
https://photos.google.com/album/AF1QipOGwc9Mo8WmK9q6jtyFE3T-hSe12UG8X05ff1a3/photo/AF1QipMvr6dEnakTobmF6REPaugFF9lV5o2dRfs0PyRe
Ujrzałbym dzięcioła, który drzewo leczy.
Dotknąłbym sporo innych stworzeń, rzeczy.


Wtedy byłbym mniej wierszowym,
A bardziej człowiekiem zdrowym,
Który od wierszy odchodzi,
A tylko nogami po lesie chodzi.


Gdzie się podziały te doznania z dzieciństwa?
Gdzie one utkwiły i gdzie przebywają?
Zabrały kopalnianych tąpnięć świństwa,
Które zdarza się, że pod ziemią bywają!

44 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-11-15 16:30:19)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.   

MÓJ  DOM  Z  DZIECIŃSTWA  JEST  SMUTNY
  ALE  ZA  TO  DZISIAJ  JESTEM  POETĄ

https://photos.google.com/photo/AF1QipPOsI7v8Y2OYTrR70ixDNiJKaJnU6Kl3clakBk_?hl=pl

Mój dom z dzieciństwa jest smutny,
Bo nie mogę nogami przekroczyć próg.   
Mój dom z dzieciństwa jest pokutny,
Bo nie wchodzę do niego,
Nie mając władnych nóg.

Ale za to dzisiaj jestem poetą.

I ludzie we wsi żałują mnie,
Kiedy przyjadę pod domu dzieciństwa.
Wtedy pod żebrami tak mi drgnie,
Że dopadł mnie kiedyś srogi los.

Ale za to dzisiaj jestem poetą.

Dobrze, że nie pragnę do domu wejść,
Bo wiem, że przeszłością w duszy zacznie grać.
A i wnieść nie ma nawet komu,
Skoro we wsi nie ma już młodych,
A starzy nie potrafią tak mnie brać,
Skoro sił mi tylko tyle pozostało,
By oddychać i patrzeć na mnie nieśmiało.

Ale za to dzisiaj jestem poetą.

Żal serce i duszę ściska mi, łzą oczy zachodzą, 
Kiedy wzrokiem chwila między nami bliska -
Prześwietla miniony czas, co tutaj wyrósł.

Ale za to dzisiaj jestem poetą.

W domu, choć nie ma mnie,
Przeszłość po pokojach chodzi -
Wyświetla życia wygranych
I przegranych rzeczy po życiowych bojach.
To nie jest ściema, o nie. 

Ale za to dzisiaj jestem poetą.

Czas nie ukrył niczego,
Skoro w mózgu utkwił rejestr
I nie wybielił wątku żadnego, 
Gdy wszystko we mnie żyje...

I dlatego dzisiaj jestem poetą. 



GDYBY  COFNĄŁ  SIĘ CZAS 


Gdyby cofnął się czas,
Pobiegłbym na łąkę
I upadłbym wśród rosy
W mleczowym wykwicie,
Wśród zapachu i wilgoci
Taczałbym się po łące jak chłopiec. 
Poczułbym tyle od losu dobroci,
Aż zapomniałbym, że byłem głupcem 
I styrałem zdrowie i życie na grubie*,
A nie zwalając winy na los okrutny.
Czemu to za młody wiek głupi
Całe życie płaci w dorosłości?

  Objaśnienie: grubie*, gruba - autor miał na myśli kopalnię
  w której tyrał za młodu w swoim czasie.



ZATRZYMAĆ  CZAS,  A  JESZCZE  LEPIEJ  COFNĄĆ 


Kiedy dzisiaj dotykam wszystko tylko przelotnie,
A w niektórych miejscach w mgnieniu oka -
Czuję się tak, jakobym był skrzywdzonym ponad wielokrotnie,
Co w ubolewaniu i z żalem znoszę, jak ciężaru epoka.


A jeszcze przykrzej, kiedy myślę stokrotnie
O tym do czego nie dojdę -
Z udręką użalam się sromotnie,
Tym gorzej, gdy nie mając siebie za niedojdę.
[ A za fanatyka w sensie pozytywnym ]


Wtedy w uszach szumy gnębią mnie,
Jak z odmętu codzienności,
Obojętnie gdzie jestem.
Nawet żyje to w moim śnie,
Tak jakby było ze mną w zgodzie.


Jedno, co może mnie pocieszyć
To to, że żalę się w milczeniu.
Bowiem nie warto się śpieszyć,
Aby nie przyśpieszać to,
Co już jest w przeznaczeniu.



                MIEJSCE  URODZIN


Tak dzisiaj sobie myślę, że choć spędziłem pół życia na Śląsku,
A tylko pół życia tutaj, wcale nie jestem innym, a zawsze ten sam. 


Wydaje mi się, że ja tutaj tylko jednej nocy nie przespałem,
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipPOsI7v8Y2OYTrR70ixDNiJKaJnU6Kl3clakBk_
Że to tylko było wczoraj, a dzisiaj jakby nic do roboty poszedłem.


Najgorsze w tym, że całe życie mam do siebie żal,
Że jak wyrodny chłopski syn opuściłem ten dom, ziemię
I Was rodziców w ogromnej na roli potrzebie.
Zapłaciłem za to srogą karę, choć nikt mnie nie karał.



NIE  MA  TAKIEJ  SIŁY  NA  TYM  ŚWIECIE


Choćby nie wiem, co by zrobił, 
Choćby nie wiem, co by uczynił.
Nie ma takiej siły na tym świecie,
Żeby ktoś za moje rany odwdzięczył. 


A raczej, jeśli nie wprost w oczy,
To w zamyśle powie:
"Byłeś i jesteś głupcem". [ ? ]


Jedynie gdybym zginął,
Każdy już o mnie zapomniałby.
Wtedy nie żyłbym ze wstydem,
Że jako głupca każdy mnie [po]znał. [ ? ]



          NA  WSI  WIOSNĄ


Kiedy jestem tutaj - słucham śpiewu skowronka,
On ku ziemi się zniża i ku niebu wznosi
Swój lot ze śpiewem na wdechu i wydechu... 


Wszystko to samo na łące, polu i na niebie,
Tylko ludzie się zmienili, bowiem są inni, niż wczoraj!
Starość w nich widzę i niezmienną prostotę,
Ale ja z nich nigdy nie szydzę,
Kiedy być chłopem zawsze miałem ochotę. 


A i stąd wywodzi się serce i dusza moja -   
Natchnionym zawsze jestem, kiedy tutaj bywam. 
I nigdy tego miejsca się nie wstydziłem,
Tym bardziej nigdy i nie zapominam.   


Skowronek jest tego dowodem,
Choć kilka pokoleń zmienił.
Tak i ja trzymam się z wiejskim rodowodem,
Choć kiedyś z miastem się ożeniłem.


Ale wyszło mi tak, jak kalectwo -
Które widać na mnie prócz tego wszystko boli.
Dziś moja tutaj obecność jak świadectwo,
Że jeśli chłop to ziemię, a nie górnictwo kochać woli.



W  "WIERSZOWYM  TRÓJKĄCIE"  WIOSNA


W "wierszowym trójkącie" wiosna jak się należy;
Kwitną kaliny, śliwki, mlecze, kołysze się świerk,
Sosna, brzoza, pod nią, leniwy kot leży.


Filharmonia ptasia gra w lesie -
Różnymi instrumentami głosu,
Nawet kruki kraczą: "kra, kra, kra".
Czyżby nad patosem mego losu?


To co na początku złem się staje -
Później i tak w dobro się przeradza.
A los, co ciężar życia w życiu zadaje -
Dzisiaj tylko do przeszłości raz po raz wraca. 


Gdybym nie miał natchnienia,
Gdybym nie lubił Wiosny,
Gdybym nie miał na Nią spojrzenia,
Już dzisiaj nie byłbym radosny.


Jeszcze jeden atut mam w zanadrzu -
To moja ślubna Miłouczynka;
Z Nią nie mam wpisanej samotności w kalendarzu -
Jest tak miło i wonnie, jak rozkwitająca różowa koniczynka. 


Bądź dalej taką miłą Wiosną,
Bowiem im więcej wiosen na karku -
Tym mniej już wiatry po mnie omusną
Za dnia, wieczorem i na jutro o poranku.



TA,  KTÓRA  MNIE  NIE  CHCIAŁA,  TA  STRACIŁA


Kiedy byłem młodzieńcem;
Chciałem być jak Wiosna,
Jak łąka kwitnąca kaczeńcem,
Jak trawa rosnąca zielenią radosna.
Ta, która mnie nie chciała, ta straciła.


Kiedy byłem młodzieńcem;
Poezję w sercu nosiłem...
Miłości stałem się jeńcem -
I zawsze o jednej Pannie śniłem...
Ta, która mnie nie chciała, ta straciła.


Kiedy byłem młodzieńcem;
Kochałem zawsze jedną Pannę; 
Ale w tej miłości nigdy nie byłem szaleńcem,
Skoro o jednej tej samej ciągle śniłem...
Ta, która mnie nie chciała, ta straciła.


Kiedy byłem młodzieńcem;
Chciałem dotykać dziewczynę 
Z łąki-polnych kwiatów uplecionym wieńcem.   
Ta, która mnie nie chciała, ta straciła.


Kiedy byłem młodzieńcem;
Rozrywającą pierś miałem uczuć i podniet...
A kiedy wysnułem Jej treść: żeniec!     
Ona odpowiadała: "Niet!"
Ta, która mnie nie chciała, ta straciła.


A kiedy już nie byłem młodzieńcem;
I wtedy ta, która mnie zechciała - 
Mówiła: "Jesteś dla mnie Ślubnym Kobiercem -
Ach jaki z Ciebie będę miała pożytek!"
Ona mnie zechciała, nie straciła na zawsze.

  W dedykacji wszystkim, które mnie znały,
  a mnie nie chciały i przede wszystkim tej, która mnie zechciała.   



     KTO  Z  WAS,  CHOCIAŻ  RAZ


Kto z Was chociaż raz widział świt czerwony?
Kto z Was chociaż raz słyszał ptaków śpiew o świcie?
Kto z Was chociaż raz o świcie szedł w gaj zielony,
Bez względu chociaż raz z wiosną, czy w lecie?


Kto z Was był tym ucieszony?
Kto z Was chociaż raz podziękował Bogu 
Za przeżyty jeszcze jeden dzień?
Kto chociaż raz dniu dał ukłony,
Że zobaczył słońce i swój cień?



W  MIEJSCU  ODPRĘŻENIA  DUCHOWEGO


Siedzę sobie spokojnie w lesie, 
Ciche jest echo, znikąd się nie niesie.
Jest w samo południe pochmurnego dnia,
Nad głową tylko las się kołysze,
Nad wodą jaskółki widzę i śpiew słyszę!...
Na tę chwilę nie mam żadnego zapytania.



   WIECZORNĄ  PORĄ


Ptaki, to takie małe dzieci,
Które bawią się bezinteresownie.
Tak i one śpiewają sensownie -
Dzisiaj, wczoraj i od stuleci.


Kwiecie wonne wietrzyk roznosi,
Aż w duszy pachnąco i dziecięco.
I ta wiosna natchniona tak się unosi,
Bo taki przede mną jest kaczeniec.


Dzień ku wieczerzy się schylił
I w noc wchodzi nieznaną.
Ja, co bez trudu się wysilił -
Piszę kolejny wiersz na chwilę daną.


Dzień stał się wieczorem -
Wieczór stał się nocą.
Są tacy, co ciszę w nocy sknocą,
Będąc utrapieniem, a nie wzorem.

Nad głową.



   WIOSENNA  BRZOZA


Wiosna cię ubrała w zieleń,
Jak majestat wśród sosen.
Tędy co przechodził rogaty jeleń
Otarł o ciebie kilka wiosen.


Ale ty tak szorstko ubrana,
Że żadnej krzywdy nie mógł uczynić.
Ta która na tobie stara rana,
Mnie możesz o to tylko po winić.


Że gdy byłem jeszcze młodzieniec,
Siekierą do ciebie rzucałem...
Pamiętasz, choć nie byłem szaleniec,
A z niepokojem się wykłócałem...


Dzisiaj sam nie wiem,
Czy tobie krzywdę wyrządziłem.
Ale z pewnością o tym tobie powiem,
Że dzisiaj o tobie wiersz spłodziłem.



WIOSENNY  ŚPIEW  PTAKÓW


Każdy ma swój czas,
Każdy ma swój sposób.
Żaden nie śpiewa tylko raz,
A raz po raz jak dla ozdób.


W lesie ile rodzajów ptaków
Tyle sposobów śpiewania.
Myślę, że więcej jest was, niż krzaków,
Natury waszego w lesie panowania.


Gdybym był ornitologiem -
Znałbym każdego was z osobna
Śpiewających przed domem moim progiem
Do rozpoznania i do upodobania.


Wszędzie widać i czuć wiosnę -
Biało i zielono na łonie natury!
Nawet tymczasem dzięcioł duje w sosnę
Aż echo rozchodzi się pod chmury!


Ach, jak dobrze dzisiaj na sercu,
Że jak kiedyś serce nie płonie.
Zatem życie nie tonie,
A rozwija się na wierszowym kobiercu.



        MOTYL


Piękna chwila ujrzeć motyla,
bardziej jeszcze milej
ująć go na foto.


A kiedy jak pijany przyleci do Ciebie
i usiądzie na Tobie,
to już satysfakcji aż nadto.


Motyl nie osa nie żądli.
Motyl nie kot nie dąsa się.
Motyl jak kwiatów pył
przez chwilę nie mnie był,
zapach po nim tylko pozostał.


Ale ja już chłopcem tym
z przed pięćdziesięciu laty nie jestem,
w dłonie już go nie łapię nie ze wstydu
tylko z tego powodu,
żeby go nie zranić,
skoro kruchy jest,
jak ludzkie życie.



     WIERSZE  Z  MAJA  2010  ROKU



               POCZTÓWKA  Z  DZIECIŃSTWA   


Kiedy uczę się poznawać i kochać świat, mam zaledwie sześć lat.   
W obwodzie gospodarstwa wiejskiego płotu nie ma,
Tylko za nim wiosennie i pachnąco tak miło jest.
Mogę na łąkę zapuścić się tak daleko ile we mnie odwagi.
https://photos.google.com/photo/AF1QipOUWq_rGz9fl5cb1sOTUYUazHuy7tzNBqondJNL
Tam łąka kolorowa mnie powita i motyli, os cała śmiała zgraja.
Na łące tak bardzo pachnąco jest, że nawet we śnie tak by się nie przyśniło.
Jaskier się wyróżnia, pod nim mlecz widnieje, w kretowiskach krety buszują,
Czasami odważniejszy na zewnątrz pyszczek wysunie, by szybko się schować,
Gdy idąc przeze mnie ruchy ziemi poczuje.   
W ogródku warzywnym: marchwią, rzodkiewką, ogórkami, szczypiorem i sałatą pachnie…
Jest swojsko, gdy w ogródku się stoi. Tuż obok torfem ziemia pachniała.
W olszynowych krzakach kukułka kuka, słowik na całą olszynę śpiewa.
Słuchając go, z niewyspania tymczasem ziewam, ale to niczego nie popsuje.
Na „buślenicy”* „busły”* klekotem to udobitniają aż dzioby im się rozgrzewają.
https://photos.google.com/photo/AF1QipMj20C_iR9GscAXLH46cMekj7aw0Aaz5ctiqqC-
A kiedy w olszynach doszedłem do rzeczki, w której ryb nie ma, ale obok rosną porzeczki.
Ze smakiem zjadam z ogórkiem z matczynego ogródka. Żab jest tyle, że krok postawię
I już pluskają do rzeczki uciekając przede mną byle, choć nie jestem bocianem,
Co mógłby pozbawić je życia zjadaniem. Jestem chłopcem botanicznym,
Który ma wyrosnąć na poetę - już teraz wskazując palcem sam sobie,
Co mnie czeka na łące, w krzakach, nad rzeczką, w stawie?!
Spostrzegłem na ziemi w gniazdku skowronka, w krzakach widzę - obserwuję, dotykam,
Chronię lęgów ptasiego zarzewia. Tak pięknie jest być wiejskim chłopcem,
A jeszcze piękniej jest stać nad ptasim kopcem.   
Kiedy wstąpiłem na mokradła, szuwary, znajduję gniazdo kulika, kaczek kilka pary.
Wielka szkoda mi jest, że ptak się spłoszył, gdyby był jak gołąb domowy, na nim rękę położyłbym.
A tam już, gdzie zygzakiem rzeka się snuje, nad wyraz myśl podnieceniem się wykuwa...
Tam nie raz sum na brzegu lubi grzbiet wygrzewać, co mi tylko jest dłońmi,
Jak łopatą wyrzucić go na brzeg rzeki i po tym radować się, że ja jak myśliwy sprzed greki*.
Do domu z łupem wracać jest radośnie, że takie na jawie spotkają mnie baśnie.
...I dlatego między innymi, kiedy dorosnę stanę się poetą, bo od dziecka kocham Naturę Przyrodę,
Jak poeta swój wiersz.

  Objaśnienie: "buślenicy" - w języku etnicznym autora po prostu bocianie gniazdo.
  "busły"* - czyli bociany.
  sprzed greki* - autor miał na myśli, jak za czasów dawnych.



        PRZEMIANA


Gdybym ja był ptakiem
Poznałbym dla siebie ptaszkę.
Wtedy nie ubolewałbym nad żadnym brakiem,
A bawiłbym się z Nią w igraszkę.


Kozytałbym* Ją aż do śmiechu,
Później całą rozchichotaną
Namawiałbym do wspólnego grzechu.
Miłowałbym Ją w tę chwilę daną,
Czule tak, jak Ona by chciała,
Tak aby radość i uczucie z tego miała.


Natchnionym z tego po brzegi będąc,
Ona i ja spełnienia doznając.
I już nie musiałbym Ją wabić w amory idąc
Aż po brzegi do uczucia dążąc.

  Objaśnienie: Kozytałbym* - w języku etnicznym autora po prostu łaskotałbym.

  isaB



DZISIAJ  NIE  WAŻNE  TO,  A  WAŻNE  TO  ŻE


To że upadłem krzyżem na kopalniany urobek,
Dzisiaj nie ważne to.
To że  c i e r p i a ł e m  po tym,
Dzisiaj nie ważne to.


Ważne to, że z upadku podnieść się umiałem.
Ważne to, że po tym sens życia znalazłem.


To że gdzieś dojść nie potrafię.
To że czegoś zobaczyć nie mogę,
Dzisiaj nie ważne to.

Ważne to, że dzisiaj żywy się obudziłem
I kolejny wiersz mogłem napisać...



CO  POWINIEN  WIEDZIEĆ  I  ROZUMIEĆ  POETA     


Jeżeli Miłouczynka jest smutna - pocieszać Ją...

Jeżeli nie jest kochana - kochać Ją...   

A kiedy chwila jest smutna i pokutna - ducha podnosić...     

Kiedy życie boli - leczyć ból...

Jeżeli rany niezabliźnione - dobrym słowem zabliźniać je...

A kiedy wszystko, co złego ma się do woli -
Zamknąć usta i nie odgrywać życiowo-teatralnych ról!

A kiedy życie przez życie spłoszone jest - odganiać strachy te...

Gdy ptaki nie śpiewają - wierszem przywoływać je...

Gdy deszcz nie pada, a życiu potrzebny jest - czekać...   

A kiedy deszcz pada - nie narzekać na pogodę.

Gdy siarczyste mrozy i obfite śniegi na Podlasiu są - tak było od wieków, zrozumieć i znosić to.   

Gdy słońca nie ma - czasami pochmurne dni są.       

Kiedy zdrowie wysiada - no cóż nie każdy piękny i zdrowy jest.   

Gdy już traci się urodę - nie trzeba posądzać wieku.

Kiedy życie uchodzi z człowieka - ...życie szanować za życia...
Co zazwyczaj odwrotnie jest!



    JAK  PRZEZNACZENIE


Ja, muszę być poetą przez to,
Że los na wózek mnie posadził!
Ja, chcę być poetą dlatego, że sam sobie doradził -
I sam na siebie będę mógł narzekać.


Ja, nie mogę już żyć bez pisania wierszy,
Skoro w nich utonąłem po uszy...
Niech tylko sam Bóg mnie zdzierży,
Nie zabierając do Nieba jeszcze mojej duszy.
Bo żyć tak mi jeszcze trzeba, jak nie umierać.


Ja, chcę żyć tak jak moje żyje duchowe uniesienie...
Ja, chcę po sobie zostawić taki znak jak to odczuwa moje natchnienie...
Bo życie jest piękne, a Natura Matka Przyroda jeszcze piękniejsza.
Żyje się tylko raz i tylko raz po sobie można coś pozostawić.



            TUTAJ  GDZIE

https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipNNys5R4NuvObihjv2GlO5MHOP-D95KcpOhRgfz

Tutaj, gdzie na "buślenicy"* stoją bociany.
Tutaj, gdzie już żaden pijak po wsi nie chodzi pijany.
Tutaj dzisiaj rosną tylko ugory.
I na cmentarzu pozostały tylko chłopskie spory.


Tutaj, gdzie czeremchy kwitną już nikomu.
Tutaj, gdzie dzieci powychodziły z każdego domu.
Tutaj, gdzie żalu pozostało do gromu,
Który nie zmieści się do wierszy tomu.
A tylko w sercu i umyśle poety,
Skoro prócz niego nie ma już komu żalić się tutaj, niestety!   


A ptaki tutaj takie są wesołe, niezmienne,
Te znane, nieznane, ukryte i imienne.
Bociany nawet się czują tak, jakby to była Afryka,
Bo wieś z braku ludzi zdziczała - i coraz to bardziej staje się dzika!


Steki lat istniała i tętniła życiem.
Ale z dniem, kiedy zabraknie poety,
Moja rodzinna wieś nie przestanie istnieć,
Kiedy w niej choć jeden narodził się poeta,
Co opisu łaknie, żeby po nim wieś istniała,
Jeśli nie życiem, to w historii pamięcią.
Po to dzisiaj trudzi się nad jej opisem z ogromną chęcią...

  Objaśnienie: "buślenicy"* - "buślenica" - w języku etnicznym autora miał na myśli gniazdo bocianie.



  ...UMIERANIE  NA  SPĄGU*

https://photos.google.com/album/AF1QipNj9PLMMN9iiDeN7T-azXq6JKUyBhqlIC4TrAWX/photo/AF1QipMjLqkpFI0YnneCp7mQ19YFX1AOJgCBoUXDQcmA

Jednego dnia, jednej nocy,
Ot tak po prostu z wypadku, nagle
Skałą kopalnianą będąc przywalony po północy,
Tracąc wład, jak nicość we mgle!


Ach, to jak utonąłem w tym marazmie!
Padając na urobek* ludzkiej pychy.
Tutaj, gdzie przyszedłem, błąd życia był wyraźnie,
Gdzie "ki diabeł" w odwadze jest nawet lichy.


A mnie tutaj los przygnał,
Jak za pół świata grzechy.
Czy ja sam siebie na grubę* wygnał,
Dla bycia sobą? Nie dla pociechy!   


I dzisiaj - o tej nocnej porze,
W oddaleniu od powierzchni świtej,
Zginę, a jeśli nie, to umrzeć przyjdzie się może?!
I już może nie być ani dnia, ani nocy spowitej?!


Oto dzisiaj, co twardsza od ludzi skała siwa,
Wyznacza mi godziny życia lub śmierci?!
I ta rzecz, która na jawie była,
Jedynie będzie się śniła, tak jak zachcą czarci.


Okien i nieba, choć nie ma,
A jakoś widzę "Wielką Zorzę".
Jeszcze przed godzinami trzema,
Życia i nadziei było u mnie morze.


Teraz tymczasem, jakobym ze wszystkiego zwątpił,
Co jest dzisiaj - i co jutro miało byciem -
I jakby już z życiem we śmierci się utopił -
Umierając to, co wczoraj było życia zdobyciem!


Czuję, jakoby dusza uchodziła ze mnie -
I tak jakobym już odchodził ku Bożej głębi?!
A serce będąc wczoraj radosne, dzisiaj w ciemnie
...Niesie mnie w świat dobroci gołębiej.


W tej chwili, w tym czasie,
Tylko dwóch rzeczy mi szkoda;
Rodziny i gruby*, a nie śmierci na trasie,
Która jest losem, a nie przeszkodą.


W tej chwili patrzę w strop obojętnie,
Zdanym na Boga, co mi wywróży?
Do Nieba iść jest jakoś chętnie,
Tak jakby w pogodzie po burzy.

  Objaśnienie: ...UMIERANIE  NA  SPĄGU* - autor miał na myśli siebie leżącego
  po wypadku w kopalni na "spągu" -  czyli w rozumienie czytającego na ziemi.
  na grubę, gruba* - w języku śląskim górniczym oznacza kopalnia.
  urobek - w rozumieniu górniczym np. cykl wykonany kilku osobowej brygady
  podczas zmiany, a cykl oznacza np. jeden metr do przodu w kamiennym chodniku
  lub na ścianie węgla fedrowanie jednej zmiany nawet kilka metry do przodu,
  i tutaj fedrowanie oznacza drążenie kombajnem ściany węglowej.

  Wiersz pisałem w maju 2010 roku.



        JERZYKI  JUŻ  SĄ
       

Bóg dał mi wstać do następnego dnia
I podjechać do okna, odsłonić "wierszowy trójkąt".
I co ja ujrzałem za oknem tego otóż dnia;
A to, że niebo w pełni pochmurne, słońce wyjdzie pokąd.


