.
ODWIEDZINY
( relacje z rodzinnego terenu )
To, że mieszkam nie tylko przy lesie, lecz nawet gdzieś tam w lesie,
Cóż ja plotę, w samym środku rozległej na kilkadziesiąt
kilometrów na prawo i lewo Puszczy Knyszyńskiej.
Od kiedy publikuję wiersze na Forum FAR, o tym wiecie.
***
Po drodze: kiedy minąłem las zielony, piękny, wysoki
I wynurzyłem się na obszar otwartej przestrzeni -
Mogłem nacieszyć oczy spozierając na łąki zielone,
A w samym środku na rzekę Skołdę, cichym i spokojnym,
Jakby woda stała w miejscu, korytem płynąca do Supraśli.
Wieś Straż przez którą przemykają dziennie tysiące samochodów,
Wydawałoby się, a raczej to pewne, jak widać po obu stronach
Ciche i smutne w drewnie stojące domy z ludźmi być może w środku.
Tylko kto bogatszy sprawił sobie dom w stylu nowoczesnym.
A kiedy po drodze odpuściłem zacną w nazwie tę wieś,
Na prawo i lewo aż po Sokółkę lipcowe pola w okazałym złocie
Łanów zbóż stojących cierpliwie już czekając na żniwa chłopów.
Ach, jak pięknie, a zarazem wzruszająco źrenicom po spozierać
Na te cudne krajobrazy przedzielone leśnymi wzgórkami i pagórkami.
Miasto moje rodzinnego powiatu Sokółka czyste, piękne, dorodne,
Aż żal przejazdem opuszczać, a tu zatrzymać się choć na kwadrans
I powspominać dzieciństwo i ten pierwszy dzień z jarmarku sokólskiego:
JARMARK SOKÓLSKI *
Dzisiaj jest wielkim dzień w moim dotychczasowym życiu,
Otóż jak zwykle w każdy poniedziałek, rodzice wybierają się
Na jarmark sokólski i przy okazji pierwszy raz zabierają mnie.
Poczułem wielką radość, że wreszcie zobaczę miasto.
Koń już zaprzęgnięty do furmanki, koła wreszcie nie żelazne,
A z oponami na powietrze, całkiem nowa oczywiście.
Jakby nawet uprząż na koniu inaczej potrzaskuje
Z tej ważnej wzmianki, czy to tylko wrażenie moje,
że jest jak Ameryka rzeczywiście.
Wyjechaliśmy z podwórka, ojciec kieruje furmanką,
Toczy się jakby po asfalcie, nie wżyna w piasku kolein,
jak żelazna furmanka. Nawet i z tego koń się cieszy,
lekko biegnie, jak dziewczę w balecie.
Biegnie sam, nikt z nas nawet nie pogania,
Tak konikowi chyba jest dobrze i niebywale lekko,
Że nowa furmanka jest jego jakby inną robotą.
A i siedzieć jest tak wygodnie, jakbym płynął.
A kiedy z piaszczystej drogi, która jest wiejską,
Wjechaliśmy na złoto bity gościniec.
O mój drogi, teraz powiedziałem:
- Jak fajnie jechać, jak drogą miejską.
I koń na gościńcu zaczął prychać,
Może tym daje znać, że mu lekko jest.
Fajnie i miło dalej i dalej jechać...
I to nie jest dla wiejskiego chłopca
czcza mowa i myśl.
W dodatku nad naszymi głowami,
Ale pod błękitnym i słonecznym niebem,
Skowronek nawet ze śpiewem podąża za nami.
A może dlatego, że my, choć dzisiaj "bolszymi"*.
Ach i żeby tak zawsze było i z chlebem i do chleba.
Nie z cukrem na mokrą skibkę zamoczoną w wodzie,
A żeby choć dziś była posmarowana czarną kaszanką,
Czy wątrobianką lub salceson przynajmniej dla urody.
Czuję, że dzisiaj tak będzie, jak zajedziemy do Sokółki,
ale będzie sielanka.
Za nami zaledwie trzy kilometry, a radości tyle
Aż czuję się tak mocno podniecony, jakobym
był już najedzony. A tutaj w drodze dopiero Starowlany
I ogony kobyle przed nami, łby końskie z grzywami za nami.
Nad głowami gołębi lot kolorowy przeze mnie zauważony.
Szkoła smutna, opuszczona przez całe wakacje stoi,
Pamięć o nauczycielach i rówieśnikach mnie rozkojarzyła...
Koń znów prychnął, wita coś lub może czegoś się boi?!
Mnie radość z wakacji, westchnąłem aż w duszy ulżyło.
Wieś Starowlany w tyle nam już zostaje.
Z rąk ojca, bat konia szybciej pogania.
Nasz biały konik, rodzaju kobylego egzamin zdaje,
Wypasiony obrokiem, biegnie żwawo, jednocześnie
Z siebie ogonem muchy, komary, bąki odgania...
Z wypasienia na sierści wykwity ma w tzw. "jabłuszka"*,
Zaszczyt chłopu, a nie wstyd mieć takiego konika,
Bo nie "szkapą" się nazywa, a "ostrą muszką",
Co z dumą ojciec. "Wio muszka!" Pogania...
A że jest boże lato przed żniwami; żyto, jęczmień,
Owies i pszenica srebrzą się i złocą polami.
Lecz ja bardziej już ciekawy, co dopiero
Odkryje mi powiatu stolica Sokółka?
Drogi ubywa, pola starowlanskie w tyle,
Teraz las starowlanski nas przywitał.
Z cieniem, ogonem ustało machanie kobyle.
Ojciec czapkę zdjął, bo przydrożny Jezus
do sosny przybity. Tutaj zabłąkane dusze
do siebie bierze...
Przez las złotym gościńcem pomykamy dalej...
Nie jak zawsze stąd w prawo przez las gliniszczanski,
Co beze mnie rodzice nie raz to robili.
Dzisiaj nadłożoną drogą, aby na krajobraz napatrzył się,
Zanim bardziej wzruszę się zobacząc świat mieszczański.
Tutaj, gdzie od gościńca rozstajne polne drogi
I leśne rozchodzące się od sobie, stąd gościńcem
Dalej ku szosie z lasu furmanką się wynurzamy.
Tutaj na skraju lasu i pól, właśnie żyje kowal,
Który jest gotowy podkuć każdemu konia całą dobą,
Noszący przezwisko: "Sałama", którego od kowalstwa
może tak nazywamy?
Stąd do szosy pozostaje tylko prosta droga,
Wzdłuż jej na lewo i prawo kilka gospodarstw kolonii wsi Popławce.
Jako pierwszy dom już z zachodzenia z mamą, wracając od babci
jest dobrze mi znany, że żyje w nim stara dobra kobieta w poczęstunku,
mimo jest uboga.
Nad głową śpiewające skowronki, i ta skromna staruszka
przy swoim domu siedząca na ławce.
Koń po żwirku gościńca kopytami: "cyku, cyku, cyku... " biegnie do szosy.
Mgły nie ma, więc już widać wieś mamy z dzieciństwa Popławce.
Chłopiec pasący krowy, jeden, drugi z łąki przez gościniec
na drugą stronę przebiega bosy.
Już przy szosie szkoła i chłopski dom, przy którym dwoje
staruszków siedzi na ławce.
Już dojechaliśmy wreszcie do prawdziwej szosy.
Do tej pory tylko z rodzicami jadąc i wracając furmanką
od babci nie raz przejeżdżaliśmy szosę.
Ojciec trzymając za lejce skręcił w prawo wjeżdżając na szosę,
spod końskich kopyt słyszę ciągłe: "ce-ce, ce-ce, ce-ce...
" takie piękne od asfaltu odgłosy!
A że żniwa tuż, tuż, idzie już chłop obrzeżem szosy,
niosąc na ramieniu kosę.
Stąd drogowa tablica wskazuje odległość do Sokółka 8 km.
Taką daleką drogę koń kopytami po asfalcie będzie tysiące razy uderzał.
Jadąc dalej, po prawej stronie napotykamy wieś Zadworzany,
na prawo i lewo nigdy nie widziałem jeszcze takich pól;
Widzę takie wąskie pasy i tak długie, że na horyzoncie
już pod lasem prawie miedzy się stykają, a ojciec powiedział:
- To "paloski"* po naszemu. U nas przed geodezją, także takie były.
Teraz po scaleniu chłopskich ziem pole jest szerokie od lasa do lasa.
Mnie i tej ziemi tak się zwierza...
A że na Podlasiu Matka Natura Ziemia usytuowała krajobraz wyżynny,
Więc i po opuszczeniu wsi Zadworzany, akurat szosa wspina się
po wzniosie pod tak zwanym "karabiec"*.
Już na samej górze tego "karabca", krajobraz jest inny;
Z prawa i lewa lasem pokryty, w środku wąska szosa
w kolorze szaro-brązowym.
Matka blisko stąd pochodząc, powiedziała: - Na tym "karabcu" straszy!
A jak straszy w lesie to wiadomo, że zabłąkane dusze.
Lub na przykład dusze żołnierzy poległych z wojny, albo ludzi za życia "Judaszy"?
Boję się i po każdym razie, jak spojrzę na las, tym bardziej mocniej się wzruszę,
Czy czasami stąd nie wyleci na szosę jakiś zabłąkany duch?!
Ale przecież jest biały dzień i rodzice ze mną, więc spoko.
A jak jest się na górze to i zjeżdża się w dół,
Więc i konikowi jest lżej i bliżej do miasta Sokółka.