Wiatr spory kołysze puszczą,
Kwiecie spada z drzew...
Sójki dwie na balustradach goszczą
I maj się mai jak wiosny odzew!


A kiedy po tym uniosłem wzrok znowu
Nad wierzchołki sosen, zobaczyłem:
Przybyłe jerzyki krążą wkoło,   
Czego na dzisiaj jeszcze nie wyśniłem.


Jerzyki przybyły sobie w potrzebie,
Same nie wiedząc skąd?
Moje ulubienice na niebie,
Jak kaczki na wodzie, co o 1,5 km. są stąd.


Niebo cieszy się jerzykami,
Woda cieszy się kolorowymi kaczkami.
I ja będąc w domu lub nad wodami,
Cieszę się jerzykami i kaczkami...


Takie proste, banalne, a radosne
Jak u poety, co kocha przyrodę.
A żeby kochać przyrodę, trzeba kochać wiosnę
I dostrzegać wokoło jej urodę.

  04.05.2010, Czarna Białostocka w otulinie Puszczy Knyszyńskiej



DO  WSPOMNIEŃ  ZA  WSIĄ  RODZINNĄ


Garną się myśli i wzrok do wspomnień
Ku tobie moich dziecięcych lat.
I chociaż tyle dałem już sobie upomnień,
A czuje się dalej, jak swojej młodości kat.


Skoro porzuciłem ciebie, jak wiosna zimę
Nie doceniając walorów, a może i szans?
Może i czekałby na mnie awans,
Czego dziś już nie dowiem się?
Tylko pozostał mi o tobie wiersz pod rym.


Marzę za tobą, tęsknię po tobie,
Ty moja dziecięca i młodości wieś.
Tyle sprzed laty mam wyrzutów do sobie   
I nie mogę z tym ukryć się, tu i tam gdzieś.


Ściga mnie wszędzie sumienie
Bez względu, gdzie ja jestem.
Skoro wszędzie ze mną istnienie,
Jak  c i e r p i e n i e  na całe życie testem.   


I ta czeremcha, której już nie ma,
Ciągle pachnie przede mną.
Czy ty o tym wiesz, jak to jest ze mną,
Że moja pamięć o tobie nigdy nie będzie niema.


A kiedy przybędę do ciebie,
Wieś ty moja dziecięca i rodzinna.
Oczy wybałuszam z żalu, że ty już inna.
https://plus.google.com/photos/103276734392610294633/album/5485158496007309761/5860709357527977154?authkey=CLHQ8s6n9N_YMw
I ja już widzę innego siebie.


Marzyć o tobie jest tak ciężko,
Jeszcze ciężej pisać w dzisiejszej dobie.
Matka i wieś, to sentymenty obie,
Którymi idę nieprzerwanie ku tym polnym ścieżkom...


Będąc Wam wierny, póki pisać będę,
Będę o Was pamiętał, póki życie będzie mi dane.
Do dzisiaj, co było tylko czekane -
Jutro o wsi i matce ...pisać zacznę z rozpędem.



             SÓJKI


Ten leśny ptaki takie ładne, a nie wiem czy mądre?
Kiedy w parze przylatują na drzewo
I na siłę wyszarpują suche gałązki -
[ aż potrzaskuje wśród kwiecia i liści ]
I noszą przez "wierszowy trójkąt" do lasu...
Przecież tyle jest gałązek na ziemi,
A te ptaki z taką upartością,
Z całym zaangażowaniem raz po raz
Wyszarpują suche gałązkę
Z powyżej kwitnącego zdrowego drzewa.
Czyżby te ptaki taki ładne i urodą dostojny
Chcą uplatać suche gałązki niczym nie skalane
Ot tak czyste prosto z drzewa?



  ROMANTYZM  I  PATRIOTYZM


Jestem po takich ciężarach życia,
Jak prawie kobieta po swoich przejściach.
Więcej straciłem, niż miałem do zdobycia,
A nigdy nie myślałem o odejściu,
Lecz ciągle o ...przybyciach...


Romantyzm i patriotyzm przy życiu mnie trzyma
I wiara, jak kalectwo, niezłomna.
Nawet radosna staje się zima,
Kiedy chęć do życia ciągle przytomna...


Nad wodą tak często bywam,
Jak niedziel jest w roku.
Tutaj natchnienie do wierszy zdobywam,
Mając wszystko, co trzeba dla wzroku...


Piękne jest moje rodzinne Podlasie,
A jeszcze piękniejsze jest życie,
Skoro móc jest zobaczyć wszystko na czasie,
Co jest cenniejsze, niż życie na tym świecie.

  Podlasiu i nie tylko



          OD  POETY   


Poeta zazwyczaj samotny bywa,
Bo podobno wszystkich kocha prócz siebie.
Jest w nim jakaś niezrównana siła,
Skoro zmarłych ożywia, a siebie grzebie.


Czasami nawet Ludziom ducha podnosi
I zrywa do patriotycznego boju!
Czasami swoim natchnieniem się unosi,
Skoro rzadko żyje ze sobą w pokoju.


No cóż, taki jest wieszcz,
Chce być tam, gdzie coś ginie.
Mówiąc do siebie: - Ty, poeto, wrzeszcz!
I próbuje winnego osądzić po czynie.


A bohaterów ubierać za wzór
I stawiać Im dla potomnych pomniki,
Żeby stały dla każdych pór,
Za ich dla przykładu wyniki.   


Przetrwanie jest we wspólnej rodzinie,
Historia spisana w księgach
W dzisiejszej i wczorajszej godzinie,
Żeby Ojczyzna złociła się w pokoleniowych wstęgach.

  Ojczyźnie mojej ukochanej Polsce   



        REGUŁY  W  NATURZE


Wszystko, co widnieje przestaje być w cieniu.
Wszystko, co się narodzi - żyć będzie...
Wszystko, co żyje jutro umrzeć musi.
Wszystko, co umiera zostaje w pamięci.



   POEZJA  STAŁA  SIĘ  DUCHOWYM  WYZWOLENIEM


Już nie pamiętam, kiedy raz ostatni łzy z powiek puściłem?
Już zapomniałem, kiedy w smutnym utrapieniu żyłem?
Już czas minął, jak trząsłem się z emocji.
Już lęk odpłynął i się nie biję w każdej opcji.


     
    ZIMNĄ  WIOSNĄ  NAD  WODĄ


Chłodny wiatr po uszach obwiewa,
Kaczki z zeszłorocznych trzcin nadciągają,
Wiatr kołysze sosny i inne drzewa,
Tylko wędkarz zimna się nie obawia.


Jaskółki fruwają, jak szalone,
Czasami łuskając przez wiatr pomarszczonej wody.
Mój Boże! jak wkoło wszystko zielone,
Mlecz kwitnie do wiosennej urody.


Na pomoście ślubna stoi,
Chlebem ulubienice moje przywołuje.
Serce moje się raduje, bo z żalu się nie kroi,
Bo a jednak przy mnie sens życia znajduje.


Czy to tylko przysięga przed Bogiem dotrzymywana,
Ale o to wcale Jej nie spytam,
Skoro w życiu lepsza pogoda, niż z Natury na dziś dana,
Ale tej tajemnicy kaczkom nie wydam.



   KOBIETA  JEST  DOBRA  NA  WSZYSTKO


Kiedy za oknem pada deszcz i psa na dwór nie wygonisz.
W domu w taki dzień, jak dobrze jest,
Że nie tylko telewizor do mnie gada,
Ale i ślubna ulubienica przy mnie siada.
Więc nie wiem: "Co to oznacza samotność".
Jak niegdyś śpiewała Irena Jarocka.

45 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-03-29 16:36:54)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]


    SENTYMENT  NABYTY


Choć tutaj zdziczałe są pola,
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipPsiVVVklNYzR8qN3G3DDYKytx2vy2n-3BgacRm
A tylko samotne wiatry wieją.
Po dzisiaj jest we mnie taka wola
Wiedzieć, co ptaki i koguty pieją?


Choć tutaj opuszczone są domy,
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipNkWiU3zwbPQlhKY_dj0W_nQK6L6rR1MryF6x6t
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipP2qCDv0qox-WWDm6ZUEoAARmg7POabtCrtS4Im
https://photos.google.com/album/AF1QipOXfArbNIp8gbZ49YX_AeJaAJA88af_Iq99PhdW/photo/AF1QipPK5e5KFuy24tkW9niM9EvIGSJSKWsB8ET1ovKO
A tylko zza węgłów wichry świszczą.
A jednak dniami i nocami siedmioma
Z przeszłości echa dziecięcymi głosami wiszczą*.

  Objaśnienie: wiszczą* - z języka etnicznego autora na poprawny po prostu krzyczą.
 
 

   PO  OBUDZENIU  SIĘ


Kiedy oczy na świat otworzyłem,
To dniem zaledwie widniało.
Choć pół nocy minęło,
  snem się nie zmorzyłem,   
A czułem się tak jakoś śmiało. 


Ptaków posłuchać mogłem, 
Jak za dobrych starych czasów
Słuchaniu ucho nadstawić chęcią pomogłem, 
Za oknem mając setki hektarów lasów.


Jakoś tak bosko na sercu i w duszy było
I tak jakoś lekko, jak w dzieciństwie.
Przed obudzeniem nic strasznego się nie śniło, 
Jak w niektórych nocach bywało
  w sennym szaleństwie.   


Ptaki różnorodne tak jakoś
  śpiewne melodie na duszę kładły
Nie do rozstroju nerwowego,
  ale i nie do dalszego uśpienia.   
Niektóre nawet na balustrady usiadły,
Śpiewając: dzień dobry!
  wczoraj było do widzenia.   


W tym układzie usnąć
  za nic już nie mogłem; 
Czując się tak jakoś wierszowy. 
I tak jakoś w bezsenności
  dzień wspomogłem, 
Aby nowy rozpoczął się ptaszkowy. 


Tymczasem pokój wyzłocił się
  słonecznymi promieni,
Aż jasność umysłu we mnie zaświtało.   
I tak z wiosny radością jesteśmy uniesieni,
A tylko mojej Barbarze dobrze się spało. 


Spij, Barbaro, Umiłowana, śpij...
Zanim dzwony kościelnego zegara zaczną bić.
A ty, Mietku, natchnienie z romantyzmu wij...
Zanim o romantyzmie możesz ...śnić...

  Basi   

   

    W   WIOSENNY  DZIEŃ


Tutaj, gdzie oparło się moje życie,
Jak wzrokiem sięgnąć obszerny las.   
Ptaki obecne wszędzie pospolicie,
Śpiewem weselą się w każdy czas... 


Dzisiaj, choć zimno i pochmurnie,
Bez wiatru, drzewa nie szumią.
A kiedy słońce wyjrzy powtórnie,
Dreszcze słoneczne promienie stłumią.


Z drzew kwitnących płatki już opadłe,
Choć w zupełności tak nie do końca.
Drzewa w zieleni i mniej już pobladłe,
Liście w oczach rosną w promieniach słońca.


Szpaki tak jeszcze niedawno
Materiał na gniazdo nosiły.
Dziś jest jeszcze bardziej wiosenniej, 
Gdy w dziobie robak potomstwu jest miły.


A kiedy pisklęta w pierze,
A potem i we skrzydła odzieją -   
Zwali ich się na łąkę tyle,
  co okiem nie zmierzę,
Ale z pewnością z dzieciństwa dojrzeją.   


Ja, jeśli tego nie zobaczę, 
To choć we własnym wierszu przypomnę.
Ale dziś już z niczego nie płaczę,
Bo widzę to o czym z dzieciństwa pomnę.


W życiu moim Natura Przyroda
Otoczyła i otuliła mnie sobą.
I dziś nawet we śnie żyję z urodą,
Każdym dniem - każdą dobą.


II


    PORANNY  PTASZEK


Śpij kochanie, spokojnie,
Ja czuwam.

Słońce wynurza się spoza nocy,
Bloki kładą cień po oknach.
Zaczyna się nowy dzień, ale Ty śpij
I miej lepsze sny, niż na jawie życie.


Czereśnie już przekwitły prawie na dobre,
Wiśnie już rozkwitają na dobre.
A kiedy jabłonie rozkwitną w kolorze,
Tobie wiosenny wiersz ułożę.


Wonnym kwieciem Cię otoczę,
Aby Twój sen nie wygasł, a był w rozkwicie.
Miłując Cię nad wszystko, nad życie,
Kocham Cię od serca, choć do śmiechu nie droczę.


Za dni i noce nierozłączone,
Za sens życia niestracony,
Za czas, który nie stał się ochwacony -
Po ponad ćwierć wieku przez Boga połączone.


Za wytrzymałość, że żar życia nas nie spalił,
Że my z  c i e r p i e n i e m  umieli żyć,
Że nikt z nas od siebie się nie oddalił
I że udało nam wspólnie wnuczki dożyć.


Dzisiaj trzeba podziękować Bogu,
Następnie i samym sobie,
Iż stojąc nad przepaścią progu
Nic nas nie złamało w tej ciężkiej dobie.
Życia.



   ODE  MNIE  DLA  CIEBIE


Dał Bóg nam połączyć siebie,
Choć los po tym starał się nas rozłączyć.
Dał Bóg, Ty mnie, ja miłować Ciebie,
A los starał się za wszelką cenę z tym skończyć.


Dał Bóg splatać nam nasze dłonie,
A los chciał je związać powrozem. 
Dał Bóg nam życia radosne tonie,
A los chciał wieść nas śmiertelnym wozem.

  Basi



TUTAJ,  GDZIE  WSZYSTKO  JEST  OD  BOGA


Tutaj, gdzie jest się na styku cywilizacji i Natury,
Tutaj nie ma panującego hałasu, ludzkiego krzyku,
Wszystko jest od BOGA: lasy, woda, chmury.
I ty, śpiewający w olszynach słowiku!...

Na Śląsku "fedrowałem wągel"*
I czułem na karku ciężar "gruby"*.

Tutaj swoimi kolorami
Wzrok mój dotyka dzienna biel.
Tutaj nie ma żadnej podróby,
Wszystko stworzone przez BOGA,
Nawet ta polna droga.


Tutaj, gdzie wszystko jest od BOGA,
Jest czyste i bez skazy grzechu. 
Tutaj zima nawet jest sroga, 
Ale dzieciom nie jest to zmartwienia,
A raczej do uśmiechu.


Tutaj, gdzie prawdziwie wschodzi słońce
I rześki cień przedłuża rosę.
Tutaj, gdzie ptaki siadają na łące
I tutaj, gdzie świat żyje z Natury dozą.


Tutaj, gdzie przyszedłem na świat,
Gdzie nawet owad był mi za brat.
I tutaj spocznę żegnając ten świat.
Ach jaka szkoda, że śmierć jest życia kat.

  Objaśnienie: "wągel"* - z śląskiego na polski węgiel.
"gruby, gruba"* - w języku śląskim kopalnia.

  Podlasiu i nie tylko



  CHCIAŁBYM  BYĆ  TYM  KIM  NIE  POTRAFIĘ   


Chciałbym chłopem być trzydziestoletnim chłopem.

W wolnej chwili przyglądać się, jak zboże rośnie. 

Chciałbym ognisko rozpalić, dzieciom kartofle upiec. 

Chciałbym w wolnej chwili na ryby pójść -
  złowić miętusa, suma, szczupaka,
   chociaż za nim trzeba byłoby po uganiać się.   

Chciałbym niejedno drzewo posadzić, najlepiej sto.

Synów zasad uczyć, co w życiu wolno, a czego niewolno.   

Chciałbym zimą zmarznąć w ręce i nogi,
  konia napoić i do sań zaprzęgnąć.   

Chciałbym długimi wieczorami księżycowi się przyglądać. 

W mroźne śnieżne zimy zapolować na szaraki.   

Chciałbym wiosną, latem witać dzień i wschód słońca.   

Łąkę kosić, ptaków słuchać, chłopem być i poetą.
Chciałbym, chciałbym, chciałbym.

Chciałbym zachód słońca podziwiać,
  słuchać wieczornego śpiewu słowików. 

Chciałbym na dworze do północy przebywać - słuchać żywiołu owadów.     

Chciałbym z żoną w łóżku bywać, a rano budzić się szczęśliwym,
  z dachu stodoły gołębi lot wznosić ku niebu i zacząć nowy dzień życia, 
   będąc nie wolnym, jak gołębie w powietrzu, ale szczęśliwym, jak po nocy z żoną.
Chciałbym, chciałbym, chciałbym.

   
   
KOT  MORDERCA  MOTYLA


Leży kot w piaskownicy,
zamierza się wygrzewać,
słońce świeci od stolicy,
ciepła ma się spodziewać.   


A tu nagle przelatuje biały motyl,
zygzakiem tuż, tuż przed kota nosem.
Zanim zdążył nad kotem przelecieć lobem,
padł kota łupem! Choć nie jest ptakiem. 


Gdy nieszczęsny motyl próbuje
przed śmiercią od kota uchodzić - 
kot raz po raz do piasku go zdołuje,
aby raz na zawsze śmiercią ugodzić.   

Zjada motyla jak ćmę,
Choć z połknięciem trochę ma trudu.

Widziałem na własne oczy.



     W  PORĘ  POETY


Słońce kłania się u ziemi stóp,
Drzewa kładą się ruchomym cieniem,
Mlecz przekwita wiosennym dośpieniem,
A czy my ludzie o tym wiemy.


Czy o tym wiedzą tylko poeci,
Którzy chyba nie są ludźmi,
A źdźbłami trawy, czasem stuleci;
Gdy na ziemi stale ich rodzimy.


Są poeci także wiatrem w szczerym polu,
Zbożem zielonym, srebrnym i złotym
Tam kiedyś na Rzeczypospolitej Podolu
I tam, gdzie nikt nie wie o tym.


Są poeci w myśli niedościgniętej,
Niebem nieskończonym jak w próżni.
Jak dzieci w wyobraźni niepojętej,
Tak jakoś od reszty różni.   



  W  GŁĘBI  PUSZCZY


Jestem tutaj takim małym,
mniejszym, niż mały ptaszek
schowany w gąszczu liści,
igieł sosen i świerków
mniejszy, niż nawet robaczek,
który tkwi w ziemi,
ale całkiem jestem szczęśliwym.


Czemu ja takim szczęśliwym?
A temu, że mieszkańcy lasu
na wskroś mnie widzą,
a nie kpią ze mnie,
tylko mi śpiewają...



DZISIEJSZYM  DNIEM


Całą nocą podał deszcz,
teraz południe -
dzień rześki i zdrowy
po nocnym majowym deszczu.


Stoję pod "Biedronką",
czytam Szymborską: "Chwila".
Wiaterek po mnie powiewa...
W lesie zaledwie przez ulicę
ptaki tak głośno śpiewają,
aż chce się żyć.

Na Śląsku tego nie miałem.

Dzień pochmurny, to dobrze,
tylko raz po raz wyjdzie słońce spoza chmur.
Od zawsze jak pamiętam nie znoszę,
gdy parzy słońce wprost.
W dodatku na parkingu
nie ma cienia drzew.


W samo południe kościelny dzwon
wykonał dwanaście uderzeń,
odegrała się Królowa Polski.



   O  SZYMBORSKIEJ


Szymborska to taka poetka,
która buja w obłokach,
ale mądry z Niej mózg.

Widzi wszędzie i we wszystkim
życie lub śmierć.

Jak ja, choć daleko mi do niej z wierszami.
Ale nie o to chodzi.

Widzi, co jest nie tylko na wodzie,
ale i pod wodą,
co może się wydarzyć?!


Widzi, co jest na niebie,
a nawet i poza nim.

Wie, co jest na ziemi,
co będzie po śmierci.   

Filozofuje na sto rozumów,
a ma tysiąc rozumów,
których nigdy nie wykorzysta,
bo mamy za mało ludzkiego życia.
Ale ona jest poetką za tysiąc poetek i poetów,
którzy piszą prozę.

Prawdziwa i wielka poetka,
a pisze takie proste wiersze.



ZIELONO  MI  W  MOIM  MIASTECZKU
                                       

Jest gdzieś takie miasteczko
Ukryte w głębi puszczy.
Nad nim w błękicie niebo,
Z niego świeci słoneczko.


Zielono mi w moim miasteczku
Wszędzie - nad głową, w sercu,
W duszy, aż zatyka mowę...


Tak pięknie i czysto
W moim miasteczku,
Aż żyć się chce,
A wcale nie umierać.


Nie lasy, nie bory,
Rozległa puszcza tętni życiem
I gwarem ptasim...
Czego nie mogłem się nacieszyć
Aż do tej pory.


A kiedy bywam nad akwenem wodnym,
https://plus.google.com/photos/103276734392610294633/album/5460053774140201761/5471418591176462370?authkey=CODpgPH7nYqsbQ
Prawdziwie czysty ziąb mnie przenika.
Tutaj, tam ptak mnie spotyka,
Ja go i do wierszy ujmuję...


Jest tak fajnie,
Tak jakoś zdrowo na ciele
I w duszy nigdy nie pusto.
Taką jakoś lekkość się czuje,
Jakoby ulotnym się było;
O dziwo natchnieniem
  obejmuję wszystko
Dokąd wzrok sięga
I hen aż tam dalej.

Tam, gdzie stoi mój dom
  rodzinny z dzieciństwa.
https://photos.google.com/photo/AF1QipMZMpZmmHIWQIifcqMbQj17Hc3se7jAIwwp9LFa

  Maj 2010 rok. Czarna Białostocka
  w otulinie Puszczy Knyszyńskiej



  JA  TO  MAM  SZCZĘŚCIE


Ja to mam szczęście,
jak w piosence Maryli Rodowicz:
"Ty to masz szczęście,
że żyć Ci przyszło w kraju nad Wisłą".

Jestem szczęśliwy,
bo żonę mam cudowną.

"Ty to masz szczęście,
że w kraju nad Wisłą
ludzi masz uczynnych".

Jestem szczęśliwy,
dom mam spokojny.

My to mamy szczęście,
Być z tego szczęśliwi...

  Basi



  ZAWSZE  TAM,  GDZIE

https://photos.google.com/album/AF1QipOGwc9Mo8WmK9q6jtyFE3T-hSe12UG8X05ff1a3/photo/AF1QipOaZ6gVEvaW79wRfzquxTnZHeeVtG8NC8lHM0r8

Wiatr gna fale po wodzie.
Moja miła zbliżając się ku nim,
  piękna dodaje przyrodzie.

W puszczy zawilce przekwitły kompletnie,
Za to przy puszczy mlecz rozkwitł kompletnie.

Wiosna radosna, jak nigdy,
Ona raduje mnie, gdy.

Maj się zieleni soczyście,
Choć jeszcze nie bujnie iście.

Pięknie jest tej wiosny nadzwyczaj,
Skoro to natchnienie, nie obyczaj.

Moja obecność tutaj jest tego dowodem,
Kiedy wiosna nie odchodzi,
  a przyszła ze swoim rodowodem.

Wszystko byłoby do bani i markotnym,
Gdyby byłoby się samotnym.

Gdy nie chce się być samotnym kołkiem -
Najlepiej przy sobie mieć "anioła stróżą",
  który jest głową, szyją i okiem.

  Basi



        ZŁOTY  OKRES  POETY


...To, że jestem z chłopskiego pochodzenia,
to z tego powodu nie mam kompleksów,
a dumę, że chłop nie tylko potrafi orać ziemię,
ale i pisać wiersze...



  MAM  TAK  W  MAJU


Kiedy budzę się rano,
Choć mam zamknięte okno,
Słyszę taki ptaków koncert,
Aż mi robi się dziecinnie.


Jerzyki furgają pomiędzy
I nad blokami hordami
Świergoczą jak najęte...   
Tymczasem w łóżku ciało moje
I dusza niczym przejęta -
Wczuwa się w to i nie mogę spać.


Ptaki śpiewają dalej...
Wcale nie mają zamiaru przestać.
Jerzyki świergocząc ścigają sobie dalej...
Ja już muszę wstać
Nie mogąc dalej spać.


Mam tak w maju,
W czerwcu będę mieć tak samo.
Żyjąc w leśnym i ptasząt gaju
Nie jest trudem pisać wiersze.



        POECI  TO  ODLUDKI   


Żaden poeta mi nie powie, że to nieprawda.
No chyba, że nazwiecie siebie trochę łagodniej,
mianowicie: że jesteście domatorami
i lubicie samotność czasami.

A tak potrzebujecie towarzystwa tylko wtedy,
kiedy zależy Wam, aby zaistnieć swoimi wierszami.   

Przykład: Mickiewicz, kiedy stał się popularny,
przestał pisać wiersze.

Szymborska, po wyróżnieniu nagrodą Nobla,
także przez kilka lat nie napisała żadnego wiersza.

Morał: chcąc pisać, najlepiej nie być znanym i pisać do szuflady -
wtedy zachowa się domatorstwo i będzie się odludkiem.   

Ja to mam szczęście z nieszczęścia życiowego piszę wiersze.
A zatem jestem odludkiem i domatorem.   



MIĘDZY  ZIEMIĄ,  A  NIEBEM


Między ziemią, a niebem,
Pod pochmurnym niebem
Furgacie jak oszalałe,
Wy jerzyki istotki małe.


Nad lasem, blokami,
Nad głową moją nie czasami,
A ciągle krążycie,
Takie wasze bycie, życie.


Ja, Mietko kaleki,
Kręcę głową za wami
Tak bliski i daleki
Od nieba, a tuż pod wami.

Ptaki śpiewają ukryte w lesie.
Wy w świergocie ścigając siebie
  na otwartym niebie.

Stąd i stamtąd echo się niesie!...
Wiosna i ja mając was
  w natchnionej potrzebie...   