Licząc od Popławiec do Sokółki stąd jest jeszcze drogi z ponad pół,
Przed sobą na horyzoncie widzę jeszcze jedną i drugą górkę.
A gdzie w końcu jest ta Sokółka?
Truchta nasz konik, truchta z górki i pod górkę, a ciągle las.
Ciągle furmanki przed nami, za nami do Sokółki na targ.
Koniki podkowami po asfalcie przed nami, za nami stukają:
"ce-ce, ce-ce, ce-ce, ce-ce, ce-ce, ce-ce..."
Mnie już na furmance znudził się czas
Aż z długiego siedzenia, rozciągam jeden i drugi bark,
Rozmyślam, gdzie ta Sokółka gdzie?
Jak jeszcze daleko, gdzie ten targ?
Wreszcie już jesteśmy na ostatniej górce,
Z niej na horyzoncie w dolinie widzę w dachach
całą Sokółkę, jak na własne dłoni.
Teraz konikowi w leśnym młodniku cały czas z górki
aż do przed przedmieścia, co jeszcze szosę okala,
nagle przeleciał zwierz! Ojciec krzyknął: - Ty tchórzu!
W samej istocie był to tchórz. Po naszemu "szaszok".
Teraz tylko dla mnie z uciechy ręce złóż, bo jak pięknie
jest podziwiać Sokółkę, zbliżając się do rozstajnych dróg,
mnóstwo furmanek i koni.
Lecz z tego łezka mi się nie uroni, za mało widziałem i przeżyłem,
Pierwszy raz w swoim życiu zbliżam się do miasta Sokółka.
Las już za nami, na lewo rozwidlenie kolejowe, na prawo
dojrzewające żyto, przez nie rozchodzące linie wysokiego napięcia,
na słonecznym niebie jaskółek furgających masa,
z którymi wzrokiem się mierzę.
A tam hen dalej nad miastem krąży ich jeszcze większa spółka.
Tuż przed miastem w wąwozie linia kolejowa kierunku Białystok - Suwałki i odwrotnie,
Nad wąwozem most kolejowy z którego odwracam głowę raz w prawo,
raz w lewo i tylko do pełnego usatysfakcjonowania brakuje przejeżdżającego pociągu.
Wreszcie wjeżdżamy do miasta Sokółka, cieszę się jak nigdy,
skoro radość moja jest większa od innych stokrotnie.
Ach, widzę ile jeszcze nacieszę się, jak wjedziemy w głąb Sokółki
i będę brał udział w tym konnych furmanek na targ ciągu.
Na prawo dom, na lewo dom,
Jak w tej piosence warszawskiej.
Na chodnikach ludzi idących ogrom,
Bo dzisiaj w Sokółce targ dla społeczności chłopskiej.
Setki w ruchomych kolorach na głowach kobiecych chust,
Na sobie spódnic, sukien i "węzełków"* w rękach pełno.
Stoją, idą i wszędzie słychać mowę z ich ust,
Aż z tej ciekawości i przeżycia radośnie i dzielnie mi.
Na ulicy przed nami, za nami furmanki jadą bez końca...
Wiozą rolnicy: owce, cielaki, prosiaki w klatkach,
Za furmanką: jałówki, byczki, źrebaki, krowa jedna, druga idąca...
Z nieba spadają promienie słoneczne
W lipcowy poranek, jak błogosławieństwo.
A Pan Bóg w opiece ludzi chce mieć koniecznie
I niech wszyscy dojdą, dojadą na targ w to dzisiejsze
chłopskie poniedziałkowe targowe szaleństwo.
Gdy zajedziemy na targ, będę bardziej, niż jestem wesoły.
Jeszcze konie ze zgrzytem podkowami: "ce-ce, ce-ce, ce-ce..."
w kostkę brukową biją mocniej, niż po asfalcie gołym.
Jest tak ciekawie, że do tej pory tak nie wyśniłem w snach.
Oczy widzą, uszy słyszą:
Ludzi na chodnikach pełno.
Konie ulicą biegną nie z ciszą,
Jak po łące, a w kostkę bruk kopytami walą,
jak obuchem siekier w drzewo!...
Domy - kamienice wyższe od drzew,
Liczę: 1-dna, 2, 3, 4, 5, 6 i stoją dalej bez końca.
- Ojcze, a te drzewa, co rzędem rosną?
- Synu, to modrzew.
Jakieś w igły rzadkie, choć rosną do słońca.
Ulicą furmanki jadą - kolorową falą,
Z przodu i z tyłu jak okiem sięgnąć, muszę rzec,
Konie "ce-ce, ce-ce, ce-ce..." kopytami w kostkę bruk walą,
Bydło rogate, źrebaki młode za furmankami też muszą biec...
Na jednej furmance owce beczą,
Na drugiej prosiaki kwiczą,
Na trzeciej cielaki beczą,
Jeszcze przy innych krowy ryczą.
Zwierzęcy żywioł na ulicy, jak na zjechanym targu,
Choć w ruchu, a bez końca do powiatu stolicy
Ciągną furmanki i idą ludzie, a niejedni niosą
na plecach rzeczy do utargu.
Wreszcie ojciec skręca furmanką na plac kościelny
I w sadzie pod jabłonią w cieniu kończymy podróż.
Konia wyprzęga i w "ohłoble"* wprowadza odwrotnie,
nakładając na łeb torbę z sieczko-obrokiem, mówiąc:
"Koniku, w całej drodze byłeś dzielny."
A mnie, zanim pieszo dojdziemy na targ, jeszcze tyle
ciekawych, lecz nieodkrytych wrażeń Sokółka wróży?
Idziemy chodnikiem w kierunku przez miasto na targ,
Pierwszy raz stawiam kroki i na ulicy kostko brukowej.
O nic rodziców nie proszę i jak rozpieszczony bachor nie gryzę warg,
Wszystko co widzę cieszy, bo jeszcze nigdy nie widziałem
takiego miasta i ulic w aglomeracji powiatowej.
Widzę tutaj ceglany budynek Liceum Ogólnokształcące,
Trochę dalej ogromny Sklep Handlowy,
za kioskiem przez ulicę Sklep Obuwniczy,
Tam jeszcze dalej Kwiaciarnia i kwiaty w kolorach lśniące,
Ulicą dalej jadą furmanki, w klatkach niejeden prosiak kwiczy...
Tam jeszcze dalej Księgarnia,
Z drugiej strony ulicy cerkiew stoi,
Tutaj szyld, że jest Pralnia,
Tutaj obok nas dziecko beczy,
tupie za czymś aż się dwoi.
Ludzie chodnikiem w obie strony idą bez końca,
Furmanki jadą bez końca z przewagą na targ.
Na chodniku i ulicy jest kolorowo,
do tego z nieba spada słońca
Żar i czym bliżej targu tym więcej na chodniku ludzi,
że wnet ocierają się o siebie bark w bark.
Idziemy dalej w kierunku targu i ciągle miasto,
Widzę Totalizator Sportowy, Sklep Mięsny,
Krawiectwo, Sklep Odzieżowy, Sklep Żelazny, Ciasto,
Milicja Obywatelska, Kino, Lody.
Czy to fakt? Czy to tylko mój sen?
Nie. To Sokółka miasto i powiat Wysoczyzny
I najsłynniejszy targ w województwie białostockim.
Tutaj zwożą konie z całej sokólskiej ojczyzny,
Tutaj bacznie są oglądane chłopskim okiem.
Do dziś tylko wiedziałem z opowiadań ojca,
Ale tego jeszcze na oczy nie widziałem.
Teraz dzieli mnie tylko pięćset metrów do tego miejsca,
Gdzie zobaczę wszystko, co zobaczyć bardzo chciałem.
Już skręcamy w ulicę na wielki targ,
Obok kiosku Ruch, siedzi na stołeczku
z akordeonem niewidomy pan, który gra i śpiewa tak:
"Czerwone maki na Monte Cassino,
A po nich szedł żołnierz i ginął..."
"CZERWONE MAKI NA MONTE CASSINO
Czy widzisz te gruzy na szczycie?
Tam wróg twój się ukrył jak szczur.
Musicie, musicie, musicie
Za kark wziąć i strącić go z chmur.
I poszli szaleni zażarci,
I poszli zabijać i mścić,
I poszli jak zawsze uparci,
Jak zawsze za honor się bić.
Czerwone maki na Monte Cassino
Zamiast rosy piły polską krew.
Po tych makach szedł żołnierz i ginął,
Lecz od śmierci silniejszy był gniew.
Przejdą lata i wieki przeminą.
Pozostaną ślady krwawych dni
I tylko maki na Monte Cassino
Czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosną krwi.
Runęli przez ogień, straceńcy,
Niejeden z nich dostał i padł,
Jak ci z Somosierry szaleńcy,
Jak ci spod Racławic sprzed lat.
Runęli impetem szalonym,
I doszli. I udał się szturm.
I sztandar swój Biało-Czerwony
Zatknęli na gruzach wśród chmur.
Refren I
Czerwone maki na Monte Cassino
Zamiast rosy piły polską krew.
Po tych makach szedł żołnierz i ginął,
Lecz od śmierci silniejszy był gniew.
Przejdą lata i wieki przeminą.
Pozostaną ślady krwawych dni
I tylko maki na Monte Cassino
Czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosną krwi.
Czy widzisz ten rząd białych krzyży?
Tam Polak z honorem brał ślub.
Idź naprzód, im dalej, im wyżej,
Tym więcej ich znajdziesz u stóp.
Ta ziemia do Polski należy,
Choć Polska daleko jest stąd,
Bo wolność krzyżami się mierzy,
Historia ten jeden ma błąd.