SCHEMAT  KALEKIEGO  CZŁOWIEKA


ciągle to samo wkoło

ciągle te same wstawanie

ciągle robienie tego samego

ciągle użalanie się nad tym samym

ciągle pragnienie tego samego

a ciągle zakazane to samo -

schemat kalekiego człowieka.



POD  ZIELONĄ  JARZĘBINĄ


Pod zieloną jarzębiną,
Dziś już nie winię siebie za życie.
Nie żyję z bólem i z winą,
Albowiem odnalazłem sens i odkrycie;
Iż tkwi we mnie wierszowy nastrój...


Wiedziony wierszowym natchnieniem -
Zadaję sobie już nie ból,
Lecz radość z życia piękna jest tak,
Jak ta ziemia do której tylko Mietku się tul
I każdy kto ją pokocha
Na Boga i Świętego Rocha.



              WYZNANIE  BEZ  WSTYDU


...Za chłopca byłem całkowitym nieukiem do nauki.
Ale już wtedy drzemało we mnie poetyckie natchnienie,
Aż na to przyszedł czas w średnim wieku życia w realizacji...



       BĘDĘ  BOGATY


Dzień pochmurny od paru dni,
Tylko raz po raz słońce wyjrzy zza chmur.
W tej chwili to mi się nie śni,
Jakie z oddali wydaje głosy leśny bór.


A jest to kukułka, w olszynach sobie kuka.
Do tego na niebie niejedna jaskółka,
Na sośnie słyszę krakanie kruka.

Na ziemi jabłoń w kwiaty stała się bogata.   
Jej pachnąca woń z wiatrem do mnie się przypląta...       

Będę bogaty, jeśli nie materialnie
To z pewnością jak najbardziej duchowo.
Wtedy stanę się zamożny oficjalnie,
Bo pójdę tam, gdzie zechcę ruchowo.



    WIECZOREM


Leśne ptaki pomilkły,
Cisza jak sen.
Jerzyki z nieba znikły,
Pusto aż po dalekie hen.


Na niebie gwiazdy migocą...
Coraz to wyraźniej - z zapadaniem nocy.
Zanim zasnę głęboko - późną nocą,
Ach niech nie dopadną mnie prorocy.


Jutro zbudzi się nowy dzień,
Wraz z nim chcę wstać,
Na kolorowo życia brać czerń
Z zielenią, która otacza mnie
...Przywitać się.



    WOKÓŁ  "TRONU"  ON


Głóg wybujał i rozkwit rozkłada,
Kaliny kwitną, jak panny dziewice -
Przyrodniczo się zrobiło nie lada
W ten maj - zieleni żywice.


Osy siadają na nektarze kalinowym,
Nie ubytku, a życia dodając.
Mietku, siedząc na "tronie" wierszowym,
Nie żądasz nic i niczego nie błagając;
Wystarczy napisać wiersz tam któryś Naturze dając,
A nie zdobywając przynętę jak dziki ryś.


Gołębie dwa wszędzie razem,
Skoro piskląt karmienie trwa,
Tuż obok mnie za pożywieniem tymczasem,
Gdy odfruną staną się jak mgła.


Szpaki także dwa robią to samo
Tylko z tym, że w trawiastym gruncie.
A jerzykom na niebie ciągle lotu za mało,
W tym samym skupione punkcie.


Motyle, aby na mlecz usiąść byle -
Po czym w stanie upojenia
Odlecieć, sił zostało ile,
Tyle czasu do ran zagojenia.



NIESTRUDZONE  I  NIEUSTRASZONE


Od świtu do zmroku
Panujecie niepomiernie na niebie.
Pełno waszego uroku
Poeta widzi dla siebie.


Nic was nie odstrasza;
Ani spiekota, ani słota.
Niebo to żywotnica wasza -   
Harująca o przetrwanie robota.


Wygląda to jak szaleństwo,
Ale to tylko ludzkie złudzenie.
Loty to wasze zwycięstwo -
Szukając pożywienia pilne zadanie.


Nic was nie wzrusza,
Nawet deszcz padający tymczasem.
Wasza niepokonana waleczna dusza
Panuje pod niebem nad lasem.


Jedynie zmrok was pokona
I po harówie obłoży do odpoczynku i snu.
Jutro znów na niebie zapanujecie,
  jak podniebna ikona,
I nigdy wam nie zabraknie tchu.



      JABŁOŃ


Maj ubrał cię w biel,
Jak pannę do ślubu.
Tyle w tobie piękna, świeżości,
Czystości i niewinności,
Jak u panny dziewicy.


Do tego jesteś nieskażona,   
Wonna i z nadzieją na przyszłość,
Nawet z pewnością na przyszłość.


Delikatność na tobie widzę
I kruchość, którą może porwać wiatr
Lub kwiecie zabić deszcz.


Najpierw rodzisz - później dajesz,
W odmienności od kobiety,
Ale do siebie jesteście podobne.

Poeta mógł tylko odgadnąć.



        JERZYKI


Na błękitnie pogodnym niebie,
Nad złote sosen pędy
Wznieśliście lot swój w potrzebie,
Nie bacząc na żadne względy.


Przy zachodzie słońca
Jest tak pięknie na niebie.
A wam chwila gorąca
Ścigać się z urodzenia,
  a nie w ozdobie.


W powietrzu jesteście nieokiełzane   
Wśród podniebnych wiatrów.
Urodzić się było wam tak dane,
Choć małe, uchodzące za hartów.


Przemierzacie setki kilometrów,
  jak pajęcza sieć rysujecie koła,
To wam nie więzienie lecz mus.
I tak bez ustanku od nowa
Furgacie po niebie życia mając luz.


Nikt wam nie wydaje rozkazów,
Jak my ludzie mamy tu na ziemi.
Nie macie w powietrzu żadnych znaków,
A nigdy nie macie kolizji, jak często na ziemi.


Teraz rozumiem czemu od wieków
Marzeniem było człowieka być ptakiem.
A poetami ich potomków,
W zazdrości wolności przestrzennej
  wam pod tym znakiem.



IDZIE  DESZCZ - BĘDZIE  DESZCZ


Niebo zasnute chmurami,
Słońce jedynie prześwita
  jak przez mgłę.
Wiatr kołysze drzewami,

Idzie deszcz - będzie deszcz!

Wiatr zrzuca kwiecie z jabłoni,
Szpaki aktywne za pożywieniem -
Maleństwu noszą pokarm w szparki.

Idzie deszcz - będzie deszcz!

Owady na liściach, kwieciu aktywne,
Łatwiej przeżyć jeszcze jeden dzień,
Godzinę, minutę, niż na ziemi.
I ptaki jakoś inne - podrażnione.

Idzie deszcz - będzie deszcz!

Tylko jerzyki na niebie
Zawsze są takie same,
Dom mając na nim,
  a nie na drzewie.
Jak to można wytrzymać.

Idzie deszcz - będzie deszcz!
I jest deszcz.



CHŁOPCY  NA  HUŚTAWCE


Więcej nie macie jak po 10. lat.
Życie wasze beztroskie,
Jak ta huśtawka,
Która tyłki wam huśta.   


Wkrótce huśtawki nie będzie,
Przeżytek czasu, stanie unijna?
Za to wam póki czas
Kołyszcie swoje tyłki,
Bo jutro będzie inne myślenie,
  unijne myślenie.
Oby dobrze wszystkiemu się przysłużyło.
Ja na pewno z serca tego życzę.

46 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2019-11-15 16:41:50)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]


       BRZOZA   


Kiedy wieje spory wiatr
I kołysze drzewami,
Żadne drzewo nie daje tyle zachwytu,
Co ty, brzoza na wiatr podatna:
Tańczysz jak baletnica akrobatka,
Jak fala trawy, zboża na wietrze,
Jak cień, jak mgła,
Jak puste powietrze.
Jakbyś skądś lub gdzieś szła,
Jakbyś była mdła,
Tańczysz tak na wietrze,
Choć w miejscu,
A jednak tyle w tobie giętkości,
Jak próżni, jak tchu połykanie;
Tańczysz różną symetrią,
Sposobnością, kształtem, uległością
Jak wiatr ci zagra.
Oto taka jesteś w oku poety.
Tylko o dziwo czemu ptaki nigdy,
Czy prawie nigdy nie siadają na ciebie?
Czyżbyś była im za gęsta
Lub nie lubiana, jak lubiana poecie?



STAŁO  SIĘ  TAK  JAK  ZAPOWIADALI


Ni stąd ni zowąd,
Nie ot tak sobie, ale tak nagle -
Wiatr przygonił chmury,
Z nimi zarazem deszcz! 


Kiedy stało się już po fakcie, 
Wiatr ucichł, drzew nie kołysze,
Teraz nagle cisza.


Pada deszcz równomierny pionowy,
Drzewa bez ruchu,
Jak kury deszcz przyjmują na siebie...


Liście nie łopoczą,
Jedynie krople deszczu je obijają -
I zanim się stoczą,
Liście pod ciężarem się naginają.

Deszcz ustał, trawa skulona,
Mlecz ukryty.

Liście obwisłe - resztę wody zrzucają.
Ptaki w ukryciu śpiewy rozpoczynają!

Na igłach sosen krople wody zwisają,
Długo jeszcze pozostaną,
Wiatr je nie strąca,
Skoro tymczasem wcale go nie ma.

Wszystko wróciło do normy.

  Pisałem, dnia 17 maja 2010 rok.



          KORZENIE


Drzewa ubrane liściastym odzieniem,
Każde ziemi kłania się różnym cieniem;
W zmienne ruchome wzory -
Rysują na ziemi różne potwory... 

Bać się nie ma czego,
Wyrosło się już z tego.

Jak dziecko wychowasz,
Takie będzie mieć strachy.
Ale i jakie nad głową będzie mieć dachy,
Taką w dorosłości będzie mieć twarz.



O  POLKACH


Na tej Ziemi,
Na tym świecie
Najpiękniejsze są Polki!


Czy Ty Ziemio,
Czy Ty świecie
O tym wiesz?



      ...CHCIAŁBYM


...Chciałbym przyłożyć ucho do ziemi -
Posłuchać, jak drży.

...Chciałbym poleżeć na ziemi
W trawie i dostrzec
Najmniejszą odrobinkę życia.


...Chciałbym posiedzieć na majowej ziemi,
Choćbym miał dostać "wilka".
Siedząc na trawie -
Chciałbym liczyć obłoki,
Patrzeć jak płyną przed siebie,
Nie wiedząc, nie pytając
Dokąd dopłyną, gdzie skończą żywot.

...Chciałbym ptaki lecące obserwować,
Ale nie liczyć, jak obłoki.

...Chciałbym w niebo patrzeć,
Kiedy obłok zakryje słońce.

...Wreszcie chciałbym zasnąć na łące,
A po przebudzeniu się
Być tak wolnym i lekkim,
Jak mgła, jak powietrze -
Nie widzący, ale żyjący.


To nie było bujanie w obłokach,
A proste ludzkie pragnienie poety,
Kalekiego poety.



TAM  I  TU  W  DESZCZOWEJ  NIEPOGODZIE
[  RELACJA  METEOROLOGICZNA ]


Na południu kraju pada deszcz i pada... 

Na Podlasiu tylko kropi lub siąpi
Od czasu do czasu i tyle. 

Na południu kraju potoki, rzeki wezbrały!

Na Podlasiu w normie.

Na południu kraju ludzie czekają,
Żeby deszcz przestał padać.

Na Podlasiu deszcz niczemu nie grozi,
Bo go pada tyle, że bez zagrożenia powodzią. 

Na południu kraju są powodzie,
Skoro deszcz obfitszy i dłużej pada,
A w dodatku z gór do rzek spływa.

Na Podlasiu mniej deszcz obfity pada,
Ziemia go wsiąka i do rzek swobodnie spływa.

  Pisałem, dnia 18 maja 2010 rok.



     PO  DESZCZU


Mgła otula każde drzewo,
Na każdym drzewie ptaszek,
Zamiast "jabłka Ewy". 
Nad wodą tysiące ważek.   


Nad puszczą, nad blokami
Jerzyki szybują, jak błyskawice.
Wiosna stąpa dużymi krokami,
Dzieci tutaj, tam pełne ulice.


Z dnia na dzień
Zieleń coraz bujniejsza -
Przez to coraz większy cień,
A pole ziemi mniejsze. 


I coraz jakby dziczej,
Ale czym dziczej w zieleń,
Tym bardziej poeta lub raczej
Bardziej widzi w tym świata ocaleń. 


Z puszczy dochodzi woń zgnilizny,
Jakby zapach ludzkiej krwi.
Gdybym nie doznał górniczej blizny,
Nie byłoby mnie tutaj, choć los ze mnie drwi.


Ten zapach świadczy
Jakby o życiu i umieraniu.
Gdybym charakter miał łajdaczy,
Nie opisałbym świata w przemijaniu.


Za chwilę żywioł obłoży się do snu,
Choć z tego nic nie umrze.
Jutro wszystko znowu będzie aktywne do tchu
W swoim ludzkim i ptasim chórze.



  NA  TĘ  CHWILĘ - PORĘ 


Południowy wschód gna obłoki,
Od ziemi szare,
Od nieba biało pierzaste.
Niebo piękne, choć stare
I czyste, jak przy jednym
  mężu niewiasta.


Jak pięknie być romantycznym,
Jeszcze cudowniej poetą -
Widzieć na tym niebie ślicznym;
Jaskółki, obłoki i w wyobrażeniu
  spadającą kometę.


A na ziemi - w lesie,
Tutaj koło mego ucha nieopodal
Ptasi śpiew taki się niesie!...
Że tylko Panie Boże!
Dajesz mi zapomnieć,
Co to w życiu jest "żal".


Jak dobrze, że dzięki Tobie
I dzięki swoim rodzicom
Przyszedłem na świat - tej ziemi,
Podlaskiej Ziemi, bogatej źrenicom;
Co w zieleni się mieni
W ciągłej dobie.

  Podlasiu i nie tylko



  TUTAJ  NA  PODLASIU  W  ŚRODKU  PUSZCZY  KNYSZYŃSKIEJ


Tutaj na Podlasiu w środku Puszczy Knyszyńskiej pogoda na 102. 

Tam na południu Polski strach przed powodzią w ludziach trwa...! 
Co najbliższa godzina - doba przyniesie, co ludziom da?!

Tutaj na Podlasiu białe obłoki płyną po niebie...

Tam na południu kraju przed powodzią każdy martwi się o siebie! 

Tutaj na Podlasiu słońce parzy niemiłosiernie.

Tam na południu kraju wody jest niezmiernie dużo w korytach rzek!

Tutaj na Podlasiu prawie każdy człek z życia się cieszy.

Tam na południu kraju w górach spadł śnieg! 

Tutaj na Podlasiu jest tak cicho, jakoby Podlasia nie było. 

Tam na południu kraju nawet we śnie nie jest miło.

Nigdy nie wiadomo, co gdzie ludzkość czeka?
Nawet zasada: "Przezorny zawsze ubezpieczony"
Nad siły przyrodnicze nie może oprzeć się faktem!

  Pisałem, dnia 19 maja 2010 rok.



               TUTAJ  GDZIE 


Tutaj, gdzie ptaków jest więcej, niż ludzi.

Tutaj, gdzie dobrodziejstwo jest dla ludzi i ptaków.

Tutaj szczęśliwy jest ten, kto nie musi pracować,
ma czas myśleć o tym i to dostrzegać, co jest przyrodą...



       ZŁOTY  PYŁ


Ziemio moja rodzinna podlaska -
Ubrana będąc w zieleń soczystą.
Jakaś Ty jesteś piękna.
Chyba Cię nie obrażę, gdy powiem:
- Jak młoda "laska".


Turystów swoim cudownym urokiem
W pięknym krajobrazie wabisz do siebie.
Każdy przybysz, który ogarnie Ciebie wzrokiem,
Powie: "Jestem nie w Polsce, a w Niebie!"


A gdy przybędzie tutaj -
W Puszczę Knyszyńską, gdzie ja żyję,
Gdzie tramwaje od świtu nie wyją,
Tylko ptaki swoim śpiewem go otumanią.


Wtedy taki turystę zachwyt weźmie,
Że gdy majowy pył z pędów sosen
Wiatr powieje i smugą ku ziemi opadnie.
Wtedy turysta pomyśli, że to sam Bóg
Złotem go ozłocił, że wybrał Podlasie,
A nie za dalekim morzem Hawaje.
A i w kapsie zostanie.



ROZMOWA  Z  PÓŁKSIĘŻYCEM


Na błękitnym niebie
Prawie bezchmurnym niebie
Półksiężyc patrzy na mnie,
Mówiąc: Poeto o przyrodzie
  wierszy masz w ilości tomu.


Oj, jakiś ty pochlebca
W stosunku co do mnie.
A ja myślałem, że ci moja
  pieśń wierszowa obca,
A tylko tak do mnie pięknie imiennie.


Rozbudzona wyobraźnia jest
  jak sen po północy;
Czym by była kaźń, gdybym
  nie miał przetrwania mocy.
Określać siebie dobrze
  jest lepiej, niż zganić,
A jeszcze lepiej, jeśli ktoś
  chce pochwalić, nie zranić.


Gdyby nie natchnienie,
Dusza w skaleczonym życiu
Miałaby tylko same zranienie
I czas polegałby na samym niebyciu.


Ty księżycu dobrze o tym wiesz.
A i już zdążyłem ogłosić wszem i wobec,
Że zawędrowałem ja, no gdzież?
Tam, gdzie fizycznie nie mogłem dobiec.



          NA  WIECZÓR


Cień padający na "wierszowy trójkąt" -
Popołudniem daje ochłodę
W części drugiej dnia dla odnowy
Złocą się sosny w słońcu.
Jest mi tutaj dobrze, gdzie jestem
W cieniu życia, ale nie natury.
Ten tylko się dowie, co oznacza życie z postem,
Komu się przyszły wykoleić życia tory.


Jerzyki na bezchmurnym niebie złotym niebie,
Świergocząc ścigają swoje cienie między blokami
Mając czas i zwyczaj aż ciemność to pogrzebie
I zgasi ogień dnia - zimnymi nocami.



          W  MAJOWY  WIECZÓR


Mrocznie, ciepło, spokojnie, cicho i bezwietrznie.
Słyszę wykonanie dziewięć uderzeń kościelnego dzwonu
I melodyjki Królowej Polski w moim miasteczku!

Tymczasem jerzyki dały już za wygraną nocy,
A tylko leśne ptak za nic ze śpiewem nie ustają.   

Ciepła wieczorna majowa noc,
  jakiej jeszcze nie było tej wiosny,
Tylko te komary zmorą są i utrapieniem
Z tego podmokłego miejsca za ulicą w lesie.

Muszę być w ruchu ...zjazd z "tronu wierszowego" i z powrotem...   
Od tych wstrętnych insektów tylko tak mogę się odpędzić.

Jest tak miło przyrodniczo, a ja w dodatku i wierszowy.
Ach jak chce się żyć i z tego jestem szczęśliwy.



     NASI  GÓRĄ


Jaga, Jagusia, Jagienka,
już nie jesteś pszczółką, a osą,
co żądlisz nawet najlepszych w Ekstraklasie.


Dzisiaj w Polsce Jaga na czasie -
Puchar Polski zdobyła
piękną grą jak w lidze.   


Nawet ten, kto Jagi nie lubi
od dzisiaj powie:
"Ja już z Jagi nie szydzę,
bo jest naprawdę dobra!"


A Białystok i całe Podlasie
jest z Jagą sercem i duszą
krzycząc: "Jaga" na czasie!"
Jak na dziś Podlasie.


Radość w Białymstoku,
radość w Bydgoszczy,
radość na Podlasiu i tam w Polsce,
gdzie lubią Jagiellonię.

  Sobie i Sympatykom Jagiellonii pisałem, dnia 2010.05.23



  W  MIEJSCU  URODZENIA


Tutaj, gdzie nie tylko,
Co było miejsce urodzenia,
Ale i tutaj, gdzie serce zostało.
Tutaj, gdzie ciągle natchnienia się mało
Za tym miejscem urodzenia
I za tym miejscem natchnienia...


Jest dzisiaj tak jakoś spokojnie -
Sercem, ani duszą nie targa.
Pięknie przyrodniczo, choć jakoby dziko,
Ale to tylko temu, że mniej ludzi
I bardziej drzewami porosło.


Bociany zawsze te same,
Chociaż już nie te same,
Które spotykałem za chłopca.


Dobrze, że matka z wiosną odżyła,
Bo kiedy widzą to oczy,
Na sercu i w duszy lżej
Na chwilę tą i na jutro i na pojutrze.


Dzisiaj jakoś dzieciństwem nie targa
I cała przeszłość nie przychodzi na myśl.
Cieszę się wiosną;
Bujną soczystą zielenią,
Łąkami żółtymi na "ślewczyźnie",
Która choć nie tak wygląda,
Jak wyglądała za dzieciństwa,
Skoro olszynami bardziej porosła,
Niemniej jest piękna i miła wiosna.
Ja, choć już nie dzieciak, nie chłopiec,
A cieszę się jak dziecko dniem dzisiejszym i wiosną.
Chyba dlatego, że jestem wierszowy.

  Pisałem w maju 2010 rok. Podlasie



     PO  1400  WIERSZACH


Kiedy emocje już opadły
I ciałem i duszą nie targa.
I kiedy wyniosłości duchowej
Już takiej, jak była nie ma.
I kiedy rymów także już nie ma;
Czytelnikowi może taki wiersz jest lepszy,
Niż ten w którym wszystkim pod rym targało?


     *     *     *

Wierszy już mi nie mało;
jestem usatysfakcjonowany tym co mam.
Jakoś spokojniej na dzisiaj mi się stało,
Ale pisać chcę i będę pisał dalej...



        ZE  ŚWITEM


Wczoraj odwiedziłem mamę
I grób zmarłych: ojca, stryja i brata.

Mama dobrze się czuje,
A jeszcze lepiej wygląda.

Dzisiaj, kiedy o świcie się obudziłem;
O tym mi się przypomniało -
Byłem rad i szczęśliwym.
Choć jeszcze zegara nie mogłem rozpoznać,
Za oknem coraz wyraźniej świtało.
Nie spałem z tego szczęścia z godzinę,
Że mama na swój wiek zdrowa,
Że Jagiellonia zdobyła Puchar Polski
I ptaki ze śpiewem dnia
Tak obficie i głośno śpiewały.
Aż z tego wszystkiego szczęśliwym
W końcu usnąłem i dalej spałem.



          RADOŚĆ  I  ŁZY


Tutaj na Podlasiu jest tak pięknie majowo,
Nawet deszcz zapowiadany nie padał.

W dodatku Jagiellonia zdobyła Puchar Polski.

A tam na południu kraju dotyka i gnębi straszna powódź!
Gdzie płynie Odra i Wisła - tam zmartwienie, boleść i łzy...
Skoro powódź dotyka ludzi!


Jak ten świat jest źle złożony, że jednemu radość,
A w innym miejscu drugiemu łzy.

Czy Bóg tak źle stworzył świat?
Czy my sami sobie temu jesteśmy winni?

Dzisiaj południe Ojczyzny dotyka i gnębi straszna powódź!

A czyżby w lato susza dotknie Podlasie?

Trzeba o tym pamiętać i mieć to na względzie.

Ale czy możemy na to coś poradzić?

Chyba nie.
Co przeznaczenie i los nam da, to przyjdzie[?!]

  Ojczyźnie i Podlasiu



  OBECNOŚĆ


...Dzień po dniu
coś przychodzi,
coś odchodzi -
to natchnienie,
to wzruszenie...


Życie nie przemija,
choć czas mija -
jednego i drugiego,
tego i tamtego...


Życie nie przemija,
choć sporo już ubyło,   
a raczej przepadło.

Życie, choć trwa nie przemija...   



    W  MAJOWĄ  NIEDZIELĘ

https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipMS7MkjPmV_5rbRGowu749vFgojs9fN91xTocyn

Tu nad akwenem,
gdzie tkwią moje oczy,
gdzie ładuję swoje akumulatory,
gdzie wzbogacam natchnienie,
gdzie nabieram spokoju ducha
i tu gdzie serce leczę,
jak z życia skaleczone myśli wracają.

I tak jestem szczęściarzem,
bo przy mnie jest moja Miłouczynka.

To nic, że ludzie na obrzeżu akwenu
już grzeją plecy jak w lecie.

Ja jestem tylko połową człowieka,
drugą połowę mam ukrytą
w moim niezawodnym i wiernym mustangu.   
I sam nie wiem czy ze  wstydu, czy z kalectwa?
Czy z jedno i drugie?


Ale ludziom nie zazdroszczę,
skoro mam obok siebie
moją na co dzień Miłąuczynkę.


I nie muszę szukać, wypatrywać
wśród tych ludzi jakąś "Matkę Teresę",
żeby była moim stróżem dnia i nocy,
smutku i radości, żalu i bólu, pragnień i spełnień,
gdy mam przy sobie moją Miłąuczynkę.


Jak dobrze w nieszczęściu mieć szczęście.
A trzeba jeszcze bardziej pamiętać,
żeby tego szczęścia z jakiejś głupoty nie stracić.

Bo co ślubna to ślubna,
takiej samej, bracie nie znajdziesz.

Bo ślubna ma z tobą wiele przykazań, przyrzeczeń:
tych od Boga, od serca, z obowiązku i z wianuszka.

Co Kościół i Bóg złączył - to trwa na wieczność.

A jednak prawda, że głupcy mają szczęście.



    ŻYWIOŁ  I  LUDZIE
        [ powódź ]


Jeśli żywiołowi stawiamy się,
to coś jest z nami nie tak?