Refren II
Czerwone maki na Monte Cassino
Zamiast rosy piły polską krew.
Po tych makach szedł żołnierz i ginął,
Lecz od śmierci silniejszy był gniew.
Przejdą lata i wieki przeminą.
Pozostaną ślady krwawych dni
I tylko maki na Monte Cassino
Czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosną krwi."
Ach, co za interesujący jarmark,
Ludzie stoją i słuchają, jak ten polski żołnierz gra,
co przeszedł pod Monte Cassino wojenno bojowy szlak.
Siedzi na stołeczku, oczami z bielmami bez źrenic kręci
I ciągle śpiewa i gra: "O żołnierzu, który szedł w bój - i ginął."
I mówi ciągle mówi: "Jaki to był Polski żołnierz waleczny."
A jego widok ludziom aż ze wzruszenia na sercu nęci.
Przyszła milicja: - Rozejść się! Co tu za kino.
Niewidomy weteran spod Monte Cassino stawia opór;
Protestuje, że za nic nie odejdzie stąd!
Odpowiada: - Ja walczyłem za Polskę pod Monte Cassino,
a teraz co mam iść pod topór?
Milicja bezzwłocznie: - Rozejść się! A pan, proszę iść stąd!
Ludzie stoją dalej, niewidomy weteran gra dalej...
Milicja odchodzi nie uzyskawszy swoich rozkazów.
Weteran siedząc na stołeczku gra i śpiewa dalej...
Ludzie po napatrzeniu się odchodzą powoli,
A ci, którzy jeszcze przychodzą, szepczą niektórzy,
że nie widzieli jeszcze takich obrazów.
Weteranowi do puszki miedziaki wrzucają
I speszeni widokiem, o nic go nie pytają,
Tylko patrzą zaciekawieni i słuchają,
Mając na twarzach wyraz taki,
którym współczucie żołnierzowi wyznają.
Kręci się łezka w oku,
Stojąc tak tutaj obok weterana.
Żal ludzi ściska, choć patrzą z boku.
A weteranowi, jaka to głęboka w sercu przecież rana.
Gdy odeszliśmy w kierunku targu dalej,
Obok chodnika gra Ludowy Zespół:
"Oj, dana dana, nie ma jak z rana."
Idziemy powoli, Zespół Ludowy gra dalej:
"Oj, dana dana, nie ma jak to wypijesz flaszki z pół."
Między Zespołem Ludowym, a dużą halą,
Stoją kobiety z kurczakami, kurami, kaczkami, gęsiami, indykami,
Jak na wsi: kurczaki ćwierkają, kury gdaczą, kaczki kwaczą,
gęsi gęgają, indyki gulgoczą melodii całą galą...
I stoi dużo ludzi, patrząc na tą ptasią orkiestrę, razem z nami.
Przechodzimy przez dużą handlową halę,
Wzdłuż hali leżą na stołach: drób opierzony, boczek surowy,
wędzony, rąbanka, sery, masło, kaszanka.
Widząc to wszystko, ślinę przełykam, oczami chwalę.
Ale mamie nie mówię, kup to czego nie mamy
w domu żadnego poranka.
Z zamiarem na dalszy targ wychodząc z hali mięsno-nabiałowej,
Wzdłuż placu targowego stoją budki tzw. stragany z odzieżą,
w nich: garnitury, koszule, swetry, czapki, sukienki maści kolorowej,
torebki, paski, spinki, zamki, zatrzaski i buty, które wielu ludzi mierzą.
Na środku placu targowego samochodowe budki z piwem i z gorącą kiełbaską,
Ludzie jedzą, piją okazyjnie, bo na wsi tego na co dzień nie mają:
Różnie na trzeźwo, po pijanemu, po chłopsku i z mieszczańską klasą
Bez względu wszyscy to miejsce chętnie odwiedzają.
Wzdłuż placu odzieżowo-targowego, a rolno-targowego,
Idzie ulica brukowa, przy niej chłopskie rolne sprzęty, narzędzia:
Chomonty, uzda, lejce, postronki, kabłąki do uprzęży konnego
oraz kosze, sita, beczki, wałki kuchenne i jeszcze wiele wiele
innych rzeczy nie brak.
A gdy stąd przeszliśmy na stronę prawdziwego targu rolno-chłopskiego,
Tutaj furmanek może ze sto, na nich w klatkach:
prosiaki kwiczą, cielaki beczą, owieczki beczą,
a wkoło furmanek mnóstwo ludu chłopskiego;
Sprzedają, kupują - cenę zbijają stosując bicie w dłonie.
Ach, co za spotkanie, ach co za targ chłopski rolny:
tutaj trzoda chlewna, tam dalej bydło i konie.
A tam, ach, jeszcze przy płocie widzę zysk polny*.
Lecz my idziemy tam, gdzie naprawdę biją w dłonie.
Tam są tylko krowy, konie i chłopi,
Którzy oglądają krowy - sprawdzają wymiona -
liczą pręgi na krowich rogach, po tym wiek się wytropi.
A ciekawsze nawet jest to, że każda krowa ma imiona.
Co tam buhaj, krowa, tutaj jeszcze słabe bicie w ręce,
Tutaj, gdzie źrebaki, konie, dopiero mowa -
Tak dla ceny chłop chłopu w rękę bije aż łoskot po targu idzie!
I mówi jeden do drugiego: - Nie bądź taki skąpy, ty "Żydzie".
Za tyle ile daję, sprzedaj konia swojego?!
Czego tutaj nie brakuje: mowa, bicie w ręce, śmiechy,
Nawet jakiś dziennikarz z gazety chodzi i coś w notesie notuje?
Może ilość koni, ile co to nawieźli chłopi spod wiejskiej strzechy?
Konie sokólskie nie byle jakie: potężne, silne jak tury,
A na sobie "wykwity jabłek"* mają takie,
Że to obcy podziwia i podziwia po raz który.
I powiada: - To nie bzdury, że te sokólskie konie są takie,
Że możesz nimi i nawet lód na rzece przeorać gruby.
To prawdą, że do tego te konie są zdolne takie.
- [ metafora autora ]
Tyle nowych rzeczy, tyle ciekawostek, tyle wrażeń -
Wszystko to dzisiaj mogłem zobaczyć.
Wszystko już obeszliśmy za czym przyszliśmy,
zatem koniec nowych wydarzeń
I mogłem w dniu dzisiejszym wiele do życia się nauczyć.
Wracamy z targu do miasta,
Aby pochodzić po różnych sklepach.
Wychodząc z targu, żołnierz spod Monte Cassino
dalej akordeon chlasta*.
Wzruszeń tyle, że jeszcze nawet nie miałem tyle w snach.
Ludzie patrzą, słuchają, miedziaki wrzucają do puszki
I stąd odchodzą w swoją stronę potrzeby.
Jedni mają w torbach chleb, kiełbasę, inni nawet gruszki.
A ja w ten czas pomyślałem, dzisiaj pojeść kaszanki, żeby.
W końcu od ojca i matki zgubiłem się,
Przez taki duży tłum ludzi na targowej ulicy.
Strach mnie ogarnął aż spociłem się,
Ale nie płaczę, zgubiony w powiecie stolicy.
Pomyślałem sobie - pójdę do furmanki,
Tam może spotkam rodziców?
Idę ulicą pełną ludzi mające w rękach:
wszelakie kosze, torby, nawet dla zmarłych wianki
I tak chodzą ludzie w obie strony targowych bywalców.
Wśród ludzi, ja mała kruszynka wiejska:
zwinna, sprytna, gibka na wsi.
Ale tutaj zagubiona w mieście bez swego siedliska,
Swoich rodziców przecież szukać musi.
Przeszedłem połowę miasta przychodząc do furmanki,
przy niej rodziców nie ma!
I na furmance nie ma żadnej wzmianki, co by już tutaj byli.
Kobyła tylko do mnie kiwając głową daje mi znak: sie ma.
A że na łbie ma torbę z sieczką i obrokiem,
Poprawiłem sznurek bardziej za uszy, żeby torba nie spadła.
Kobyła zadowolona kilka razy w torbę prychnęła
i do mnie mrugnęła okiem
I ze smakiem sieczkę z obrokiem zajada dalej.
Ogonem przed muchami po zadku pomachała.
Pod jabłonią cień bez słońca sprzyja,
Wiaterek z jabłoni zapachem powiewa.
Rodziców nie ma, a czas dalej mija.
Wracam z powrotem przez miasto na targ -
Idę, nie biegnę, mając baczenie, aby nie minąć się z rodzicami
W razie szukają mnie, idąc w kierunku furmanki, opuszczając jarmark,
Lecz ich nie spotykam po drodze, smutno przeto teraz mi.
A jeszcze do tego żołnierz spod Monte Cassino,
Przechodząc w jedną i drugą stronę, na akordeonie gra i gra...
Tym razem o tym - wymysł z wyobraźni autora:
[ Jak Ciebie bardzo lubiłem, dziewczyno!
I pamiętam będąc młodym, jak Ciebie w ramiona żem brał.
Lecz los żołnierski, los mi dał,
Że pod Monte Cassino z rąk nazisty przyszło straci mi wzrok.
I choć po wojnie, jak szalony do Polski żem gnał,
Lecz już nie ujrzał Ciebie, choć minął dwudziesty trzeci rok.
I teraz tylko przyszło mi się na jarmarku grać,
Że jak żołnierz miałem dwie miłości:
Ojczyznę i Ciebie! Czemu miało tak się stać,
Że ja dzisiaj tylko chcę grać jednej i drugiej miłości? ]
Ach, jaki żal mi się zrobiło tego weterana,
Że ludzie patrzą na słońce, drzewa i konie...
A weteran nic nie widzi - tkwi w nim wojenna ślepoty rana,
A tylko rozciągają akordeon jego wojenne dłonie...
A kiedy się spojrzy na jego wypalone oczy -
Z których więcej widać "Czerwonych maków
spod Monte Cassino",
Niż z tego śpiewu, który nie jest uroczy,
Lecz prawdziwy tak jak jemu się przydarzyło.
Tyle wzruszeń, tyle wrażeń, tyle wydarzeń...
Jak to ogarnąć, jak dla chłopca wiejskiego?
To nawet nie pragnąłem w snach i z marzeń
zobaczyć tyle. Ale i teraz niemożliwe zapomnieć tego.
Czas już opuścić to niezwykle wyjątkowe miejsce
I podążać z powrotem przez miasto do furmanki.
Po drodze przerzedzony już chodnik w ludzi,
zatem widzę więcej rzeczywiście:
Różne szyldy, gdzie co można kupić, nawet
gliniane dzbanki.
Raz to idę, a gdzie mniej ciekawiej, zygzakiem biegnę -
aż dobiegłem przy kościele w sad jabłoni,
gdzie są już rodzice na furmance!
Mama powiedziała: - Mały, dzie ty zhinuł?
[ - Synu, gdzie ty się zagubiłeś?
Ja się martwię, klnę na rany Boskie,
A ty sobie gdzieś chodzisz po Sokółce.
Mamie odpowiedziałem:
- Ja zhubiłso i ni moh was znajści!
[ - Ja zgubiłem się i nie mogłem was znaleźć! ]
- Był uże raz pry wozi. Ni było was!
[ - Byłem już raz przy furmance. Nie było was. ]
- Wiarnołsa iznoł na rynak i chodził tam i nazad,
jak hety zhubiony chłopiac.
[ - Wróciłem znów na targ i chodziłem tam i z powrotem,
jak ten zagubiony wiejski chłopiec. ]
Na furmance pachnie wątrobianką i świeżym chlebem,
Rodzice już zdążyli ułożyć na desce do siedzenia.
Pomyślałem sobie, teraz życie będzie wreszcie niebem,
Otóż mam w końcu to co chciałem do jedzenia.
Chleb biały sokólski i do tego wątrobianka.
W torbie pachnie kaszanką i wędzoną makrelą.
Ale to na później w domu będzie do jedzenia sielanka,
Kiedy jeszcze rodzeństwo tym się podzielą.
Zatem chleb sokólski biały i wątrobianka w żołądku.
Na furmance wonnie pachnie innymi produktami.
Wszystko widziałem na ulicy i na targu oprócz wyjątku,
Że przez zgubienie się nie pochodziłem z mamą po sklepach.
To w przyszłości pozostanie na inny czas.
Teraz ojciec już do furmanki zaprzęga konia
I w powrotną drogę do domu przez gliniszczanski las.
Bierze lejce w dłonie i do konia mówi:
- Wio kobyłka! Do domu jechać, zanim spłonie dzień.
Objaśnienia: "bolszymi"* - ważniejszymi.
"pałoski"* - wąskie pasy ziemi.
"karabiec"* - w języku naszym etnicznym od niepamiętnych
czasów po prostu tak jest nazywana ta góra.
"węzełków"* - przedmioty związane w chuście
lub w materiale podobnym do chusty.
"wykwity jabłek"* - wyróżnia się to u koni zadbanych
na sierści w tak zwane okrągłe jakby znaki jabłek.
"ohłoble"* - po prostu dwa dyszle do zaprzęgu konia
do furmanki sposób zaprzęgu konnego
zwłaszcza w rejonie wschodnim Polski.
chlasta* - po prostu gra na akordeonie.
zysk polny* - zboże w workach.
[ Historia wydarzenia z 1967 roku ]
Właśnie tu
Od wielu wieku lat wszędzie wsie opustoszałe w ludzi.
Przejadę wszystkie wioski i nie spotkam ani na ulicy,
Ani w gospodarczych obejściach żadnego tutaj człowieka.
To mocna boli, kiedy prawie wszędzie są takie podlaskie wsie.
Jak mi żyć człowiekowi stąd i o sercu i duszy chłopskiej,
W dodatku poety, kiedy patrzę, jak tutaj umiera życie
I coraz go jest mniej zwłaszcza tego sędziwego, jak moja matula.
A kto młody już dawno na zawsze opuścił rodzinną wieś.
Jak te tutaj bociany nabierając krzepy i udoskonalając lot
Przed podróżą, która już lada dzień czeka ich aż do Afryki.
I choć tutaj przyszli na świat, a jednak opuszczą to miejsce
Bez żadnych skrupuł i tylko taka dla mnie pociecha, że wrócą za rok.
Tak samo i z ludźmi stąd - odwiedzą to miejsce, kiedy poczują tęsknotę
Lub kiedy telegram wezwie ich w pożegnalnej drodze naszych bliskich.
Życie nie zna i nie ma litości - z każdą sekundą odmierza nam czas -
I z każdą sekundą zostaje nam coraz mniej życia na ten ludzki nasz czas.
***
Wkoło mojej wsi rodzinnej jest tak pięknie, w zbożu pola się złocą,
Aż mi serce ściska z żalu i boli, że ja nie chłop na roli, a tylko chłopski poeta.
I nie mogę w pole iść, żeby ten złoty łanu plon skosić miastu na chleb.
Podczas drogi myśl przychodzi z dzieciństwa wracając do wspomnień:
Tam gdzie *
https://photos.google.com/album/AF1QipPwHmTKR8zLOmcRaGdpxV-_iRH1Vm3L5NXXUo4_/photo/AF1QipOpc9KlIr5F89MQhwDs346iNRenXANPFyyriuAz
Tam gdzie słońce wschodzi patrząc na ulicę -
Mgła za domy i krzaki się kryje
I znika, jak oddech wchłonięty.
Tam gdzie chłód koszulę ziębi
Z nocnych przywiewów o świcie
I znika w skórze człowieka -
Wywołując gęsią skórkę
I tak poranny dzień się spotyka...
Ptaków w krzakach jest wiele,
Tego się nie zliczy; dźwięki,
Melodie - w tym ich się obliczy.
Poeci niech się zgromadzą,
A niech tam! smog miastu zostawią.
Gdy przyjdą i zobaczą - z wrażenia umrą,
Zanim z tęsknoty się rozpłaczą.
A kiedy na burzę się zbiera,
Każda wrona lata i dziób rozdziera.
Szpaki na łąkę skoszoną lawiną zwalą.
Po chwili z oddali grzmot ich wypłoszy,
Odfruną, aby już dalej to samo powtórzyć.
Zając szarak spod kępy pod krzakiem,
Na opak nierównym zygzakiem
W zarośla obok, przelęknięty ucieczką
Z losem o życie się bije.
Pies ścigacz za nim nadaremnie
Z chrypliwym ujadaniem w pościg się udał.
Pożytek z tego taki, jak efekt nijaki.
Z tym, co sroka z swym skrzeczeniem,
Z krzaka na krzak zawiadomienie
Swoim współlokatorom oznajmiać rozpoczęła.
Po czym drozd wystraszony, swoją
Paniką na dalszy obręb olchowy udobitnił.
Byk dumny na łące, jak lew na sawannie,
Z pyska parschnął, niczym grzmot z oddali.
Oznajmił, to ja tutaj jestem panem i królem.
Darń rogami zaczął rozrywać,
Łańcuchem trawę kosić...
I tylko grzmot już bliżej,
Niż dalej, może go uspokoić.
Deszcz zaczął już kropić...
Wiatr z porywami młody olchowy zagajnik,
Jak łan zboża zaczął falami ścielić!
A teraz przeraźliwie zagrzmiało!
W krzakach piorun ognistym jęzorem
Z trzaskiem i hukiem przywalił!
Aż wszystko powiędło i pocichło.
Tylko moja dusza niezłomna
Zjawisku atmosferycznemu się stawia,
A żeby przenieść wymowność na papier
I umysł oczyścić z nadmiaru usposobienia.
Wiersz z 1988 roku. Mysłowice
Dokończony i zrekonstruowany w marcu 2008 roku. Podlasie
***
Matka z sędziwego wieku przygarbiona ledwo chodzi podpierając się kijem.
Dał Bóg, że w rozumie i słuchu zdrowa i przytomna, ciągle wspomina trudne życie...
Kiedy tak po kryjomu nie ze wstydu, a ze strachu na maturę patrzę,
Na wskroś żal i smutek mnie ogarnia, że już niedługo - blisko nadchodzi gong.
Póki czas trzeba pojechać z matulą do sióstr, choć odwiedzały dni kilka temu.
List do Matki *
https://photos.google.com/photo/AF1QipMG6H29QTo98f_PgAHB6C46I0K_aBMZ957wqo-x?hl=pl
Matko! Ty tam.
Ja tu.
Dom w pisklęta pusty -
Wyszliśmy wszyscy z gniazda już dawno temu
Tak dawno aż straciłaś orientację kiedy.
A zdawałoby się, że było to wczoraj.
Lecz czasu nie oszukamy.
Ty z wiekiem leciwym.
Ja już senior.
Tobie kłaniają się już prawnukowie.
Mnie kłania się już wnuczka.
Ale serce w nas bije póki żyjemy...
Ty się podpierasz na kiju.
Ja pcham wózek już ponad trzy dekady.