Żywioł trzeba przeczekać,
a nie mu się stawiać.

Łamaliśmy i nadal łamiemy
zasady przyrody i natury
osiedlając się gdzie popadło.
A to błąd!


Budować się było i trzeba tam,
gdzie wezbrane potoki, rzeki
nie dotkną nas powodzią.

Czemu to zawsze Polak mądry po szkodzie?



               PAUZA


Bywają takie dnie raz, dwa w miesiącu,
że nic nie przychodzi do głowy - kompletna pustka;
zwykły luz, wyciszenie, tak jakby nigdy
nie [na]pisałem żadnych wierszy.


Chyba czy na pewno to dobrze,
że organizm sam wyłącza się i robi przerwy
z ciągłego myślenia nad wierszami - układaniem ich.
Ten tydzień jest tym czasem,
Ale nie do końca, skoro napisałem wiersz.   



                    FETA


Cały Plac Uniwersytecki żółto-czerwony -
Jagiellonia i cały Białystok świętują Puchar Polski.
Mały, duży każdy białostoczanin niezmiernie się cieszy...
Białystok na czasie, jak całe Podlasie.



      W  DRODZE  DO  MIEJSCA  URODZENIA


        Dzień słoneczny, jak na życzenie,
        Ciepło jak w wiosnę majową.
        W głowie ciągle żyje wspomnienie...
        Więc czas w podróż drogą krajową.


        A że mustang mój jest sprawny
        I zawsze gotowy w drogę,
        Nigdy nie mówiąc: nie mogę.
        Więc ruszać tam, gdzie pozostał czas dawny.


        A że już natchnieniem, uczuciem i wrażliwością
        Tak nie targa, jak to było jeszcze przedwczoraj*.
        Zatem dzisiaj w duszy z wielką pewnością
        I już nie z cierpieniem sercowym, a luzu raj.


        Mając przed sobą i za sobą walory
        Natury podlaskiej krajobrazu wzdłuż i wszerz;
        Wszędzie - w puszczy, na polach i łąkach majowe kolory.
        Zatem, poeto wraz z niewiastą tylko grzesz.


        Jedziemy zawsze nierozerwalnie razem
        W posłusznym i wiernym mustangu
        Gaz w ręku szybszy lub wolniejszy czasem,
        Mając dla oczu i duszy z prawa
         i lewa sporo "ptasiego gangu".


        Gdzieniegdzie przelecą zwiastuny wiosny,
        Gdzieniegdzie lawiną szpaki na łąkę usiądą
        Lub na krzaki, część życia na nich wiodą
        Lub odfruną aż po ten krajobrazu kres radosny.


        Ze ślubną połowicę gnam w swoim mustangu -
        Po horyzont i za horyzont - i ...dalej...
        Tutaj, gdzie jest dla oka najpiękniej pomalej,
        Ale bez wzrokowego i drogowego przystanku.


        W oczach z urodzenia i natury zielono,
        U ślubnej niewiasty w oczach niebiesko.
        Za to i przeto u mnie w duszy sielsko,
        Że w nas do dzisiaj... i na ...jutro serca zespolono.
     

        Bożym darem i przeznaczeniem,
        Dniem i nocą, rokiem, latami
        Jest tak dobrze pod tym imieniem,
        Że tylko tak żyć innym z naszym wzorem.


        A gdy mustang już opuścił puszczę
        I gdy podlaska wieś objawiła się, jak na dłoni,
        Na stodole, słupie bociany klekoczą,
        Teraz już nic nawet mnie nie obroni.


        Żeby zatrzymać mustanga, choć na czas krótki,
        Żeby na foto upamiętnić zwiastunów wiosny.
        Tymczasem jeden odfrunął, drugi usiadł, a skutki
        Są takie, że nikt z nas w tej chwili z tego nie jest radosny.


        Lecz dla poety nie liczy się efekt
        Tego co robi, a symbol, natchnienie, wrażenie,
        Tym samym nie jest to jak defekt,
        A jak tym się na stałe zarażenie...   


        A że już do niczego nie dążąc,
        Niczego już nie pragnąc,
        Prócz tego, co ze ślubną ręce wiążąc -
        To wszystko, co nad wszystko siebie mając.


        Więc, jeśli jest tak szczęśliwie
        I tak upojnie w spokojnej duszy,
        Zatem tylko być nastawionym życzliwie
        Do wszystkiego, co nas spotyka i sercem wzruszy.


        Do tego krajobraz podlaski nam przysłużny   
        Oku, natchnieniu i "Zielonym Płucom".
        A mnie za to tylko być dłużny;
        Odpłacać się wierszem za widoki źrenicom.


        Tymczasem, kiedy mój mustang przemknął
        Przez pierwszą wieś napotkaną
        Zarazem zostawiając za sobą puszczę zielenią wytkaną,
        Wzrok nasz przy drodze połacie zielonych pól dotknął.


        Aż tak, że ozimym i jarym zbożem
        Nas bardziej, niż puszcza ocucił.
        Ale kłosem żytnim nas nie prześwięcił,
        A falą zbożową raz po raz ku nam pędził,
         jak wzburzonym morzem...


        Wioski przydrożne jak małe osady
        Otulone zielenią, jak uśpione,
        Nie mając żadnej wady,
        Są jakoby wczoraj narodzone.


        Ciche, spokojne, samotne, niewinne
        I jakoby były nie obecne,
        Choć wyglądają jak zacne,
        Są takie, jak nigdzie inne.


        Niemniej pięknie i niepowtarzalnie,
        Bo przecież są podlaskie.
        Nie stoją w murach owalne,
        A w zdrowym drewnie wiejskie.


        Tu, tam gniazdo bocianie
        Przyświeca wioskom bogatszej naturalności.
        W zagrodach konie, owce, łanie
        Na jednym pastwisku w jedności.


        Tylko dzieciaków poeto nie uświadczysz,
        Podwórka puste. Tyle tylko pociechy,
        Com domy widzę bez strzechy,
        Spojrzeć oczom miło, Mietki siebie
         natchnieniem pocieszać raczysz.


        I te podwórka już nie chłopskie,
        Jak to pamiętam za dziecka:
        Zaniedbane, brudne, wąskie, piaszczyste - wiejskie,
        A Eco-unijne - piękne, zielone, jak cacka.


        Ludzie także już jakby nie baby i chłopy wiejskie,
        Skoro ciągnik i samochód na podwórku.
        I ich dzieci takie jakieś europejskie,
        Kiedy w domu komputer, a w ręku komórka.


        Nawet zwierzęta domowe nie mają już tylko nazwanych imion,
        A w numeracji komputerowej mają swoje symbole;
        Wymóg unijny, a nie byle wymysł skądinąd
        I nawet spisane wszystko, co leży w stodole.


        A tylko ptaki na drzewach i niebie są wolne
        I prócz poety, nikt je nie liczy.
        Zdałoby się, że wiodą życie powolne
        Nie znając, co to znaczy życie na smyczy.


        Ale tak nie jest,
        Jak poeta widzi i myśli.
        Bo i ptaki niejako cierpią na swój sposób
        Bardziej, niż im cierpienie się wyśni.


        Bowiem już za niedługo
        Nie będą mieć komu śpiewać,
        Skoro wszystko stanie się szarugą
        W pustce nocy i dnia trwać.   


        A kiedy już i matuli zabraknie,
        To miejsce mi będzie tylko wspomnieniem.
        Wtedy niczego już nie opiszę akuratnie,
        Bowiem nie będzie mnie tutaj spojrzeniem.

  Objaśnienie: przedwczoraj* - w przenośni, a tak ogólnie autor miał na myśli rok,
  czy na przykład dwa lata temu.



     W  MIEJSCU  URODZENIA


Tutaj dookoła te pola
Zbytnio mnie uspokajają.
Stąd jest moje dzieciństwo i wola,
Z czego natchnienia moje sensory doznają...


Wszystko tutaj widzę, znajduję,
Co potrzeba duszy zranionej;
Tę harmonię ptasią, która tutaj króluje,
Co przeto nie będę mieć nawet myśli smutkiem ugodzonej.


Te łąki majem wykwitne,
https://photos.google.com/album/AF1QipOGwc9Mo8WmK9q6jtyFE3T-hSe12UG8X05ff1a3/photo/AF1QipPjcSqkBDaE8fQVAmTSNxtMWXdqaL1fqYLVZL1P
Te pola zbożem zielonym rozległe
https://photos.google.com/album/AF1QipOGwc9Mo8WmK9q6jtyFE3T-hSe12UG8X05ff1a3/photo/AF1QipMVSuukU24EPnEMLRAQ3e4_9K-rjjuXXoXlMizj
Wlewają we mnie wzruszenie wybitne,
Aż po te wiatry nie do biegłe.


Te drzewa we wsi,
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipPt9YFXbSjtzrIhKKx8v-V1ctE8kXmbpjgwqNKP
Które wielkością i wyglądem się pozmieniały
Za te lata, kiedy tutaj mnie nie było.


Ci ludzie, którym wiek dojrzały
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipN2MtKJktnKJKvWxMpHKy_PMUzlAyjgdsQcpLv2
Przyszedł żegnać się z życiem i ziemią,
Która bywała im solą, a oni jej potem.


Dzisiaj drzemią pół sennością i pół życiem -
Nadal istnieniem, lecz już nie byciem,
Czekając na sądny dzień,
Jakoby żal niczego im nie było,
Co ja wierszem ujmuję?


Ale z wieku, gdy zmęczenie życiem jest potężniejsze,
Niż te na łące i polu kolory.
To nawet to, co kiedyś było zdobyciem,
Dzisiaj z niedołężności i bólu traci się wszystkie walory.


I te bociany, które w gniazdach klekoczą!...
https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipOT9SqYG2DWVxdV1FNjlxWQhlHj7-cTi7PqMVvw
Czasu nie zmienią i młodości nie przywrócą.
A tylko rozmaite ptaszki, ptaki zawsze z siłą ochoczą
Może tym odchodzącym ludziom czas i siły przywrócą?


Oby tak było, oby tak się stało,
Mogły te ptaszki i ptaki w Boga się zmienić?
Wtedy, co jest przeszłością, przyszłością by za widniało
I raz jeszcze od nowa ci ludzie mogliby życie odmienić.


Póki co, jest taki poeta,
https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipPTG8Gxd0y2idVMuvOUTPMkmmI8wMosTcxqh0DM
Który wyszedł z waszego kręgu,
Ale nie zapomniał z jakiej krwi pochodzi, choć minęły "leta"*,
Powracając do was, jak ptak do lęgu;
Opisem nie uśmiercając czas,
A wiecznością w nieśmiertelności Naturę i was.

  Objaśnienie: "leta" - tłumacząc z języka etnicznego autora
  na poprawny po prostu "lata" czyli życie, wiek.

  Mieszkańcom rodzinnej wsi, Podlasiu i nie tylko



     MORZE  I  GÓRY


Czy jest gdzieś taki poeta,
który nie widział morza i gór?

Są gdzieś tacy poeci,
którzy nie biorą to za wzór?

Jest gdzieś taki poeta,
choć nie widział morza -
słyszy jego morski szum?


Jest gdzieś taki poeta,
choć nie widział skalistych gór -
widzi je w kolorze miedzi?



          Z  NARODZINAMI  DNIA


Kiedy na niebie dzień świta
I słońce wynurza się z wczorajszego świata.
I kiedy każdy ptak śpiewający wschodzące słońce wita,
I kiedy każdy obudzony ptak lata -
Teraz, właśnie teraz największa jest do życia zachwyt.



   NIEDZIELNYM  POPOŁUDNIEM


Chłodny wiatr, skoro wiosenny,
Niebo jakieś matowe,
A chmury rozmazane.


Dzień nawet ptakom dzisiaj jakoś senny,
Tym leśnym, które przed wieczorem
ze śpiewem odpoczywają.
Jedynie jerzyki ani zmęczenia,
Ani odpoczynku nie znają.

I ja pisać wiersze nie przestaję.

Wiatr skórę przewiewa -
Do cna wyziębia.

Tylko jerzyk strachu nie miewa
I fanatyczny poeta ja.


     *     *     *

Nad lasem żywym,
nad blokami martwymi,
ale pod niebem błękitnym
krążą jerzyki z nawykami swymi...

47 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-04-04 11:59:06)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.

W  DRODZE  DO  MIEJSCA  URODZENIA
  I  W  MIEJSCU  URODZENIA 


Biało pierzaste anioły płyną po niebie,
Między nimi słońce bez skazy.
Wiaterek chyli trawę ku glebie,
Przed oczyma urokliwe krajobrazy.


Marzenia odpłynęły w senną dal
I już nie dręczę tęsknotą siebie.
Nie mówię, że jest mi żal,
Bo jestem na Podlasiu - u siebie.


Wpadam w zachwyt, jak w odrętwienie -
Osłupiały cichą zielenią piękna puszczy
I wchodzę jakoby w odmienione natchnienie,
Bo tutaj każdy ptak o swój śpiew się troszczy.


Las, co dusza moja go uwielbia,
Stoi od wieków w urodzie niczym nieskalany.
On siebie w pędach złotem wyrzeźbia
Wiosną, w zimie szron na nim błyszczy się szklany.


Niezmierzone kilometry, niezliczone hektary
Puszcza zielenią, jak tlen się rozpościera,
Jak ptaka okiem sięga, wszędzie bór stary,
Aż tam, gdzie oko człowieka nie dociera.


A kiedy z puszczy wynurzyć się czas przyjdzie,
Gdzie słoneczne promienie Sokołda połyka -
Tu czas zawsze taki sam będzie,
Bowiem nic nie umknie i nie znika.


Dachy Straży w słońcu się srebrzą,
Na słupach, stodołach bociany klekoczą...
Ludzie tutaj na roli nie żebrzą,
Bowiem w zgorszenie nigdy się nie stoczą. 


Życia wysiłek, który na pomarszczonych twarzach widać -
Rezultatem w dobytek na podwórzach i w obejściach
Świadczy o tym, że było trzeba z siebie dać:
Pot, trud, chłód od wschodu do zachodu w większości dniach.


Chłopi nie próżnują - stale w ruchu,
Jak słońce przed Kopernikiem.
To nie prawda, że: "chłop śpi, a mu rośnie", druhu,
Mówiący to, Ty nie byłeś nawet rolniczym powiernikiem.


Dalej i dalej..., gdzie zimą był wygwizdów,
Dzisiaj na horyzoncie łany zbóż srebrzą się i złocą.
Na polu nie ma jeszcze żniwnych pojazdów,
Kiedy ruszą - snopowiązałek skrzydła w słońcu się wyzłocą.


Zanim to się stanie, wiatr faluje zbożem
I cienie obłoków gna po nim...   
Podniebne ptaki rysują cień obrożem*,
W jednym miejscu zostawim, w drugim dogonim. 


Lasy, łąki, pola, wzgórki, pagórki,
Lecz tylko na horyzoncie jest piękna chłopska dola.
Ja chłoporobotnik z krwi i kości mówię Wam do powtórki,
Widok jest bajecznie uroczy, robota jak niewola. 


Lecz tam, gdzie my, tam nasze miejsce
I czas, który Stwórca Boży nam wyznaczył.
Ach, jakżeż jestem rad Polsce,
Że los żyć mi tutaj wyznaczyć raczył.


Czym bliżej i bliżej do miejsca urodzenia, 
Tym ogromniej w duszy wspomnieniami gra.
A jak przywitać się jest ogromnie wzruszająco,
  nawet pojawi się pod powieką łza,
   gdy przykro powiedzieć: do widzenia,
Tym bardziej po stokroć, kiedy przypomni się,
  że życie spłynęło, jak po zimie z roztopów kra. 


A kiedy przyjdzie się umierać
I trzeba będzie zostawić tę ziemię.
Z pewnością dusza nie będzie się poniewierać,
Skoro na tej ziemi pozostanie moje imię?


Poecie jest to tak ogromnie ważne,
Jak żyjącemu honor i sumienie.   
Nie ważne, jakie po sobie zostawi dobytki pokaźne,
Ważne jakie po nim na Ziemi i w Niebiosach
  będzie się nosić wspomnienie.


Tak jak Kolumb umierając był przekonany,
Że odkrył Indie, a nie Amerykę.
Tak ja jestem przekonany za mój czas dokonany,
Że zechce się innym sięgać w moją metrykę.


Czym dłużej i dłużej, tym bliżej i bliżej
W drodze do miejsca urodzenia
Mustang mój, wiezie mnie raz wyżej, raz niżej,
Jak Wysoczyzna krajobrazu rzeźb polodowcowych.   


Tak ja bardziej jestem skłonny do duchowego uniesienia,
Gdy okoliczne wioski otoczone na przemian;
Znowuż raz to zbożem, pełno dokoła zalesienia,
W dalszym miejscu niby wszystko bez zmian.


Jadąc ze swoją połowicą, dodaję mustangowi gazu,   
Uciekając przed siebie, bo dogania nas "TIR"!
Wzburza to moje przyrodą natchnienie od razu,
Lecz kosztem utraty krajobrazu, nie dogoni nas "мир"*.     


A kiedy w Herbie "Żubrem i "Rycerzem z Mieczem" Sokółka wita nas,
"TIR" już został za horyzontem daleko, tym czas ręka z gazu
I od razu serce i dusza z dzieciństwa przeszłością gra, a u mnie serce nie głaz,
A jak młodziaka gołębia, który już chce być lotny na widok przed siebie obrazu.


I jak tu zgubić miniony czas;
Myśli, wspomnienia i przejechać
Bez żadnych w sercu z tęsknoty uraz,
Gdy na chodniku do ludzi mas pomachać się chce.


Jak dalej taki będę głodny zatrzymać czas
Lub jeszcze gorzej, cofnąć chwile minione,
Mogę ugrzęznąć w drodze, lecz tylko raz
I umrzeć na niej, jak cielę zranione!


Ożyły wspomnienia z dzieciństwa
Na styku Natury i Cywilizacji -
I nawet ta rzecz i chwila, która stała się martwa,
Dzisiaj ożywa i ducha unosi się do mobilizacji... 


Bo żyć tak się chce, jak nie umierać,
Myśli jest sto, a droga jedna.
Czas - nim żadna chwila nie może się poniewierać,
Kiedy życia każda jest godna.


Nad polami bezchmurnie po niebiosa,
Pod nimi skowronki zawisłe na niebie.
Po wzniesieniu co wiedzie mnie szosa
Do miejsca urodzenia w duchowej potrzebie.


Las zielony zdrowy, piękny, wybujały,
Urzekający oko i o wdechu oziębłym.
Wszystko to nie jak sen rozwiany,
Lecz na jawie, jak czar obłędny.


Wioska uśpiona, oby nie wymarła,
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipPt9YFXbSjtzrIhKKx8v-V1ctE8kXmbpjgwqNKP
Skąd z dzieciństwa w świat się wyszło.
Witaj domie, lecz nie ta chwila, która się uparła 
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipM9n2tKFWQ9jTvbNLjwmrpYw2CSU6gqt7-rwymN
Do wspomnień,  gdy życia tyle przeszło. 


A kiedy oczy moje matulę ujrzały
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipN2qmV-O3j-sniY5GvzrXgQL56mHmUWcE9tpP6p
I zobaczyły Jej trudy z życia na twarzy -
To tak, jakoby z Niebios gromy zagrzmiały,
O każdą ze wspomnień chwilę, która czasu powrotu marzy.


Dom posmutniały cichy stoi,
Tylko letni wiatr zza węgła gwiżdże.   
Nawet szalunek ścian smutku nie ukoi,
Skoro tylko w olszynach drozd drożdże. 


Nawet przy płotowe mimozy wesołości do duszy nie wnoszą,   
A jeszcze zmógłszy potęgę smutku dodając. 
I teraz, jak duszy larum, żale mnie ponoszą,
Że czas miniony za nic życie mając.

  Objaśnienia: obrożem* - fruwają w koło.   
  "мир" - mir  - w języku rosyjskim - świat lub pokój.
  Ale autor wiersza miał na myśli "TIR-a" ze Wschodu.
 
 

     WIOSNĄ  NA  PODLASIU


Gdzie tylko jestem,
Wszędzie nad głową skowronek.
Każde miejsce chrztem opisuję wierszowym,
W każdy wierszowy mój dzionek.


Pola zielone, ciche, bezludne,
Za to piękne jak w bajce.
Na około krajobrazy cudne
I gdzieniegdzie kicają "zajce"*


Gdzieniegdzie drogą tylko przemknie samochód,
A tak wszystko ciche, miłe i krasne.
Czy spojrzysz na północ, południe, wschód, zachód -
Wszędzie wszystko, jakby jest własne.


Choć nie poety, a chłopa,
Ale w duszy poety.   
Choć po tej ziemi nie stąpa moja stopa,
Czuje się tak, jakoby to było moje, jak poetów sonety.   

  Objaśnienie: "zajce"* - w języku etnicznym autora po prostu zające.


     *     *     *

Są takie dni, kiedy pociąg przejeżdża -
słyszę taki szum, huk i stukot kołami,
że aż strach mnie przeraża;
nie tak fizyczny jak w teorii.
I w dzień na "wierszowym tronie".
I w nocy w łóżku niespełnień.


     *     *     *

...Serce coraz to mocniej boli
w tej mej fizycznej i psychicznej niedoli...


     *     *     *

Żaden ze mnie rozmówca,
tym bardziej żaden gawędziarz.
Ja jestem zwykły prosty chłopski poeta,
który pisze nie intelektem, a duszą i sercem.


A zatem nigdy nie napiszę żadnej powieści
prócz własnej autobiografii.
Będę tylko pisał wiersze, tak mi będzie łatwiej.
...Nie tak moja własna autobiografia,
a wiersze pochłaniają mnie bez reszty...



        PO  DESZCZU


Kiedy przestał padać deszcz -
Zrobiła się taka wokoło cisza,
Że jakby wszystko posnęło,
Co nie spało przed i w deszcz. 


Wtedy słyszałem własny szum w uszach,
Bicie serca, spadające krople wody z drzew,
A nawet z mustanga... 


Chmury, które płynęły 
Z północnego zachodu na południowy,
Już nie były takie groźne.



    O  PTASZKU  I  O  PIJAKU


Usiadł ptaszek na daszek i śpiewa:
liście mają zielone drzewa. 

Ale ta jego piosenka była krótka,
odfrunął, bo w śpiewie pokonała go pijaka wódka.


                                                   
     WIERSZE  Z  CZERWCA  2010  ROKU



    W  SAMO  POŁUDNIE


Kiedy uporałem się z awarią - [...?]
I po tym mogłem sobie
Pod każdym względem odpocząć,
W tym czasie zmniejsza się
W moich ustach cukierek miętowy.


Tymczasem stojąc pod Tesco,
Dzwon na dzwonnicy kościoła
Pod opacznością JEZUSA MIŁOSIERNEGO
Dwanaście uderzeń wykonał -
Po tym odegrała się melodia:
Maryja Królowa Polski. 


Później odjechałem tam,
Gdzie moje miejsce natchnione.
Tam sobie odpocznę,
Jak odpoczywa tlen, wiatr,
Mgła, niebo i dzień...


Pod sosnami i świerkami,
Pod błękitnym niebem podlaskim.
Nad wodą cichą i zimną
Wokoło lasu ogromnego.
I wśród ptaków,
Których nawet w myślach
Nie próbuję zliczyć.
Ważne jest, że tu mi dobrze.

 

      NA  WODĄ

https://photos.google.com/album/AF1QipOGwc9Mo8WmK9q6jtyFE3T-hSe12UG8X05ff1a3/photo/AF1QipNIFl2JvF2HRRg0wDZ-oG3ZUE6Q-UddBLqUwLk1

Tutaj, gdzie znalazłem się
Nie z przeznaczenia, a z wyboru,
Ale przez przeznaczenie -
Mam tutaj dożywotni urlop.


Są nawet tacy,
Że mi tego zazdroszczą.
Sam nie wiem
I dziwię się czego?


W życiu jest tak,
Że coś za coś,
Nic za nic,
Jakaś przyczyna
I z jakiejś przyczyny,
I za jakąś przyczynę.


Po prostu los
Odkupuje winy.
A ja z tego korzystam
Na stare lata.



          STRACH  I  SPOKÓJ


Na niebie zagrzmiało!

Wnuczka mówi: - Dziadek, ja się boję!

- Nie bój się, to tylko Aniołowi w kręgle grają. 

Raptem, wnuczka spokojna się stała. 

Co oznaczają słowa, czasem więcej warte niż czyn, zwłaszcza dziecku.
Nie boli, a ulgę daje, jeśli ujmiesz w dobrym sowa znaczeniu.



WIELKA  WODA  W  POLSCE


Nie ma siły na żywioł,
On jest nie do pokonania.
Mimo każdy nad swoje siły się wspiął,
A i tak grozi mu wodą zalanie?!


Ale ludzkość ma to coś w sobie,
Że nie załamuje rąk.
Walczy rozumem i na ręce obie
Z żywiołem, który niebezpieczeństwa
  zatacza straszliwy krąg!


Organizuje się człowiek:
Zwozi piasek - ładuje do worków -
Układa na ochronne wały,
Odpierając rzeki zburzony bieg...     


Ale kiedy kulminacyjna wody fala
Jest silniejsza, niż człowieka rozum, aby jej się przeciwstawić;
Wtedy przez wały przesiąka lub nawet je przerywa, rozwala,
Wtedy człowiekowi przed żywiołem, aby życie ocalić,
  musi nawet dobytek zostawić.
                                   