Na ścieżkach polnych dróg
Zatarły się już nasze ślady.
Lecz w pamięci ciągle tkwią,
Choć nie chodzimy już żadną z dróg.
Czas nic i nikogo nie oszczędza.
Z samotnością i cieniami rozmawiasz Ty...
Z wierszami rozmawiam ja...
Chłopska dola jest ciężka.
A kto z chłopa wyrośnie na poetę
Dola podwójnie ciężka,
Bo ciężar na grzbiecie i na sercu.
https://www.youtube.com/watch?v=ZGMrvNCquyA
Dżem - List do M. (Rawa Blues '91)
Właśnie tu
Ptaki na pobliskich drzewach tylko w śpiewie weselą się nie znając trudu, bólu
I żalu, jak ludzie, a niestrudzenie ciągle dają śpiewne koncerty, że tylko słuchać
Memu skaleczonemu ciału i zranionemu bólem sercu i dyszy dla poetyckiej ciągłości.
Bociany w gnieździe tuż przed odlotem z młodym żywiołem podskakują
Nad gniazdem przy rozpiętych skrzydłach utrzymując się w powietrzu trenują,
Aż nabierają odwagi i lecą na łąki, pola, siadają na budynki i wracają do gniazd.
Innym razem zanim powrócą do gniazd robią okrężne zakola, bo aż bardzo tak
Z racji natury są władni w powietrzu przestrzeni nieba, a co nowe, to jak u ludzi
Chętne, ciekawe, radosne i zarazem zuchwałe rozpoczynać w wolności,
Jaka jeszcze do końca nie odkryta odległość świata dokąd już za niedługo
Wyruszą w tamtą drogę wspierane podniebnymi prądami wysoko wysoko.
Od przyjścia na świat w ciągu dwóch miesięcy urosły tak, że nie mieszczą się
W gniazdach posturą dorównując rodzicom i tylko jeszcze z nauki lotu można
Odróżnić, że są tegoroczne młodziaki i że młode jeszcze nie klekoczą, bo nie
Znają miłosnych zlotów, a na pewno rozród poznają kiedy znajdą się w Afryce.
Młode boćki wraz z rodzicami co chwila do nauki lotu zrywają się z gniazd -
Zataczając koła w pobliżu i wracają do gniazd - i tak powtarzają do znudzenia
Człowiekowi, ale nie im ptakom, kiedy z natury przyszedł na to czas.
Gniazdo bocianie we wsi Cimanie - rodzinnej wsi [ powroty ] *
https://photos.google.com/photo/AF1QipMt7Vf3qjc0BxB3jwJcKMoIZmI2e2DzvXeXy0yz
Kiedy ten świerk spróchnieje
I upadnie gniazdo bocianie.
Z faktu aż włos mi posiwieje,
Że już inne będą rodzinne Cimanie.
A kiedy w to miejsce powrócę -
Oczy moje widok ten zobaczą -
Płakać jak dziecko zacznę i będę,
Że z tego powodu bociany,
Jak i ja, dolę będą mieć tułaczą.
Smutny i rozżalony wrócę do domu,
Żeby o tym napisać wiersz.
Prócz wiersza nie powiem nikomu,
Bo taki żal targać mną będzie,
Że serce ty moje ten fakt tylko zdzierż.
Pisałem, dnia 10-08-2012 rok. Podlasie
W TYM SAMYM MIEJSCU
A nad głową, o Jezu, Drogi Boże, choć w promieniach słonecznego światła
Nie w sposób dojrzeć, ale dla ucha - po nim dla serca i duszy słychać w powietrzu
Śpiewy skowronków na wydechu i wydechu w pionie zniżając się i wznoszą...
Z tej racji znowuż myśl moja wraca do dzieciństwa i czuję, jak serce pod żebrami,
Jak dzwoń bije, aż w uszach szumi, aż ciało drętwieje i smutek mnie przygnębia,
Że my ludzie tak szybko starzejemy się, a po tym odchodzimy na wieki wieków.
A ptaki zawsze młode i nigdy się nie starzeją i zawsze takie same nie do rozpoznania
Czy to te same, czy to inne, choć takie same.
A nade mną skowronek śpiewa... *
Wyszedłem na wygony, spozieram wkoło,
a nade mną skowronek śpiewa...
Przysiadłem na miedzy z mleczem przy sobie,
a nade mną skowronek śpiewa...
Wszedłem w sam środek łąki - wkoło mlecz majowy,
a nade mną skowronek śpiewa...
Spozieram w błękitne niebo, liczę pierzaste anioły,
a nade mną skowronek śpiewa...
Zaszedłem na pole uprawne, stoję na miedzy,
a nade mną skowronek śpiewa...
Spozieram na łany zbóż zielonych,
a nade mną skowronek śpiewa...
61 lat marzyłem od zera - od tej beczki,
w którą rodzice mnie stawiali,
żebym samowolką nie poszedł w pole,
a nade mną skowronek śpiewa...
Nie zabieraj, skowronku, mnie do nieba,
bo ja śpiewać nie umiem!
2017, wiosna, Podlasie
Przybyłem - zobaczyłem - opisałem.
16.07.2019, Cimanie rodzinna wieś autora
w powiecie sokólskie na Podlasiu
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Eliminacje Ligi Mistrzów
( Polska kaszanka )
Piast przez Bate Borysów wypiastowany.
Dynastia Piastów upadła na samym starcie.
Piaściarze to nie szczęściarze.
Szkoda, bo żeby to była Legia, to jeszcze pół biedy.
Dla nas kibiców na pocieszenie pozostaje tylko
przejście Piastunki do Ligi Europejskiej.
Jutro kolejna kompromitacja(?)
...A za rok czekamy na Dynastię Jagiellonów...
( ...Jagiellonia Białystok Mistrzem Polski 2020 )
2019/07/17, 22:06, środa piłkarska
Koalicja Obywatelska
Schetyna powiedział: Idziemy do wyborów jako KO
- chcemy bronić demokracji i samorządności.
*
A tak się składa, że to za Prawa i Sprawiedliwości
jest demokracja i są samorządy, co z jego partii w większości
w tych strukturach zajmują rządzące stanowiska dobrze się mają.
To czego on chce bronić? No chyba tego: boju, baju,
kiedy my wygramy będziemy w raju.
Koalicja Obywatelska to oszustwa dla Polaków.
P(nie)O to nieszczęście dla Polski!
Pamiętaj o tym Polko i Polaku!
Według prostego ale nie prostaka Mietka
Zobowiązanie
Ci, którzy ukończą liceum, technikum, a tym bardziej studia,
nie powinni opuszczać Ojczyzny, pamiętając, że Ona nas wykształciła.
Tylko pozostać w rodzinny kraju i uczciwie i sumiennie pracować
dla dobra swojego i dobra swojej Ojczyzny.
Służbowy wyjazd jest jak najbardziej uzasadniony.
Nie pytaj, co ci da Polska.
Powiedz, co ty możesz dać Polsce.
Ja daję Ojczyźnie to, co jest mi najtrudniejsze.
18.07.2019, 10:15, czwartek
Gdybym mógł
Gdybym mógł, gdyby dał mi Bóg,
Gdyby było to mi dane,
Poszedłbym na te chłopskie złote łany,
Ja chłoporobotnik z urodzenia i wykształcenia -
Sobie i mojej Ojczyźnie obrabiałbym pole.
Czy wiesz, że chłoporobotnikowi pióro jest cięższe, niż pług.
Trzeba dawać Ojczyźnie to, co jest najtrudniej dać -
Wtedy ma to największą wartość.
18.07.2019, 14:38, czwartek, z Podlasia mego rodzinnego
Liga Europejska pierwsza runda eliminacyjna
Cracovia - DAC 1904 Dunajska Streda ( Słowacja) na wyjeździe 1 : 1.
W Krakowie 1 : 1. W dogrywce 0 : 1 i Cracovia już ma z głowy puchary.
"Pocałunek śmierci", którego nie lubi trener Probierz spełnił się jak zły sen.
2019/07/18, 21:47, piłkarski czwartek
*
Legia - Europa FC ( Gibraltar ) do przerwy 2 : 0.
Na wyjeździe 0 : 0.
Legia z pewnością z amatorami nie podzieli losu Cracovii.
Ale w drugiej rundzie to nie wiadomo?
tego samego dnia
SEZON EKSTRAKLASY 2019 - 2020
To już jutro rozpoczynamy taniec piłkarski naszej podlaskiej Jagiellonii.
W pierwszym meczu pierwszej kolejki na pierwszy ogień Jaga zagra
na wyjeździe z Arką Gdynia. W emocjach piłkarskich oglądamy mecz.
Jaga wygra mecz obejmując lidera i tak będzie przewodzić przez 37
kolejek aż do Mistrza Polski.
A więc zaczynamy, jedziemy:
ARKA GDYNIA - JAGIELLONIA BIAŁYSTOK
( pierwsza kolejka sezonu 2019-2020 )
2019-07-19, piątek, godz. 18:00
Pięknie brzmi, Jagiellonia Białystok, nieprawdaż. Królewski klub.
A w grze całego sezonu będzie jeszcze piękniej brzmieć
Jagiellonia Białystok, bo z racji swojej pięknej i dobrej gry,
będzie na ustach całej piłkarskiej Polski, Europy, a nawet świata.
Jaga nasza z Podlasia nam, wam swoją grą to zagwarantuje.
Już przed meczem robi się klawo jak cholera. A w trakcie meczu,
gdy Jaga będzie strzelać bramki Arce, będzie jeszcze klawiej.