Gdzie jest wylana woda i zalane ludzi dobytki -
Tragedia, straty i śmierć domowych zwierząt,
Tam ludzkie łzy, bo nieodwracalne ubytki,
Tam musi wesprzeć ludzi pomocą rząd.   


A zatem jeden Polak musi pomóc,
Drugi przynajmniej wiersz napisać;
Aby może na przyszłość na Naturze wymóc,
Aby tak nigdy już nie musiało się stać.



        BIAŁYSTOK  JEST  PIĘKNY


Tutaj, gdzie powiewa podlaski chłód,
Jest mój podlaski rodzinny Gród.   

Miasto na siedmiu wzgórzach zbudowane jest,       
Przez wieki Ojczyźnie bohaterski przeszło niejeden chrzest.

Prawdziwe polskie miasto sercem i duchem,
Ludzie w nim Ojczyźnie byli i są zawsze wielkim zuchem.

Służąc miastu i Ojczyźnie, w zamian nie żądając niczego,
Chociaż wielu robiło Ojczyźnie dobrego.

Białystok jest piękny - pełen zieleni i porannego słońca,
Raz w obfitym deszczu, drugi w pogodzie bez końca.

Miasto czyste i piękne, tylko może jemu dorównać
Kiedyś widziany moimi oczami Szczecin.
Ale tutaj po stokroć są silniejsze moje uczucia, których mogłem doznać
Stąd aż po Sokółkę, Czarną Białostocką i Korycin.

[ Chwalcie swoje i to co znacie, a nie to co widzicie, ale tego nie znacie. ]



          W  PISANIU  KSIĄŻEK  LUB  WIERSZY


Być szczerym w wieku chłopaka 19-tu lat, to żaden wyczyn.

Być szczerym w wieku 55 lat, to dopiero wyczyn, albo głupota.

Choć zaistnieć jest ważniejsze temu młodszemu.



        W  POKOJU  I  ZA  OKNEM


Ziąb chodzi po nogach, choć nie czuję nóg.

Z pędów głogu cienie huśtają się w pokoju.

Na zewnątrz - na niebie jerzyki hordami furgają.     


Bluszcz więdnie od słońca.

Ptaki w śpiewie bez końca.

Wiaterek kołysze sosnami.

Nogami chodzę ze snami...


Nigdy nie smutno mi jest,
Gdy zawsze próbuję wznieść się nad swój gest.

Choć z tego nic nie mam prócz własnej satysfakcji,
Toć po to jestem ciągle w wierszowej akcji...

Liście drżą na wietrze lub czasami wiatr nagina drzew gałęzie.

W pokoju zdrowe powietrze, gdy słońce już w puszczę grzęźnie.

Nic nie ma lepszego w życiu nad życie.
Pamiętaj, jeśli o tym zapomnisz!
Tym bardziej, że masz tylko jedno życie,
Więc rób to, co sobie dobrego przypomnisz...



LUDZKA  PROGNOZA  POGODY   BARDZO  WAŻNA  RZECZ


Tyle w Tobie pogody;
Żadnego zachmurzenia
Nie widać na Twojej twarzy.


Nie grzmisz, jak niepogoda,   
A stale trzymasz jasność umysłu,
Co mało która mogłaby znieść.


Chcesz ten niepożądany ciężar życia nieść
Bez wygód, jak przeznaczenie,
To co Ci przeznaczenie losu dało, a nie zabrało.


Milczysz, nie mówisz że wszystkiego Ci mało.
Nawet nocne sny na które nie masz wpływu,
Nie zdradzają Cię, że czegoś Ci żal lub brak.   


Inną już dawno z tęsknoty zżarłby rak.
A Ty, jak Matka Teresa,
Nawet nie powiesz, że Tobie czegoś brak.


Och, tak, tak, jak dumnie mi
I bez wstydu co dnia można żyć,
Że wśród nas w niepogodzie losu, jest pogoda życia.

  Basi



        LIST  DO...


Nie myśl już o mnie, Panno
Z moich kawalerskich lat.
Nie możesz być już moją Anną,
Skoro upłynęło czasu szmat.


Nie mogę Ci już nazrywać
Z łąki i pola kwiatów.   
Nie mogę z Tobą już bywać,
Kiedy życie wykonało na mnie tyle batów,   
Że tylko wierszowym się stać,
Skoro nie mogę nic więcej Ci dać.   


Nie żałuj mnie już, Panno   
Z moich kawalerskich lat.
Tęsknota i żal już na marne,
Kiedy ze mnie tylko wierszowy grat.


Nadszedł czas zapomnieć już o mnie, Panno
Z moich kawalerskich lat.
Nic nie przedstawia się już tak zgrabnie,
Nawet ten stary pamiętliwy sad.


Czas najwyższy zapomnieć już o mnie, Panno
Z moich kawalerskich lat.
To wszystko było tak dawno,
Tak dawno aż stał się inny świat.     

https://www.youtube.com/watch?v=u1caay_2gzY



          DZISIAJ

https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipOJjAjg5QQuSMrKjC2_Z4KVFyBVSCos-YqD0ZSx

Uśmiecha się do mnie słońce,
Choć powyżej +15 °C nie lubię.
Chyba, że jest pochmurno.


Ptaki siadają na łące,
Patrzę zanim wzrok je zgubi.
W życiu nie jest nigdy marnie,
Jeśli dążysz do celu swojego.


Ptaki śpiewają ukryte w gąszczu drzew,
Jerzyki odwrotnie odkryte na niebie.
Wszystko jest miłe i piękne, a niech
Nigdy nie znika z nieba ich śpiewający siew.   


Niech codzienny służy poetom ich odzew,
Póki nie zabraknie mnie i Ciebie.
Niech żyją dla siebie i ludzkich pociech
Nad wszystko, nad każdy nie Boży gniew.



PODCZAS  BEATYFIKACJI  JERZEGO  POPIEŁUSZKI

https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipNSPi8ttuQdcZ9BkQNZpPsWiGtmetuHBLlh-bby

   Jerzemu  Popiełuszce

Głosząc: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ,     
Odebrało Tobie życie.
Ale nasza ludzka pamięć
Dała wieczne Tobie życie...


Głosząc: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ,
Odebrało Tobie życie,
Ale i po tym dało wieczne życie.


Jest w Tobie tyle dobroci,
Ile w oprawcach było zła.
Jest w Tobie piękno stokroci,
Które idzie... po Ziemi i ...szła.


Jest w Tobie tyle spokoju i niewinności,
Jak w człowieku Bożej Duszy.
Jest w Tobie tyle łagodności,
Co nawet patrząc dziecko się wzruszy.


Otulasz nas tym wszystkim, co Boże,
Dotykasz nas tym wszystkim, co ludzkie.
Wiary walczyć ze złem dałeś nam morze,
I dzisiaj możemy mówić o cudzie:

Z  DUCHOWEJ  WOLNOŚCI  W  POLSCE

  Pisałem, dnia 06.06.2010 rok. Podlasie
  Zdjęcie wykonane w czerwcu 2016 roku.
  Mieczysław Borys - [ Mietko poeta kamień - żywy kamień ]


     *     *     *

Najprawdziwsi ludzie w swoich czynach pochodzą z ludu chłopskiego -
z rodzin prostych chłopskich, iż nie ma w ich posłudze swojej działalności wyrachowania.
Wszystko, czemu się poświęcają - robią to z serca i natchnienia w całej swej szczerej prostocie czystości.
Bez żadnej krzty; coś za coś, tylko w sensie Bożego powołania. Tak jak to czynił ks. Jerzy Popiełuszko.

[ Dodatkowy mając zaszczyt, że był i jest moim ziomkiem. ]

Tak byli i są wychowywani i uczeni w prostych inteligencją katolickich chłopskich rodzinach
z których wywodzą się czystego i nieskalanego przebiegłością ducha poświęcając się ludziom,
czując potrzebę kierowania od Boga, a nie z zapłaty ziemskiej.



  MIĘDZY  ZIEMIĄ,  A  NIEBEM


Nie ma już Ciebie na tym świecie -
Jesteś teraz w Bożym Majestacie.
Żyć tam tak dobrze, jak przy Bogu,
A nie jak na ziemskim świecie,
Przed śmiercią u progu.


Gdybyś życie takie miał, jak pogrzeb
I żebyś ludzi tak kochał,
Jak oni żegnając Ciebie
W ostatniej drodze.


Gdyby Ci raz jeszcze
Żyć by przyszło.
Gdyby tak się stało,
Tobyś już inaczej żył.


Tobyś, co przeżyłeś,
We śnie tylko byś śnił.
Co byś innym na tym
Ziemskim świecie byłbyś?

  Stanisławowi



        O  POECIE


Poeta jest wszędzie i nigdzie
W zależności od treści.

Poeta jest wszystkim i niczym,
Zależy jak go oceniają,
Zwłaszcza on sam siebie.


Poeta jest ciągle się rodzącym,
Ciągle dojrzewaniem, ale nigdy dojrzałym.
No chyba, że umrze ciałem.

Poeta jest ciągle od czegoś odchodzącym...
I ciągle do czegoś wracającym...



W  POD  CZERWCOWY  WIECZÓR


Złociście pięknie słońce
Ściele promienie na sosny.
W dodatku szczęśliwiej tej wiosny,
Kiedy serce już nie jest tak płonące.


Wszystko ma swoją miarę i znaczenie;
Las, ptaki, pogodne niebo.
Na ziemię kładą się piękne odcienie,
Wieczór uroku dodaje ludziom i ptakom.

Klawo jest jak cholera tej wiosny,
Skoro smutnym będąc wczoraj -
Dzisiaj radosnym.


     *     *     *

Ja, nieprawdy nie piszę - w mojej treści wszystko jest tak żywe
jak prawdziwe - prawdziwe tak jak żywe.


     *     *     *

Powieść, czy wiersz ma sens tylko wzięty z autopsji życia
nie tak dla czytelnika, czy widza, a samemu autorowi.
Wtedy wszystko jest prawdziwe i żywe.



...BĘDZIE  CUD  EUROPY,  KIEDY


W 2012 roku będzie cud Europy,
Kiedy Polska zostanie Mistrzem Europy?!

Ludzie wyjdą na ulicę
Oblegając całą stolicę;
Ukrainy i Polski, wiwatując sobie:
"Polska jest najlepsza mnie i Tobie!"

Ograliśmy wszystkich, co z nimi graliśmy,
Choć wszyscy nam się mocno stawiali.

Polska jest Mistrzem Europy.
A więc stał się cud Europy.



              WIĘŹ


Przytul małżonko, moje zbolałe serce,
Niechaj przeto ujdzie boleść, smutku i westchnienie.
Niechaj ogrzeją zbolałą duszę, Twoje ręce -
Kiedy połączy nas ciepło i natchnienie.


Mieć Ciebie u swego boku,
To coś więcej, niż być pożywionym po głodzie.
Tym bardziej nie jest się ślepcem w jednym i drugim oku;
Dostrzegając w jakiej dla mnie jesteś urodzie.


Dzięki Tobie nie wiem, co to oznacza samotność,
I nie wiem, co to osobna noc, osobny dzień.
Przy Tobie radości mam wielokrotność
I w spokoju nie czuję ciała drżeń.

  Basi, pisałem dnia 2010.06.08



    PRZYPADŁOŚĆ  LOSOWA


Jak to jest w tym ludzkim życiu, że coś się traci,
A coś na to miejsce zyskuje.
Po czasie o tym dowiadują się głupcy i wariaci,
Tym bardziej poeta, co z tym się nie maskuje.


Choć nic już nie będzie tak jak było,
Kiedy fakt jest nie snem, a jawą.
Nic już się nie cofnie, co się zdarzyło,
Trza żyć z tą paskudną zjawą;     
To kalectwo na całe życie, bracie.



                    POLSKA  :  HISZPANIA


Gdy już było 5 : 0, oczywiście dla Hiszpanów, krótka drzemka mnie zmorzyła.   
A kiedy zerwałem się z drzemki i spytałem ślubnej.
- Jaki jest wynik 5 : 0 , czy 6 : 0 ?
Bo oczy mam snem zamglone i nie mogę odczytać wyniku.   
- 6 : 0.
Obejrzałem ostatnią minutę i uderzyłem w dobry głęboki sen do jutra.
Obecni mistrzowie na starym kontynencie pokazali Polakom, gdzie jest nasza piłka.
A ja po meczu z Finami i Serbami myślałem, że już coś drgnęło i zazębiło się w naszej piłce.
Ale to byli tylko europejscy średniacy na poziomie naszych średniaków.
Koncert był tylko po jednej stronie. Druga strona nie istniała. Aż wstyd bierze.
Orły Górskiego wracajcie, aby zmazać blamaż, a Pan Jan Tomaszewski do bramki.



      PO  ŚWICIE


Kiedy obudziłem się,
Choć okno było zamknięte,
Słyszałem jak kukułka kukała...

A Barbara tymczasem w głębokim śnie spała...
Wierutna cisza w pokoju była.

Co może być lepszego,
Kiedy budzisz się i słyszysz:
W Puszczy kukułka kuka...
Małe ptaszki śpiewają...
Na niebie jerzyki fruwają
I świergoczą jak najęte...


Wtedy najlepszy jest seks.
A żona przecież śpi tak słodko.
Poczekać trzeba...



KRAJOBRAZ  W  DWÓCH  ODCIENIACH  ZA  DNIA  I  NOCY


Za dnia kolorystyczna krajobrazu mozaika
Inspiruje do natchnienia poetę.
Oczy widzą przyrodę piękną, jak u dziecka bajka,
Na tę przed sobą widoku podnietę.


Na wieczór już o dobrym zmroku
Jerzyki w lotach szaleją nad moją głową.
W dodatku niewiastę mając u swego boku,
Lepiej już nie może być na chwilę ową.


Klawo w życiu jest jak cholera,
Choć życie jest spi*rdolone jako u "paraplegika",
Skoro sprawności już nie wróci żadna czasu era,
Nie trzeba z tego w głowie robić mętlika.



           PO  ODMIANĘ


Kiedy w telewizji powtórka z powtórki,
To czas już nadszedł wiersz napisać.
I kiedy życie ku śmierci z górki,
Wszystko, co w głowie i w sercu trzeba wyczesać:


  Kiedy dzień wiosną czerwcową olśniewa
I kiedy wokoło puszcza mnie okala.
I kiedy będąc od hałasu aglomeracji z dala,
Tutaj widzi mi się na drzewie nawet naga "Ewa".   


Namawiająca mnie do pierworodnego grzechu,
Żebym jak "buszmen" randkował z Naturą.             
- "Ewo", nic nie uczynię w pośpiechu,
Już z autopsji życia znając, co jest za obcą rzeką i górą.


Kiedym tutaj ja żem się osiedlił -
Powracając z miejsca błędu i bez powrotu -   
Tutaj mój dom dozgonny, bez odwrotu;
Nie gdziekolwiek, nie gdzieniegdzie,   
A tutaj na zawsze czas życia będzie się tlił...   


W tej ciszy, jak spokojny dobry sen,
Tutaj, gdzie nikt mnie nie widzi i nie usłyszy,   
Schowawszy się w otchłań zieleni, jak niemy ptak ten,
Co go już przemoc losu spod ziemi nigdy nie zobaczy i nie usłyszy.


W duszy mając tak bogaty konsensus
Jak nigdy i jak nie miało się nigdzie
Pogody ducha, spokoju w tym leśnym obwodzie
Jest taki jakiś w duszy spokojny luz.

https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipPJmCRLEvoFTtIeZTeTEosTMOp4Y53ujD5A8oAb



        POZOSTAŁOŚCI  CHŁOPSKIE


Gdy obudzę się 4 - 5 rano, jestem wyspany;
Szedłbym, jechałbym gdzieś. Ale gdzie?
Gdy obudzę się 6:30 -7:30, jestem zamulony;
Wtedy niczego się nie chce oprócz życia, to przez kalectwo.
A przecież spać idę wczoraj o tej samej porze.   
Jaka szkoda, że chłopstwo pozostało tylko z pochodzenia.
Czego Jaś nauczy się w dzieciństwie to będzie umiał pamiętać na starość.



  BĄDŹ  MI,  DZISIAJ


Bądź mi cieniem
W ten dzień upalny.
Bądź mi dobrym imieniem
Na ten czas realny...


Jesteś mi natchnieniem
W moim sercu tkliwym.   
Jesteś mi uniesieniem.
A ja Ci życzliwym...


Ja, nie jestem leniem,
Więc Ci wiersz napiszę -
W ręku z pióra drżeniem,
Bicie swego serca słyszę...


Tyś miłosnym moim upojeniem -
Wszystko widzę, słyszę, uczuję;
Że Ty mi jesteś podnieceniem.
Za to serdecznie Ci dziękuję...

  Basi



               UPAŁ


Żar straszliwy leje się z nieba,
Ptaki nawet pokryły się w cieniu.
Dobrze, że dzisiaj wyjść nie trzeba,
W dniu od upału powietrza drżeniu.


Pędy świerków zwijają się w fajkę,
Liście bluszczu ochlapnięte zwiędłością.
A tylko dzieci mają to jak z bajkę,
Żyjąc z upałem w jedności.



        W  CZERWCOWY  DZIEŃ


Wszędzie obłoki, jak wzrokiem świat szeroki,
Pod nimi, ale nad pędami sosnowymi
Lotne jerzyki - uroki aż po je zaniki.
W lesie ptasi śpiew ku mnie się niesie!...
Gdy czerwiec się skończy - cisza do mnie dołączy.



    FIFA  WORLD  CUP  REPUBLIC  SOUTH  AFRICA  2010


Rusza wielka machina wielkiego sportu, co trafi na całym świecie
do każdego cywilizowanego domu. Ale najpierw ceremonia:


Prostota afrykańska - symbol tańca potomków Shaka Zulu.
Symbol przyjaźni Nelsona Mandeli: Wolność, Nadzieja, Marzenia -
spełnienie nadziei i marzeń. Symbol przyjaźni i gościnności,
taniec i śpiew Hip - Hop-u - Raperzy.

Flagi zespołów z 176 państw, które brali udział w kwalifikacjach
i z 32 państw, które zakwalifikowali się do World Cup Republic South Africa 2010.

Gra otwarta: Azja i Oceania, Europa, dwie Ameryku i Afryka.

Logo Finałów MŚ złożone z żywych ludzi,
najbardziej na całym świecie dzisiaj jest rozpoznawalne.

Czas na radość gry, czas Finałów MŚ.

Uroczystość: krótka, prosta, zwięźle, staro typy, piękne tańce żywe
prawdziwe charakteryzujące Południową Afrykę.
Pokazanie tradycji, a nie kosmicznego luksusu.

Wszystkie drogi całego świata prowadzą do Republiki Południowej Afryki.
Wszystkie oczy całego świata skierowane są na RPA.

Wielka Futbolowa feta rozpoczęta - eksploduje gra i piękno gry.
Atmosfera radosna - Afrykanie tańczą w zwycięstwie i w ...porażce.

Trudno w to uwierzyć, ale dzisiaj przyszedł czas na Afrykę.
Jest nie tylko biznes dla FIFA, ale i wolność całego świata i bez względu na rasę.

"Bafana, bafana" - RSA - rusza gra - rozpoczęta!

  Pisałem, dnia 2010.06.11



  WIERSZE  UWOLNIENIEM


Już mną nie szarpią emocje,
Już moje ciało nie dygocze,
Jak to jeszcze było wczoraj.


Już nie drżę za czymś w porywie serca,
Już nie drżę za czymś w uniesieniu ducha.
Ale jeszcze pozostało we mnie natchnienie...

Czyżby już nie jestem poezją?
Czyżby już nie jestem poetą?

A może nigdy nie byłem poezją?
A może nigdy nie byłem poetą?

Czy to ważne dzisiaj,
Jak było ważne wczoraj?

Nie ważne wcale.

Najważniejsze, że dzisiaj doznałem uwolnienia.

48 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-03-29 16:46:14)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.   
         NOCĄ


Gdy układam się do snu,
W ciszę ubiera się zaduma...
Na myśl przychodzi sukces lub porażka -
Wzruszając się tak aż brakuje tchu.


Wtedy nie żal mi siebie,
Ale cierpiących kobiet,
Bo nie ma nic piękniejszego
Od uroku natury podniet.
Do kobiet.



          KOBIETA


Kobieta, to takie stworzenie,
Że każdego dnia jest zdobywana
I każdego następnego dnia
Chce być odnowa zdobywana.


Kobieta, to taka istota,
Co przez płeć brzydką
Jest czasami źle pojmowana,
Ale przynajmniej w jednym zawsze chciana,
Żeby tylko nie powiedzieć do jednego. 


Kobieta, to jest coś takiego niepojętego,
Że przez Nią zazwyczaj tracimy głowy.
Kobieta, to jest coś takiego jakby świętego,
Że klękamy przed Nią przepraszając
Za nasze grzechy dla odnowy.



               NA  BIEŻĄCO


Osiny liście łopoczą na wietrze,
Półksiężyc ukradkiem spogląda na mnie,
Obłoki białe przed słońcem, jerzykom są parasolem,
Dziewczyny przyszły na huśtawkę pohuśtać swoją przyszłość,
Mówią: "Jak ktoś tam jest tylko na pół rozwiniętym." 


Wróciłem z "wierszowego tronu" do domu,
Bo przecież "Heliosi" z Nigerią walczą na śmierć i życie, 
Aby przedłużyć swój udział w Mundialu. 



     GENIUSZE  LOTÓW


Co prawda, że każdy ptak
Budzi się do życia ze świtem
Witając dzień, śpiewa z zachwytem.


Ale nie ma żadnego ptaka
Nad tego małego czarnego jerzyka,
Który ze świtem już ze szparek wymyka
Do lotu pod bezchmurnym błękitnym niebem
I pod pochmurnym niebem,
Natura w nim jest taka.


Loty swe wznosi nad pędy sosen,
Nad bloki, co pamiętają Gierka,
I mnie, co żyć tu mi dano już 12-ście wiosen.   


Setki gardeł świergoczą nad moją siwą głową, 
Jak opętane za nic wytchnienia sobie nie dając.
I choć skrzyżowań i świateł nie mając -
Zdarzeń nie było na chwilę tę i ową.   

Czy w was jest rozsądek,
Czy umiejętność lotu wrodzonego?



     W  GŁĘBI  PUSZCZY


Wszędzie cisza bezwładna,
W tej chwili nie dokucza zgroza żadna,
Tylko ziąb na wskroś mnie przeszywa,
Jak to w lesie wiekowym bywa.


Nie ma domów, ludzi,
Nikt nikomu nie dokucza, nie budzi.
Czas tutaj nie goni,
Nawet życie nie przemija,
  trzymając pióro w dłoni.


Tlen zdrowy wdycham,
  czuję się jak drzewo, 
Z tym środowiskiem się stykam...
Ja stu lat nie dożyję,
Za to moje wiersze mnie przeżyją.


Będą trwać przez wieki.
Warto było żyć - i wiersze
  pisać dla ich opieki.
Poryw serca był słuszny
I uniesienie ducha
  jeszcze słuszniejsze.


Przyroda i ja, to jedno;
  nią targają zmiany pogody.
Mną targają natchnienia.
Jest w nas tyle urody,
Ile pamiętającego o nas
  wspomnienia przez ludzi.

 
     *     *     *

Mistrzostwa, to dla kibiców raj, a więc piłko wiecznie nam trwaj...
Nieś nam radość z gry...


     *     *     *

Polacy, to są tacy, że najpierw kogoś wybierają,
a później narzekają, że się pomylili.


Mówi się, że mądry Polak przed szkodą, a głupi po szkodzie.
To w kraju, a za granicą mówią: "Głupi jak Polak".



               KOBIETA  W  OCZACH  POETY


Kobieta zwykłemu mężczyźnie kojarzy się jako potencjalny seks.

Poecie prócz seksu: życiem, pięknem życia, porywem serca,
natchnieniem ducha, podnietą, ukojeniem dla oczu, sentymentem,
delikatnością, ciepłem i spełnieniem...
Aha, jeszcze tęsknotą, kochaniem i miłością.

II

                              TY  i  JA


Ty i ja, to jedno spoiwo na ból i cierpienie okryci smutkiem i żalem.

Ty i ja, to o dziwo ciągle sobie jesteśmy istnieniem, choć nigdy tańcem i balem.

Ty i ja, to złączenie węzłem małżeńskim na zawsze nierozerwalnie, jak w dwóch jedno serce.

Ty i ja, to byliśmy życiem sielskim, lecz zazdrośnie los na to patrzał,
Aż z zazdrości stworzył nam życie w poniewierce fizycznej i duchowej.

Ty i ja, to wszystko znieśliśmy i znosimy, to jest w nas coś takiego,
Że znosimy wszystko nad wszystko.



     TOBIE  i  SOBIE


I mój uniosły duch
Z Tobą i ze mną się brata.
Bo ze mnie, to taki zuch,
Co z natchnieniem w przestrzeń wylata.

  Basi



BYŁO  SOBIE  DRZEWO
   

Było sobie drzewo,
które wysoko się pięło.
Dzisiaj uschło na amen,
bo zniszczył je nie men,
A człowiek prymityw.



POD  "BIEDRONKĄ"  W SOBOTNIE  PRZEDPOŁUDNIE


Deszczyk mży...
Ja w swej utopi życia -
Myślę nad wierszem,
Bo to jest moje życie.


Pod "Biedronką" stoję.
Matki chodzą z córkami.
Już dzisiaj życia się nie boję,
Będąc szczęśliwy każdym rankiem.


Mój dom, to poezja -
W niej wierszy tom,
Skoro życie, to herezja,
Co mnie dręczy.


To było wczoraj.
Dzisiaj mój sen już nie męczy mnie,
Bo nie śni się pożar życia,
A radość dzisiaj i ...jutra.



       OCZY  WIDZĄ,  SERCE  BOLI


Kiedy widzę idące małżeństwo lub parę młodą,
Myślę: poskąpił los mi w życiu szczęścia.
Ale im nie zazdroszczę, żeby było jasne na zawsze.
Nic nie ma piękniejszego od pary ludzi na tej Ziemi.
Bóg nie mógł wymyślić nic lepszego
Stwarzając Ziemię, Adama i Ewę
- Po których dzisiaj są małżeństwa i młode pary.
Co prawda, obdarzył Bóg i mnie tym szczęściem,
Ale los pozbawił chodzenia po ziemi.



          Z  WIEKIEM


Kiedy jest się w średnim wieku
- Prawie w każdym człowieku
Jest powaga i rozsądek;
Mieć na stałe swego życia przylądek.


Z wiekiem wszystko się docenia.
I to co się straciło.
I to co się pozyskało.
Wszystko na chłodno się ocenia,
Nawet i to co jest klawo.


Tylko uczucia do kobiety się nie zmieniają
- W tym zawsze jest gorąc - nie ma ochłodzenia,
Co można by było ostudzić podniet zapał,
Żeby jak za młodzieńczych lat organizm
Ku Niej tak mocno już nie pędził.



        NA  BIEŻĄCO


Nie tracę zapału do wierszy
- Mój czas na poezję nadszedł.
Poryw serca i natchnienia duszy
Są nadal w duchowym uniesieniu...


Pięknie być poetą i pisać wiersze...
A jeszcze piękniej dla serca i duszy
Widzieć przed sobą ładne kobiety.


W moich oczach kobieta jest
  stworzeniem nie diabła, a Boskim.
Jest czymś więcej, niż miłością.
Czymś takim, czego nie można zbadać,
Przewidzieć, ale za to poczuć w sercu i duszy.


W kobiecie widzę wszystko prócz namiętności,
[ bo namiętność już czuję do niej ]
Sens życia, wartość i potrzebę życia,
Usatysfakcjonowanie, że się żyje nie tylko sobie,
Ale i dla kobiety z powodu kobiety.
Kobieta jest największym skarbem,
Nie dla drania, a dla namiętnego poety.



       MIŁOŚĆ  JEST


Miłość jest wytrwalsza, niż stal,
Skoro stal zerdzewieje,
A miłość jak w tym przysłowiu:
"Nie rdzewieje".


Kto stracił miłość,
Niech temu będzie żal,
Bo nic na świecie nie istnieje lepszego.

Kto umarł z miłości,
Ten w Niebie będzie kochany.

Kto kocha bez zazdrości,
Ten przez miłość wyleczy wszelkie rany.

Lubię kobiety, niestety,
Ale kochać Je mam prawo tylko spojrzeniem.



            NA  WIECZÓR


Hula wiatr - targa drzewami niemiłosiernie.
Słońce w ostatnich przed zachodem promieniach
Złotem muska drzewa tak ładnie,
Że nigdy lepiej już nie przyśni mi się?


Chyba jakiś wisielec pożegnał się z życiem?
Kiedy wiatr tak gwałtowny
W słoneczny dzień przed zachodem.
Tylko jerzyki na niebie ciągle są obecne
- Lotów nie przerwą pod żadnym powodem.


A w lesie cisza wśród ptaków,
Czyżby na huśtanych gałęziach przez wiatr, posnęły.
Kiedy wiatr ustanie, nie w sposób odgadnąć,
Skoro niebo nie daje żadnych znaków,
Że już tam gdzieś w oddali wiatry umilkły.


      *     *     *

Piszę dla ludzi, czy sobie?
Sobie i ludziom, tym którzy chcą czytać moje wiersze.



        GOŁA  PRAWDA  O  POLITYKACH


Dziwię się politykom, mówiącym: "Służę Polsce."
Nie służą Polsce, a pracują.
Służy Polsce żołnierz poborowy, który za służbę otrzymuje żołd.
Polityk, który bierze miesięcznie gażę 20 tyś.
nie służy Polsce, a żyje z tego pracując na rzecz Jej.
A to ogromna różnica, politycy!



       KOBIETA  W  OCZACH  POETY


Nic nie ma piękniejszego od nagiej kobiety:
Te zaokrąglenia - kształty klepsydry,
Podnieta nagości dla mężczyzny,
Piersi owalne, włosy spoczywające na ramionach,
Nogi jak rzeźbione, wzrok podniecający i spojrzenie cielęce -
Wiedząca zawsze czego chce.
Nic nie mówiąc, a zawsze gotowa do oddania.



     O  SOBIE


Czasami czuję się, jak pół auta,
Czasami jak pół człowiek.
Nie będzie ze mnie już skauta
Po deski grobowej ćwiek.


Czasami czuję się jak wybraniec,
Który zrozumiał - i znosi  k a l e c t w o.
Kalectwo na nogi kaganiec,
Na usta opisu świadectwo.


Czasami czuję się jak poeta -
Natchniony pełną duszą do wierszy...
Tutaj, gdzie relaksu moja meta -
https://plus.google.com/photos/103276734392610294633/album/5460053774140201761/5470836984746931202?authkey=CODpgPH7nYqsbQ
Uzdrawiam siebie nie po raz pierwszy.


Czasami czuję się, jak ptak,
Choć nigdy skrzydeł nie miałem.
To tylko mój wyobraźni znak,
Co sobie wierszami wolność dałem...


Czasami czuję się, jak zniekształcone cienie,
Które widząc, często się wstydzę.
Czasami myślę, że jestem nie Boskie stworzenie,
Gdy innego, jak większość ludzi siebie widzę.


Czasami czuję się, jak kameleon -
Raz za siebie się rumieniąc.
Innym razem dumnym będąc, jak Napoleon,
Wyższym w duszy, niż wzrokiem sięgając.

Czasami.

II

      KOBIECIE


Póki jesteś ze mną,
Świat się nie kończy, a zaczyna,
Bo Ty jesteś mi jedyną,
Co wszystko z Tobą się łączy.



      MIŁOUCZYŃCE


Porankiem jesteś pogodnym
I miłym słonecznym południem.
Słońcem będziesz zgodnym
I wiosną zimnym grudniem.


Jaskółką jesteś, która mi oblatujesz         
Tam, gdzie ja jestem niezdolnym.               
Niczego na złość mi nie szykujesz,
Bo jesteś czystym kwiatem polnym.   


W purpurze zachodem słońca
Jesteś, co ja tak bardzo lubię.
Umiłowaniem jesteś moim bez końca,
Skoro na wieki w Tobie się czubię.   


Nocą nie pustą jesteś i będziesz,
Bo czas nas nie pogubił -
I nie trzeba pytać, gdzież
Są te chwile w które czas nas lubił,
Bo i lubi dziś, gdy my ze sobą wytrwale...

  Basi



     WIERSZE  Z  LIPCA  2010  ROKU



          W  BIAŁYMSTOKU


W Białymstoku jest bardzo dużo uroku,
Kiedy jestem, radość mam w oku -
Widząc panoramę, przejeżdżając drogowym mostem.


Usatysfakcjonowany, że jestem na rodzinnej Ziemi.
Nikt mi nie sugerując, że tutaj ja obcy.
Swojsko się czuję.


     *     *     *

...Moją życia rolą nie płakać nad życia dolą, a ją opisać...



        JERZYKI


Formują się w szyki
Do ataku w hordach.
Loty, to nie są ich wybryki,
Wznosząc się nad las i bloków dachy.


A karkołomne dokonują wyczyny,
Łapiąc komary w locie...
Ten mały ptak, na niebie zawsze jedyny,
Insektów musi nałowić krocie,
Kiedy natura takim go stworzyła,
W tym mu wygód nie ulżyła.


Kiedyś ja byłem takim podobnym;
Harowałem jak wół z natury i głupoty.
Choć byłem filigranowo drobnym,
Nie były żadną przeszkodą trudy słoty.


Na dzisiaj los mi przeznaczył inną rolę -
Być obserwatorem waszych podniebnych podbojów.
Tak żyć w ręku z piórem wolę
I zaliczać się do walecznych "cowboyów".   



              O N


Nie ma pieniędzy do "kurde nędzy".     
Bez kasy zdobycia nie ma życia.
Jak chłopu zawsze wiatr w oczy,
W dodatku bieda z życiem się droczy.


     *     *     *

Nic nie ma na tym świecie co by mężczyzna nie oddał kobiecie.


     *     *     *

...Kto lubi piłkę nożną i ogląda w telewizji mecze;
temu życie się nie wlecze, a staje się możne...



                PO  ZACHODZIE


Chmury przesuwają się żółwim tempem,
Jerzyki jak zawsze fruwają z energicznym temperamentem.
Co prawda słońce już zaszło i chmury przestały być czerwone,
Nie straszą dzieci, jak groźne zło, które przed chwilą tak były objawione.


Za dzieciństwa nie pamiętam żeby tak było,
A może nie miałem czasu spojrzeć w niebo,
Biegając jak "szalony Miecio", drąc się na całe "ryło",
Częściej z głupotą, niżeli za potrzebą.



     SENTYMENTALNY  POETA


Świat pięknieje w moich oczach,
Bo w sercu mam przyrodę.
Kocham życie, choć mam kaleką urodę -
Będąc nawet z nią na życia uboczach.


Na niebie, nad lasem i blokami
Płyną przerażająco ogniste chmury.
Romantycznie spoglądam nad ich urokami,   
Bo jutro może być już za późno do powtórki.   


     *     *     *

Przychodzi pacjent do lekarza okulisty po wypisanie okularów do czytania.
Podczas wizyty opowiada, że pisze wiersze. Lekarz zdumiony mówi:   
- Tak. To ciekawe, chciałbym poczytać pana wierszy?

Pacjent uradowany, że lekarz jest zainteresowany jego wierszami,
wskazuje w jaki sposób może dotrzeć do jego wierszy.

Po dwóch miesiącach ponownie pacjent pojawia się
u lekarza okulisty do kontroli, jak się spisują okulary.
I na samym początku wizyty, co dopiero pacjent zdążył wejść
lekarz od razu przechodzi do temat wierszy:   

- Czytałem pana wiersze.

- Tak. To dobrze, cieszę się.

W końcu pacjent podekscytowany, że lekarz czytał jego wiersze,
nie omieszkał spytać:

- Jaki poziom literacki mają moje wiersze?

- Nie mnie to osądzać.

Mądry lekarz, czy nie chciał urazić pacjenta prawdziwą odpowiedzią?
To już zostanie lekarza tajemnicą.

A Ty co o tym myślisz?



      W  MIEJSCU  UROCZO-NATCHNIONYM


Tutaj oczy wypoczywają,
Dusza staje się łagodniejsza;
Spokoju ciszy, śpiewu ptaków sensory doznają.
Urokliwie jest tak, jak nigdzie nie jest tak urokliwie.
https://plus.google.com/photos/yourphotos?banner=pwa&pid=6021533822130486946&oid=103276734392610294633



     KRUSZYNKA


Kruszynka Natalka mała dziewczynka,
Wnuczka nasza jedyna.

A w tym każda jest przyczyna,
Aby bawić się z tobą.

Mała nasza kruszynka.
Tutaj leżą zabawki,
A tutaj nożyczki i wycinka.

W co wolisz się bawić,
W to będziemy dziadkowie
Z tobą się bawić?!

Rusałeczka mała, co nam
Na średni wiek się zdała.

Tobie jest załączana każda bajka
Z "ZIG ZAP, MINI MINI, Cartoon Network".

Kruszynka Natalka już ogląda bajkę -
Skupiona jest uważnie
Nad bajką jedną, drugą strasznie...

Fajnie jest tobie z nami.
Nam fajnie z tobą.

Ty mała kruszynka jesteś nam ozdobą.
My tobie pewnością i opieką.

Przyszłaś do nas, jak mały anioł -
Mając na sobie skrzydła.

Motyl do pokoju wleciał - na żyrandol siada.
A twoja nam rada, pobudzić go do lotu.

Złapaliśmy tobie motyla,       
Lecz krzywdy mu nie zrobimy,
Dłońmi otulamy i pokazujemy tobie,
Małej naszej kruszynce.

Radości mamy co niemiara,
Że przyszedł na to czas - masz ty nas,
My ciebie, mała kruszynko.

A motylowi musimy zwrócić wolność!



        MÓJ  WYBORCZY  GŁOS


Jak długo jestem kaleki - tak długo nie chodziłem na wybory.
Ale kiedy po katastrofie smoleńskiej łzy spuściły moje powieki,
Powiedziałem sobie, oddam głos, jak nigdy do tej pory.


A i nie trudno zgadnąć na kogo:
Za Polskę, która jest najważniejsza.
Choć na nikim nigdy nie zawiodłem się srogo,
Ale po drodze mi tam, gdzie "Polska jest najważniejsza".


W dodatku jestem poetą z Podlasia,
Co mi Ojczyzny dobro jest najmilsze.
I w dodatku PiS na Podlasiu na czasie,
A zatem emocje jak najbardziej są najsilniejsze.   


Mam lat tyle, co nie pora uwielbić idoli,
Tym bardziej w nich się miłować.
Ale kandydat mój z rodu Ziemi Podlaskiej,   
Którego prawdziwy Podlasiak woli,
Co w przeciwniku nie idzie znaleźć podobne walor.


Co prawda korzenie rodowe ma z Kresów Wschodnich,
Ale liberał on dzisiaj i jutro będzie.
Tak daleko z akceptacją do liberałów mi,
Jak blisko do "PiS-owskiego Kaczogrodu".       


Polak ja żem z krwi jest,
W dodatku z chłopskiej,
Co na dzisiaj nie wstyd, lecz gest
Szczycić się z siły i wiary PiS-owskiej.   


Ja już wybrałem swego kandydata
I święcie jestem przekonanym, że zwycięży.
Ale jeszcze jest nad nami najwyższy Bóg i On wie,
Co los nam spłata i co nas z ciemięży?


C. D. po wyborach:

Panie Prezydencie Lechu Kaczyński Świętej Pamięci,
Naród nie przedłużył ciągłości Twojej, Twojemu bratu!
Zdecydował, jak wybrał z przewagą na "liberała",
Zatem brat Twój nie dokończy dzieła Twojego.
                                     

Co los nam dał, to mamy, na który nie mamy wpływu.
Co Naród w większości zadecydował,
To będziemy mieć i to musimy przyjąć i uszanować.
W demokracji większość ma rację, chociaż często nie ma racji.
Nie zwyciężyła: "Polska jest najważniejsza",
A zwyciężyła: "Zgoda buduje".

Czy nam Polakom wyjdzie to na dobre, czas pokaże.

Panie Prezydencie!



     LIPCEM  NA  PODLASIU


Już ptaki zapomniały o wiośnie,
Już tak nie śpiewają radośnie.
Po polach lipcem zboże dojrzewa
I letnim ciepłem wiatr powiewa...


Tymczasem gryki kwitną na polach
Od gościńca po kres horyzontu.
Kartofliska w kwiecie pachną przy stodołach.
I burze nadchodzą z zachodniego frontu.


Tak pięknie jest aż żyć się chce.
Co tam miasto dla poety;
Ludzie, ulice, samochody i blokowiska,
To dobre nastolatkom i to ze wsi,
Które chcą poznać i zasmakować miasta.


Ale poecie, który na łono przyrody
  sercem i duszą wylata,
Skoro miasta i tłumu za nic nie lubi.
Tutaj na wsi z naturą przyrodą się brata -
I w niej, jak za młodu w panience się czubi.     


Lato serwuje piękno łona natury;
Zboża już złote i jeszcze zielone.
Łąki różnorodne wypasem,
Na łańcuchach uwiązane są
  buhaje jak tury.
Ogródki warzywne u każdej
gosposi pięknie są opielone.


Niebo wypogodniało od zachodu.
Bociany z gniazda zrywają się na łąki.
Tumany rodzą się ku olszynom
  od warzywnego ogrodu.
Krowy z siebie ogonami zbijają bąki.


Pachnie ciepłem i wilgocią,
Zielenią czuć i wiatrem.
Jest tutaj tak jakoś ufnie stokrocią,
Bo wszystko jest Bożym darem.



     ZE  WSPOMNIENIA


Kiedy wiatr szumi sosnami,
A brzozy i osiny liśćmi łopoczą.
Smutno mi tymi chwilami -
W dzień, bardziej nocą.


Jedynie, co mnie pociesza,
To przypomnienie, że było się na grzybach,
Że droga po nie była piesza
I wszystko się zazębiało,
  jak koło zębate w trybach.


Dzisiaj pozostał tylko ten szum sosen
I lata, które były grzmiącą burzą.
A brzóz i osin tyle razy zżółciały liście,
  ile przeszłych wiosen.
I tak te minione chwile w pamięci się dłużą...   



        VIVA  ESPAŃA!


Bravo Espańa! Viva Espańa!
Bravo Puyol! Z główki huknąłeś,
jak z nogi gola do bramki Niemcom.

O'le!


     *     *     *

Poeta o mężczyznach:
Nie ma dzisiaj prawdziwych mężczyzn -
są tylko wariaci i pantoflarze.


     *     *     *

To prawda, że głupcy mają szczęście,
ale nie każdy głupiec potrafi uszanować szczęście -
w tym i swojej wybranki.   


   *     *     *

Kobieta jest piękna nie jak róża, a jak tulipan.


     *     *     *

Nie można przed zachodem chwalić słońca;
trzeba spodziewać się niepogody do zachodu słońca.   



TRUD  BYWA  CZASAMI  KOSZEM


Jak szalony ku Tobie żem gnał,
A Ty, moja Panno, tak mnie witasz?1

O nic nie pytasz,
Tylko mnie zbywasz.

49 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-07-10 09:11:25)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]

.
          PRZY  AUCHAN
       

Niebo niesie chmury rozmyte, 
Jak para z Tupolewa w locie. 
Miejsce w cieniu nigdzie nieskryte   
- Upał taki, że nawet pokutnie ptakom na drzewie.   


Dla większości, widzę jest to rzecz radości,
Tylko mnie temperaturowemu odszczepieńcu
  staje się nie do zniesienia, 
Jak przez nicość na wygenerowanej złości.
Gdy nie ma wyjścia człek wytrzyma wszystko,   
  co dane losowemu potępieńcowi do zniesienia.   


Siedzę dalej w upale w swoim mustangu,
Z nieba spiekota praży niebywale!   
Ja nadal żyję w swoim wierszowym tangu   
- I za żaden trud i skargę już nie poprzestanę wcale.   


Tym razem nie piszę żadnego wiersza,
Wcześniej napisane czytam do poprawki;
Aby w tomiku dla mojej Miłouczynki treść była piękniejsza,
Pamięć milsza, dłuższa i większej stawki...
                                     

A że mój mustang to nie byle "czynkuś",   
Dach ma solidny, więc spiekotę upału zniosę.   
Tomik wierszy łyknę, bo ja ślubnej nie "goguś", 
A poeta, który Jej jak i sobie nieśmiertelność ...niosę.   


Zatem nad tą nie byle jaką radość,
Żaden upał nie jest mi przeszkodą.
Będąc żyw - mając tę uczynienia zadość, 
Wiersze nade wszystko moją natchnienia urodą...     


Tak mi, Boże dopomóż, żeby wiersze moje - mnie wyzwalały
I żeby ich powstało w ilości tyle, co w ogrodzie romantycznych róż.   
I oby one nas w serca nie kłuły, a serca scalały,
Niech nad tym czuwa nasz Miłości Dobry Stróż.   

  Basi



        LATO  W  PEŁNI


Koniki polne cykają,
Motyle różnobarwne latają.
Żar przyszedł, a kto czekał upału,
Dzisiaj pędzi nad rzekę lub do stawu.


Zwiadowczy samolot patroluje las
Obserwującym okiem dmuchając na zimne.
Na molo "pierwiastki" odkrywają części intymne,
"Byczkom" okazja do zalotów w ten czas. 

Lato w pełni.



               SAM  O  SOBIE


Jaki ze mnie mędrzec, albo głupiec; piszę wiersze...   
Ale chleba z tego nie mam nawet sobie samemu.
Natchnienie nie zguba, choć wiersze nie chluba,
Raczej natchniona próba siebie usatysfakcjonować,
Gdy ma się chleb i do chleba do woli,
Wtedy pozostają tylko wiersze w potrzebie,
By je pomnażać z samego natchnienia... 



            KIEDY - WTEDY 


...Kiedy wszystkie emocje przegrzmią, 
Kiedy poryw serca ustanie,
Kiedy wszystkie natchnienia się stłumią,
Wtedy skończy się zadanie nad którym dzisiaj się trudzę... 



    PO  ZACHODZIE  SŁOŃCA


Drzewa stoją bez ruchu,
Ptaki już nie śpiewają do słuchu.

Tylko szalone jerzyki fruwać nie przestają
- Zawsze i wszędzie siebie ścigają...

Jeż szamocze się pod podjazdem.
Ja - odpoczywam przed następnym zjazdem.

Mrok zapada, lampy świecą,
Cisza wszędzie, bo nie gada.
Jerzyki w lotach ze świergocącą hecą!...
Niebo coś mi podpowiada?

Słyszę, jak TIR piłuje drogą krajową: 
Białystok - Sokółka, dobrze, że nie pojedzie ulicą Torową. 

Ujrzałem na niebie jedną gwiazdę, potem i drugą...
"Dawcy nerek" wyścigową mają jazdę ...będąc przed nieświadomą zgubą.   

Ujrzałem dzikie kaczki ze siedem,
Lecą za sobą rzędem. 

Zdrowy ziąb ochładza za dnia rozgrzane ciało.
A mi wierszy ciągle mało i mało... 

Kiedy ilością wyprzedzę Szymborską,
Bo poziomem nie mam żadnych szans,
Wtedy będę czytał je z wielką troską,
Chociaż nie czekając na żaden awans.

Może Niebo za to mnie wynagrodzi?



   OD  URODZENIA  JESTEM  POETĄ


Kiedy po odbiorze akuszerki przyszedłem na świat -
I zacząłem wydawać pierwsze krzyki;
Już wtedy byłem poetą...


A kiedy miałem pięć-sześć lat
I zapędzałem się na pobliskie łąki,
https://photos.google.com/album/AF1QipOXfArbNIp8gbZ49YX_AeJaAJA88af_Iq99PhdW/photo/AF1QipNa666tFjufjeK02UmZ_ishdg-zwGGUmfeDXaSW
Żeby nazrywać kwiatów
I zanieść pod przydrożny krzyż;
https://photos.google.com/album/AF1QipOXfArbNIp8gbZ49YX_AeJaAJA88af_Iq99PhdW/photo/AF1QipMqa6f34z7PEMkN5dykyQyt-55uqVwi2TzRpWpo
Już wtedy byłem poetą...   


A kiedy obcując sam na sam
Z naturą przyrodą - dotykałem wszystkiego,
Co dodawało wrażliwości i natchnienia;
Już wtedy byłem poetą...


I kiedy na łące kijami ogradzałem gniazdko skowronka,
By owce lub bydło je nie rozdeptały;
https://photos.google.com/album/AF1QipOXfArbNIp8gbZ49YX_AeJaAJA88af_Iq99PhdW/photo/AF1QipPk_aHjNIZx4YAjVeyPb1A2qREZSf-1T47qWEJG
Już wtedy byłem poetą...


A kiedy odkrywałem w gniazdach pisklęta
Bez różnicy na ziemi, czy w gęstych jałowcach
Lub olszynowych młodnikach - pisklęta otwierały gardła,
By je nakarmić - wkładałem do gardeł robaki;
Już wtedy byłem poetą...


A kiedy przyszedł czas hodować króliki,
Potem i stadko gołębi, za którymi kręciłem głową,
Kiedy zmusiłem je wzbić się w powietrze;
Już wtedy byłem poetą...
Ale nie gołębiarzem.


A kiedy zacząłem na całego uprawiać rolę,
Jak chłop, który już ze wszystkim daje radę
I byłem świadkiem, jak ziemia rodzi,
Tym bardziej temu codziennie się przyglądałem;
Już wtedy byłem poetą...


I kiedy każdą dziewczynę kochałem
Z którą się umawiałem na randkę,
Ale nigdy w jednym czasie z wieloma;
Już wtedy byłem poetą...

I tak w nieskończoność...



      W  CIERPIENIU


Ból to taki żul,
Że jak natręt nie odchodzi.
Ból to taki potwór,
Że ni stąd, ni zowąd się zrodzi
I się staje jak stwór,
Gdy do ludzkiego cierpienia dochodzi.



    WRODZONE  ZALETY-CECHY  CHŁOPSKIE


Ten kto przyszedł na świat w chłopskiej rodzinie,
lubi jak pada deszcz, bo nie myśli wygrzewać grzbiet 
w słońcu, woli patrzyć jak pada deszcz...

Myślę, że i poeta tak woli, chociaż bez słońca nic nie rośnie,
a bez deszczu to dopiero nic już nie urośnie.

Ten kto wychował się w chłopskiej rodzinie,
lubi patrzyć jak pada deszcz...
Często na chałupy siada próg i patrzy jak pada deszcz...
Mając to od dzieciństwa w zwyczaju chłopskiej natury. 


Ja, ni to chłop, ni to poeta - nie siedzę na progu chłopskim.
Leżę w łóżku rehabilitacyjnym, deszcz obudził mnie - patrzę... 
Słucham jak pada deszcz pionowo gęsty bez wiatru solidny i potrzebny.