A po meczu radosna satysfakcja nam kibicom z Podlasia naszej Jagi
i tym kibicom spoza Podlasia, którzy lubią Jagę i kibicują jej także
radośnie będą usatysfakcjonowani wygraną Jagi z Arką.
A więc, Jago ruszaj do boju! My Podlasianie i nie tylko na to patrzymy...
*
(...) A za tydzień z Rakowem Częstochowa na Arenie Marzeń przy Słonecznej
w Białymstoku na Podlasiu co będzie się działo. Istny szał za naszą Jagą...
A dla przyjezdnych istne piekło!
Koalicja Obywatelska
Tak naprawdę to czysty szwindel polityczny.
Im nie chodzi o obywateli, a żeby tylko poprawić
swoje dotychczasowe koryto na lepsze.
A Ty Wyborco masz swój rozum i jak wybierzesz
tak będziesz mieć. Wolny Tomku w swoim domku.
Ale pamiętaj, że poza domem jest różnie.
19-07-2019, 9:54, piątek
MAMROT TIME ROZPOCZĘTY
Po letniej przerwie stęsknieni ligowej piłki, wreszcie doczekaliśmy się Ekstraklasy.
Rozpoczynając sezon 2019-2020 na pierwszy ogień Arka Gdynia - Jagiellonia Białystok.
Zaczynamy od pierwszej kolejki drogę po mistrzostwo w Gdyni, a kończymy w 37 kolejce
w Białymstoku jako Mistrz Polski na 100-lecie klubu Jagiellonii Białystok.
Pierwszą połowa: szósta minuta, Imaz pociągnął po skrzydle, zagrał w pole karne na nabierającego
młodego Bidę - on rzutem na taśmę piłkę wpakował pod poprzeczkę Steinbrs'owi i jest dla naszej
Jagi 1 : 0. W 18-tej minucie Jaga przeprowadza udaną kontrę i tym razem strzela Imaz na długi
słupek i jest już 2 : 0. Cudowna Jaga, kiedy grała "tiki Jagę", Arkowcy byli bezradni. Piękny dla
Jagiellonii nadszedł czas, gdy gra Jesus Imaz. Jaga zatopiła na dobre Arkę.
Druga połowa: kontrolując grę Jaga pozwoliła Arce wyszumieć się, co prawda, gdy Arkowcy
przycisnęli zmasowanymi atakami i gdyby Jagę nie uchroniła poprzeczka, Stoczniowcy uzyskaliby
kontaktową bramkę. Ale jak piłkarskie przysłowie mówi: lepszym sprzyja szczęście. I tak się
faktycznie stało. Jaga powiedziała: dość już nawały Arkowców, naszej cofniętej gry obronnej.
Zaczynamy grać "tiki Jagę". I długo nie było trzeba czekać: w przewadze lepszej składnej grze -
w 80 min. Jaga uzyskała rzut rożny - Poletanović z rzutu rożnego wrzucił piłkę w pole karne,
gdzie Kostal główką przedłużył wprost na główkę do Romańczuka - on perfekcyjnie, jak przystało
na kapitana Jagi, piłkę skierował pod poprzeczkę na długi słupek i choć Steinbors czubkami palców
dłoni sięgnął piłkę, ale na nic to się zdało, piłka wpadła pod poprzeczkę do siatki i jest już 3 : 0.
Tym samym w dzisiejszym meczu już jest po Arce. Strzelił gola Bida, Imaz, Romańczuk i ( żagiel
napęd ) Arce na dobre zgasł. Jaga wspaniale triumfuje. Jedna 37 już wykonana. A tak naprawdę,
to wystarczy wygrać 20 meczy, 10 zremisować, z 7-mioma porażkami i na koniec w sumie z 70-
sioma punktami swobodnie zostajemy mistrzem na 2019-2020. Jaga pokonując Arkowców z
przytupem bez dwóch zdań kto był lepszym, trzy bramki zaaplikowała Stoczniowcom i z
trudnego wyjazdowego terenu wywozi trzy punkty do Białegostoku na Podlasie. Jaga będzie
na słusznej drodze do mistrzostwa. Od pierwszego meczu w tabeli JAGIELLONIA na ZIELONO,
a to oznacza, że jest LIDEREM. I najprawdopodobniej po pierwszej kolejce, nie sądzę, żeby
Jagę ktoś wyprzedził. A zatem na drugą kolejkę już w Białymstoku na Arenie Marzeń przy
Słonecznej wygraną nadal będzie świecić słońce nam. Kibiców przyjdzie sporo, żeby zobaczyć
beniaminka Raków Częstochowa i po części w odmienionym składzie naszą kochaną i umiłowaną
Jagę. Już jest klawo jak cholera. Zakochałem się w Jadze i bez niej nie potrafię żyć...
Z Bogiem i z Jagą, Mietku...
2019/07/19, piłkarski piątek
Czy żałuję wyjazdu i pobytu dwóch i pół dekad na Górnym Śląsku?
Zacznijmy od tego, że to nie był zaplanowany, powiedzmy od wielu dni czy tygodni wyjazd
na Górny Śląsk. A ot tak po prosty bez zaplanowania nastąpił nagły wyjazd. Kolega ze wsi,
który od trzech lat już był na Górnym Śląsku, namówił kolegę, który mniej więcej po około
miesiąca pobytu w OHP, przyjechał na wykopki, zwolniony na prośbę jego matki.
Po robocie na wieczór przyszedł do mnie. A ja od razu przy przywitaniu się, powiedziałem.
- Jadę z tobą.
I tak się stało. Pojechałem z kolegą na Górny Śląsk do Ochotniczego Hufca Pracy.
A czy dziś żałuję tego wyboru? Trudne pytanie. Nazwijmy na sam początek, że to tak
naprawdę nie był normalny zaplanowany wyjazd, a po prostu zwykła chłopięca nierozważna
z domu rodzinnego ucieczka, która po latach zaważyła na całym życiu, że tak się potoczyło,
jak się potoczyło, a nie inaczej, lepiej. Żeby to my wiedzieli, co nas czeka, ma spotkać,
nie doszłoby do tego do czego dochodzi, bo mogliby ustrzec się tego, co na nas niedobrego
miałoby czyhać i spotkać? Nie wiemy ani dnia, ani godziny, co spotka nas w życiu?
A z drugiej strony, to że w młodzieńczych latach los popchnął mnie wyjazdem ze wsi,
a raczej ucieczką, bez wstydu nazwijmy raz jeszcze, głupią ucieczką na Górny Śląsk.
Tego dziś nie żałuję. Ale tylko tego, że okaleczyłem się pracując w kopalni i wróciłem
w rodzinne strony na wózku inwalidzkim. To najgorzej boli. Ale taki już jest mój los.
Pocieszając siebie, mają ludzie jeszcze gorsze losy. Proszę mi wierzyć.
Ale pamiętać muszę, że z tej nieszczęśliwej mojej tragedii, choć o nią nawet w snach
nie napraszałem się - wytworzyła się i dobra cecha, choć ją i wcześniej posiadałem,
mego charakteru, zainteresowania, wrażliwości, natchnienia do życia...
Z czego stałem się poetą. A jeśli nie poetą, bo każdy inaczej na to patrzy.
To przynajmniej piszę wiersze... Bez tej przykrej na całe życie dla mnie tragedii,
jaka mnie w życiu spotkała, nie byłoby wierszy. W życiu zawsze jest coś za coś.
22 lipca 2019 roku, Czarna Białostocka w otulinie Puszczy Knyszyńskiej. Podlasie
Wiersze z 2008 roku:
TRAGICZNE PERYPETIE GÓRNIKA! *
Żyłem z ludźmi na ziemi.
Tyrałem z kamratami pod ziemią.
A kiedy skałą piaskowca uderzony
Padłem na urobek i zostałem przywalony!
Wtedy stałem się, jak upadły Anioł,
Który został za grzechy wypędzony z Raju!
Ja zostałem na noszach wywieziony
z niedoli ciemnego gaju!
Mawiał swego czasu stary górnik:
"Górnictwo, to ostatnia kromka chleba!"
A mnie tam podążać była potrzeba,
Kiedy do nauki głowa nie była mądra.
Kopalnia w podziemiach była potrzebna dla ludzi,
Których bez szkół za życiem szła sił horda.
PRZEZNACZENIE *
Urodziłem się wiejskim dzieckiem,
"Tam gdzie diabeł mówi dobranoc."
Sport kochałem i uprawiałem od maleńkości,
Jak fanatyk w sensie pozytywnym.
Tylko z daleką lokalizacją nie uporałem się,
A żeby w uprawianiu dyscyplin być czynnym zawodnikiem.
Byłem dobrze zapowiadającym rolnikiem,
A przeznaczenie wyemigrowało mnie na obco śląską ziemię.
Tam rodzinę założyłem.
Za robotę mieszkanie dostałem.
Dwóch synów od Boga otrzymałem -
W radości i szczęściu Bogu [po]dziękowałem.
Ta obca Ziemia dała mi chleb -
W zamian służyłem Jej robotą.
Pod ziemią losowi stawiałem się łeb w łeb -
Pod ziemią z losem przegrałem,
Padając na urobek nocną sobotą!
Tam wraz z tym szczęście umarło,
A został b ó l i c i e r p i e n i e.
Tam życie bez roboty było na darmo.
Tutaj na Podlasiu - na Ziemi rodzimej
Będzie dogorywać złota jesień życia i wspomnienia...
W OZDOBIE SERCA I DUSZY DO POEZJI *
Przemień i oczyść się serce moje i wszystkich,
Którzy z Chrystusem się jednają.