Patrzę w okno - za oknem lipcem zielono; wszystko rośnie w oczach.
Pada deszcz... Spozieram na deszcz... 
Z tego patrzenia coraz to bardziej jest mi w oczach zielono.
Bo przecież i temu, że pada deszcz...
Że jest początek lata.
I temu, że we mnie pozostało wiele chłopskiego pamiętania.
 
I temu, że z natury jestem poetą.

A talent? Pies go drapał.
Talent mam w natchnionej duszy, a nie w głowie.


Jeśli dostrzegam, że pada deszcz i temu się przyglądam...
Zatem jestem w jednym czasie chłopem i poetą.

  Pisałem, dnia 15.07.2010 roku. [ 6:30 rano ] Podlasie

8:30, deszcz przestał padać, słońce co prawda
jeszcze nie wyszło spoza chmur, ale wszystko rośnie...
I to jest najważniejsze.


     *     *     *

Jestem tylko człowiekiem żyjąc XX i XXI wiekiem.
A medycyna jest bezradna na uraz rdzenia kręgowego
i z tego smutek, a nie pociecha żadna.



W  UROCZYM  MIEJSCU  O  ZACHODZIE  SŁOŃCA


Pod czerwoną jarzębiną
https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipM9-a0sCjXsSIqwqa7ypOmYCSRevkqSBeLrhHcu
W uroczym miejscu o zachodzie słońca
Dzisiaj z żalu i tęsknoty nie przełykam gardła śliną,
Bo Ty jesteś ze mną i przy mnie bez końca.


Tutaj - w tym uroczym miejscu
Jest tak przepięknie i cudownie,
Przyroda po deszczu tak wykwitnie na miejscu.   
A my tylko oboje za jej widokiem dosłownie.


Jedynie kaczki stare, zeszłoroczne
I tegoroczne płynąc po wodzie.
Tak miło, cicho, ciepło i nastrojowo, na niebie bez obłocznie,
I my dodając swoje natchnienie ku tej urodzie.


Pięknie jest jak nigdy pod tą jarzębiną,
Nie tylko, że lato, ale i że my pod nią oboje.
Pobądźmy jeszcze tutaj, choć odrobinę -
Niechaj serce się nacieszy Twoje i moje.


A potem stąd zaniesiemy do domu
Piękno tego wieczoru o zachodzie słońca.
Kiedy będziemy już w domu -
Będziemy nadal żyć bez sporu - do dnia naszego końca.


Na noc okryjemy siebie
Tymi tak pięknymi złoto barwnymi widokami.
Po tym przytulę się do Ciebie
I noc nawet nie będzie straszna za oknami
Z ...nadchodzącego atmosferycznego wyładowania!
Jutro Tobie napiszę wiersz z tego uradowania.

  Basi



      NIE  WYWOŁYWANIE  ZŁYCH  DUCHÓW,
A  ICH  OBY  RAZ  NA  ZAWSZE  UŚMIERCIĆ  I  POGRZEBAĆ


Boże, jaka ulga, jakie odprężenie, uwolnienie się od "Pawłów i Gawłów".
Wtedy było przewrotnie, teraz cisza jak na "niebie"
Tak i w pomieszczeniach piwnicznych.

Kiedy umarło to co człowieka dręczyło,
Jak dzisiaj łatwo wybaczyć tym bardziej zapomnieć.
Na "niebie" nie mają już w potrzebie: biegania,
chowania, skakania w gumy, w kwadraciki, jazda na rolkach.
Nie ma już i "przywitanek", spokojny każdy dzień,   
A nie tylko wczesny poranek, jak za przeszłych czasów.
Jaka ulga, jakie odprężenie - żaden niepokój aż w sercu radość i pokój.

To co było - i jak w tym się żyło,
Może zrozumieć tylko ten kto musiał to znosić.

Była makabra, paskuda, brzydota, wstręt
I nienawiść do potęgi sam nie wiem jakiej.
Dzisiaj - już względny spokój i oby tak dalej na zawsze.
Zatem teraz, Mietku w radość się okuj i zapomnij co było kiedyś.


...Ale, ale przecież pozostały jeszcze "Antki" piwniczne -
Jeszcze mogą pokazać swoje możliwości?!
Niech im tylko przyjdzie taka robota, kiedy skończą się roboty przyuliczne,
Gdy opanują pomieszczenia piwniczne, a nie pomieszczenia garażowe!


Na "niebie" chyba już wyrosły z głupoty.
W pomieszczeniach piwnicznych są tylko uśpione kłopoty?!
Jeśli zaczną wtedy z nimi skończę raz na zawsze!
Metod jest wiele z mojej strony.
Ale bezradności i opieszałości w prawie aż za nadto.
Ot co. Komuno wróć.



   W  OBŁĘDZIE  WSPÓŁCZESNOŚCI


"Jeden drugiego brzemiona noście",
To dobre dla chorych i biednych.
Wy cierpiące i głodne, co żeście -
Nie oczekujcie litości żadnych.


Świat i ekonomia tylko kieruje się zyskiem,
A szczerość i bezpośredniość to oręż uczciwych.
W telewizyjnych reklamach są tylko dobroduszności przebłyskiem
Tym, którzy bardziej się martwią o zmarłych, niż o żywych.



        SMUTNO  MI,  MÓJ  BOŻE...


Los mnie okaleczył - i już pozostanę kalekim na zawsze!
A skalpel medyczny tylko objaw skutki zaleczył,
Skoro tak, będzie się już "kulawym" po wsze czasy.   
I nikt w tym mi nie pomoże,
Zatem smutno mi na dzisiaj, mój Boże.


Mieszkając na Górnym Śląsku
- Już nigdy nie zjadę na dół.
Już nigdy nie będę harował jak wół.
A zatem smutno mi, mój Boże.


A także będąc na ziemi rodzinnej podlaskiej       
W miejscu urodzenia i wychowania
- Już nigdy nie zaprzęgnę koni do orania ziemi płaskiej,
Ani do pługa, ani do wozu, do jakiegoś wezwania.
Tym samym smutno mi dzisiaj, mój Boże.   



          W  PUSZCZY


Jak miło obudzić się o wschodzie słońca:
posłuchać odgłosu biegnącego pociągu,
echa biegnącego przez puszczę,
jakby zagłada ziemi nadchodziła,
ale nie ma strachu, tylko radość, brachu,
że się żyje.


Posłuchać cukrówek, jak:
"u-uu, u-uu..." robią na skraju puszczy,
posłuchać jerzyków świergocących
nad blokami i puszczą od czwartej rano,
posłuchać dzięciołów jak leczą drzewa,
posłuchać sikorek jak pukają w parapet okienny,
posłuchać wrzasku ptasząt leśnych
jak się radują nowym dniem.
Pooddychać wonnym powietrzem,
które wnosi puszcza o poranku czerwcowym...   



            Z A W S Z E  RAZEM


Szczęście, Ty moje, wszędzie my razem oboje.
Nawet ludzie mówią: "Wy wszędzie razem".
A ja dodam, że nad tym naszego życia marazmem.

  Basi



   NIEWYBIERANA  PRZEMIANA


Gdy nogami nie pójdę tam,
Gdzie było moje beztroskie dzieciństwo.
Gdy nie sięgnę nawet okiem tam,
Gdzie z wygłupów robiło się niejedno świństwo.
To teraz wspomnę chociaż myślami...



     TAM  ZAWSZE  ZDĄŻYMY
ZATEM  NIE  TRZEBA  SIĘ  ŚPIESZYĆ


Po przywaleniu kamieniem,
Gdybym był śmierdzącym leniem -
Już dzisiaj świata nie oglądałbym,
A na skrzydłach wraz z Aniołami fruwałbym.


Szef Aniołów, Aniołki już by mi swatał
I w razie ożenienia się
- odczuwałbym miłość nie z tego świata.
I nie jak ziemski śmiertelnik,
A jak poeta, co żyłby w tomiku jako czytelnik.



          OSTATNIA  SPOWIEDŹ


Wiatr szarpie drzewami, jak życie moją duszą.
Dzisiaj spowiadając się nad życia grzechami,
Chcę być czystym, kiedy do Nieba odejść muszę.



     PIERWSZA  STRONA  MEDALU
       

Kiedyś byłem szczęśliwym,
Tak bardzo szczęśliwym, że aż strach.
Ale los był mego życia myśliwym
I stąd ni zowąd wykonał na mnie wyrok
- I ze szczęśliwego życie stał się krach!



O  DWUDZIESTEJ  PIERWSZEJ  TRZYDZIEŚCI


Niebo już puste w jerzyki,
Już nie formują się w szyki,
Już pokryły się w budynków szparki,
A przejęły rolę na noc świerszcze
W cykaniu może z tysiąc parki.   


Już w duszy spokój,
Już w sercu pokój.
Romantycznie być poetą -
Słuchać nocnego żywiołu w puszczy,
Choć niczego nie w sposób ujrzeć w gąszczy.


Już mrugają do mnie gwiazdy,
Już ochocze są z "tronu" zjazdy [ i powroty... ]
Póki sił w rękach i w duszy -
Radują mnie zjazdy - i powroty, i wszystko,
Co w zakamarkach się poruszy.


     *     *     *

Jeśli coś boli, to siłą woli ciężko znosić cierpienia,
a nawet o cierpieniu wspomnieć.



   "MATA  CO  CHCETA"


Z nieba upał praży,
A ci co lubią i chcieli słońca,
Leżą na piasku na plaży
I palą skórę aż do czerwoności z gorąca.


A ci co nie lubią upałów,
Jak pieski z gorąca wywalają języki
I sapią z braku tchu nie dla kawałów,
Bo im upał to wróg, a nie natury wybryki.

Jak mnie.

Tylko niech ci nie narzekają co chcieli słońca.

"Mata co chceta."



                           ODLUDEK


Gdy jest upał i jak światło słoneczne wpada do pokoju przy otwartych drzwiach,
a ja zbliżam się do drzwi, wstręt mam do słońca, że: eee.
Tym samym szybko z powrotem wracam w pokojowy cień.



   O  JERZYKACH


Nad wiecznym lasem
Pod błękitnym niebem
Tak opisując was nawiasem
W tej próżni fruwacie za chlebem.


Że poetę aż dziw bierze,
Że w człowieku, jak u was
Nie ma tyle determinacji.
Ale ja w siebie wierzę
Bez żadnych manipulacji,
Chociaż nie jestem
zdeterminowanym.



NIE  KAŻDEMU  SŁOŃCE  ŚWIECI


Ja, Mietko  k a l e k i,
Nie wejdę już do rzeki,
Ani do żadnej sadzawki,
Za duże kalectwo jest stawki.


Nie wejdę już i do strumyka,
Żeby choć nogi ochłodzić.
A życie z dnia na dzień umyka
I nic już lepszego nie może się odrodzić.


     *     *     *

Tam gdzie o zwierzęta dbają, o ludziach nie myślą,
- [ pamiętają ] iż zwierzę mniej oczekuje, niż człowiek i nie marudzi.



      KU  LEPSZEMU


Już piętrzą się chmury
- Nareszcie spadnie deszcz.
Już dzień robi się bury,
Aż z tego cieszy się nawet wieszcz,
Że wreszcie nadchodzi życie.



          W  ZAMIARZE  WIERSZOWYM


Czy w ilości wierszy wyprzedzę Szymborską, Bóg tylko wie?
Jeśli pożyję z dekady dwie - będę pisał wiersze z wielką troską,
Skoro do wierszy serce się rwie,
To nie zabraknie natchnienia z pomocą Boską,
Będę pisał wiersze, że aż się wie: ...



       [ W  PIEKLE  I  W  NIEBIE ]
          Z  PIEKŁA  DO  NIEBA


Kiedy w kopalnianym chodniku odpaliłem trotyl* -
Po straszliwym huku: "trach, trach, trach..." -
Przychodził nieznośny i szkodliwie śmierdzący dym.


Dzisiaj, tutaj koło mnie lata niejeden motyl -
I to jest romantyzm, a nie przeraźliwy strach,
Z czego i po czym nawet piszę wiersz pod rym.

  Objaśnienie: trotyl* - autor miał na myśli laski górniczego dynamitu.



...PO  DESZCZU  ZA  KRATAMI  JEST  TAK  PIĘKNIE,
AŻ  DUSZA  RWIE  SIĘ  DO  WOLNOŚCI...

https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipPtCWcNbxO-CDUzRY9JHGXdxCzO5Ev7CKXNmC5U

Po deszczu za kratami jest tak pięknie,
Aż dusza się rwie do wolności...
Ale czasami serce się przelęknie,
Kiedy za długo nie było Ciebie na wolności,
Żeby wypełznąć z cieni nie bycia
Z tego ukrycia na świat życia.



  NIE  W  GÓRY,  NIE  NA  MAZURY,
  A  NA  PODLASIE - BO  NA  CZASIE


Piękno Podlaskiej Przyrody
Przyciąga tutaj turystów.
Panny chodzą niekwestionowanej urody,
Mając w sobie wydźwięk uczuć i zmysłów...


Siedząc na łące w sukniach w koronce
Piękne nasze Podlasianki
Uplatają z kwiatów wianki,
Aby nałożyć na głowę kawalerowi,
Który pasuje Jej walorami.


A więc, kawalerzy z innych regionów kraju
Przybywajcie na Podlasie -
Do tego krajobrazowo tak pięknego polskiego raju.
A w dodatku Podlasie na czasie.

Zobaczycie.



        MÓJ  DZIEŃ


Niebo całkowicie zachmurzone.
Jak pamiętam lubię takie dni od czasów,
Kiedy byłem młodzieniec.


W dodatku bezwietrznie,
Ale kiedy wiatr jest ciepły
Może wiać, bo karku nie nawieje.


Koniec lipca, więc w lesie
Ptaki już od miesiąca nie prześcigają się,
Który którego przewyższy tonem w śpiewie.


Jedynie w moim "trójkącie wierszowym"
Od czasu do czasu pojedynczo
W środku gąszczu drzew
  sobie i mnie pośpiewają!...   


Lada godzina, czy za parę godzin
Będzie padać deszcz i na Podlasiu.
Wreszcie zmyje ten tygodniowy upał,
Którego nie lubię, bo jestem
  odludkiem na upały.


Tymczasem sprawiedliwość z zewnątrz
Wchodzi przez otwarte okno do pokoju.
Raz po raz śpiewa mały ptaszek,
W lesie cukrówki pomykują!...


Fajnie jest jak cholera.
Trzeba wstać z barłogu
Niespełnionych snów i marzeń.

Boleję nad tym, ale wstać do życia trzeba.

Jest pochmurno, zdrowo, wilgoć
I z tego słyszę od czasu do czasu
  echo przebiegających pociągów,
Co nawet od czasu tutaj zamieszkania
  polubiłem.



   <   WCZORAJ


Upalnie, skwarnie jest.
Dla tych co lubią jest fest.
Plecy opalają mali, duzi.
Nawet pary zakochanych
Z tego dają sobie buzi...


A mnie eee, nie z ich całowania,
Lecz z tej upalnej pogody.
Ja lubię cień od czasów zarania -
Takiej urodziłem się urody.



        MÓJ  DZIEŃ  II


Niebo zachmurzone w całości,
W dodatku chłodniej i rześko, niż było wczoraj.
Wiaterek chłodny powiewa,
Odczuwają to nawet drzewa.
A człowiek taki jak ja,
To już z pewnością usatysfakcjonowany.


Dosyć już upałów tym,
Co lubią wygrzewać grzbiety, jak krokodyle.
Teraz po tym niech zapanuje sprawiedliwość,
Niech z ulgą odżyje natura przyroda
I chłopi, którzy ruszą w pole ze żniwami.


Ja się solidaruję z Wami,
Bo mi nie w głowie wygrzewać grzbiet,
Chcę choć wzrokiem kosić zboże z Wami,
Kiedy ja z naszej krwi chłopskiej, nie brunatnej.   


Boże, Ty jesteś sprawiedliwy zadowalając
Wczasowiczów i chłopów w pogodzie.
A więc tylko niech nikt nie zapomni podziękować Tobie.



      GRZYBOWY  DZIEŃ


Chmury zalegają na całym niebie
Z posiatkowanym prześwitem światła,
Ale nie słońca wcale.


Dzień dzisiaj mam dla siebie
W tej mojej pogodzie każda chwila jest łatwa;
Zdrowo oddychać, a nie z życia wykładać na papier żale.


Jest bezwietrznie, ale zdrowo,
Do tego grzybowy deszcz pada,
Zatem czas wybrać się na grzyby.


Nie brać życia aż tak surowo,
To jest dobra życia rada
Jechać na grzyby, a nie na ryby.



                    WIEWIÓRKA


Z ziemi po sośnie miedzianej - złotej wspina się znakiem:
"węża szatana" - i z powrotem, choć nie jest "szatanem"
wiewiórka ruda.



    PEŁNOSPRAWNYM


Musiałem stać się poetą,
bo los poskąpił mi życia,
zwłaszcza uciech w życiu.
Nie wiesz bracie i siostro,
Co to w sumie oznacza.
I wierz mi, lepiej nie wiedzieć.
W wierszach mogę odkupić,
to co na zawsze utraciłem.
A gdy czytasz moje wiersze
- Bez problemu zrozumiesz.


     *     *     *

...Pomagajmy żywym, a nie zmarłym...


     *     *     *

"Pieniądze szczęścia nie dają".

Tym którzy pieniądze posiadają.



    PO  DWUDZIESTEJ  DRUGIEJ


Mżawka trochę pokropiła.   
Obecnie sporo nieba pogodnego.   
Tam, gdzie nie ma chmur niebo niebieskie,
na nim pełno gwiazd małych i dużych,
wozów i skupisk mlecznych wcale nie widać.


Punkt ruchomego światełka
przemieszcza się w kierunku Wilna?!   
Znika za chmurami, wynurza się spoza chmur
tak długo aż straciłem z horyzontu.   

Nietoperz lotem przecina noc
i krąży w "wierszowym trójkącie"...

Trzeba wrócić do domu i to opisać sobie samemu.
Później wejść do barłogu, ale nie owijać się w koc,
tylko przykryć przyrodzenie, gdy jest ciepłe lato,
śpię jak goło narodzony.

Przedtem obejrzę: "Dziką bandę",
kiedy zasnę - będę dopiero naprawdę żył jak poeta.



        ZE  WSCHODEM  SŁOŃCA


Gdy słońce wstaje - mgła znika
I ostatni raz nocny chłód skórę przenika.   

Wylatując ze szparek jerzyki niebem zawładną
Na tę chwilę wczesnym porankiem dla mnie ładną.
Żyję z Przyrodą Naturą na rodzinnym Podlasiu,
Szczęśliwym będąc, jak zając w koniczynie na polu.


     *     *     *

...Do szczęścia każdy wiek jest dobry,
ale najszczęśliwiej jest wtedy,
gdy te szczęście przeżywa się pierwszy raz.



        W  SZPONACH  LOSU


Jak lekko wznosić oczy ku niebios
I poprosić Boga o spełnienie marzeń.
Ale kiedy los szczęścia odbiega mówiąc: "adios"*,
Co wtedy zostanie z wrażeń?


A to, że jednemu mus, drugiemu przewóz.
I bądź w tym jak bojowy "tuz",
Gdy pojmał cię nieprzejednany wąwóz.   

  Objaśnienie: "adios"* - z języka hiszpańskiego na polski: żegnaj.   



  SZKODA,  ŻE  MOJA  MATKA  NIE  ROZUMIE  POEZJI,
    ALE  KIEDY  POKAZAŁEM  JEJ  MOJE  WIERSZE...


To że piszę wiersze o tym moja matka wie.
Ale szkoda, że nie rozumie poezji,
bo kiedy powiedziałem Jej, że piszę wiersze...

Odpowiedziała: "Durny, ni maja szto rabić".
[ - Głupi, nie ma co robić. ]

Uraziło to mnie i zarazem zawstydziło,
ale milczałem, bo co miałem powiedzieć starej matce.

Ale kiedy następnego razu odwiedzałem matkę,
miałem ze sobą wszystkie dotychczasowe tomiki moich wierszy
[ mając w powrotnej drodze dać do czytania znajomej,
która jest zainteresowana wierszami ]
i kiedy matce pokazałem, była miło zdumiona z wyrazem satysfakcji,
że Jej syn tak dużo napisał wierszy.
A po tym bez namysłu powiedziała:

- Dawaj pajedziam da Kazia* i jamu pakażam?
[ - Pojedźmy do Kazia i mu pokażemy? ]

Ja: - Naszto Kaziawi, tam jamu patremnje maje wiarsze?"   
[ - Po co tam Kazimierzowi potrzebne moje wiersze? ]

Preciaż, jak ja był u Kazia i jon niszto ni kazał,
kap a jamu napisał jakiści wiersz, tak jak prad Wami kazał,
kap ja napisał a jomu wiersz, ta pa szto jechać da jaho
i pakazwać jamu maje wiarsze".

[ - Przecież byłem u Kazimierza i nic mi nie mówił,
żeby o nim napisał jakiś wiersz, tak jak mówił Wam,
żeby ja napisał o nim wiersz, to po co jechać do niego
i pokazywać mu moje wiersze? ]

  Objaśnienie: Kazio* - osoba, która mieszka w tej samej wsi, co moja matka.
  I którego spotkał podobny los, jak mnie, tylko z trochę lepszym szczęściem,
  bo przy pomocy kul chodzi, choć ma uraz rdzenia szyjnego.



                    Późnym  wieczorem  o  Tadeuszu  Różewiczu
   

Późnym wieczorem przed pójściem spać często lubię przejrzeć programy telewizyjne,
żeby trafić na jakiś dobry film, reportaż, czy program o poezji?
I akurat dzisiaj w TVP3 INFO trafiłem na film dokumentalny o Tadeuszu Różewiczu.

Słyszałem o nim przelotnie w telewizji i chyba nawet już kiedyś ten dokumentalny film widziałem,
ale wyszło mi zapewne z głowy. Po obejrzeniu filmu dokumentalnego o Tadeuszu Różewiczu
zrozumiałem na dobre, że jestem poetą. Do dzisiaj bałem się tego określenia używać,
aby się nie ośmieszać. Wszystko zależało od emocji, natchnienia w danym dniu raz tego się
wstydziłem określenia nazywać siebie poetą, innym razem z chęcią i radością, a wręcz z zuchwałą
odwagą sam siebie określałem poetą, czy sam siebie mianowałem na poetę.
A co najzabawniejsze w tym to to, że przed programem o Tadeuszu Różewiczu, który miał się
rozpocząć o godzinie 23:45 w TVP3 INFO, usnąłem na kilka lub kilkanaście minut, a po tym o dziwo
obudziłem się na minutę przed rozpoczęciem filmu dokumentalnego o Tadeuszu Różewiczu.
Pod koniec programu o Tadeuszu Różewiczu, który trwał całą godzinę, a nawet już w połowie
programu zrozumiałem, że jednak jestem poetą - i już nigdy nie będę się tego obawiał przed wstydem,
że nim nie jestem, bo nim jestem. A jeśli nie jestem poetą, to z pewnością jestem prozą.
   
II

                 MOJA  MATKA


Ta kobieta, która usiadłszy na rodzinnym grobie,
Zadumana z bagażem życia, ciężkiego życia
Na twarzy, rękach i grzbiecie, to moja matka.

https://photos.google.com/photo/AF1QipPBpnZZJuQTQxyFpP4C_q0upzqskhepYf89YtRz

Co prawda, zdjęcie zrobiłem wyłącznie dla siebie na pamiątkę i tak miało pozostać.
Ale kiedy wczoraj po obejrzeniu filmu dokumentalnego o Tadeuszu Różewiczu - w którym
podziwiał z szacunkiem i miłością swoją matkę.


Dzisiaj, ja decyduję się także ująć w swojej prozie życia moją matkę,

https://photos.google.com/photo/AF1QipM38OT3VO0o2waR-e49LhPnyBbwThdlBaJs11R_

bo zrozumiałem przez film dokumentalny o Tadeuszu Różewiczu, że prawdziwy poeta
mając sentyment, wrażliwość, natchnienie i poryw serca, nie wstydzi się swego życia na odwrót,
niż ludzie nie związani z poezją, którzy starannie ukrywają swoją osobowość, swoje życie.
Tak odmiennie istnieje poeta, żeby pokazać swoje życie, pisać o nim i utrwalać potomnym czytelnikom.

Urzekła mnie w tym filmie dokumentalnym o Tadeuszu Różewiczu prostota, szczerość poety
bez żadnego wyrachowania, tak prawdziwa naturalność poety, że aż dech mi zapiera.

http://hamlet.edu.pl/rozewicz-teksty

[ Tadeusz Różewicz dramatopisarz, poeta, prozaik ]

Ja jestem podobnym i takim chcę być na zawsze...

Dziękuję, Panie Tadeuszu.
Bądź mojej poezji patronem,
bo jesteś mi zrozumiały,
jak nikt inny z poetów.

  Lipiec 2010

----------------------------------------------------------------

Niechaj Tobie światełko w Niebie nigdy nie zgaśnie.
A my na Ziemi o Tobie nigdy nie zapominajmy.
Wcześniej czy później do Ciebie dołączymy.
A Ty będziesz naszym nauczycielem.

  25-04-2014


   
O  RÓŻNYM,  ALE  O  TYM  SAMYM  PTASZKU?


Usiadł ptaszek na gałąź i tańczy jak tancerz.
Ptaszku, kiedy przedstawienie już dałeś,
Porzuciłeś drzewo, jak rak zrzuca pancerz.   


Pofrunąłeś tam, gdzie nie ma obserwatorów,
Co nie będą ani słuchać ciebie,
Ani obserwować, jak noc twój śpiew grzebie.
Wśród ptaków żadnych sporów.

Przyfrunąwszy dzisiaj znowu na te same drzewo,
Skulony siedzisz jakoby to nie ty wczorajszy?
I jakoś z tego twego smutku skrzydła ci rozpięło,
Jakobyś już nie miał sił na lot dalszy?!




     WIERSZE  Z  SIERPNIA  2010  ROKU



WCZESNYM  PORANKIEM  PO  OBUDZENIU  SIĘ


Już nie słychać wrzasku ptaków,
Gdy wraz ze świtem poranek mnie budzi.
Tylko słychać przemykające drogą motory, samochody,
Połowa jest rozklekotanych wraków?


Spać trzeba dalej...
Choć wtedy życia nie ma.
Ale już czas przyszedł żyć trochę wolniej,
Bo wiek średni, to ze snem nie ściema.



         NA  PODJEŹDZIE


Nie szukam wolności w jerzykach,
Choć je na co dzień obserwuje.
One fruwają w zwartych szykach,
A więc ja jako samotnik, do nich nie pasuję.


Ale to nie znaczy, że ich nie lubię,
Wręcz przeciwnie codziennie podziwiam.
Ale  k a l e c t w a  ziemskiego do zgonu nie zgubię,
Choć w życiu jak mogę się uwijam.


Moja szata, choć nie pasuje do ludzkiego świata,
Jednak muszę pozostać na ziemi.
To nic, że poza ziemię czasami moja dusza wylata,
Ale tu miejsce moje, choć stóp nie stawiam po tej ziemi.



  2.  SIERPNIA  Z  RELACJI  POETY  NA  PODLASIU


Dzisiaj w dniu 2. sierpnia pięknie i sucho,
Śpiewa poranny ptaszek, tylko nadstawiać ucho.
Wczesny lata poranek mnie obudził,
Wiersz poranny bezsennością mnie ugodził.
Ja, Mietko jako poeta się narodził,
Jak sprzed 20-stu laty, wtedy natchnieniem siebie uwodził.

Dzisiaj robię to samo, tylko w innym miejscu
I o innym czasie, i z innym życia doświadczeń bagażem. : ...



    W  WIECZÓR  SIERPNIOWY


Szaro - ciemno - coraz ciemniej.

Jerzyki śpią już w budynku szparkach.

Na niebie cisza - spokój.

Kościelny dzwon dziewięć uderzeń rozpoczął!

Kot szamocze się w zaroślach.

Świerszcze dzisiaj nie cykają.

"Dawcy nerek" prędkość ścigają!

Już cisza się zrobiła.

Przy mnie jest moja miła.

Noc nie będzie samotna.



      MIŁOUCZYŃCE


Szczęście, Ty moje w nieszczęściu -
przyszło się żyć nam oboje.
Nieszczęście moje - nieszczęście Twoje -
przetrwać musimy we dwoje.
Nikt w tym nas nie zastąpi.
W to żadne z nas nie wątpi.
Co los nam dał, to nie sen.
Może ktoś to i miał?
Ale to trwało tylko chwilę?*   

  Basi Borysowej

  Objaśnienie: Ale to trwało tylko chwilę?* - autorowi chodziło o to, że ktoś tylko
  przeczytał o jego cierpieniu, a nie wie, czy nie rozumie jakie jest naprawdę autora cierpienie.

50 Ostatnio edytowany przez Mietko_1 (2020-08-02 10:57:11)

Odp: KRZYK W CISZY WIERSZY PRAWDZIWYCH ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ... [ Ponad 6700 ]


    W A R S Z A W O   W A L C Z ! ! !

http://www.youtube.com/watch?v=ovlvjOoTi7s

   BÓG,  HONOR,  OJCZYZNA  I  WOLNOŚĆ

Gdy z oddali słychać było już salwy sowieckich dział!   
W ukochanej stolicy w chwili emocjonalnej żyło się,
Aby wznieść się nad siły wroga dla naszej Wolności i Chwał.
Wybiła godzina "W" zaatakować wroga,
Który panosząc zagnieździł się w naszej stolicy.
Wiara i siła przyszła nam od Boga,
Nie modląc się przy każdej kaplicy,
Choć wierzący my naród, ale czasu nie było.   
A walczyć z niemieckim nazistowskim wrogiem,
Żeby nie wpuścić "bezbożnego wroga",
Który "na bagnetach i czołgach niesie wolności",
Która stanie się dla nas wielce sroga,
Co upodli od wieków dumę polską i godność!
Walczymy z niemieckim nazizmem, jak lwy duże i małe,
Choć siła wroga w przewadze do stu śmiertelnie rozgrzmiała!   
Chłopcy, od których hełm prawie jest większy, do walki są śmiałe,
Znosząc cierpienie, sił dodało, aby już pięść niemieckiego nazizmu nas nie upokarzała.   
Zło z którym walczymy, jeśli pokonamy, odejdzie, pogonimy
I utworzymy nowe państwo - nową Polskę?!     
Jeśli nie, po stronie drugiej Wisły stoi drugie zło,
Które nie pomoże nam, czekając aż wróg do zimy wykończy nas.
Później wejdzie do stolicy jako wyzwoliciel,
Który nie przyniesie wolność nam!
Walcząc z niemieckimi nazistami nie ocalał nawet kamień na kamieniu,
Bo wściekłością Niemców za opór w powstaniu
Obrócili miasto w ruinę i do zgliszcz w popiół
W każdym miasta Warszawy promieniu
I zostało tylko widmo zniszczenia i obecna śmierć.
Tutaj tylko Bóg i Wiara jest z nami,
A sens tego to Honor nad życie.
Aż staniemy się symbolem Wolności
Ceniąc ją przez wieki nad życie...
Miasto dumy i nieujarzmienia,
Niemieckim nazistom zgotowaliśmy trumnę
Za pięć lat pogardy i niewoli.
Za nasz kraj - Ojczyznę dumną.
Przyjdą sowieci i z nimi komunizm -
Wtedy z przegranej płakać będziemy ja dzieci,
Ale nie żałować, że walczyliśmy o Wolność i realizm,
Co pokolenia po nas zapamiętają na wiele stuleci...

  W 66. ROCZNICĘ POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
  POWSTANIE WARSZAWSKIE 1944

  II

         PO  POWSTANIU


Miasto śmierci, miasto ruin, pustynia zgliszcz!
Odwet barbarzyński Niemców za powstanie.   
Wściekłość Hitlera, rozkaz padł: "Żołnierzu niemiecki,
Warszawę z ziemią zrównaj, w popiół obróć, zniszcz!"
Ruskich po stronie wschodniej Wisły jest czekanie,
Aż Niemcy wymordują powstańców,
Z ziemią zrównają miasto!


Wtedy ruskie wejdą jak bohaterowie,
Choć już nie ma co wyzwalać.
Nie ujdzie Polsce to na zdrowie,
A tylko nad taką wolnością się użalać...


Zawiedli nas po raz drugi sojusznicy
Tak jak na początku wojny, tak i na koniec.
Nie ma Warszawy, nawet jednej dzielnicy,
A tylko gruzy na których zdrajcy składają wieniec.



        W  ŚRODKU  PUSZCZY 
   

Gdy się budzę o piątej rano, słyszę ptaszka,
który śpiewa tak: "fit, fit, fit, fit, fit, fit..."

Ach, jak pięknie, że mi żyć tutaj dano,
spać nie mogę dalej, bo się cieszy moja czaszka,
że tak mi tutaj śpiewa ptaszek rano.

  [ 03.08.010 ]



HETEROSEKSUALIZM


Ja, lubię kobiety,
Tak Je lubię,
Że Im wiersze piszę...
Tyle mam do Nich podniety,
Że w Nich się czubię,
Aż Ich serc bicie
W swoim sercu słyszę.

Lecz kocham tylko swoją Miłąuczynkę.   



NA  PODLASIU  W  UROCZYM  I  GOŚCINNYM  MIEŚCIE  SOKÓŁKA


Na Podlasiu w uroczym i gościnnym miejscu Sokółka
Czyste powietrze, fruwa niejedna jaskółka. 
Nad jaskółkami w niskim zawisie płyną białe anioły,
Pod nimi krąży jastrząb szybki, zwinny i bystrooki,
Aż z czasem na ziemię, jak latawiec spadnie,
Gryzoń śmiercią w szponach jego padnie.
Ja to już widzę, czego nie widzą inni poeci,
Ani nawet ornitolodzy czynni.


Miasto wita mnie czterema dekadami
Od pierwszej obecności w nim.
Podróżuję dzisiaj tamtymi śladami,
Co tylko je w myślach dogonię.   


Widzę jak na dłoni, czas wszystko tutaj pozmieniał!
Zaraz łza mi się uroni, jeśli do dzieciństwa
  natchnieniem będę wracał.

Czemu to poeci cofają się wstecz,
Czyżby żal mi minionego życia?   

A czas i miasto nie czeka, umieraj lub dalej żyj.
Choć łez z przeżyć jest pełna rzeka, bij się w pierś
Lub z obecnością, smutny człowieku się zżyj!   


O nie! Za pięknie tutaj jest, za romantycznie i za sentymentalnie,
Żeby w duszy mieć taki nie życiowy szelest. 
A z drugiej strony po co, kiedy życie przemija momentalnie.



        UŚPIENI?! 


Można już żyć...
Można już czynsz zapłacić, 
bo na dzisiaj wie się za co.
Można już śnić...
Z nerwów zdrowia nie tracić.
Od maja jest spokój.
A przecież przez dwanaście latek
narzekało się na niepokój.
Dzisiaj za spokój można już z chęcią czynsz zapłacić,
chociaż w nie spokoju też słono się płaciło.
Ale dzisiaj jaka ogromna różnica.
Dzisiaj warto już 585 złotych zapłacić
i tego nie żałować, skoro jest cicho i miło,
bo w "piwnicy" uśpiona jest nerwów katorżnicza.

  S. M.



    PORĄ  WIECZORNĄ


Tyle gwiazd na niebie,
Że tylko oczy zliczą.
Moja tęsknota do Ciebie
Jest mi wolnością, nie smyczą. 


Tymczasem nad głową
Nietoperz mnie przestraszył!
Choćbym tutaj przesiedział nocy połowę,
Wcale od cierpień bym się nie zaszył. 


Ale co szkodzi posiedzieć
Przy chłodzie wieczornym, gdy lubię.
W dodatku warto wiedzieć;
To co zyskam, tego nie zgubię.



      I S T N I E N I E


Huczy woda spadając z grobli
I huczeć dalej będzie...
Powychodzą  za mąż wszystkie damy,
Woda obojętna w tym względzie,
  huczeć dalej będzie...



     W  PRZESTRZENI


Moje stopy nie są ziemskie,
Skoro nie dotykają ziemi.
Moje stopy nie są chłopskie,
Bo nie chodzą po rżysku.


Moje stopy, choć są wiejskie,
Zapomniały, co to łąka skoszona.
Moje stopy, choć bolą - czucia nie mają,
A ze świtem ta ziemia nocą zroszona.



          SIERPNIEM


Sierpień, to czas motyli
kapuścianych i ogródkowych.
Dzień ku nocy szybciej się schyli.
Więcej kolorów polnych, a nie łąkowych.



ODPRĘŻAJĄCE  NATCHNIENIEM  MIEJSCE  POETY


W tym uroczym miejscu stworzonym przez Naturę,
Spełniony jestem wypełniając natchnienie po brzegi...

Wszystko, co jest na mym ciele i w duszy ciężarem - tutaj zostawiam.
A gdy jeszcze czuję ciężar - zmywam w tej wodzie,
Która z hukiem spada do rzeki - następnie płynie do morza.   
https://photos.google.com/album/AF1QipOXfArbNIp8gbZ49YX_AeJaAJA88af_Iq99PhdW/photo/AF1QipNMjrwFaIrHjZaD9swjeQdW66PmkUW00yRUHrlZ


Wracam do domu lekki, czysty i wolny jak ptak,
Nie będąc już rozbitym jak wrak.
Jutro mogę przestać istnieć,
Ale wiersz zapoczątkuje wieczność.



          W  LETNIE  POŁUDNIE


Powietrze parne i duszne, tylko skryć się w cień.
W latosie lato prawie każdy ma taki dzień.
Nawet nieobecne jerzyki uznają za słuszne,
Ukryciu się gdzieś pod igliwiem.
O tym ja wiem, skoro jestem odludkiem na upały.
A gdy przyjdzie cień, nie opuszczę lotów waszych.


      NA  WIECZÓR  NAD  WODĄ

https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipOzcTOf3UFXlm77pshn0JxWhiyav2q1AnOlHjN7

Słońce roztacza po sosnach uroki złotem ubierając je.   
Piękniej jest, niżby się przyśniło w najmilszych snach,
Choćby nigdy nie mijał czas.
Szkoda, że czas mija w nas
I choć czasami jest złotem pobłyskując,   
Jak tutaj w przyrodzie, często gaśnie. 
Było za dużo szczęścia naraz, 
Było za dużo miłości u nas.
Więc czyżby musiało to zgasnąć
  z nowym dniem wraz. 
[ Tak się stało przed wielu laty, jak zwaliły się na mnie górotwory 
w nieludzkim miejscu, gdzie człowiek z pychy odkrył. ] 
Na jawie w głębi puszczy, gdzie jest ukryte cudo naszego miasteczka,
Tak tutaj dobrze, romantycznie i cicho, nawet słyszę ruchy chrabąszczy,
Nawet nie zakłóca duchowego natchnienia gwarniejsza wycieczka.
Tutaj nigdy nie było i nie jest mi smutno,
Choć wracam do wspomnień z pięciu dekad,
Nie przenosząc historii na płótno,
A na papier - będąc własnych słów katem.



      NATALKA
                            wnuczce


Mała, drobna, jak stokrotka,
Wesoła i głośna jak śmiechichotka;
To nasza wnusia Natalka,
Częsta u nas bywalka.


Jest słodka i miła,
Radosna, z nami się zżyła.
Czas z nią miło schodzi -
I jeszcze lepiej każdy nowy się rodzi.



NORMALNOŚĆ  JAK  ZWYKLE


Dzisiaj już nie ważne,
Kto został prezydentem.

Ja mam swoje  k a l e c t w o
I moje wiersze.

Czy jest nim Pan K.
Czy jest nim Pan K.
To i tak jest ten sam poranek,
Ta sama noc,
Te same życie, nie inne,
A takie jakie dotychczasowe.


I takie dalej będzie,
Czy jest prezydentem Pan K.
Czy jest prezydentem Pan K.

Ten sam cień za mną wszędzie
I ta sama pogoda.

A jaka w życiu jest wygoda,
To zależy ode mnie samego.

I od Ciebie, jak będzie u Ciebie.

A nie od prezydenta,
Czy nim jest Pan K.
Czy nim jest Pan K.



     JESIENNE  KOLORYTY


Wypłowiała na słońcu zieleń -
Jest koloru jesiennych dośpieleń, 
Choć jeszcze nie jesień,
Zaledwie letni sierpniowy-wrzesień.


Romantycznie oko może umilić, 
Barwami kolorów ziemię zdzielić,
Napawając duszę i serce po natchnienie,
Po utrwalenie się po wspomnienie.


W wierszu, co starannie ujmuję,
To co tutaj wzrokiem - romantyzmem - i natchnieniem znajduję.
Gdybym mógł zasnąć tutaj choć na chwilę,
Cofnąłbym czas o cztery dekady, a nie o jedną milę,
Jakiej mi brakuje, aby tam dotrzeć,
Gdzie to wszystko się znajduje, chce się rzec.



        TO  NIE  ZMĘCZENIE,  A   K A L E C T W O


Siedzę na wynalazku przemieszczania się godzin kilka - i nic.
A kiedy po tym wejdę, jak małpa rozumna
Do swego niecodziennego ludziom,
[ Co niejednego przestrasza lub przeraża, tak niejeden powiedział ],
Ale do mego codziennego barłogu, 
Wtedy czuję się gorzej, niż przedtem:
Wszystko na mnie drętwieje i jest obolałe,
Jakbym przebiegł maraton, albo przepracował dniówkę w kamieniołomach.
Z czasem wszystko odchodzi i wraca do normy.



        KU  ZMIANIE


Rzednie dzień w upale -
Niebo pokryło się ołowiem.
Każdy ptak, który spał
Lub człowiek zmęczony z upału.
Teraz rześkie wszystko się staje,
Ciesząc się tym, co zmiana daje.



      CZAS  NA  NIETOPERZE


Kiedy szarość pokrywa dzień 
I skłania się w ciemność ku nocy.
I kiedy kościelny dzwon,
Który co dnia bić jest godzien, przestanie,
Wszystko zgaśnie ze swojej mocy.   


Teraz z jaskiń wiecznych ciemności
Wyłaniają się postrachy Draculi
I krążą w "trójkącie wierszowym" w mojej obecności,
Których nikt nigdy nie przytuli. [ prócz ornitologa ] 


A ja jakoś was polubiłem,
Choć wzbudzacie wstręt i strach.
Może dlatego, że w podobnych ciemnościach
Kiedyś swoją urodę straciłem -
I teraz, jak wy lubię przebywać
Na łonie natury o ciemnych porach.



  MALOWANY  PTAK


Mam fioła doceniać
Witalność tej Ziemi -

Uczepiłem się treści,
Jak drzewa jemioła -

Maluję podlaskie krajobrazy

https://photos.google.com

W wierszach na słowa,

A nie na obrazy w sztalugach,
Skoro malować nie umiem, 

A tylko co z duszy słowa
Na papier stłumię.

Wtedy jestem nie pięknym,
A lekkim, jak [na]malowany ptak.

  Podlasiu i nie tylko



      PAMIĘTAJ!


"Każdy kij ma dwa końce".

Oznacza to, że kijem,
którym bijesz kogoś,
możesz sam nim być bity!



      POD  JARZĘBINĄ

https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipM9-a0sCjXsSIqwqa7ypOmYCSRevkqSBeLrhHcu

Uderza niebywały spokój -
Ogarniam próżnię dłońmi.
Nikt tego mi nie broni,
Nikt nie przeszkadza.
Łza także już mi się nie uroni,
Jestem duchowo spełnionym.
Piszę wiersz, Bóg kieruje moimi słowami -
Jestem nieułożonym, a złożonym,
Przebywam tutaj pod jarzębiną
Nie raz, nie dwa, wieloma razy.
Mam w rękach szczerą odrobinę świata -
Wystarczy mojemu natchnionemu sercu.

  Zalew "Czapielówka". Podlasiu i nie tylko



        Z A M Y Ś L E N I E


Na Podlasiu są na niebie niskie obłoki,
Nie jak na Śląsku wysokie.
Zdałoby się po nich stawiać kroki.
Na Śląsku tylko odprowadzać oczami.



        SATYSFAKCJA

https://photos.google.com/album/AF1QipMYtCY7mfPLM4MXuV1RaZjxfSAlFcyWGGDGD5uI/photo/AF1QipM7MjtWUP4GEaO3PhTK4c5eBQOqaLA7r-vLf4pY

Spokojna atmosfera i klimat,
Który się wytworzył wśród zalewu.
Ani we mnie, ani w przyrodzie
  nie ma nerwowego wylewu
Zdenerwowania i niepokoju,
  a pogody atmosferycznej i ducha szmat*.


Cisza, spokój, ciepło, nastrojowo poetycko
I miło z dwóch stron akwenu.
Wprawdzie, choć tutaj nie Giżycko,
Ale ja przecież z tego terenu.


Zatem upiększam ten krajobraz swoim natchnieniem -
Wzruszająco związany z nim rodowodem i imieniem.
Krajanem być jeszcze dodaje westchnienia,
Że tutaj moje istnienie.

  Objaśnienie: szmat* - sporo.

  Podlasiu i nie tylko



      SZCZĘŚLIWE  PODLASIE


Znów obudziła mnie burza, ale to tylko z nazwy, 
bo nie ma huraganu, jak wcześniej bywało.
Pada deszcz jak z cebra, ale równomiernie
bez targania drzewami przez wiatr. 
Bóg atmosferycznych wyładowań
rysuje zygzakiem na niebie błyskawice!
Ale bóg huragan nie targa drzewami, 
tylko niebo wylewa łzy,  jak z cebra
aż ziemia z nawilżenia klęka. 
Szczęśliwe Podlasie.



        SZCZĘŚLIWE  PODLASIE


Gdy sen obudził mnie, jest jeszcze ciemno.
Na organizmie nocny ziąb po rozgrzanym dniu
ciało ostudza mocno tak aż w duszy przyjemnie. 
Deszczyk zaczął padać...
Zrasza drzewa, polbruk i ziemię...
Niebo grzmotami dwa razy wysiliło się!
Dalej usnąłem i do rana spokojnie sobie drzemałem... 


A gdy pora przyszła wstać, usiadłem na widok "piekielnych nocy"*,
Podjechać do okna, po deszczu ani śladu widoku,
Nawet polbruk na "tronie" zdążył już wyschnąć. 
O takie szczęśliwe Podlasie, że ci.

  Objaśnienie: "piekielnych nocy" - wózek inwalidzki.



  PRZED  BURZĄ  NA  WIECZÓR


Las zielono zsiwiał - wygląda tak,
Jakby bóg grozy go oświecił.

Idzie z grzmotami burza!
Strach z podwórka wymiótł dzieci,
Za lasem błyska, grzmi, jak za dzieciństwa! 


Strachu nie ma, pozostał w tyle czterech dekad.
Dzisiaj jest tylko Natury ściema,
Skoro burzą tylko postraszy,
Ale deszcz popadać nie da rady. 


Świat zszedł na psy, drzewa zwiędłe płaczą. 
Jaka ulga, że z dzieciństwa bzy nie konają z suszy, 
Bo tam ich już wcale nie ma
I moje oczy tego już nie zobaczą.
Więc i żalu nie ma.
A może.

  Pisałem, dnia 13.08.2010 rok.



        W  NOCY  PRZED  ŚWITEM


Natur Przyroda chyba wysłuchała mego wiersza
I chyba wstyd Jej się stało, skoro w nocy przyszło to,
Czego oczekiwali ludzie i przyroda mianowicie.
Obudziły mnie grzmoty straszne i potężne,
Jak za dzieciństwa, tylko z tym, że dzisiaj strachu nie mam.
Błyska i grzmi, jak z przerażenia!
Choć przerażenia nie ma na szczęście.
Deszcz leje jak z cebra, ale równomiernie bez wiatru.
Wreszcie i Podlasie odetchnęło -
Ziemia dostała to czego potrzebuje, czym żyje.
Wszystko w normie.

  Pisałem, dnia 14.08.2010 rok.



        POETA  JAK  DZIECKO


Chcę żyć, chcę śnić, skoro poeta jest jak dziecko...
Chcę przyrodę obserwować, przykład z niej brać...
Chcę tęczą być, wieczorem gwiazdy liczyć,
Burzę uspokoić, ale deszczu błagać... 
Chcę śpiewu ptaka słuchać, ale "ptakiem" nie być.   
Chcę iść tam, gdzie nie mogę zajść...
Nie chcę być tam, gdzie mógłbym być.
Mogę być tam, gdzie nie powinienem być,
Bo poeta jak dziecko, ale nie jak łachudra.



            S E N


Z wykwitłego natury łona jak sad,
Ujrzałem Cię tak młodą,
Jak piękny wiosenny kwiat -
Taką dla mych źrenic byłaś urodą.


Byłem zachwycony i radosny,
Jak na drzewie wiosenny ptak.
Pachniałaś jabłonią, gruszą, a tak
Aż we mnie cofnęło się trzydzieści lat.


Byłem młody, jak młodnik las.
A kiedy otuliłem Cię ramionami -
Uczuciem natchnionym wzruszało nas,
Co tylko nam było dopełnić się miłosnymi wyczynami,
Zanim sen się obudził i cofnął się czas.
Nie idźmy do ludzi, bądźmy sami choć raz.

  Basi



     PÓŹNYM  WIECZOREM


Niebo gwieździste jak w sierpniu,
Samolot jeden, drugi, piąty kierunku:
Warszawa - Wilno, może Ryga, Tallin, Helsinki,
Sankt-Petersburg, a może Mińsk, czy Moskwa?


Wiaterek rześki raz po raz powiewa,
Ostudza ciało po dniu upalnym.
Ach, jak się człowiek czuje
Tak jak nowo narodzony.


Gwiazda jedna, druga spadła 
Z małym odstępem czasu. 
[ "Już o dwie osoby mniej na tej Ziemi" ]   


Za puszczą na dalekim horyzoncie
Za Białymstokiem może gdzieś pod Zambrowem?
Błyska!

Tutaj nad głową niebo bezchmurne
W pełni gwieździste ze wszystkimi "mlecznymi drogami".

Ćma jedna po drugiej ciemność przemierza...

Raz po raz TIR drogą krajową piłatuje,
Słychać jak mało kiedy. 

Tak pięknie jest na Podlasiu
Nocą gwiazdy się srebrzą...
Nietoperze rysują koła w "trójkącie wierszowym",
Boiskową polaną przelatuje sowa,
Kot jeden, drugi, trzeci buszuje w zaroślach.


"Dawcy nerek" motocyklami zakłócają spokój! 
Urodzeni w czasie przemian polityczno-ekonomicznych
Nigdy nie będą poetami?
Tęskniąc za prześcignięciem szybkości
W literaturze nie wyprzedzą Ziemian,   
Choćby żyli wieloma wiekami? 
Czas zszedł na psy.


Jakie szczęście w sercu i w duszy,
Że jeszcze Ojczyzna ze zniewolenia
Ma "dzieci kwiaty" zapasy.
Zatem spokojnie można iść spać do jutra.