A Ci, którzy Chrystusa nie wyznają,
Im niechaj na Ziemi będą od Ludzi wierzących spokoje.
Dopóty dopóki żyję, chcę być bezpieczny od zamętu,
Aby moja dusza nie miała lamentu
I rozum nie tułał się w ciszy pustki.
Zatem parając się piórem - to ja ozdobny i ulotny w duszy,
Jak Biały Anioł, który z powiewu wiatru się porusza...
Tak i u mnie wiersz do wiersza w cichym szepcie
jednoczy się w głuszy
I do poezji ustawia kolejkę sznurem.
Nie jestem i nie chcę być gburem, chcę być roztropnym, upojnym
I niewinnym szemrzącym polnym konikiem,
Który chce wskoczyć na swoje miejsce z poetyckim chórem
I szemrzeć przy Wielkich Polskich Wieszczach poddanym
poezji służebnym laikiem.
Jestem porannym natchnionym słowikiem -
Upajam się swym wierszowym śpiewem, jak narkotykiem...
Wokoło mnie świat żyje i podąża swoim torem...
U mnie widoki i wyobraźnia jest na chorobę zastrzykiem,
A dusza nakręca się wznoszącym natchnienia motorem...
Pod sobą bujną zieleń źrenicami połykam -
I jak w otchłań w nią umysłem wchodzę,
Lecz nie jestem w tej głębi wodzem,
A w dziesięcioletnim millennium tylko
życia swoją okruszkę wtykam.
Mając nad głową epoki życia,
Pod nimi jestem tylko marną glizdą,
Która nic nie ma do ukrycia,
A tylko przejmuje się tym,
jaką relację zda z życia.
MATCE *
Matko moja, strudzona,
Ileż to cierpień znosiłaś w sobie.
Ile to z trudu spłynęło potu po Tobie -
Zanim nas "katłanów"* wychowałaś swojsko.
Wiruje zawiły czas po głowie mojej
I smętnie wykuwa się myśl poczynić,
Co się jak kłębek nici, jego długością los można po winić,
Żeśmy jak matka i syn jeden krzyż mieliśmy biedy swojej.
Ty żeś "wałaczyła tabane"* sześć wiorst od swojej mamy -
Nakarmić nas, żeby my nie byli postni.
Ja żem jak dorósł, zwinął majdany i spier*olił na Śląsk,
jak łobuz ostatni,
Choć żem nigdy nim nie był, na rany mamy!
https://www.youtube.com/watch?v=ZGMrvNCquyA
* * *
Los spłatał figla, a przypadek dokonał reszty:
Śląsk, jak Jasia za chlebem pociągnął.
Tyżeś nie śpiewała, jak Marysia, która chciała być gąską -
Co lecieć za nim chciała w krainę śląską.
Tyżeś płakała z ubolewania aż w duszy do smutku żal lgnął...
Pchnął mnie los na ziemię śląską, pchnął,
A wyrzuty sumienia we mnie płakały trzem dniom -
Po kątach "OHP"* ukradkiem szlochałem ja żem i wieloma dniom...
Aż okrył się żalem pod koc i myślą z tęsknotą do Ciebie żem lgnął...
...Co będzie dalej, na wiosnę czas miał zweryfikować: ?...
Tylko nie płacz mamo. Takie jest życie.
Objaśnienia: "katłanów"* - jest to określenie na Podlasiu zwłaszcza w powiecie
sokólskim, gminie Kuźnica Białostocka, określa się potocznie w gwarze etnicznej,
dzieci, które trzeba wychowywać, a jak na razie nie ma z nich żadnego pożytku.
Czyli inaczej rzecz biorąc w skrócie: "katłanów" w liczbie pojedynczej -"katłan"
czyli po prostu: garnek.
"wałaczyła tabane"* - czyli nosiła torby z żywnością.
"OHP"* - Ochotniczy Hufiec Pracy, które w PRL-u były popularne.
Twój Miecio. Podlasie, lipiec 2008 roku.
*
A dzisiaj z tego jestem poeta.
Na gorąco czyli na bieżąco
"KOMU ZALEŻY NA ZABICIU TVP?"
To proste nawet prostemu nierozeznanemu telewidzowi.
TVP mówi i pokazuje prawdę. A to opozycję bardzo boli,
bo kiedy ona rządziła posiadając publiczną telewizję,
odwracała prawdę kota ogonem.
Zainspirowało zaczerpując z WPOLSCEPL, 22.07.2019
*
Dzisiejsza opozycja, gdyby doszła do władzy,
to byłoby nieszczęściem dla Polski!
Wiedz i pamiętaj o tym Polko i Polaku,
jeżeli Tobie zależy na dobrze Twojej Ojczyzny Polski.
Patriota z Podlasia Mietko
*
P(nie)O - partia niewiarygodności
Każda ma swoich bogów
W TVP mówią za rządem Prawa i Sprawiedliwości.
W TVN przeciw rządom PiS.
PiS. PiS. PiS. Więcej przez gardło nie przejdzie peowcom.
A dla mnie Prawo i Sprawiedliwość, to Duma Polski.
Mietko patriota
*
Być patriotą i brać za to pieniądze, to żadna sztuka.
Być patriotą i dawać od siebie coś dobrego,
to jest dopiero prawdziwy patriotyzm.
Mietko patriota
Bez ograniczeń polityka na ostro
Dobrze, że Kopacz i Halicki P(nie)O poszli z kraju do Brukseli.
Choć będą srać w gniazdo z którego wyszli, będzie mniej śmierdzieć
za granicą, niżby siali zamęt polityczny na rząd Prawa i Sprawiedliwości
w ich obecność w kraju, gdzie w ich nieobecność ludzie o nich zapomną.
Przydałoby się, ale to już trzeba poczekać do drugich wyborów do Parlamentu
Europejskiego, żeby wpadli na pomysł kandydowania do Parlamentu Europejskiego
młody Brejza i Kierwińsk (P(nie)O, którzy wypowiedziami przeciwko rządowi
Prawa i Sprawiedliwości szkodzą Polsce we własnym kraju. Przykład:
Brejza - PiS chytra zmiana, cwana zmiana. Kierwiński - lej woda do kwadratu.
24.07.2019, zainspirowało negatywne nastawienie tych osób w Parlamencie
Europejskim i we własnym kraju do rządu Prawa i Sprawiedliwości.
Mniej P(nie)O w naszym kochanym polskim kraju więcej spokoju i poprawy życia
zwłaszcza biednym ludziom m. in. takim jak ja. Partia, która nie dba o ludzi,
którzy na nich robią, nie jest godna w ogóle istnienia, czym jest to P(nie)O
i przystawka do niej .N jako KO. Chłoporobotnik swoje wie.
Według prostego, ale nie prostaka Mietka
Bez uwielbienia
( bez wstydu autora, bo tylko prawda nas wyzwoli )
Kiedy oglądam polskie filmy z czasów polski międzywojennej lub jeszcze wcześniejszej
z czasów zaborów, gdzie poezję polską najpiękniejszą tworzyli poeci z patriotyzmu,
tęsknoty do wolnej Ojczyzny. I gdy w tych filmach występują postacie o inspiracjach
literackich jako poeci - te osoby są uwielbiane przez arystokrację zwłaszcza kobiecą.
W dzisiejszych czasach nie miałem jeszcze zaszczytu i przyjemności spotkania się
z takimi osobami, przynajmniej w sensie pochwały chociaż w małym stopniu za moją
twórczość literacką. Sam sobie muszę odpowiedzieć - po pierwsze może dlatego,
że prócz internetu na Forum FAR moja twórczość prawie nikomu nie jest znana.
Po drugie być może moja twórczość zbytnio jest prymitywna dla takiego pokroju osób.
Po trzecie albo nie ma już w naszym kraju arystokracji literackiej. Po czwarte albo ku
temu, że jestem chłopskim poetą, co bardzo mocno w swojej twórczości literackiej
to podkreślam(?)
Zainspirowało oglądając przypadkiem ostatni kwadrans filmu:
" Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy" i po tym odcinek następny ( TVP KULTURA )
( Przez ostatnie dwa lata ta telewizja prawie nie była przeze mnie oglądana -
po pierwsze z powodów braku programów literackich, po drugie dlatego zapomniałem
wchodzić na ten kanał i po trzecie z tego powodu całkowicie oddałem się namiętności
TVP INFO i WPOLSCEPL ) Ale, kiedy trafię na program literacki - gdzie są recytowane,
dziś mówi się czytane wiersze poetów niewspółczesnych, bez względu jaki to kanał,
od razu otumania mnie wrażliwością aż do wzruszeń i w następstwie do drgawek -
i w następstwie aż doznaję orgazmu literackiego... A kiedy z tego wzruszenia czuję,
że coraz bardziej drętwieję - w obawie, że to może doprowadzić do zawału ( chociaż nie
musi, jeśli to nadwrażliwość nerwicowa) - uciekam z tego kanału tak szybko, jak szybko
wszedłem. Wrażliwość - to piękna cecha - ale i zarazem wada wrodzona - kiedy bardzo boli!
Na marginesie dodam, kto przez naturę i dar Boży taką wrażliwością obdarzony - płodzi
potomstwa w postaci synów, co dzisiaj jest nie bez znaczenia przy ogromnej przewadze
przychodzenia na świat ludzkiego rodzaju żeńskiego )
Mieczysław "Strzelec Mietko" Borys - ( poeta kamień - żywy kamień )
24 lipca 2019 roku, Czarna Białostocka w otulinie Puszczy Knyszyńskiej
*
W najbliższą sobotę ze źróbkiem" pojedziemy na mecz. Nasza Jagiellonia na Arenie Marzeń
przy Słonecznej podejmie beniaminka Raków Częstochowa. Trochę nie odchamię się,
a schamię się dla równowagi, dla spokojności serca i duszy. Jeśli jesteś na wózku i masz
braki i zaległości przebywania w miejscach masowych publicznie, w swoim miejscu
zamieszkania idź przy pomocy bliskich na stadion, obejrzysz mecz swojej drużyny,
a zobaczysz jak się odprężysz fizycznie i psychicznie. Na stadionie nawet będziesz mógł(a)
zakurw*wać. Klawo będzie jak cholera. Ja już to wypraktykowałem. Pewny luz.
Białystok moim miastem. Jagiellonia moim klubem. Dumni po wygranej. Wierni po przegranej.
Bo kiedy przecież każda drużyna wygrywa, ale i są mecze przegrane. Niemniej tego gorszego
nawet do myśli i serca nie do puszczam zwłaszcza u nas na własnym boisku w puszczy lwa,
którą jest Arena Marzeń przy Słonecznej w Białymstoku na Podlasiu. Choć beniaminek zwłaszcza
w pierwszych kolejkach meczy dopóki osłabnie walczy, jak wspomniany lew. A zatem będzie
ciekawy i interesujący mecz. Ziomkowie przychodźcie na mecz.
JAGA! JAGA! JAGA!
JAGIELLONIA! JAGIELLONIA! JAGIELLONIA!
BKS! BKS! BKS!
DUMA PODLASIA
WSCHODZĄCY BIAŁYSTOK
ŻUBRY PODLASKIE
12 ZAWODNIK TO MY!
24.07.2019, 13:49, środa
Kiedy los nie wybiera, a przez los to się staje
Z kalectwem, kiedy ono nie jest od urodzenia,
a z wypadku tak trudno się pogodzić,
jak nie kalekiemu przyjąć kalectwo.
Ale przeznaczenie losowe nie wybiera.
Masz to co masz. Więc żyj z tym,
choć cholernie ciężko żyć po ludzku.
Miej sens życia - bądź tym na kogo Cię stać,
kim potrafisz być.
24 lipca 2019 roku, 21:54, środa ( dla naszych drużyn
nie piłkarska Liga Mistrzów. Ale sobota już blisko
i pierwszy mecz Jagi tego sezonu na własnym boisku.
Będzie żywotnie - wesoło - ciekawie - radośnie i zwycięsko )
Aktywny samozwańczy poeta
( przekaz z życia )
Matko moja, żono moja, synu jeden, drugi mój,
synowo moja, wnuczko moja, siostry moje,
krewni moi, znajomi moi, idę w wierszowy bój,
by odważnie dla was żyć...
22:22, tego samego dnia
Wybór czy przeznaczenie?
Przeznaczenie, los, Bóg, jak kto woli,
jednemu daje być malarzem,
innemu kompozytorem,
jeszcze innemu naukowcem,
a mnie przeznaczono pisać wiersze.
22:30, tego samego dnia
"MINĘŁA 8"
Jak widzę tych chłopków z PSL-u w TVP INFO, to aż śmiać mi się chce,
jak oni rękoma i nogami bronią się przed zarzutami, kiedy współrządzili z P[nie]O.
A ci z "kropki" .N, choć nie współrządzili, bronią ich jak żołnierze przygraniczni
ziemi swojej Ojczyzny... Tylko przyklasnąć. Chłoporobotnik widzi i swoje wie.
Przełączam na WPOLSCEPL, tam niej krzyczą. Kiedy wróciłem na ten sam kanał,
najbardziej szaleje Mietek. Nawet kobietę nazwał "bezczelna". Dalibóg.
25.07.2019, czwartek
"Bez programu"
P[nie]O idzie do wyborów parlamentarnych bez programu.
Z góry wie, że przegra z Prawem i Sprawiedliwością wybory,
to po co głowić się nad programem, kiedy po wygranej PiS-u,
nie będzie mogła wprowadzać programu w życie.
A po drugie jedna z posłanek P[nie]O w swoim czasie powiedziała:
jeśli ogłosimy program, to PiS nam ukradnie.
Prawdopodobnie to była posłanka Leszczyna.
Ona też wcześniej zasłynęła wypowiedzią:
afery za rządów PO - PSL, to wymysł PiS-u.
Atrakcyjna babka, ale politycznie mówi od rzeczy.
P[nie]O to wielkie jaja, nawet i bez obecności Bieńkowskiej.
Dalibóg.
tego samego dnia
Do P(nie)O
Politycy, posłanki i posłowie, jak wy w końcu się nazywacie,
P(nie)O, PO-KO, KE, KO, UW, KLD, UD?
No proszę, przez 30 lat tyle partii, a ci sami politycy.
Istna postkomuna, tylko zmieniała barwy, ale w tej samej skórze.
Określcie się jakoś z jedną nazwą raz, a na zawsze.
A nie otumaniacie naród, że my to pod każdą inną nazwą
to jesteśmy inni, lepsi od reszty. Bzdura i banał polityczny,
lej woda, a wręcz oszustwo wielokrotnie zmieniać pelerynę
polityczną pod którą można na jakiś czas przykryć stare,
a odkryć nowe oszustwo na którym wyborcy jeszcze się nie poznali.
Dalibóg. Polityk, to istny cyrk.
tego samego dnia
SYNDROM NIEPORADNOŚCI JAGIELLONII Z BENIAMINKIEM I TO U SIEBIE
( literatura piłkarska )
http://ekstraklasa.org/aktualnosci/skrot-jagiellonia-0-1-rakow-czekali-ponad-20-lat-13958
Beniaminkowe wróciły demony z przeszłości. Beniaminkowa niemoc Jagi trwa...
Już trzecia z kolej porażka Jagi z beniaminkami i co najgorsze, że na własnym boisku.
Pierwszą przegraną 2 : 3 zanotowała Jaga w 2017 roku, kiedy to przyjechał beniaminek
Sandecja Nowy Sącz. W 2018 roku także Jaga uległa 2 : 3 beniaminkowi Miedź Legnica.
I dzisiaj było nie inaczej, Jaga uległa beniaminkowi Raków Częstochowa 0 : 1.
To jakiś już fatum stoi na Jagą, że nie radzi ze zespołami, które wchodzą z pierwszej ligi
do Ekstraklasy. I co najgorsze nam Jagi kibicom, a niemniej i piłkarzom, że nie mamy
patentu na wygrywanie z tymi drużynami. Także nie bez przyczyny jest to, że kiedy wraca
lub wkrada się do naszej drużyny mankament niedokładności, pudłowanie sytuacji
(pod)bramkowych, co było grzechem w dzisiejszym meczu, nie sposób w takim dniu
wygrać mecz. Też mecz trzeba wybiegać, żeby wygrać, co zrobił Raków Częstochowa.
Jaga, kiedy z beniaminkami już standardowo przegrywa mecze, powodem zapewne
jest to, że też lekceważy te drużyny. A kiedy opamięta się po dostaniu gola, wychodzi
tak, że choć bierze się do roboty - nie potrafi już wyrównać przynajmniej na remis.
Wyszło ani konkretnie, ani kompletnie. Nasi piłkarze mielili, mielili, ale gola nie strzelili.
A po świetnie wygranym meczu z Arką 0 : 3, wydawało się, że mamy drużynę na mistrza.
Natomiast drugi mecz obnażył wszystkie mankamenty Jagi, jakie w grze całego zespołu
są do poprawienia. I co gorsze, że z beniaminkiem i to na swoim boisku przed własnymi
kibicami. Gdy w składzie nie ma Runje, Jaga runie! I tak stało się w tym meczu przy
bramce dla Rakowa, nasza obrona z Mitrović'iem, Romańczukiem i Aresnić'iem zachowała
się biernie. Strzelec bramki zrobił, co chciał. No i d*pa zimna.
( Po meczu uczciwie, honorowo i z szacunkiem do przyjezdnej drużyny i jej kibiców,
kibicom pogratulowałem, że byli lepsi i za dobrą grę. Odwzajemnili się mi, że druga
połowa była wyrównaną. Odpowiedziałem, cóż z tego, kiedy to wasza drużyna strzeliła
gola właśnie, w niby tej wyrównanej grze w drugiej połowie. Liczy się wynik, a nie gra.
Pokiwali głowami, przyznając mi rację. Dodałem - szczęśliwego powrotu do domu.
Podziękowali. )
No cóż nic dodać, nic ująć tylko powiedzieć: - Dumni z wygranej. Wierni po przegranej.
Teraz czekają naszą Jagę dwa mecze wyjazdowe. Może na wyjazdach wygranymi zrewanżuje
się nam swoim kibicom. Między innymi choćby i dlatego, że w ostatnich kilku sezonach Jaga
lepiej grała na wyjazdach inkasując komplet punktów, niż na własnym boisku.
Oby i tak się stało i w tym sezonie na wyjazdach. Ale i u siebie również trzeba wygrywać dla
nas kibiców i dla siebie samych piłkarzy. Przecież to ich praca i za to inkasują duże pieniądze.
Amen jak w pacierzu. Byłem - widziałem - opisałem.
Chuligan stadionowy Mietko
2019/07/27, wieczór piłkarski
Ja, poetą
...Piszę nie talentem, a wrażliwością i natchnieniem -
Z tego wiersze wzięte, gdy jeszcze jestem istnieniem...